Strona główna Grupy pl.sci.psychologia No to padłem. Re: No to padłem.

Grupy

Szukaj w grupach

 

Re: No to padłem.

« poprzedni post następny post »
Data: 2011-03-01 13:45:33
Temat: Re: No to padłem.
Od: zażółcony <r...@x...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki


Użytkownik "Martwica mózgu" <7...@m...pl> napisał:

>> http://wyborcza.pl/1,95892,9156386,Akcja_apostazja__
czyli_jak_nie_byc_niewierzacym_praktykujacym.html#ix
zz1FGHzZXuu

> A ja chodziłem, a ta strona nie działa.

Dlaczego odchodzę z Kościoła? Bo nie mam wyjścia, Proszę Księdza. Muszę.
Ściślej - zostałem zmuszony. Im częściej jednak o tym myślę, tym ważniejsze
wydaje mi się pytanie: dlaczego akurat teraz? Albo raczej: dlaczego dopiero
teraz?


Na to ważniejsze pytanie odpowiem Księdzu za chwilę, ale najpierw odpowiem
na pierwsze pytanie Księdza, bo odpowiedź wydaje mi się banalnie prosta.

Odchodzę z Kościoła Katolickiego, bo nie jestem katolikiem ani w ogóle osobą
wierzącą. Dobry powód?

Nie wadzę się więc z Bogiem, nie buntuję, nie mam momentu załamania, napadu
wątpliwości. U mnie, proszę Księdza, jest niestety "zupełnie pozamiatane".
Jestem ateistą odkąd pamiętam. Jest to dla mnie tak pierwotne, że nie
potrafię dociec źródła.

Szyderstwem

Na pewno jest w tym jakiś wpływ ojca, który deklarował się jako ateista. Nie
przeceniałbym tu jednak jego roli wychowawczej. Byłem oczywiście zbyt mały,
żeby toczyć z nim jakieś teologiczne dysputy.

Pamiętam jednak jak ojciec uprawiał coś, co nazwałbym "ateizmem szyderczym".
Uwielbiał mianowicie zabawnie komentować zachowania mojej babci, która
popadała w dewocję, "rytualne obyczaje świąteczne" (jak mawiał) ludzi, dla
których "Wielkanoc polega na święceniu jajek" albo komentowaniu niedoli
sąsiada, który w sobotę wieczorem tłukł żonę i dzieci, "a jutro będzie
musiał iść z takimi pobitymi do kościoła". Jak ktoś popełniał jakąś podłość
dodawał z uśmiechem: "proboszcz i tak go rozgrzeszy". Choć otoczenie
traktowało to jako niegroźne dziwactwo wystarczyło jednak, żebym zdał sobie
sprawę, że w kwestii religijnej można być "poza systemem". Że jest taka
opcja.

Racjonalnie

Miałem też inne religijne wzorce. Wakacje i ferie spędzałem czasami u mojej
żydowskiej rodziny w pobliskich Suwałkach. Nie ma to wiele wspólnego z moim
ateizmem, bo byli oni ludźmi głęboko wierzącymi. Poza oczywistymi różnicami
religijnymi, poznałem zupełnie inny model religijności. Pozbawiony
hałaśliwej ostentacji, oparty raczej na zrozumieniu, niż fanatycznej wierze,
na wiedzy, ciągłym studiowaniu i dociekaniu, a nie bezkrytycznym
przyjmowaniu dogmatów.

"Talmudyczny" - jakby to powiedział ksiądz Rydzyk. Do dziś jest to model
bardzo mi bliski. W mojej prywatnej metafizyce (zaręczam, że ateiści takową
posiadają!) używam raczej starotestamentowych narzędzi filozoficznych,
porównań, nazewnictwa, metafor, itd. Mimo że jestem niewierzący, bardzo
interesuję się religią.

Choć moja najbliższa rodzina była tzw. normalna (tzn. katolicka), była
jednak bardzo racjonalna, to znaczy od dzieciństwa wiedziałem, że jak ktoś
jest chory, to trzeba mu dać antybiotyk, a nie modlić się za niego. Że jak
gdzieś w Polsce jest powódź, to powodem są deszcze i roztopy, a nie gniew
Boży. Że jak zaczynają mi się podobać dziewczyny, to jest to dojrzewanie, a
nie grzeszne pokuszenie Szatana. Że jak straciłem kolegę, to nie dlatego "że
Bóg go do siebie powołał", ale że zatruł się czadem z zepsutego piecyka. I
tak dalej z teorią ewolucji Darwina, Kopernikiem i dinozaurami na czele



Opresyjnie

Stopniowo oddalałem się coraz bardziej. Gdy jest się niewierzącym i patrzy
na to wszystko z boku, rytualne zachowania religijne innych ludzi często
stają się niezrozumiałe, dziwaczne, nieprzystające do rzeczywistości. Czułem
się w tym coraz bardziej obco.

Rodzina najpierw zareagowała opresyjnie. Zmuszany do pójścia do kościoła
strasznie się męczyłem. Nie chodzi o to, że się tam nudziłem. Kościół
odrzucał mnie swoją estetyką, tłumem, zapachami, starczym wibratem chóru,
groteskową intonacją księdza, napastliwością kazań, dziwacznością rytuału,
językiem, odpustową tandetą wystroju, męką rzeźb, złotem i plastikowymi
kwiatami. Daję słowo, że się starałem, jednak nic z tego nie rozumiałem. Jak
zresztą wszyscy dookoła. Szepty, sykania, skubanie rękawów, gapienie się na
innych, ziewanie, wreszcie - zerkanie na zegarki i czekanie na koniec.
Żadnych wzruszeń, przeżyć, ekstaz, żarliwości, jakie znałem już wtedy np. z
"Quo Vadis" Sienkiewicza czy filmów historycznych. To było jakieś zbiorowe
kłamstwo, w którym nie chciałem brać udziału.

Potem już poszło z górki. Przestałem chodzić na religię. Nie chodziło o
wagary, lenistwo czy nudę. Po prostu nie dawałem rady. Czułem, że to, co
mówi pani katechetka - tyleż natchniona co niekompetentna - to jakaś fikcja.
Jakieś wniebowstąpienia, zwiastowania, niepokalane poczęcia, wskrzeszenia,
rozmnożenia, zamiany. Archanioły, Szatany, Mędrcy ze Wschodu i rzezie
niewiniątek. Jeśli się w to nie wierzy, to wychodzi z tego jakiś "Władca
pierścieni". Czułem, że życie i ważne rzeczy dzieją się gdzieś indziej.

Religii nie było wtedy w szkołach tylko w salce katechetycznej obok kościoła
(była połowa lat 70.), można się było łatwo urwać po drodze. Np. skręcić nad
jezioro. Raz, drugi, dziesiąty.

Jak się wszystko wydało były jakieś interwencje, wezwania i działania
wychowawcze, ale raczej o charakterze belfersko-policyjnym niż
metafizycznym. Nie straszono mnie więc potępieniem i wiecznymi mękami w
ogniu piekielnym, ale karami o wiele bardziej doczesnymi. To znaczy: jak nie
będziesz chodził, będzie lanie. Wybrałem lanie. Nie dopuszczono mnie więc do
Pierwszej Komunii. Poszedłem rok później po wstawiennictwie u proboszcza
bardziej zaangażowanych w życie parafii członków mojej rodziny. Załatwili
to, kazali zamknąć dziób i robić co trzeba. Wspominam to jak ponurą szopkę.

Wolność

Może jeszcze byłem wtedy "do uratowania"? To znaczy do uratowania w Bożym
planie zbawienia? Może gdyby ktoś chciał ze mną porozmawiać? Ale nikt nie
chciał. Nie było zresztą o czym. Zrozumiałem, że religia katolicka jest
trochę jak armia. Nie musisz znać planów sztabu generalnego ani naczelnego
wodza. Masz robić, co ci każą bez dyskusji. Tu nie ma nic do rozumienia. A
ja byłem raczej pacyfistą i wolałem rozumieć. Kiedy byłem w ósmej klasie
armia wprowadziła stan wojenny. Rok później uciekłem w istocie z rodzinnego
domu do szkoły z internatem. Zacząłem żyć "na swoim". Nikt mi nic nie mógł
kazać. Byłem wolny, również w sensie religijnym. Nieznośna presja się
skończyła.

Czy czułem się samotny? Proszę Księdza! I to bardzo! Zwłaszcza wtedy.
Oczywiście jako osoba niewierząca zdawałem sobie sprawę z ostatecznej
konsekwencji. Ogień piekielny czy "zasiadanie po prawicy Ojca" nie wchodzi
tu oczywiście w rachubę. Nie wierzę w życie po śmierci w ogóle. Gaśnie
światło i koniec. Nie ma nic. Żadnej myśli. Pozostajemy tylko w pamięci
bliskich. Nie stworzyłem sobie żadnego naiwnego zamiennika w rodzaju
reinkarnacji, Ducha Kosmicznego czy innych tego typu "znieczuleń".


Na marginesie, co się może Księdzu spodoba, w przeciwieństwie do większości
katolików nie wierzę też we wróżki, różdżkarzy, horoskopy, taroty, przesądy
uroki, czary i inny tego typu chłam, choć Kościołowi te drobne akty herezji
i bałwochwalstwa najwyraźniej nie przeszkadzają.

Śmierć i koniec - może nie jest to miła perspektywa, ale lepsza niż fikcja.
Wiara to rodzaj protezy, środka przeciwbólowego. Nauczyłem się żyć bez tego.
Podobnie jak bez wiary w to, że jesteśmy dziełem Boga, częścią Bożego planu,
w możliwość odpuszczenia grzechów, itd. Lęk przed śmiercią, bezsensem,
bezcelowością jest częścią naszej egzystencji. Odwaga polega nie na
pogodzeniu się z tym (to byłaby rejterada!), ale na umiejętności życia ze
świadomością braku odpowiedzi na podstawowe pytania. Nie czuję się
kompetentny żeby ciągnąć ten wątek. Jest za dużo dobrej literatury na ten
temat.

Swoją drogą, obserwacje uczą, że nawet głęboka wiara nie pozbawia
wątpliwości. Szpitale pełne są wierzących, którym wcale nie jest raźno
odchodzić do lepszego świata, w który przecież wierzą.

Moje poglądy zostały wypróbowane w sytuacjach krytycznych. Przeżyłem kilka
wypadków drogowych, poważne turbulencje i twarde lądowania samolotem, dwa
razy omal nie utonąłem, miałem wypadki nurkowe, z których myślałem, że nie
wyjdę. Są to momenty, w których każdą sekundę można rozbić na sto części i
pamięta się każdą myśl. Nigdy jednak nie błagałem w duchu "Jezu Wszechmogący
wybaw mnie z tej opresji, a zrobię wszystko, co każesz". Nie jest to powód
do dumy tylko raczej przekonanie, że powiedzonko "jak trwoga to do Boga",
raczej mnie nie dotyczy.

Polityka

Po wyborze Karola Wojtyły na papieża, a zwłaszcza po Sierpniu '80, moi
koledzy zaczęli chodzić na pielgrzymki. Ja z kolei zacząłem jeździć do
Jarocina. Subkultura, przez którą rozumiem aktywną niezgodę na zastaną
rzeczywistość, dała mi odpowiedzi na wiele pytań i naznaczyła do dzisiaj.
Choć nigdy nie byłem antyklerykałem (księża są różni), Kościół uważałem za
element konserwujący system, który jest nie do zaakceptowania.

Były też inne momenty. Po śmierci Jana Pawła II, choć rzadko zgadzałem się z
nim politycznie, wspominałem jego wspaniałą pielgrzymkę na Ukrainę,
wzruszającą pielgrzymkę do Izraela, świadectwo dane w Yad Vashem i karteczkę
w Ścianie Płaczu. Wreszcie wszystkie pielgrzymki do Polski. Zastanawiałem
się wtedy, czy jestem częścią tego wszystkiego? Nie, zdecydowanie nie byłem.

Zachowania żałobne Polaków obserwowałem z życzliwym zainteresowaniem, ale i
zdumieniem. Ileż bowiem zniczy trzeba jeszcze zapalić, żeby publicznie
pokazać swój żal? Cieszyłem się jednak, że pod tą fasadą rytuału pojawi się
też duchowa refleksja. Jakiż byłem naiwny! W tym samym roku ci sami Polacy,
którzy tłumnie palili znicze, przy ogromnym poparciu Kościoła wybrali na
prezydenta zagorzałego zwolennika kary śmierci. Przypomnę, że Jan Paweł II
był jej wielkim przeciwnikiem. Co ciekawe, trafił później na Wawel
jednoosobową decyzją najbliższego współpracownika Jana Pawła II, autora
bestsellerowej książki o wielce znaczącym tytule "Dziedzictwo".

W moim mniemaniu żadne inne względy, poza politycznymi, tego nie tłumaczą.
Dla mnie był to akt nad wyraz symboliczny.

I niebo się nie zawaliło

Przejdę tu do drugiego, bardziej interesującego pytania, mianowicie:
dlaczego teraz i dlaczego czuję się zmuszony?

Po katastrofie smoleńskiej Kościół staną na stanowisku nie tylko dla mnie
obcym, ale wręcz groźnym i wrogim. Nie chodzi tu o żenującą aferę z krzyżem
na Krakowskim Przedmieściu, ani o poparcie Jarosława Kaczyńskiego w wyborach
na prezydenta Polski. Sprawa jest o wiele poważniejsza. Kościół mniej lub
bardziej oficjalnie popiera siły polityczne, które otwarcie dążą do zmiany
czegoś, co na własny użytek nazywam aktem założycielskim współczesnej
Polski. Co przez to rozumiem?

Proszę Księdza, mam 44 lata i za mojego życia miały miejsce dwa wielkie
wydarzenia: Sierpień'80 i wybory w czerwcu 1989 roku. W obu przypadkach
niemal całe polskie społeczeństwo, bez podziału na robotników czy
inteligencję, biednych i bogatych, wierzących i niewierzących, odrzuciło
komunistyczną dyktaturę i opowiedziało po stronie demokracji. Po stronie
Polski otwartej, tolerancyjnej, przyjaznej, nowoczesnej, europejskiej,
dostatniej, żyjącej w zgodzie z sąsiadami. Wolnej od zemsty, nienawiści,
fanatyzmu, ciemnoty i tępego nacjonalizmu.

Wydarzenia te są dla mnie aktem założycielskim Polski, w której chcę żyć i
powodem do dumy. W swojej historii Polska nigdy nie miała tak wielkiego i
pozytywnego wpływu na losy Europy i Świata, rozmontowując blok krajów
socjalistycznych, ZSRR i kończąc zimną wojnę. Solidarność, Wałęsa, Pokojowa
Nagroda Nobla, Mazowiecki, Okrągły Stół, oczywiście też papież Jan Paweł
II - to były powody do dumy Polaków na całym świecie.

Tymczasem w posmoleńskiej debacie, zwłaszcza w toku kampanii wyborczej,
wielokrotnie i brutalnie ten piękny mit był niszczony. Przypominam sobie
zwłaszcza obchody trzydziestolecia Solidarności, która to z roli jednoczenia
Polaków stała się symbolem tuby propagandowej jednej opcji. Obchodów bez
Lecha Wałęsy, którego uważa się tam za zdrajcę i agenta, gdzie premier
Tadeusz Mazowiecki zostaje wygwizdany i obok profesora Bronisława Geremka
oskarżony o zdradę interesów robotniczych w czasie sierpniowych strajków!
Taką opinię wyraził w przemówieniu Jarosław Kaczyński. I niebo się na niego
nie zawaliło! Zrozumiałem wtedy, że idzie po władzę, aby uczynić Polskę
krajem zemsty, kłamstwa, ksenofobii, ciemnoty i resentymentów. Krajem służb
specjalnych i agentów Tomków, czego przedsmak dał nam już podczas swoich
rządów.

Najbliższe wybory parlamentarne będą nie tylko wyborami do parlamentu, ale
wyborami jednej z tych dwóch wizji przyszłości Polski. Czy chcemy żyć w
kraju, którego mitem założycielskim jest dziesięć milionów członków
Solidarności z Sierpnia'80 i prawie sto procent głosów w wyborach z czerwca
1989, czy raczej 0,6 promila alkoholu we krwi generała lotnictwa? Proszę
pozwolić mi na własny użytek żywić przekonanie, że katastrofa smoleńska była
wynikiem przypadków i błędów pilotów.

Przeciwstawienie się tej wizji uważam za mój obywatelski obowiązek. Tu nie
mam już możliwości wyboru. Zostałem zmuszony.

Niestety, Kościół Katolicki opowiada się za tą wizją Polski, która jest mi
obca i wroga.

Używając sformułowania "pogląd Kościoła Katolickiego" używam oczywiście
skrótu myślowego. Można tu bowiem oczywiście powiedzieć, że Kościół nie jest
bytem politycznym i jako taki poglądów politycznych nie ma, a decyzje
polityczne każdy z wiernych podejmuje indywidualnie w swoim sercu. Ale nie
bądźmy naiwni! Każde dziecko wie, że Kościół od wielu lat aktywnie
uczestniczy w życiu politycznym i ma nad wyraz czytelne poglądy. Niestety
zawsze są to poglądy niezgodne z moimi. Jestem zwolennikiem pełnej
refundacji zabiegów in vitro, pełnej emancypacji mniejszości seksualnych,
nie cierpię traktowania kobiet jako kucharek i maszyn do rodzenia. Jestem
przeciwny nauczaniu religii w szkołach, sam bowiem na własnej skórze
odczułem, co to znaczy znosić presję otoczenia, kiedy się nie jest
katolikiem. Szkoła, podobnie jak sądy, sejm i inne instytucje publiczne
powinna być świecka. Uważam też, że sprawiedliwie byłoby, żeby Kościół
finansowany był z podatków tych, którzy tego sobie zażyczą w zeznaniu
podatkowym. Ja na przykład przeznaczyłbym je na Wielką Orkiestrę Świątecznej
Pomocy, której Kościół jest zdecydowanie wrogi (nie licząc odosobnionego
przykładu nieodżałowanego arcybiskupa Życińskiego).

Tych rozbieżności jest oczywiście o wiele więcej, ale to nie jest miejsce
żeby je mnożyć.

Wszystko to razem nie pozostawia wątpliwości, że muszę odejść ze wspólnoty,
która prezentuje tak diametralnie inne poglądy, ogląd rzeczywistości i wizję
przyszłości od mojej. Jeżeli nawet czysto statystycznie udzielam im jakiegoś
mandatu, to jest to dalece niezgodne z rzeczywistością i powoduje mój
ogromny dyskomfort. Muszę natychmiast wycofać ten mandat.

****

Dlatego, proszę Księdza, właśnie muszę, i dlatego właśnie teraz, dokonać
aktu apostazji.

Mam nadzieję, że Ksiądz mnie rozumie.

 

Zobacz także


Następne z tego wątku Najnowsze wątki z tej grupy Najnowsze wątki
01.03 Nemezis
01.03 cbnet
Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?
Sztuczna Inteligencja
Ucieczka z Ravensbruck - komentarz
I pod drzwiami staną i nocą kolbami w drzwi załomocą
Jesttukto?
?
Comprehensive Protection Guide with IObit Malware Fighter Pro 11.3.0.1346 Multilingual
Advanced SystemCare Pro 17.5.0.255: Ultimate Performance Optimizer
IObit Uninstaller Pro 13.6.0.5 Multilingual Review and Tutorial
"Prawdziwy" mężczyzna.
Senet parts 1-3
NOWY: 2025-12-07 Algorytmy - komentarz [po lekturze ks.]
"Młodzieżowe Słowo Roku 2025 - głosowanie", ale bez podania znaczeń tych neologizmów
[polscy - przyp. JMJ] Naukowcy będą pracować nad zwiększeniem wiarygodności sztucznej inteligencji.
[polscy - przyp. JMJ] Naukowcy będą pracować nad zwiększeniem wiarygodności sztucznej inteligencji.
Reżim Talibów w Afganistanie zakazał kobietom: pracy w większości zawodów, studiowania, nauki w szkołach średnich i podstawowych!!!
Edukuję się jak używać Thunderbirda
NOWY: 2025-09-29 Alg., Strukt. Danych i Tech. Prog. - komentarz.pdf
Polska [masowo - przyp. JMJ] importuje paprykę, a polska gnije na polach
Kol. sukces po polsku: polscy naukowcy przywracają życie morskim roślinom
Tak działa edukacja Putina. Już przedszkolaki śpiewają, że są gotowe skonać w boju
Medycyna - czy jej potrzebujemy?
Atak na [argentyńskie - przyp. JMJ] badaczki, które zbadały szczepionki na COVID-19
Xi Jinping: ,,Prognozy mówią, że w tym stuleciu istnieje szansa dożycia 150 lat"
Zbrodnia 3 Maja
Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem