Data: 2010-05-17 15:20:42
Temat: Re: O zdradach tomy napisano...
Od: darr_d1 <d...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
On 17 Maj, 12:20, Piotr <p...@b...pl> wrote:
> Zresztą widzę po żonach moich kumpli, jak śliczne blondynki
> zmieniły się w rude lub sztynki i w dodatku figura zgubiła się
> gdzieś na dobre. Brrr...
>
Nie zawsze, oj nie zawsze. :-)
>
> A cóż to za argument?
> Mówimy o zdradzie czy jej wydaniu się?
> Jak nie jesteś świadomy zdrady partnerki, to przecież
> dla ciebie jest ona wierna?
> Więc oso - hosi?
Oso - hosi... Hosi o to, że świadomość zdrady bądź też brak tej
świadomości nie zmienia kategorii samego czynu zdrady, jako takiego.
Zdradzając partnerkę, nigdy już nie powiesz jej na przykład: "tylko Ty
jedyna". Wówczas ewidentnie byś ją okłamał, a to już godzi w jakość
związku - chyba, że Ty nie wysyłasz takich komunikatów. ;-)
Ale żeby nie było. że piję konkretnie do Ciebie. Jeżeli ktoś zdradzi,
powiedzmy z czysto egoistycznych pobudek, a jednocześnie nie chce
przez to niszczyć swojego związku (przynajmniej formalnie) to jest to
mniejsze zło niż gdyby partner/ka dowiedział/a się o tej zdradzie? Z
punktu widzenia związku na pewno jest to duża próba dla niego samego.
Z punktu jednak widzenia zdrady, jako takiej - czy coś to zmienia że
on/ona nie wie, biorąc pod uwagę sam fakt zdrady?
Tak więc, czy dla Ciebie miałoby jakieś znaczenie, że (na przykład)
Twoja TŻ by Ciebie zdradzała, gdybyś wiedział o tym nieoficjalnie?
Wszak Ty sam dopuszczasz możliwość zdrady, o ile partner/ka nie jest
jej świadom/a. Ty, teoretycznie, też byś nie był - bo powiedzmy,
miałbyś tylko uzasadnione podejrzenia.
Pozdrawiam,
darr_d1
|