Data: 2003-09-27 12:54:02
Temat: Re: PROFANACJA WARTOŚCI - część I
Od: "... z Gormenghast" <p...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Część druga nadal czeka, rozwinięcia ze strony "jeterników" nie widać.
Widać natomiast kawał solidnej psychologii w postaci reakcji wyłącznie
emocjonalnych mocno zaniepokojonego Towarzystwa Wspinaczkowego
imienia Jerzego Turyńskiego (śmiało można tu wykreować dla potrzeb
chwili skrót TeWuJeT, skoro już sam termin "jetologia" został zaakcepto-
wany). Nie mówiąc o dalszych, nieustających błazenadach.
A więc - czy rzeczywiście Świetnie jest? I Piękno? Jak sugerowałem
wyżej? Czy ironia tych określeń jest wystarczająco czytelna? Czy trzeba
jeszcze więcej dowodów, że jest przeciwnie? Czy czasem nie mamy
do czynienia z postępującą degrengoladą (oczywiście w małpim wydaniu -
jakby powiedział mistrz, czy dowolny plagiator)? O ile - królować będzie
obojętność?
Problem w tym, że nikt nie jest bez winy, a i recept na powszechne
szczęście też nie ma.
Napisałem wyżej: "przekaz JeTa, nie został tu odczytany prawidłowo, /.../
- został niejako sprofanowany poprzez upowszechnienie się stosowanych
przez niego terminów i metod oddziaływania na środowisko. Profanacja -
to nierozumne zbeszczeszczenie. Inaczej mówiąc - popis ignorancji, o który
tym łatwiej, im szczyt poznania jest bardziej niedosiężny /.../"
"Winą lub zasługą" JeTa, czynioną zresztą z pełną premedytacją, jest
dryfowanie we własnym, wieloletnim rozwoju, w stronę brutalizacji swych
przesłań. Bez wątpienia misjonarstwo JeTa, uzyskało w najstarszej, znanej
tu fazie, formy wyjątkowo nieprzyjemnych "ostów przez uszy" - przekazów
upstrzonych (w odbiorze społecznym) epitetami "kretynów", kierowanymi
personalnie i bez ogródek do szerokiej rzeszy słuchaczy, a przede wszystkim
słuchaczek. Misjonarstwo - to brak akceptacji dla świata zastanego i próby
jego zmiany środkami aktualnie dostępnymi misjonarzowi. Jeśli środki te
jawią się już tylko jako "ogień i miecz", a misjonarz jest wystarczająco silny
by go nie lekceważyć - wraz z jednostkowymi "nawróceniami" następuje
masowy rozwój technik "miecza i ognia". Opór (ucieczka) każdego śro-
dowiska przed nieznanym i nierozumianym wydaje się być naturalną ludzką
(zapewne "maupią") potrzebą. Potrzebą tkwiącą korzeniami w poczuciu
zagrożenia własnego bezpieczeństwa, a w tym ochrony własnego świato-
poglądu i wyznawanych wartości. Jednak nie od dzisiaj wiadomo, że
"ogień i miecz" to środki nad wyraz radykalne, ostateczne, niemal despe-
rackie (gdyby nie fakt, że wielu to lubi - no niestety...).
Środki te są w cywilizowanym świecie raczej znamionami porażki intelektu-
alnej - czyli poprawnie - sygnałem dla autorefleksji i autodoskonalenia!!
W przypadku JeTa, porażka ta jest tłumaczona - moim zdaniem jak naj-
bardziej słusznie - niemożnością ogarnięcia ... no, na przykład: istoty doznań
smakowych _przez_ samo źródło smaku.
To tak, jakby od cukru żądać, aby określił jaką zawiera w sobie zawartość
cukru. Świat cukru, składa się w praktycznym odbiorze wyłącznie z cukru
(cukier nie ma uszu, oczu, laserów i sond kosmicznych) a więc dla każdej
jego odmiany, będzie to _pełnia_.
Dłoń nie jest w stanie uchwycić w uścisku samej siebie - to klasyczna
ilustracja problemu z jakim borykają się wszyscy, włącznie z "jeternikami".
To _prawie_ tak, jakby od zagorzałego fanatyka religijnego wymagać opisu
świata językiem konkretów naukowych. To _prawie_ tak, jakby od dyplo-
mowanego psychologa żądać wyjaśnienia jednego z paradoksów kosmologii
lub od przysłowiowej gospodyni domowej (np. posłanki która "wyrwała się
ze wsi") - wyjaśnienia struktur harmonicznych fug Bacha.
Prawie - ponieważ zakłada się, że ludzki mózg posiada zdolności rozwojowe,
posiada umiejętność uczenia się i usprawniania.
Czy jednak na pewno i w jakim ewentualnie zakresie?
Na ile trwałe są blokady wrodzone i nabyte, schematy wyuczonych w okresie
wczesno rozwojowym powiązań sieci neuronów w mózgu? Na ile następuje
_specjalizacja_ mózgów z nastawieniem na konkretne cele życiowe?
I to jest wskazówka dla adeptów jetologii...
W praktyce cała ta wspinaczka doprowadziła do nieznanych skutków,
chociaż z pewnością w niektórych przypadkach są one pokrzepiające.
W innych, no niestety, nie.
Okazuje się bowiem, że zamiast rozumienia, następuje kopiowanie
zachowań brutalnych z podkładaniem sobie za wyjaśnienie własnych,
wyjaśnień. Cieszy mnie w tym miejscu bardzo wyznanie Czarka cbneta
- jego deklaracja rozumienia oparta na zjawiskach ... opisanych w Biblii.
Jest jasność.
Jaki to ma skutek społeczny?
Moim zdaniem (a słyszałem już tu i podobne wypowiedzi), istotne
w rozwoju jednostki jest pokonywanie kolejnych barier. Jeśli tymi
barierami są wyzwania humanitarne, prospołeczne, artystyczne, twórcze
i konstruktywne, wszystko jest w porządku. Pokonanie jednego progu
implikuje przygotowania do następnego. Wyzwanie rodzi wyzwanie.
Jeśli dziś, początkujący artysta/stolarz wykonał swój pierwszy mebel -
za tydzień być może wykona następny - doskonalszy, pozbawiony
błędów poprzednich konstrukcji. Satysfakcja z __postępu__ umiejętności
jest wtedy stała. Gdy stolarz dochodzi do wniosku, że jest doskonały,
satysfakcja z czasem gaśnie i wyłania się potrzeba pokonywania nowych
wyzwań.
Dokładnie ten sam mechanizm, ale działający w kierunku destrukcji rozwija
się moim zdaniem tam, gdzie grupa społeczna lub jednostka pozbawiona
jest naturalnych (rodzina) podstaw do pokonywania wyzwań w formach
akceptowanych społecznie (twórczych).
Wówczas barierami do pokonania są kolejne etapy destrukcji.
Pokonanie jednego, niskiego schodka - na przykład kopnięcie psa gdy nikt
nie widzi, jest doświadczeniem wzmacniającym w kierunku rozwoju
destrukcji w rozumieniu społecznym. Następnym krokiem może być już
rzucenie kamieniem w szybę wystawową lub pocięcie foteli w autobusie.
Brak reakcji ze strony obserwatorów rodzi pokusę "dokonania" - wyzwania
przeciw regułom współistnienia społeczeństwa. Z czasem, w obserwatorach
rodzi się tzw. znieczulica społeczna, typowa "nie moje małpy - nie mój cyrk".
Tragiczna w skutkach.
W tym świetle brutalizacja kontaktów na grupie dyskusyjnej, jest niczym
innym jak przyzwoleniem na rozwój wszystkiego, co grupę sprowadza
do stanu pierwotnego bagna. Obojętność - jest równoznaczna
z akceptacją. Nie trzeba długo czekać na mnożenie się takich zachowań.
Nowe, wypiera stare i tylko bezwładność całego układu jest w stanie
hamować ten pseudo rozwój, w sumie regres.
cdn.
All
|