Data: 2011-01-07 19:34:55
Temat: Re: Postulat o krągłych łydeczkach
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Fri, 7 Jan 2011 20:23:01 +0100, Fragile napisał(a):
> Dnia Fri, 7 Jan 2011 19:39:38 +0100, Ikselka napisał(a):
>
>> Dnia Fri, 7 Jan 2011 19:23:08 +0100, Fragile napisał(a):
>>
>>> Dnia Fri, 7 Jan 2011 06:30:31 -0800 (PST), glob napisał(a):
>>>
>>>> glob napisał(a):
>>>>> Fragile napisał(a):
>>>>>> Dnia Fri, 7 Jan 2011 09:04:13 +0100, Ghost napisaďż˝(a):
>>>>>>
>>>>>> > U�ytkownik "vonBraun" <i...@g...pl> napisa� w wiadomo�ci
>>>>>> > news:ig5lnu$1e6$1@inews.gazeta.pl...
>>>>>> > [...]
>>>>>> >> [...]
>>>>>> >> "z katolickiego punktu widzenia, stosunek musi s�u�y� prokreacji"
>>>>>> >
>>>>>> > Zrodlo?
>>>>>> >
>>>>>> Do��czam si� do tego pytania.
>>>>>>
>>>>> O tym każdy wie, że kk ujmuje stosunek seksualny jedynie do
>>>>> reprodukcji.
>>>>
>>> Nie znam takiego KK.
>>>
>>
>> No właśnie ja też nie. Wręcz mam wrażenie, że moja miłość małżeńska jest
>> pełniejsza dzięki Boskiemu przyzwoleniu na wszystko, czego mogę w niej
>> zapragnąć i co mogę w niej otrzymać. I mam to. Bez ograniczeń. Naprawdę mam
>> wrażenie, że to "wolny seks" jest ubogi. Takze merytorycznie, żtp... a niby
>> ta "wolność" miała dac nieograniczenie...
>>
> Otóż to...
>
> http://www.malinski.pl/?inc=read&id=1397
>
> Współżycie małżeńskie jest tak ważnym wydarzeniem, że należy je umieścić
> w kategorii święta. Jest to wydarzenie, którego do końca nie jesteśmy w
> stanie ogarnąć ani zrozumieć, a tylko intuicją przeczuwamy jego wielkość i
> świętość. Jest to najbardziej intymny akt międzyludzki, najbardziej
> osobiste zjednoczenie dwojga ludzi, które sięga po wymiar tajemnicy, a
> nawet misterium.
> "Nigdy mi nie dość radości, jakiej doznaję przez obcowanie duchowe z
> tobą. Nie dość mi podziwu dla twojego uroku, mądrości, taktu, jasności,
> piękna wewnętrznego. Kocham cię i cieszę się tobą. I chcę być razem w
> najpełniejszy sposób. I chcę ci sprawiać radość. Daję tobie wszystko, czym
> jestem, wszystko co stanowię. Bierz mnie całego - jestem twoją własnością -
> mój czas, moje siły. Chcę ci ułatwić to, co jest dla ciebie trudne.
> Odciążyć w tym, co jest dla ciebie za ciężkie. Ułatwić ci życie.
> Przeprowadzić cię przez labirynty, w których się wciąż gubisz. Zastąpić cię
> tam, gdzie nie musisz być. Chcę cię utulić w płaczu, pocieszyć w
> zmartwieniu, dzielić twoje smutki i radości, zwycięstwa i klęski, trud i
> odpoczynek. Chcę, byś był szczęśliwy. Ale żeby radość stała się radością
> pełną, potrzeba mi obcowania nie tylko z twoją duszą, ale i twoim ciałem.
> Ja chcę się przytulić do ciebie, dotknąć, pogłaskać, pocałować. Wtopić się
> w ciebie, ukryć się w twoich ramionach. I dopiero wtedy doświadczam pełni
> twojej obecności".
>
> * * *
>
> Warto zatrzymać się przy tym słowie "współżycie". Jest to więc akt w
> pełni człowieczy - ani nie tylko duchowy, ani nie tylko fizyczny.
> Współżycie duchowe wyraża się fizycznym aktem.
> Każdy akt współżycia małżeńskiego tkwi korzeniami w obrzędzie ślubnym. Z
> niego wyrasta. Jest jego egzemplifikacją, urzeczywistnieniem, realizacją,
> spełnieniem. Stosunek małżeński jest przedłużeniem aktu ślubnego, zawartego
> przed chwilą albo przed bardzo wielu laty.
> Tam wtedy było powiedziane wszystko najważniejsze, zgromadzone w
> nadmiarze. Ale - jak to przysłowie łacińskie mówi - "tempora mutantur et
> nos mutamur in illis" - "czasy się zmieniają i my zmieniamy się z nimi".
> Innymi słowy, trzeba dbać o własną tożsamość, w tym wypadku o tożsamość
> małżeńskiej miłości.
> A więc o to, aby wciąż istniało nasze współżycie osobowe: intelektualne,
> uczuciowe, wolitywne. Aby trwała wciąż wspólna przestrzeń psychiczna - tak
> głęboka, że niknie "ja" i niknie "ty", nikną bariery, które nas dzielą, i
> staje się ten cud, że łączymy się ze sobą i stanowimy duchową jedność,
> wspólnotę. Jak to Jezus powiedział: "Będzie dwoje w jednym ciele".
> Stwierdzamy jednocześnie, że: ja należę do ciebie - ty należysz do mnie,
> że już nie ma "ona" i "on", ale jesteśmy "my". Jesteś ty - ktoś drogi,
> bliski, ktoś najdroższy, najbliższy.
> W ten sposób i na tej zasadzie stosunek małżeński urasta do rangi
> wydarzenia egzystencjalnego we wszystkich wymiarach człowieczych, że dwoje
> ludzi spotkało się w głębokim bezpośrednim kształcie i stanowią jedno.
> A jak każde wydarzenie potrzebuje przygotowania bezpośredniego, tym
> bardziej to wydarzenie potrzebuje takiego przygotowania. Nie wystarczy, że
> mąż i żona przygotowują się do aktu małżeńskiego całym swoim życiem.
> Potrzeba, by już bezpośrednio przygotowali się do nocy całym dniem. Tym
> wszystkim, co się w tym dniu dzieje.
> Bo akt małżeński nie może być przypadkiem. To nie może być coś, co
> stanowi sprawę niezwiązaną z tkanką poprzedniego współdziałania. Wszystkie
> mniej lub więcej drobne zachowania powinny sterować ku temu, co się ma stać
> w nocy. Drobne serdeczności, przelotne pocałunki, pogłaskanie, uśmiechy,
> zwyczajne rozmowy, ale i gotowanie obiadu i pranie, i robienie zakupów. Noc
> ma być logicznym ciągiem całego dnia, który był radosnym oczekiwaniem na
> wydarzenie, którego się pragnie, o którym się myśli, marzy.
Piękne. Jak z mojej głowy i życia wyjęte.
I cudownie jest być uwielbianą każdego dnia, nawet kiedy się ma moje 50
lat, i mieć pewność, że to nie sen, ani złudzenie, ani kłamstwo czy
udawanie.
Kto nie wierzy, że coś takiego istnieje, jakby sam nie (za)istniał.
>>
>> Może ktoś ludziom taki zły KK przedstawia, żeby nie chcieli WEJŚĆ, zeby
>> uwierzyli w tego innego boga... bo najłatwiej ich zwieść, zabraniajac im
>> miłości z mężem/żoną. Więc oni już dalej, sami sobie na pocieszenie, w
>> swojej samotności, zmieniają tę koncepcję w "po co ślub?"
>>
>> :-(((
>>
> Nie wiem. Naprawdę nie wiem, jaki mechanizm się za tym kryje, ale
> rzeczywiście przedstawia się ludziom jakiś spaczony obraz KK... A ten
> _prawdziwy_ KK pozostaje gdzieś w "ukryciu", w ciszy odkrywany i szanowany
> tylko przez tych szukających i naprawdę w niego wierzących...
>
Tak jest.
|