Strona główna Grupy pl.sci.psychologia MAMY LOKAL Re: Prezent dla Patrycji Nr 2

Grupy

Szukaj w grupach

 

Re: Prezent dla Patrycji Nr 2

« poprzedni post
Path: news-archive.icm.edu.pl!agh.edu.pl!news.agh.edu.pl!news2.icm.edu.pl!newsfeed.tp
internet.pl!news.webcorp.com.pl!not-for-mail
From: "d.v." <o...@o...pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Re: Prezent dla Patrycji Nr 2
Date: Sun, 9 Mar 2003 18:15:02 +0100
Organization: Serwis RUBIKON - http://www.rubikon.pl
Lines: 836
Message-ID: <b4fst0$i0k$1@aquarius.webcorp.pl>
References: <b4ab84$kuv$1@atlantis.news.tpi.pl>
<7...@n...onet.pl>
<b4dfcp$1su$1@atlantis.news.tpi.pl> <b4dh39$f47$1@nemesis.news.tpi.pl>
<b4dhv3$ga0$1@atlantis.news.tpi.pl> <b4ed9q$1c4$1@nemesis.news.tpi.pl>
<b4fc1o$394$1@nemesis.news.tpi.pl>
<b...@g...hc709638b.invalid>
<b4fsl3$i08$1@aquarius.webcorp.pl> <b4fsqb$i0f$1@aquarius.webcorp.pl>
Reply-To: "d.v." <o...@o...pl>
NNTP-Posting-Host: pa146.zawiercie.sdi.tpnet.pl
X-Trace: aquarius.webcorp.pl 1047230184 18452 80.49.147.146 (9 Mar 2003 17:16:24 GMT)
X-Complaints-To: u...@w...com.pl
NNTP-Posting-Date: Sun, 9 Mar 2003 17:16:24 +0000 (UTC)
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2600.0000
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2600.0000
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:190167
Ukryj nagłówki

i ostatnia część książki na faktach o sprzedawaniu ludzi i jedzeniu niemowląt.
Polecam również mszę za miasto arras/
103 Yedwabne, op. cit., str. 103.
104 GK, SOŁ 123/618. Jakąś rolę w transakcji z naftą odegrał również i Bardoń (bo to
on prawdopodobnie jako mechanik
zawiadywał magazynem), ale, jak twierdzi, dał Niebrzydowskiemu polecenie wydania
nafty "do celów technicznych a nie spalenia
stodoły z ludźmi" (GK, SOŁ 123/505). 105 Yedwabne, op. cit., str. 113. derstwie
przy paleniu".106 Gospodyni domowa
Aleksandra Karwowska słyszała nie "od ludzi" tylko od samego Kobrzynieckiego, że
"zarżnął nożem osiemnaście żydów, mówi ł on
to w moim mieszkaniu kiedy stawiał piec".107 Myślę, że w miasteczku, którego
mieszkańcy mają sobie do opowiedzenia, kto z
nich ilu ludzi zamordował i w jaki sposób, trudno było w ogóle rozmawiać na jakiś
inny temat. Wten sposób jedwabianie,
wzorem króla Midasa, zostaliby skazani za swój występek na nieustające rozmowy o
Żydach i o mordercach. Antosia Wyrzykowska,
jak tam przyjeżdża już wiele lat po wojnie, to mówi, że ją strach ogarnia.
Był sam środek upalnego lipca, więc należało ciała pomordowanych i popalonych czym
prędzej usunąć, ale już nie było Żydów,
których można by zagonić do tej roboty. "[P]óźno wieczorem," wspomina Wincenty
Gościcki, "zosta łem przez niemców wzięty do
roboty zakopywać tych popalonych trupów. Lecz ja nie mogłem tego czynić gdyż jak to
zobaczyłem brało mie na wymioty i
zostałem zwolniony od zakopywania trupów."108 Widocznie nie on jeden, skoro
"[d]rugiego dnia czy już trzeciego dnia wieczorem
po morderstwie", jak relacjonuje Bardoń, "stałem z burmistrzem Karolakiem w rynku nie
daleko posterunku tu podeszed komendant
żand.[armerii] post.[erunku] Jedwabne Adamy i mówił do burmistrza z naciskiem:
zamordować ludzi i spalić ście potrafili co?
ale pogrzebać niema komu co? do rana żeby byli wszyscy pogrzebani!
zrozumieliście?"109 Po sześćdziesięciu latach Leon
Dziedzic opowie dziennikarzowi "Rzeczpospolitej" i "Gazety Pomorskiej", jak grze-77
106 GK, SOŁ 123/685; porównaj też
zeznania Władysława Miciury:
"Z dalszej odległości widziałem tylko Kobrzenieckiego Józefa, który podpalał stodołę"
(GK, SOŁ 123/655).
107 GK, SOŁ 123/684.
108 GK, SOŁ 123/734.
109 GK, SOŁ 123/506. bał wówczas na polecenie Niemców jedwabieńskich Żydów. Dowiemy
się od niego, między innymi, że ogień
pochłonął stodołę tego dnia posuwając się ze wschodu na zachód. Pewnie taki był
akurat kierunek wiatru. Na pogorzelisku stodo
ły "lewy sąsiek był prawie pusty, leżały w nim pojedyncze zwłoki. Wśrodkowej części
na klepisku było ich więcej. Ale dopiero
w prawym sąsieku - wielowarstwowe kłębowisko ciał". Dowiemy się też, że chociaż każdy
z grabarzy "wymiotował ze dwadzieścia
razy", to kiedy już wyleciał "trupi gaz" w powietrzu "pozostał tylko zapach pieczeni"
i że większość Żydów zginęła poduszona
i zatratowana. Tylko ci z zewnątrz byli popaleni, "na zwłokach położonych najgłębiej
nawet przyodziewek był nietknięty
ogniem". Trupy, wspomina Dziedzic, "były ze sobą splecione jak korzenie. Ktoś wpadł
na pomysł, żeby rozdzierać po kawałku i
zrzucać te kawałki do wądołów. Przynieśli widły do ziemniaków, rozrywaliśmy jak szło:
to głowę, to nogę... Wieczorem kiedy
było ku końcowi, pozostały jeszcze pojedyncze ludzkie strzępy. Zgarnialiśmy to
wszystko. Kiedy trafiłem widłami na pudełko z
pastą do butów, pudełko się otworzy-ło. Wyleciały złote monety. Zbiegli się ludzie,
zaczęli zbierać. Ale żandarmi odgonili
tłum kolbami, przeszukali wszystkich... Kto znalezisko schował do kieszeni to mu je
zarekwirowali, i jeszcze po łbie dali.
Kto wepchnął do buta, ocali ł zdobycz... 'Złoto dla nas, reszta dla was' - mówili
wskazując na trupy. Dziedzic zapamiętał
jeszcze jeden szczegół: - Słyszałem, że później był problem, bo Niemcy kazali Polakom
ocalić choćby jednego rzemieślnika w
każ-dym zawodzie. Ale nas nie posłuchali i później na gwałt szukali rzemieślników
wśród chrześcijan."110 Po 10 lipca nie
wolno już było Polakom mordować Żydów w Jedwabnem wedle własnego uznania i trochę
nie-78 110 "Rzeczpospolita", Andrzej
Kaczyński, Nie zabijaj, 10 lipca 2000;
"Gazeta Pomorska", Adam Willma, Broda mojego syna, 4 sierpnia 2000. dobitków nawet
wróciło do miasteczka. Snuli się przez
jakiś czas po okolicy, kilkoro pracowało na posterunku żandarmerii, aż ich w końcu
zapędzono do getta w Łomży. Przeżyło
wojnę ledwie kilkanaście osób, z tego aż siedem przechowanych w Janczewie przez
państwa Wyrzykowskich.
111
79
111 O rodzinie Wyrzykowskich należałoby napisać oddzielną książkę i mam nadzieję, że
ktoś się tego podejmie.
Rabunek
Jeden wielki temat pozostaje w zachowanych świadectwach nie omówiony - co się stało z
majątkiem Żydów jedwabieńskich?
Nieliczni Żydzi, którzy przeżyli wojnę, wiedzą tylko, że wszystko stracili, ale na
pytanie, kto tę własność przejął i co się
z nią stało na próżno szukalibyśmy odpowiedzi w ich Księdze Pamiątkowej. Wśledztwach
i na procesach z 1949 i 1953 roku nie
stawiano świadkom ani oskarżonym pytań na ten temat, tak więc dotarły do nas tylko
strzępki informacji. Eljasz Grądowski,
który dowiedział się o lipcowej zbrodni po powrocie z Rosji, charakteryzując udział
poszczególnych ludzi w pogromie, podaje,
że mienie żydowskie grabili Gienek Kozłowski, Józef Sobuta, Rozalia Śleszyńska i
Józef Chrzanowski;112 w zeznaniach
Sokołowskiej analogiczne postępowanie przypisywane jest Bardoniowi, Fredkowi Stefany,
Kazimierzowi Karwowskiemu, i
Kobrzynieckim.113 Abram Boruszczak wymienia w tym kontekście Laudańskich i Annę
Polkowską.114 Żona Sobuty, imieniem
Stanisława, wyjaśni ła na procesie, że wraz z mężem "przeprowadzili [śmy] się na
mieszkanie pożydowskie na prośbę pozostałego
tam syna zamordowanego żyda [wiemy skądinąd, że mowa jest o rodzinie Sternów], bo tam
sam bał się mieszkać".115 Kto pozwoli ł
Sobutom na zajęcie pożydowskiego domu wyjaśnia z kolei świadek Sulewski mówiąc: "nie
wiem." I dodaje:
"o ile mi wiadomo to mieszkania pożydowskie można było zajmować bez pozwolenia".116
Żona jeszcze innego z głównych
złoczyńców, Stanisława Sielawa (bracia Sielawo-80 112 GK, SOŁ 123/675-677.
113 GK, SOŁ 123/631-632.
114 GK, SOŁ 123/682-683.
115 GK, SWB 145/168.
116 GK, SWB 145/164-165. wie, jak pamiętamy, wymienieni są we wspomnieniach
Wasersztajna i Janka Neumarka), mówi trochę
szerzej o tej sprawie:
"słyszałam natomiast od miejscowej ludności lecz od kogo konkretnie nie pamiętam, że
Sobuta Józef wraz z Karolakiem
burmistrzem m. Jedwabne po wymordowaniu Żydów w Jedwabnym brał udział w zwożeniu
pożydowskich rzeczy do jakiegoś magazynu,
ale w jaki sposób odbywało się zwożenie tego ja nie wiem jak również nie wiem czy
Sobuta Józef nabrał sobie pożydowskich
rzeczy".117 I precyzuje te wyjaśnienia jeszcze na sali sądowej: "widziałam jak wozili
pożydowskie rzeczy, ale osk. stał tylko
przy wozie z rzeczami, nie wiem więc czy oskarżony należał do tego interesu"[
podkreślenie moje].118 I może warto jeszcze w
tym miejscu dodać parę słów na temat losów samej stodoły. 11 stycznia 1949 roku,
czyli od 81 117 GK, SWB 145/253. Sobuta
twierdzi oczywiście, że nie tknął żydowskiej własności. "Po wymordowaniu obywateli
narodowości żydowskiej zacząłem mieszkać w
pożydowskim mieszkaniu ponieważ własnego nie miałem. [Ciekawe jak to jest, kiedy w
jakiejś miejscowości opustoszeje z dnia na
dzień przeszło połowa domów i mieszkań?] Po wejściu do pożydowskiego mieszkania
żadnych w nim mebli ani też innych rzeczy
pożydowskich nie było i takowych nie posiadam. Pożydowskie wszystkie rzeczy były
zwożone do magistratu co z nimi zrobiono po
zwózce tego nie wiem" (GK, SWB 145/267). Zauważmy, że ten proces przywłaszczania
sobie cudzej własności zakodowany jest w
języku. Widać to dobrze na przykładzie dwóch słów - "pożydowski" i "poniemiecki". Są
to świetnie zrozumiałe słowa w języku
polskim i wiadomo, że odnoszą się do dóbr materialnych, które kiedyś były własnością
Żydów albo Niemców i mają już teraz
innego właściciela. Gdyby ktoś powiedział "pofrancuski", albo "poangielski" na
przykład, to nie rozumielibyśmy w pierwszej
chwili o co chodzi i uważali, że osoba wypowiadająca te słowa popełniła błąd,
rusycyzm, mając zamiar powiedzieć "po
francusku" (ew. "po angielsku") co oznacza łoby, oczywiście "w języku francuskim" (i
odpowiednio - angielskim). Po prostu,
historycznie rzecz biorąc, zabieraliśmy dobra materialne tylko Żydom i Niemcom.
118 GK, SWB 145/165.
razu po fali aresztowań w Jedwabnem, wpłynęło do łomżyńskiego UBP pismo od Henryka
Krystowczyka. "Otóż w 1945 w kwietniu
został mój brat Zygmunt Krystowczyk zamordowany za to, że będąc członkiem PPR i było
mu polecone zorganizować ZSCh co też
wykonał. Następnie został wybrany prezesem. Będąc prezesem ZSCh przystąpił do
odbudowy młyna parowego przy ul.
Przystrzelskiej własność pożydowska" - dalej Krystowczyk wyjaśnia, jak i kto
zamordował jego brata po to, aby młyn przejąć,
po czym dodaje, że budulec na młyn dostarczył właśnie brat, który pracował jako
cieśla i konkluduje: "Materja ł drzewny
pochodził ze stodoły ob. Szlesińskiego Bronis ława, którą rozebraliśmy z tego powodu,
gdyż mu niemcy wybudowali w zamian za
starą stodołę która spłonęła razem z żydami, którą dał dobrowolnie sam by żydów w
niej spalić".119 Jak widać wokół całej
sprawy i własności pożydowskiej rozgrywają się intrygi w miasteczku jeszcze w 1949
roku.
Spalenie jedwabieńskich Żydów miało taki efekt, jak
zastosowanie z dzisiejszego arsenału środków bojowych
bomby neutronowej - zlikwidowano wszystkich właścicieli,
nie naruszając przy tej okazji ich dóbr materialnych. Ktoś
więc musiał zrobić na tym wcale niezły "interes". A skoro
przedwojenne stosunki w Jedwabnem między mieszkańcami
. jak to powiedział stary aptekarz po przeszło pół wieku
. były "takie sielankowe", to może bardziej chciwość, niż jakiś atawistyczny
antysemityzm, była tym właściwym ukrytym motywem
działania organizatorów straszliwego mordu?
82
119 GK, SOŁ 123/728.
Biografie intymne
Waktach sprawy Ramotowskiego i towarzyszy, oprócz protokołów przesłuchań świadków i
podejrzanych znajdują się też rozmaite
pisma i podania, które pozwalają nam bliżej zapoznać się z głównymi (anty)bohaterami
opisanych wydarzeń. Moje ustalenia
wstępne, że to byli tacy sobie, zwykli ludzie, opierałem na danych personalnych z
pierwszej strony protokołów przesłuchań.
Ale o niektórych z nich możemy powiedzieć więcej niż tylko, ile mieli lat, dzieci i
kim byli z zawodu.
Wkrótce po styczniowych aresztowaniach żony uwięzionych zaczęły wysyłać pisma do
Urzędu Bezpieczeństwa wyjaśniające rolę ich
zatrzymanych do wyjaśnienia mężów w pogromie Żydów. I w tych elaboratach znajdujemy
niekiedy interesujące, bardziej intymne
informacje o podejrzanych. Oto na przykład treść pisma Ireny Janowskiej, żony
Aleksandra, z 28 stycznia 1949 roku: "w dniu
krytycznym chodziła żandarmeria niemiecka z Burmistrzem i Wasilewskim sekretarzem na
czele po domach wypędzając mężczyzn do
pilnowania żydów, którzy byli już spędzeni na rynku między innymi weszli do mego domu
gdzie zastali męża i pod surowym
rozkazem i groźby z bronią w ręku wypędzali męża na rynek. Mąż pod strachem nie
wiedząc o co chodzi obawiał się sam gdyż za
pierwszych Sowietów pracowa ł jako urzędnik spełniając funkcję inspektora mleczarni".
120 Janina Żyluk pisze podanie w
sprawie swojego aresztowanego męża datowane trzy dni później: "Mój mąż do czasu
wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w 1941 r.
pracowa ł jako starszy robotnik przy pobieraniu podatków. Z tego tytułu po przyjściu
niemców w 1941 r. musiał się ukry-83 120
GK, SOŁ 123/718.
wać ponieważ wszyscy, którzy pracowali z sowietami byli ścigani i prześladowani".121
Oczywiście wszyscy muszą z czegoś żyć,
pod sowietami biurokracja państwowa rozrosła się niepomiernie, no i logicznym mogło
się wydawać żonie aresztowanego przez
stalinowsk ą bezpiekę, że podkreślenie zasług męża w służbie sowieckiej administracji
ulży jakoś jego losowi. Z drugiej
strony ostrożność nakazywała nie konfabulować w tej materii, bo to sami sowieci (do
których w ostatecznej instancji te
podania były adresowane) wiedzieli przecież najlepiej, kto z nimi współpracował i w
jakiej roli. Zatem potraktowałbym te dwie
wzmianki biograficzne jako co najwyżej ciekawostkę i mało znaczący detal, gdyby nie
dwa dodatkowe wynurzenia, tym razem od
kluczowych postaci jedwabieńskiego dramatu.
Oddajmy najpierw głos Karolowi Bardoniowi (przypominam
. jedyny oskarżony, którego skazano na karę śmierci w procesie Ramotowskiego i
towarzyszy): "Po wkroczeniu Armij Radzieckiej
do woj. Białostockiego i ustalenia Władz Radzieckich w październiku 1939 roku
wróciłem do reperacji zygarów i dorywczo do 20
kwietnia 1940 roku wykonywa łem jusz mi powierzone roboty w mojem fachu w N.K.W.D. i
innych Urzędach Władz Radzieckich. Tu
otwierałem kasy bo nie było kluczy do nich, przerabiałem zamki, dorabiałem klucze,
remontowałem maszyny do pisania i. t. d.
Od 20 kwietnia 1940 roku zostałem majstrem jako mechanik i kierownikiem warsztatu
mechanicznego w M.T.S. Tu remontowałem
traktory kołowe i gąsieniczne, maszyny rolnicze i samochody dla pewnych Kołkozów i
Sowhozów. Wtem że ośrodku maszynowem
byłem i brygadierem pierwszej brygady montażowej i technicznem kontrolerem.
Jednocześnie byłem deputatem gor. sowietu
[podkreślenie moje] miasta Jedwabne, pow. Łomżyńskiego."122 84 121 GK, SOŁ 123/712.
122 GK, SOŁ 123/498.
Bardoń mógł być bardzo dobrym mechanikiem, ale niezale żnie od posiadanych
kwalifikacji zawodowych, aby piastować te
wszystkie funkcje musiał być również uznany przez sowietów za człowieka godnego
zaufania. I wreszcie najbardziej zaskakujące
wynurzenia jednego z największych złoczyńców tego dnia, starszego z braci
Laudańskich, Zygmunta. "Do Ministerstwa
Sprawiedliwości U. B. P. w Warszawie", tak zatytułowane jest jego podanie, wysłane z
więzienia w Ostrołęce 4 lipca 1949 roku.
Aopisał w nim następujący epizod ze swojej biografii: "kiedy nasz teren został
wcielony do BSSR ja w tym czasie skrywałem się
ok. 6 miesięcy przed władzamy Sowieckimy. [...] Ja skrywający się od wysiedlenia w
tym czasie nie udałem się do band jakie
tworzyły się w tym czasie na naszym terenie, a udałem się z prośbą do Generalissimusa
Stalina, którą skierowaną przez
prokuraturę moskiewską ul Puszkińska 15 do N.K.W.D. w Jedwabnem z nakazem szerszego
rozpatrzenia. Po zbadaniu mnie i
przeprowadzeniu śledztwa w terenie okazało się iż niesłusznie byłem naruszony i za
zwrot strat zostałem uwolniony od
skrywania przed wysiedleniem. Po obserwacji mych zapatrywań N.K.W.D. w Jedwabnem
pozwało mnie do wspólnej pracy w
likwidowaniu zła antyradzieckiego. [Czyżby Laudański był jednym z pentiti pułkownika
Misiuriewa?] Wtęczas nawi ązałem kontakt
z N.K.W.D. w Jedwabnem - pseud.[onimu] piśmiennie nie podaje. Wczasie mego kontaktu
aby praca była skuteczna i nie dać się
zdradzić reakcji zwierzchnictwo moje nakazywało mi abym przyjął pozycję antyradzieck
ą gdyż ze strony władz byłem już znany.
Otóż kiedy wybuchła nagła wojna Sowiecko-niemiecka w 1941 roku N.K.W.D. nie zdążyło
zniszczyć wszystkich dokumentów ja
obawiając się zupełnie nie pokazywałem się, aż podstępnie wyśledziłem [namawiając
młodszego brata, żeby poszedł pracować do
żandarmerii niemieckiej i próbował usunąć kompromitujące go dowody], że najważniejsze
dokumenty zostały spalone na podwórku
N.K.W.D. [...] Czuję się po-85 krzywdzony o cały wyrok gdyż zapatrywania moje są inne
jak posądzono, bo kiedy byłem w
kontakcie z N.K.W.D. życie miałem stale zagrożone, a obecnie nie przystając do
rzadnych band reakcyjnych, które przymusowo
werbowa ły wyjechałem z miejsca rodzinnego przystępując do pracy zawodowej w Gminnej
Spółdz.[ielni] S.[amopomocy]
Ch.[łopskiej] którą reakcja prześladowała i wstępójąc do P.P.R. czułem jak w duchu
Demokratycznym poprawił się mi dobrobyt i
uwarzam, że właśnie na takich ramionach może się opierać nasz ustrój robotniczy.
Oświadczam, że jedynie jako człowiek
niezrozumiany znalazłem się we więzieniu, bo gdyby opinia moja o przyjaźni do
Zw.[iązku] Radz.[ieckiego] była znana to jak
nie niemcy to bandy reakcyjne zniszczyły by mię wraz z rodziną". 123 Uderza nas przy
pierwszym czytaniu nieugięty konformizm
tego człowieka, który próbuje antycypować oczekiwania wszystkich kolejnych reżymów
epoki pieców i anga żuje się za każdym
razem na całego - najpierw jako konfident NKWD, później morderca Żydów, wreszcie
wstępuj ąc do PPR. Ale te strzępki
odsłoniętych biografii czterech jedwabieńskich (anty)bohaterów (spośród dwóch tuzinów
najaktywniejszych uczestników
morderczego pogromu Żydów), którzy okazali się intymnymi współpracownikami sowieckich
władz (zaś dwóch z nich - Jerzy
Laudański i Karol Bardoń - było poźniej szucmanami w niemieckiej żandarmerii) każą
nam się zastanowić nad zjawiskiem
współpracy z okupantem całościowo, a nie tylko przez pryzmat cech charakteru
poszczególnych osób. Wrócę do tego wątku w
podsumowujących refleksjach.
Atu, na zakończenie, jeszcze tylko cri de coeur najmłodszego Laudańskiego z 1956 roku
- tym razem Jerzego, najzagorzalszego
mordercy wśród oskarżonych. Mając metr osiemdziesiąt wzrostu był na tamte czasy
bardzo wysokim i, 86 123 GK, SOŁ 123/273-274.
jak sądzę, pełnym energii młodzieńcem. Waktach kontrolno-śledczych UB, gdzie
podejrzanych opisywano za pomocą 34. punktowej
charakterystyki, w rubryce "mowa" odnotowano o Laudańskim "Głośna Czysta Polska",
podczas gdy w analogicznych ankietach
personalnych innych oskarżonych czytamy w tej rubryce przeważnie "Cicha".124 Dlaczego
ciągle jeszcze siedzę w więzieniu,
skoro nie byłem zwolennikiem okupanta tylko najzwyklejszym patriot ą - zapytuje
moralnie zidiociały złoczyńca? "Wobec tego,
że ja byłem wychowywany w okolicach wzmożonych walk antyżydowskich, a w czasie wojny
Niemcy masowo wymordowali tam, tak i w
innych miejscowościach, Żydów, to czy ja jeden z procesu najmłodszy wiekiem i
wychowany za sanacji muszę ponosić karę z całą
surowością prawa. Przecież ja od ławy szkolnej byłem uczony tylko w jednym kierunku,
nacjonaliźmie na skutek czego siłą
rzeczy powsta ła jednokierunkowość to znaczy, że mnie obchodzą tylko za okupacji
sprawy związane z moim Narodem i Ojczyzn ą.
Dowodem tego jest to, że nie pozwalałem się prosić, gdy zaszła potrzeba oddania się
dla dobra sprawy swej Ojczyźnie za
okupacji. Zakonspirowałem się do podziemnej organizacji w walce z okupantem jesienią
w 1941 roku w miejscowości Poręba nad
Bugiem pow [iat]. Ostrów Maz [owiecka]. Pod nazwą Polski Związek Powstańczy, gdzie
czynnością moją było przewożenie prasy
podziemnej i innych powierzonych mi rzeczy. W1942 r. w maju gestapo niemieckie
aresztowało mnie i osadziło w więzieniu na
Pawiaku z kąd wywieziono do obozów koncentracyjnych:
Oświęcim, Gross-Rosen, Oranienburg, gdzie cierpiałem na równi z innymi jako Polak -
więzień polityczny przez trzy 87 124
Charakterystykę Jerzego Laudańskiego znajdziemy w dokumencie, który nazywa się
"Arkusz informacyjny "dossier" na podejrzanych
o przestępstwa przeciw Państwu," i jest częścią składową materiałów
kontrolno-śledczych Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa
Publicznego w Łomży (UOP). lata. Natomiast po wyzwoleniu nas przez Armię Radziecką w
1945 roku nie poszedłem śladami tych,
którzy wówczas gardzili zniszczoną swą Ojczyzną, a upodobali sobie lekkie życie
zachodnie, by w późniejszym czasie przybyć,
ale jako szpieg czy inny dywersant. Ja bez chwili wachań powróci łem do Kraju
zniszczonego, do swego Narodu, dla którego
ofiarowywałem swoje młode, bo zaledwie dwudziestoletnie życie w walce z okupantem.
Sąd jednak nie brał pod uwagę moich w/w
dowodów, które dają jasny dowód, że ja nie byłem pod żadnym względem zwolennikiem
okupanta, a tym bardziej takim, jakim mnie
uczyniło U.B.P. w Łomży w śledztwie, na podstawie czego otrzymałem tak wysoką karę.
Po powrocie pracowałem cały czas do
aresztowania w państwowych instytucjach".125 Co gorsza, w jakiś przewrotny sposób
miał rację zgłaszając te pretensje pod
adresem sądu - bo przecież skazano go z paragrafu o kolaborację z okupantem. A on
mordując Żydów ani przez chwilę nie
współpracował we własnym mniemaniu z żadnym okupantem. Współpracował, owszem, z
własnymi sąsiadami, ale nie za to przecież
siedział w więzieniu.
I zwolniono go warunkowo, jako ostatniego ze skazanych
w tym procesie, 18 lutego 1957 roku.126
88
125 GK, SOŁ 123/809.
126 GK, SOŁ 123/702.
Anachronizm
Mord popełniony na Żydach w Jedwabnem wywołuje w nas poczucie bezradności i
osłupienia. A chcąc przynajmniej w skromnej
mierze to wydarzenie jakoś oswoić przywo łujemy obraz z przeszłości, który skądś już
znamy i dlatego ma dla nas jakiś sens. I
zadajemy sobie pytanie czy aby masowe mordy w Jedwabnem i Radziłowie to nie był
(równie ż) swoisty anachronizm przynależny do
innej epoki? Tak jakby latem 41 "czerń" chłopska, "ćma", zstąpiła na ziemię ze stron
sienkiewiczowskiej Trylogii.
Oczywiście potrzeba było złego ducha, aby tego potwora
drzemiącego w ludziach obudzić i uruchomić. Ale od czasów
Chmielnickiego - które w żydowskiej zmitologizowanej
pamięci zakodowane są słowem Khurban, katastrofa, jako
wzbudzający trwogę pierwowzór Szoah - gotowość do
zniszczenia tego, co obce, a w pierwszej kolejności Żydów,
nie tylko przetrwała na polskiej wsi, ale coraz to była manifestowana
w paroksyzmach gwałtu. "Rzeź i rabacja" to
przecież repertuar zachowań powtarzanych co jakiś czas
i w XIX i w XX wieku.127
89
127 Oto dla przykładu opis wydarzeń z początku XX wieku: "Na wiosnę 1919 roku
wybuchły we wschodniej części byłej Galicji
Zachodniej potężne i bestialskie, chłopskie ruchy antyżydowskie, przypominające "rzeź
i rabację", wznieconą prawie na tym
samym terenie na wiosnę 1846 roku przez Jakuba Szelę" - cytuję słowa nauczycielki,
działaczki i patriotki lokalnej z
Kolbuszowej, która Żydów bynajmniej specjalną sympatią nie darzy. "Zbierały się
olbrzymie gromady chłopów, mężczyzn, kobiet i
młodzieży, jeździły na furmankach od miasta do miasta uzbrojone w pałki, biły Żydów i
rabowały ich sklepy oraz domy."
"Wtamtych czasach Polacy-katolicy", wyjaśnia dalej autorka, "wierzyli,
że Żydzi nienawidzący katolików nazywanych "gojami" dodają
trochę dziecięcej katolickiej krwi do swoich mac [...] Nie wiadomo jak
to wierzenie powstało ale było i katolickie matki straszyły nim swoje
Wtle, jak sądzę, zawsze majaczyło przekonanie o tym,
że Żydzi używają krwi chrześcijańskich dzieci do wyrobu
macy, które przetrwało stulecia w stanie nienaruszonym
i bynajmniej nie tylko na tzw. "głuchej prowincji". Ostatecznie
pomówienia o mord rytualny mobilizowały błyskawicznie
tłumy publiczności miejskiej w Polsce do akcji anty
żydowskich jeszcze i po drugiej wojnie światowej - to był
przecież mechanizm, który uruchomił pogromy w Krakowie
(1945) czy w Kielcach (1946). I nic nie budziło większego
przerażenia działaczy Komitetów Żydowskich, albo mieszkańców
domu, w którym skupiły się po wojnie niedobitki
ludności żydowskiej z jakiejś miejscowości, niż wizyta
w sąsiedztwie zatroskanego rodzica, chrześcijanina, poszukuj
ącego zagubionego potomstwa.128
90
krnąbrne dzieci. WGliniku zaszło jakieś zniknięcie dziewczyny i gromada chłopów
napadła na domy żydowskie, bijąc a nawet
zabijaj ąc Żydów, rabując ich domy i sklepy. Bulwersujące te wieści [że Żydzi zabili
dziewczynę na macę, jak się należy
domyślać] szybko rozchodziły się wśród mieszkańców wsi na szerokich przestrzeniach i
wywołały olbrzymie i agresywne,
niezmiernie okrutne, akcje chłopskie. Począwszy od 1 maja, gromady uzbrojone w
pałki, siekiery i widły i tym podobne
narzędzia, napadały na domy żydowskie [...] dokonując pogromów i wielkich rabunków"
[wszystkie podkreślenia moje] (Halina
Dudzińska, "Kolbuszowa i kolbuszowianie w okresie narodzin II Rzeczypospolitej
Polskiej i walki o ustalenie jej granic",
"Rocznik Kolbuszowski" nr 3, Kolbuszowa, 1994, str. 129).
128 "Ostatnio," pisał w sierpniu 1946 roku przewodniczący Komitetu Żydowskiego w
Częstochowie, Brener, "11-o letnie dziecko
chrześcijańskie ze swoją matką chodziło po ulicy Garibaldiego, zamieszkałej przez
licznych Żydów i wskazywało dom, w którym
mieli go rzekomo Żydzi więzić przez dwie doby. Tym razem chrześcijańscy sąsiedzi domu
wykpili chłopca i wypędzili [...]
Aczkolwiek niebezpieczeństwo niemal już minęło, a umysły zaczynają się uspakajać,
wydarzenie to odbiło się fatalnie na naszym
osiedlu. Zaczęto szybko likwidować mieszkania, interesy, warsztaty pracy i uciekać.
Dokąd? Nikt nie wie i nie daje jasnej
odpowiedzi" (Głos Bundu, no. 1, Warszawa, sierpień 1946). Porównaj także, Upiorna
dekada, op. cit., str. 104, 105.
Wliteraturze przedmiotu mnóstwo napisano na temat ścisłych powiązań między Zagładą a
nowoczesnością. Wiemy świetnie, że do
zamordowania milionów ludzi potrzebna jest sprawna biurokracja i (względnie)
zaawansowana technologia. Wszelako mord
jedwabieńskich Żydów ujawnia jeszcze inny, głęboki, jeśli tak można powiedzieć,
przednowoczesny, archaiczny, wymiar całego
przedsięwziecia.
I nie tylko motywacje bezpośrednich morderców mam na myśli - bo przecież chłopi z
łomżyńskiego, nawet jeśli byliby na nią
podatni, nie mieli czasu ulec propagandzie nazistowskiej - ale także prymitywne,
odwiecznie te same, metody i narzędzia
zbrodni: a więc kamienie, kije, "żelazo", ogień i wodę; jak również swoisty brak
organizacji. Trudno o bardziej przekonującą
ilustrację, że o Zagładzie nale ży myśleć równocześnie na dwa sposoby. Z jednej
strony trzeba ją umieć opowiedzieć jako
system, który funkcjonowa ł wedle z góry ułożonego (choć ulegającego ciągłym
modyfikacjom) planu. Ale trzeba pamiętać, że
była to również (a może przede wszystkim?) mozaika, na którą składały się oddzielne
epizody, improwizacje lokalnych kacyków,
a także niewymuszone odruchy i zachowania ze strony otoczenia.
91
Co zostało zapamiętane?
Jeden z klasyków współczesnej literatury hebrajskiej, Aharon Appelfeld, pojechał w
1996 roku do małej mieściny położonej 20
kilometrów od Czerniowic, w której się wychowa ł i w której latem 1941 roku
zamordowano jego matkę. Osiem i pół lat tam
spędzonego dzieciństwa dostarczy ło mu wrażeń na 30 książek, które napisał w swej
przybranej ojczyźnie, Izraelu. "Nie ma
dnia", pisze we wspomnieniu z tej podróży, "abym myślą nie wracał do domu". Tak więc
i w 50 lat później uroda i swojskość
okolicy ewokowa ła beztroską pamięć życia wśród bliskich. "I kto mógł przypuszczać,
że w tym miasteczku, w sobotę, w nasze
szabasowe święto, 62 istoty ludzkie, głównie kobiety i dzieci, padną ofiarą wideł i
kuchennych noży [podkreślenie moje], i że
ja, ponieważ akurat byłem w tylnej izbie, zdołam uciec i ukryć się w polu kukurydzy".
129 Kiedy zapytał zebraną wokół obcych
przybyszów grupkę mieszkańców (bo był tam z żoną i w towarzystwie dokumentalistów,
którzy filmowali jego wizytę), gdzie jest
mogiła Żydów zamordowanych w czasie wojny, nikt, zdawa ło się, nic nie umiał na ten
temat powiedzieć. Dopiero po pewnym
czasie, kiedy wyjawił, że jako dziecko tu mieszkał i kiedy się okazało, że ktoś z
obecnych chodził z nim do szkoły - "wysoki
chłop podszedł bliżej i miejscowi ludzie objaśnili mu o co się pytam. A on, jakby w
jakimś staroświeckim obrządku, podniósł
rękę i wskazał: to było tam na wzgórzu. Nastała cisza, a potem nagły zalew mowy,
której nie rozumiałem. Okazało się, że to,
co miejscowi usiłowali przede mną ukryć, było świetnie wszystkim wiadome. Nawet i
dzieciom. Kiedy spytałem kilkoro małych 92
129 "The New Yorker", 23 XI 1998, "Buried Homeland", str. 51-52. dzieci, które
przyglądały się nam spod płotu, gdzie są
groby żydowskie, natychmiast podniosły rączki i pokazały". I poszli wszyscy razem na
to wzgórze, aż wreszcie jeden z chłopów
powiedział ""Tu jest mogiła", wskazując na nie zaorane pole. "Czy na pewno?",
spytałem. "Sam ich grzebałem", odpowiedział. I
dodał: "miałem wtedy 16 lat"". 130 Podobnie jak Appelfeld odszukał po pół wieku grób
swojej matki niedaleko rodzinnej wioski,
inny pisarz, Henryk Grynberg, odnalazł zakopany w ziemi szkielet ojca zabitego wiosną
1944 roku obok leśnej kryjowki, w
której ukrywał się z rodziną. Okoliczna wieś dokładnie wiedziała, kto, kiedy, gdzie i
z jakiego powodu zamordował Grynberga i
w którym miejscu zakopane jest ciało. Publiczność filmowa w Polsce, która obejrzała
dokument Pawła Łozińskiego pt. "Miejsce
urodzenia", mogła się o tym przekonać na własne oczy. Oczywiście cała ludność
Jedwabnego do dziś wie dokładnie, co się
wydarzyło w ich mieście 10 lipca 1941 roku. I dlatego myślę, że szczegółowa pamięć o
tej epoce przechowana jest w każdej
miejscowości, w której wymordowano Żydów. Na szczęście - bo cóż za moralne świadectwo
wystawiliby sobie mimowolni świadkowie
nieludzkiej tragedii puszczając ją w zapomnienie. I na nieszczęście - bo jakże często
ludność miejscowa była nie tylko
świadkiem tej tragedii, ale i miała w niej swój udział. Nie umiem sobie inaczej
wytłumaczyć powszechnego zjawiska po wojnie,
jakim był strach przed ujawnieniem, że podczas wojny ukrywali Żydów, ze strony tych,
którym dzisiaj przydajemy miano
"Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata".
A że mieli się czego bać dowiadujemy się również z ust bohaterów opowiedzianej tu
historii jedwabieńskich Żydów: "Ja
Wyrzykowski Aleksander wraz ze swoją żoną Antoniną pragniemy złożyć następujące
oświadczenie"... Szczegółowego opisu
okoliczności, 93 130 Ibid., str. 54.
w jakich Wyrzykowscy ukrywali Wasersztajna i pozosta łą szóstkę Żydów podczas
okupacji, nie będę już przytacza ł. Ale co im
się przytrafiło po wyzwoleniu nale ży jeszcze do naszego tematu:
"Kiedy przyszła Armia Radziecka ci męczennicy wyszli na wolność, poubieraliśmy ich
jak mogliśmy. Ten który był pierwszy to
poszedł do swojego domu, ale rodzina zginęła więc on przychodził do nas jeść, reszta
poszła do swoich miejsc. Pewnej
niedzieli w nocy zauważyłem, że idzie partyzantka i rozmawiają, że zajdziemy dziś i
załatwimy z tym Żydem, a drugi że
wszystkich jednej nocy zastrzelą. Od tej pory ten Żyd nocował na polu w dole po
kartoflach, dałem mu poduszkę i swoje palto.
Poszłem do tej reszty i ich ostrzegłem co im grozi. Oni zaczęli się ukrywać. Te dwie
dziewczyny, które były ich narzeczonymi,
partyzantka do nich nic nie miała i im bandyci przykazali, żeby oni nic nie mówiły
swoim narzeczonym o ich przyjściu to oni
przyjdą po resztę. Tej samej nocy przyszli do nas po Żyda, żeby go oddać to go zabiją
i więcej nam już dokuczać nie będą.
Żona moja powiedziała, że męża nie ma bo poszedł do siostry, a Żyd pojechał do Łomży
i nie wrócił. Wtedy zaczęli ją bić tak,
że nie miała białego ciała na sobie tylko czarne. Zabrali co lepszego z domu i kazali
się odwieźć. Zawiozła ich pod Jedwabne.
Wróciła a Żyd już wyszedł z kryjowki i zobaczył że jest pobita. Później po jakimś
czasie przyszedł drugi Żyd Janek
Kubrzański, porozmawialiśmy i postanowiliśmy wiać z tego miejsca. Zamieszkaliśmy w
Łomży. Żona zostawiła swoje dziecko małe
przy rodzicach. Z Łomży przeprowadziliśmy się do Białegostoku, gdyż w Łomży też nie
byliśmy pewni swego życia. [...] W1946
przeprowadziliśmy się do Bielska Podlaskiego. Po paru latach też wydało się i
zmuszeni byliśmy opuścić Bielsk Podlaski." Tak
więc stygmat za to, że pomagali Żydom w czasie wojny, przylgnął do Wyrzykowskich
ciągnąc się za nimi z miejsca na miejsce i,
jak się okazało, również 94 z pokolenia na pokolenie131 - jeszcze synowi bratanka,
który nie zmienił miejsca zamieszkania,
koledzy z Jedwabnego wymyślali od Żydów.
95
131 2 maja 1962 roku Jarosław Karwowski, bratanek państwa Wyrzykowskich, zanotował tę
relację w Milanówku (ŻIH, 301/5825).
Antonina Wyrzykowska uciekła w końcu za ocean i zamieszkała w Chicago (rozmowa,
październik 1999 roku).
Odpowiedzialność zbiorowa
O mechanizmach stosowanych przez nazistów w celu "ostatecznego rozwiązania" problemu
żydowskiego wiadomo stosunkowo dużo
zarówno z podstawowej pracy Raula Hilberga czy studiów całej plejady historyków, jak
również z olbrzymiej literatury
pamiętnikarskiej. I choć, jak sądzę, samo zjawisko pozostanie wyzwaniem i tajemnicą
na zawsze, to ustaleń faktycznych jest
dużo i będzie coraz wiecej. Wiemy więc na przykład, że specjalne oddziały SS
(Einsatzgruppen), żandarmeria i administracja
niemiecka, które organizowa ły Szoah, nie wymuszały na ludności miejscowej
uczestnictwa w bezpośrednim procesie mordowania
Żydów.
Zezwalano i tolerowano, a nawet zachęcano do krwawych
pogromów, szczególnie po rozpoczęciu kampanii rosyjskiej
. jest w tej sprawie nawet dyrektywa ówczesnego szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa
Rzeszy, Reinharda Heydricha. 132
Wydawano rozliczne zakazy. Nie wolno było, jak wiemy, na terenie okupowanej Polski,
pod karą śmierci, Żydom pomagać. Ale
nikogo nie zmuszano do uśmiercania Żydów - pomijając oczywiście wybryki szczególnie
wymyślnych sadystów i rozliczne obozy,
gdzie więźniowie niejednokrotnie zabijali się nawzajem, przymuszeni do tego przez
swoich dręczycieli. Innymi słowy, tak zwana
ludność miejscowa, bezpośrednio biorąca udział w mordowaniu Żydów, robiła to na
własne życzenie.
Czy aby tutaj nie kryje się ważna cząstka odpowiedzi na
pytanie trapiące polską opinię publiczną: dlaczego Żydzi
mają do Polaków tak trwały uraz, zdawałoby się głębiej zakorzeniony
niż do samych Niemców, którzy przecież byli
96
132 Richard Breitman, The Architect of Genocide. Himmler and the
Final Solution, Alfred Knopf, New York, 1991, str. 171-173.
pomysłodawcami, inicjatorami i głównymi wykonawcami
Zagłady? Ale jeśli w zbiorowej pamięci Żydów, sąsiedzi-
. Polacy w rozlicznych miejscowościach mordowali ich z własnej nieprzymuszonej woli -
nie zaś na rozkaz, stanowi ąc część
zorganizowanej formacji mundurowej (a więc działając, z pozoru przynajmniej, pod
przymusem) - to czyż nie są za te czyny, w
odbiorze ofiary, jakoś szczególnie odpowiedzialni? Bo przecież człowiek w mundurze,
który nas zabija, jest w jakimś stopniu
przynajmniej funkcjonariuszem państwowym; cywil w tej roli natomiast jest już tylko
mordercą.
Polacy robili Żydom w czasie wojny, na ochotnika zresztą, wiele różnych rzeczy. Nie
idzie przecież tylko o bezpośrednie akty
zabójstwa. Przypomnijmy sobie kilka pań z warszawskiej cukierni opisanych we
wspomnieniach Michała Głowińskiego, które pilnie
próbowały ustalić czy pozostawiony na kwadrans przy bocznym stoliku malec nie jest
aby Żydem, choć wcale nie musiały tego
robić i mogły najzwyczajniej jego chwilową obecność w kawiarence zignorować.133
Między tym epizodem a Jedwabnem mieści się
cały wachlarz okupacyjnych zetknięć Polaków i Żydów, które potencjalnie miały
zabójcze konsekwencje dla tych ostatnich.
Zastanawiając się nad tą epoką musimy oczywiście pamiętać, że nie ma czegoś takiego
jak wina zbiorowa, i że za zabójstwo
odpowiedzialny jest tylko morderca. Ale narzuca się potrzeba refleksji na temat tego,
co czyni nas - nas jako członków
zbiorowości, która ma odrębną podmiotowość i do której przynależymy, ponieważ
poczuwamy się z nią do wspólnoty - zdolnymi do
takich czynów? Czy jako zbiorowość złączona autentycznie przeżywaną więzią duchową,
która daje nam tytuł do odczuwania
wspólnoty losów - 97 133 Michał Głowiński, Czarne Sezony, Open, Warszawa, 1998, str.
93-95. myślę o dumie narodowej i
poczuciu tożsamości zakorzenionych w doświadczeniu historycznym wielu pokoleń - nie
jesteśmy również odpowiedzialni za
dokonania haniebne przodków i współziomków? Innymi słowy, czy możemy sobie z toku
dziejów dowolnie wybierać schedę, do której
się poczuwamy ogłaszając, że "to jest Polska właśnie"? Czy młody Niemiec na przykład,
zastanawiając się dzisiaj co znaczy dla
niego być Niemcem, może po prostu zignorować dwanaście lat (1933-1945) historii
własnego kraju? A jeśli nawet wybiórczość
jest w takim procesie dochodzenia własnej tożsamości nieunikniona (z natury rzeczy,
nie można przecież "wszystkiego" wpisać w
obraz własny już choćby dlatego, że nikt nie wie o "wszystkim" i w ogóle
"wszystkiego", przy najlepszych nawet chęciach, nie
da się zapamiętać), to czy tak wytworzony obraz tożsamości zbiorowej - po to, aby
zachować autentyczność - nie musi być
zawsze otwarty na próbę jakości, którą każdy może zarządzić zadając pytanie: a jak
się takie to a takie zdarzenie, ciąg
zdarzeń, epoka, wpisują w proponowany obraz? Każdy z nas przynależy do jakiejś
zbiorowości, a właściwie do wielu naraz.
Jestem Polakiem, mam krewnych, jestem stolarzem, adwokatem, albo ziemianinem. I
wszystko to razem składa się na moją
tożsamość - przynależność do korporacji zawodowej, określonej rodziny, warstwy
społecznej, czy narodowości. Ale i na odwrót.
Bo choć człowiek żyje i robi to, co robi na własną odpowiedzialność i na własny
rachunek, to czyny nasze i zaniechania
składają się (dodając do działań wielu innych ludzi) na wspólną tradycję, ojcowiznę,
przechowywaną i kształtowaną później w
zbiorowej pamięci.
Czyny odbiegające od normy szczególnie chętnie wcielamy do kanonu tożsamości
zbiorowej. I choć to tylko Fryderyk, Jan, czy
Mikołaj dokonywali swoich niezwykłych czynów, to są oni przecież także i "nasi". A
więc muzyka polska, zupełnie słusznie
zresztą, dumna jest ze swojego Chopina, nauka z Kopernika, zaś przedmurzem
chrześci-98 jaństwa mieni się Polska, między
innymi, dzięki zwycięstwu Sobieskiego pod Wiedniem. I w tym sensie nie pope łnimy
nadużycia zadając pytanie, czy to, co
zrobili Jurek (jak o nim pisał Szmul Wasersztajn) Laudański i Karolak - poprzez
skrajne, niezwykłe czyny, które popełnili -
anga żuje naszą tożsamość zbiorową?
Pytanie moje jest oczywiście retoryczne, bo świetnie rozumiemy, że tego rodzaju
masowe zabójstwo dotyczy nas wszystkich.
Wystarczy przypomnieć gwałtowną publiczną dyskusję, którą wywołał swego czasu Michał
Cichy artyku łem w Gazecie Wyborczej
wspominając morderstwo pope łnione na Żydach przez oddział powstańczy w Warszawie
podczas Powstania.134 Z takiej a nie innej
reakcji społecznej jawnie wynika, że działania owej grupki zdemoralizowanych młodych
ludzi przed pół wiekiem, jako żywo
dotyczą i obchodzą również Polaków dzisiaj. A przecież skala i okoliczności
jedwabieńskiego mordu nie dadzą się porównać z
niczym, co wiemy na temat stosunków polsko-żydowskich podczas okupacji!
99
134 Michał Cichy, Polacy - Żydzi: czarne karty Powstania Warszawskiego, "Gazeta
Wyborcza", w numerze z 29-30 stycznia 1994
roku.
Nowe podejście do źródeł
Zbrodnia na Żydach 10 lipca 1941 roku w Jedwabnem otwiera na nowo historiografię
doświadczeń polskiego społeczeństwa podczas
drugiej wojny światowej. Środki uspokajające, które nam od przeszło pół wieku
podawali historycy, publicyści i dziennikarze -
że, mianowicie, Żydów na terenie Polski mordowali wyłącznie Niemcy przy udziale,
ewentualnie, jakichś formacji policji
pomocniczej, na które składali się Łotysze, Ukraińcy czy inni Kałmucy, nie mówiąc,
naturalnie, o etatowym "chłopcu do bicia",
od którego łatwo się wszystkim odżegnać, skoro reprezentuje, jak powszechnie wiadomo,
nieliczny margines obecny w każdym
społeczeństwie (mam na myśli naturalnie tzw. "szmalcowników") - należy odłożyć do
lamusa. Otwarcie w tym duchu zagadnienia
stosunków polsko-żydowskich każe nam przemyśleć na nowo olbrzymią problematykę
wojennej i powojennej historii Polski.
Jeśli chodzi o warsztat historyka epoki pieców oznacza to, w moim mniemaniu,
konieczność radykalnej zmiany podejścia do
źródeł. Nasza postawa wyjściowa do każdego przekazu pochodzącego od niedoszłych ofiar
Holokaustu powinna się zmienić z
wątpiącej na afirmującą. Po prostu dlatego, że przyjmując do wiadomości, iż to, co
podane w tekście takiego przekazu,
rzeczywiście się wydarzyło i że gotowi jesteśmy uznać błąd takiej oceny dopiero
wtedy, kiedy znajdziemy po temu przekonujące
dowody - oszczędzimy sobie znacznie więcej błędów niż te, które popełniliśmy zajmując
postawę odwrotną.
Wypowiadam ten sąd wnioskując po części z mego własnego dotychczasowego traktowania
źródeł, które sprawi ło, jak już pisałem,
że zajęło mi cztery lata, zanim zrozumia łem relację Wasersztajna. Ale podobny
wniosek nasuwa się również po odnotowaniu
ogromnych braków polskiej hi-100 storiografii, w której przeszło 50 lat po wojnie
ciągle nie ma prac na podstawowy temat,
jakim jest udział etnicznie polskiej ludności w zagładzie polskich Żydów. A
informacji traktujących o tym jest przecież pod
dostatkiem. Wsamym ŻIH-u można przeczytać przeszło siedem tysięcy świadectw zebranych
od razu po wojnie, w których uratowani
z pożogi Żydzi opowiadają, co im się wydarzyło. Jeśli chodzi o treść tych przekazów
na temat nas interesujący, powiem tylko,
że wybór Ten jest z Ojczyzny mojej..., opublikowany swego czasu drukiem, nie daje
nawet w przybliżeniu wiernego obrazu
zawartości całej kolekcji.
Ale nie tylko nasze dotychczasowe niedociągnięcia profesjonalne ("nas" jako
historyków tego okresu) są dobrym powodem, aby
zmienić podejście do oceny źródeł. Ten imperatyw metodologiczny wynika również, i
niezależnie, z immanentnych cech świadectw
o zagładzie polskich Żydów. Bo przecież wszystko co wiemy na ten temat - przez sam
fakt, że zostało opowiedziane - nie jest
reprezentatywn ą próbką żydowskiego losu. To są wszystko opowieści przez różowe
okulary, z happy endem, od tych, którzy
przeżyli. Nawet relacje niedokończone - od tych, którzy nie dożyli końca wojny i
pozostawili tylko fragmenty notatek - są
przecież prowadzone tylko dopóty, dopóki autorom udaje się szczęśliwie uniknąć
śmierci. O samym dnie, o ostatniej zdradzie,
której padli ofiarą, o drodze krzyżowej dziewięćdziesięciu procent przedwojennego
polskiego żydowstwa, nie wiemy już nic. I
dlatego powinniśmy traktować dosłownie strzępki informacji, którymi dysponujemy,
zdając sobie sprawę, że prawda o zagładzie
społeczności żydowskiej może być tylko tragiczniejsza niż nasze o niej wyobrażenie na
podstawie relacji tych, którzy
przeżyli.
101
Czy można być równocześnie
prześladowcą i ofiarą?
Wojna w życiu każdego społeczeństwa odgrywa rolę mitotwórcz ą. Nie musimy się
rozwodzić nad doniosłością symboliki
martyrologii narodowej, zakorzenionej w doświadczeniu drugiej wojny światowej, dla
samoświadomości polskiego społeczeństwa.
Spór o wymowę Oświęcimia - w podtekście: niepokój, że Żydzi ogromem swojego
cierpienia przesłonią wojenną martyrologię
Polaków - to tylko niewinne przedbiegi w porównaniu z wysiłkiem niezbędnym, aby
ogarnąć całokształt stosunków
polsko-żydowskich w czasie okupacji.135 Bo Jedwabne, choć to może największy
jednorazowy mord popełniony przez Polaków na
Żydach - nie było zjawiskiem odosobnionym. Zaś w ślad za Jedwabnem pojawia się
metahistoryczne pytanie: czy można być
równocześnie prześladowcą i ofiarą, czy można równocześnie cierpieć i zadawać
cierpienia?
Odpowiedź na to pytanie w epoce postmodernizmu jest bardzo prosta - oczywiście można;
co więcej, już kiedyś zosta ła
udzielona w odniesieniu do drugiej wojny światowej. Kiedy Alianci zajęli terytorium
Niemiec i odkryli obozy koncentracyjne,
to w ramach denazyfikacji wiedzę o horrorze nazistowskich prześladowań zaczęli
natychmiast upowszechniać wśród miejscowej
ludności. Reakcja niemieckiej opinii publicznej była nieoczekiwana: Armes
Deutschland, biedne Niemcy!136 Jeśli to, co zrobili
naziści i co nam 102 135 Mam na myśli kontrowersje na temat lokalizacji klasztoru
sióstr Karmelitanek, "krzyży"
oświęcimskich, itp., które zaprzątały publiczną uwagę w drugiej połowie lat 90.
136 Atina Grossman, Trauma, Memory, and Motherhood: Germans and Jewish Displaced
Persons in Post-Nazi Germany, 1945-1949, w:
Archiv teraz pokazują rzeczywiście miało miejsce, to świat z nienawiści ą przeciwko
nam się obróci. Wten przede wszystkim
sposób rezonowało w społeczeństwie niemieckim upowszechnienie wiedzy o zbrodniach
popełnionych przez Niemców w okresie
hitlerowskim. Zrodziło się wśród nich przekonanie, że oni też byli ofiarami nazizmu i
Hitlera. Jak widać bardzo łatwo było
dodać Niemcom wiarę, że są ofiarą, do trudnej do uniesienia konstatacji, że byli w
tym konflikcie prześladowcą.
Problem współistnienia statusu ofiary i prześladowcy nie jest bynaj-mniej unikalny
dla okresu drugiej wojny światowej. "Na
tym m.in. polega problem Polaków z komunizmem. Nie wszystko - a raczej bardzo mało -
da się bowiem objaśnić stwierdzeniami o
"obcych", o "Żydach", o "agentach NKWD", o "janczarach" czy o "zdrajcach". Polacy
występowali w roli ofiar i katów, zarządców
i kleines parteigenossen, zwolenników i przeciwników, tych, którzy skorzystali i
tych, którzy stracili, tych, którzy opierali
się (w słowach lub czynach) i tych, którzy na nich donosili. Stan taki trwał ponad
cztery dziesięciolecia, a więc przez
życie kilku pokoleń, zaś po jednej i po drugiej stronie były miliony Polaków. I
doprawdy trudno dziś powiedzieć z całą
pewnością, po której było ich więcej".137 Ale takie nakładanie się na siebie
sprzecznych ocen może być bardzo trudne, co
łatwo zaobserwować na 103 fur Sozialgeschichte 38, 1998, str. 215-239, w
szczególności część 1a, Introduction:
Different Voices on "Armes Deutschland", str. 215-217. Interesuj ący w tym kontekście
jest również artykuł Hanny Arendt, The
Aftermath of Nazi Rule, "Commentary", October, 1950, str. 342-353 (zwrócił mi uwagę
na ten tekst Aleksander Smolar, za co mu
dziekuję). 137 Andrzej Paczkowski, Nazisme et communisme dans l'experience et la
memoire polonaise, w: Henry Rousso, op.
cit., str. 326. Polskojęzyczną wersję cytuję według tekstu opublikowanego w
"Rzeczpospolitej", 16-17 X 1999, My oni i
milcząca większość. Całość pracy Paczkowskiego ukazała się w języku polskim w trzech
odcinkach opublikowanych w
"Rzeczpospolitej" z 4-5 IX 1999; 18-19 IX 1999 i 16-17 X 1999. przykładzie ostatniej
publicznej kontrowersji w Niemczech
dotyczącej wystawy fotograficznej ilustrującej aktywną rolę Wehrmachtu w mordowaniu
ludności cywilnej na froncie wschodnim.
Bo zwyczajne wojsko miało w społecznym odbiorze opinię instytucji, która jednak nie
brała udziału w nazistowskiej zbrodni
mordowania Żydów. (Oczywiście historycy niemieccy od dawna wiedzieli i pisali jak
było naprawdę). Czy opinia publiczna w
Polsce gotowa jest głęboko osadzoną wiedzę o martyrologii społeczeństwa podczas
drugiej wojny, opartą na straszliwych
doświadczeniach większości polskich rodzin, poszerzyć o wiedzę na temat cierpień
zadawanych wówczas przez Polaków Żydom? Nie
umiem odpowiedzieć na to pytanie. Chwilowo po prostu odnotować wypada, że
przekonanie, iż jest się ofiarą łatwiej sobie
przyswoić, niż uznać odpowiedzialność za popełnione zbrodnie. Wśród Żydów, którzy
znaleźli się w obozach przesiedleńczych na
terenie Niemiec - jak wiemy Żydzi uciekali z Polski do tych obozów jeszcze przez
kilka powojennych lat - powtarzano
sentencjonalnie: Niemcy nam nigdy nie wybacz ą tego, co nam zrobili. Zastanawiam się
czy zamiast powtarzać sobie jak to
Berman z Mincem zawładnęli Polską w 1945 roku, i tłumaczyć pogrom kielecki prowokacją
UB, nie należy tej samej diagnozy
zastosować dla zrozumienia zjawiska powojennego antysemityzmu w Polsce.
Niechęć do Żydów była wówczas w Polsce rozpowszechniona i pełna agresji, bardziej
przedrefleksyjna niż wywiedziona z chłodnej
analizy nowej sytuacji politycznej. Co nam pozwala tak sądzić? Weźmy na przykład pod
rozwagę zjawisko o szerokim oddźwięku
społecznym, nie żaden jednostkowy epizod czy zasłyszaną rozmowę, ale zbiorowe i
dobrowolne działania klasy robotniczej.
Wpracy źródłowej pt. Strajki robotnicze w Polsce w latach 1945-1948 opublikowanej w
1999 roku - a więc napisanej w oparciu o
solidną kwerendę dostępnych już badaczom archiwaliów - młody historyk skrupulatnie
odnotował wszystkie fale protestów robotni
czych w tym okresie. Adużo się wtedy w Polsce działo. Li-104 kwidowano stopniowo
niezależne organizacje społeczne, związki
zawodowe, partie polityczne o wielkich tradycjach - PPS Zygmunta Żuławskiego, czy PSL
z Mikołajczykiem, Mierzwą i Korbońskim.
Okazuje się, że przez cały ten czas tylko jeden raz klasa robotnicza zatrzymała
maszyny i odłożyła narzędzia przystępując do
strajków pod hasłami nie dotyczącymi spraw ściśle bytowych - w proteście przeciwko
fingowaniu i ogłaszaniu w prasie rzekomych
petycji załóg robotniczych wyrażających oburzenie z powodu pogromu w Kielcach!
Proletariacka Łódź, tak jak w 1905 roku, i tym
razem była w awangardzie: "10 lipca [to jakiś feralny dzień ten 10 lipca!] w szeregu
łódzkich fabryk zorganizowano wiece dla
potępienia sprawców pogromu kieleckiego. Uchwalone rezolucje podpisywano niechętnie.
Pomimo tego następnego dnia zostały one
opublikowane przez prasę. Wywo łało to strajki protestacyjne, jako pierwsi
zaprotestowali robotnicy z "Łódzkiej Fabryki Nici"
oraz zakładów Scheibler i Grohman, do których dołączyli pracownicy fabryk Buhle,
Zimmermann, "Warta", "Tempo Rasik",
Hofrichter, Gampe i Albrecht, Gutman, Dietzel, Radziejewski, Wejrach, Kinderman,
"Wólczanka", oraz dwu szwalni. Poczatkowo
żądano sprostowania nieprawdziwej informacji, z czasem pojawił się postulat
zwolnienia skazanych w procesie kieleckim.
Protesty miały burzliwy przebieg, dochodziło do aktów przemocy wobec osób
nawołujących do podjęcia pracy. [...]
Tego typu reakcje robotników nie były w skali kraju czymś
wyjątkowym. Załogi wielu fabryk odmówiły uchwalenia rezolucji
potępiających sprawców pogromu, w Lublinie w czasie
wiecu 1500 kolejarzy w tej sprawie wznoszono okrzyki
"precz z Żydami", "przyjechali bronić Żydów, hańba",
"Bierut nie odważy się ich skazać na śmierć", "Wilno
i Lwów muszą być nasze"". 138
105
138 Łukasz Kamiński, Strajki robotnicze w Polsce w latach 1945-1948, Wrocław, GAIT
Wydawnictwo s. c., 1999, str. 46. Wiele
było wówczas nadarzających się okazji, aby zaprotestować przeciwko przejmowaniu
władzy przez komunistów, wszelako tego
rodzaju motywacji politycznej tej akurat fali strajków nie można przypisać. Ale jeśli
strajki po pogromie kieleckim są
niezrozumiałe jako protest przeciwko wyimaginowanej "żydokomunie", to dają się za to
doskonale wytłumaczyć jako protest
przeciwko temu, że w powojennej Polsce nie można się porachować z mordercami
bezbronnych chrześcijańskich dzieci.139 Dlaczego
Wyrzykowscy musieli uciekać ze swojego gospodarstwa? "Herszek, to ty żyjesz?",
powtarzali z niedowierzaniem i pogardliwą
groźbą w głosie znajomi Polacy z Jedwabnego na widok Herszla Piekarza, kiedy wrócił z
leśnej kryjówki.140 Te reakcje nie
miały oczywiście nic wspólnego z żydokomuną i przejmowaniem władzy w Pol-106 139 A
jednak trudno mi się powstrzymać od
przytoczenia krótkiego dialogu podsłuchanego przez ranną Żydówkę w Krakowie podczas
pogromu w sierpniu 1945 roku: "Wkaretce
pogotowia słyszałam uwagi sanitariusza i żołnierza eskortującego, którzy wyrażali się
o nas jako o żydowskich ścierwach,
które muszą ratować, że nie powinni tego robić, żeśmy dzieci pomordowali, że trzeba
by nas wszystkich powystrzelać.
Zawieziono nas do szpitala św. Łazarza przy ul. Kopernika. Pierwsza poszłam na salę
operacyjną. Tuż po operacji zjawił się
żołnierz, który twierdził, że wszystkich po operacji zabierze do więzienia. Tenże bił
jednego z poranionych Żydów czekających
na operację. Trzymał nas pod odbezpieczonym karabinem i nie pozwolił napić się wody.
Po chwili przyszli dwaj kolejarze, z
których jeden powiedział: 'to skandal, żeby Polak nie miał cywilnej odwagi uderzyć
bezbronnego człowieka' i uderzy ł rannego
Żyda. Jeden z szpitalnych chorych uderzył mnie szczudłem. Kobiety między innymi
pielęgniarki stały za drzwiami odgra żając
się i mówiąc, że czekają na zakończenie operacji aby nas rozszarpać" (ŻIH, 301/1582).
Porównaj też Jan T. Gross, Upiorna
dekada. Trzy eseje o stereotypach na temat Żydów, Polaków, Niemców i komunistów,
Kraków, Universitas, 1998, w szczególności
rozdział pt. "Cena strachu".
140 Yedwabne, op. cit., str. 98. sce przez komunistów. Herszel Piekarz, Żydzi,
którzy przeżyli, Wyrzykowscy, inni Polacy,
którzy na terenie całego kraju ukrywali Żydów, a po wojnie z przerażeniem ukrywali
ten fakt przed swoimi sąsiadami, byli
niewygodnymi świadkami popełnionych zbrodni, z których owoców, co tu dużo mówić,
ciągle korzystano; byli chodzącym wyrzutem
sumienia i potencjalnym zagrożeniem.
107
Kolaboracja
A wielki wojenny temat, który jak wiemy w polskiej historiografii tej epoki w ogóle
nie istnieje - mam na myśli kolaborację?
Przecież kiedy wojska niemieckie napadły na Związek Radziecki, w czerwcu 1941 roku,
przyjmowane były przez ludność miejscową
na terenach świeżo wcielonych do ZSSR jako armia wyzwolicielska. "Wdepeszy z 8 VII
1941 r. Grot Rowecki stwierdzał, iż na
Kresach Wschodnich można było obserwować spontanicznie wyrażaną sympatię do Niemców
jako "do wybawców spod ucisku
bolszewickiego, w którym duży udział brali Żydzi"".141 Inaczej mówiąc, przeszło
połowa przedwojennego obszaru państwa
polskiego została na przełomie czerwca i lipca 1941 roku wyzwolona (tyle, że od
bolszewików) i miejscowa ludność - za
wyjątkiem Żydów oczywiście - dała temu wyraz witając wchodzące oddziały Wehrmachtu
przysłowiowym chlebem i solą, ustanawiając
powolną niemieckim żądaniom administrację lokalną i włączając się wtryby tzw.
Vernichtungskrieg, tzn. morderczego terroru
skierowanego przeciwko "komisarzom" i Żydom. "Wczasie uderzenia Niemców na wojska
sowieckie", pisze chłop z białostockiego,
"ludność polska z terenów Białostocczyzny raczej chętnie przyjmowała Niemców, nie
wiedząc, że stoi przed nią najpoważniejszy
wróg polskości.
Posunięto się w niektórych miasteczkach do przyjmowania
Niemców kwiatami, itp.. [...] Siostra jednego z mieszkańców
wsi wróciła z Białegostoku w tym czasie i opowiada
ła o owacyjnym przyjęciu Niemców przez ludność polską
w tym mieście". Nareszcie w czerwcu 41r. wybuchła wojna tak
oczekiwana Niemców z Ruskimi i w parę dni po wybuchu Rosjanie
ustąpili. Radość wielka nastąpiła w ludziach ukry-
108
141 Krystyna Kersten, Narodziny systemu władzy. Polska 1943-1948,
Libella, Paryż, 1986, str. 172.
wających się przed ruskimi i nie bali się, że ich wywiozą do Rosji,
a każdy który spotkał ze znajomym lub krewnym co się jakiś
czas nie widzieli z sobą - pierwsze ich słowa powitalne byli
. już nas nie wywiozą. Zdarzyło się, iż ksiądz sąsiedniej parafii, przejeżdżając
przez wieś na drugi dzień po ustąpieniu
ruskich do każdego spotkanego wołał: już nas teraz nie wywiozą. Zdaje się, iż
Rosjanie wywożąc masowo tak Polaków do Rosji
postępowali błędnie, za to wywożenie lud tutejszy ich bardzo znienawidził."142
Wraporcie sytuacyjnym Einsatzgruppen z Ro-109
142 Oba cytaty są fragmentami maszynopisów odpowiedzi na konkurs o doświadczeniach
wsi polskiej rozpisany w 1948 roku przez
Spółdzielnię Wydawniczą "Czytelnik". Materiały konkursowe opublikowano w ćwierć wieku
później w czterech tomach pt. Wieś
Polska, 1939-1948, materiały konkursowe, opr. Krystyna Kersten i Tomasz Szarota, tom
IV, Warszawa, PWN, 1971. Fragmenty,
które tu podaję, nie ukazały się drukiem, zakwestionowane przez cenzurę. Dostęp do
pełnych tekstów konkursowych zawdzięczam
uprzejmości kierownika Pracowni Dziejów Polski po roku 1945 Instytutu Historii
Polskiej Akademii Nauk, profesora Tomasza
Szaroty. Wśród zasobów archiwalnych pracowni znajdują się oryginały materiałów
konkursowych. Notabene zastanawia całkowita
otwartość tych wypowiedzi prostych ludzi, którzy posyłali przecież swoje wspomnienia
do oficjalnej instytucji. Cytaty
pochodzą z maszynopisów oznaczonych nr 20 (931), str. 4 i 72 (1584), str. 5.
Walbumie wystawy fotograficznej o zbrodniach
Wehrmachtu na froncie wschodnim (The German Army and the Genocide, edited by the
Hamburg Institute for Social Research, New
York, The New Press, 1999), na stronie 81 znajdziemy piękne zdjęcie niemieckiego
żołnierza na motocyklu, w otoczeniu
uśmiechniętych młodych kobiet, które mu ofiarowują poczęstunek, z podpisem:
"Ukrainian women offer refreshments". Zdjęcie
znakomicie pasowałoby do propagandowej ikonografii sowieckiej z 1939 roku, kiedy to z
kolei Armia Czerwona "wyzwalała" te
ziemie. O entuzjastycznym przyjmowaniu oddziałów Wehrmachtu latem 1941 roku na tych
terenach można się dowiedzieć
szczegółowiej oglądając film Ruth Beckermann pt. East of War. Składają się nań
wywiady przeprowadzone z weteranami kampanii
na froncie wschodnim, z którymi Beckermann rozmawiała na wystawie o zbrodniach
Wehrmachtu w Wiedniu. Podchodziła z kamerą do
zwiedzających starszych panów i zarejestrowała z nimi fascynujące rozmowy. sji z
dnia 13 lipca czytamy następującą uwagę na
temat Białegostoku:
"Egzekucje odbywają się przez cały czas z tą samą częstotliwości ą. Polska część
miejscowej ludności okazuje poparcie dla
egzekucji prowadzonych przez policję bezpieczeństwa, donosząc gdzie znajdują się
żydowscy, rosyjscy i polscy bolszewicy." 143
Ostatecznie Ramotowski z towarzyszami oskarżeni byli o to, że "idąc na rękę władzy
państwa niemieckiego brali udział"..., i
tak dalej, i tak dalej.
Wtym wszystkim tkwi interesujący temat dla psychologa społecznego - kwestia nałożenia
się na siebie w pamięci zbiorowej dwóch
epizodów: wejścia Armii Czerwonej w 1939 i Wehrmachtu w 1941 roku na te tereny i
projekcja własnego zachowania z 1941 roku
przez ludność miejscową na zakodowan ą narrację o zachowaniu Żydów w 1939 roku. Mówi
ąc wprost - entuzjazm Żydów na widok
wchodzącej Armii Czerwonej nie był zgoła rozpowszechniony i nie wiadomo na czym
miałaby polegać wyjątkowość kolaboracji Żydów
z Sowietami w okresie 1939-1941. Pisałem na ten temat obszerniej w książce Upiorna
dekada, op. cit., w rozdziale pt. "Ja za
takie oswobodzenie im dziękuję i proszę ich żeby to był ostatni raz". Wodniesieniu do
Jedwabnego, mogę też przytoczyć
fragment rozmowy Agnieszki Arnold z aptekarzem miejscowym, który w następujących
słowach usiłuje wytłumaczyć na czym miałaby
polegać współpraca Żydów z sowietami, za którą być może ludność Jedwabnego pragnęła
się zrewan żować: "Proszę pani, ja..., ja
o takich dowodach to nie wiem. Ja tylko mówię to co takie..., tajemnicą poliszynela
było. Tak mówiono. No ktoś musiał to
robić. Ale ja nie mogę za to gwarantować swoim tym... Nie, nie widziałem, żeby ktoś
był. O tym ja nie wiedziałem"144. Innymi
słowy mamy tu do czynienia z funkcjonowaniem stereotypu, kliszy, która znajduje
potwierdzenie we wszystkim - np. w widoku
grup-110 143 The Einsatzgruppen Reports, op. cit., str. 23. 144 Skrypt, str. 491.
ki beztrosko maszerujących po ulicy
żydowskich dzieci, albo w tym, że Żyd pracuje na poczcie, albo że jakiś zapalczywy
żydowski młodzian arogancko odezwie się do
przechodnia Polaka albo klienta w sklepie. Oczywiście byli wśród Żydów i konfidenci
NKWD i kolaboranci, ale, jak już świetnie
wiemy, nie tylko wśród Żydów; zaś w Jedwabnem, prawdopodobnie, nawet nie przede
wszystkim. Natomiast nie ulega wątpliwości,
że miejscowa ludność (za wyjątkiem Żydów) entuzjastycznie witała wchodzące oddziały
Wehrmachtu w 1941 roku i kolaborowała z
Niemcami, włączywszy się również w proces eksterminacji Żydów. Fragment przytoczonej
wcześniej relacji Finkelsztajna o
Radziłowie - uprawdopodobnionej dodatkowo wspomnieniami chłopów z okolicznych wsi,
które cytuję - jest dokładnym negatywem
obiegowych opowieści o zachowaniu kresowych Żydów na widok wkraczających w 1939 roku
do Polski bolszewików.
A czy, na przykład, epizod opisany przez pułkownika Misiuriewa i poświadczony
(auto)biografią Laudańskiego, nie jest aby
szczególnym przypadkiem ogólniejszego zjawiska, charakterystycznego dla tej epoki?
Czy ludzie skompromitowani współpracą z
reżymem opierąjacym się na przemocy, nie są predestynowani niejako do kolaboracji z
każdym następnym terrorystycznym systemem
władzy? Po części dlatego, że demonstracyjnie współpracując, usiłują zawczasu
wymazać swoje "winy" na wypadek, gdyby nowi
władcy dowiedzieli się o tym, co robili za rządów ich poprzedników; a po części
dlatego, że nowe władze, kiedy już się
dowiedzą o tym, kto był kim, mogą egzekwować ich całkowitą dyspozycyjność szantażem:
albo współpraca, albo egzekucja czy
więzienie.
Nazizm, powtórzmy za niemieckim filozofem, Erykiem Voegelinem, to reżym, który
wykorzystuje złe instynkty człowieka. Nie
tylko w ten sposób, że do władzy wynosi "hołotę", ale i przez to, że "prosty
człowiek, który jest porządny tak długo jak
społeczeństwo pozostaje w stanie ogólnej równowagi, dostaje amoku, nie wiedząc nawet
111 dokładnie co się z nim dzieje, kiedy
ten porządek rozpada się" [po ustanowieniu totalitarnych praktyk].145 Druga wojna
światowa - a konkretnie sowiecka i
hitlerowska okupacja, które z sobą przyniosła - to było pierwsze zetknięcie się
polskiej prowincji z reżymem totalitarnym i
nic dziwnego, że nie wyszła ona z tej próby obronną ręką.
Konsekwencją obu doświadczeń zbiorowych była głęboka
demoralizacja. I nie musimy, aby to zjawisko uchwycić, sięgać
do subtelnych analiz Kazimierza Wyki z niezrównanego
studium o wojnie pt. Życie na niby. Wystarczy sobie
przypomnieć plagę okupacyjnego alkoholizmu i "bandyctwa",
146 a dla ilustracji wziąć do ręki na przykład cytowane
już przeze mnie pamiętniki chłopów nadesłane na konkurs
"Czytelnika" rozpisany w 1948 roku. Krystyna Kersten
i Tomasz Szarota wydali je w czterech grubych tomach pod
tytułem Wieś Polska 1939-1948.147
112
145 Eric Voegelin, Hitler and the Germans, University of Missouri Press, Columbia and
London, 1999, str. 105.
146 Używam tego słowa w ślad za wzruszającym wspomnieniowym esejem na temat jego
rodzinnej wsi Borsuki, napisanym przez
wybitnego socjologa, Antoniego Sułka, "Historia bandyctwa we wsi Borsuki od czasów
najdawniejszych", "Więź", listopad 1999,
str. 103-109. 147 "Ludność mojej wsi i okolicy w okresie dziewięciu lat wojny [chłop
z białostockiego pisząc te słowa w 1948
roku najwyraźniej traktuje całe dziesięciolecie jako jedną całość - upiorną dekadę]
zdemoralizowa ła się zupełnie, ludzie
przestali być ludźmi pracy, tylko powsta ło słowo: niech głupi robi, ja będę
kombinował. I kombinowali, wypędzali tysiące
litrów wódki zatruwając ją różną trucizną". A wspominaj ąc okres okupacji sowieckiej
we wsi Kroszówka powiatu grajewskiego
(czyli w bezpośredniej okolicy Jedwabnego) inny respondent taki zestawia obraz
sąsiedzkich stosunków: "Zaczęło się pijaństwo
na większą skalę we wsi, zaczęły się pijatyki, bójki, kradzieże. Wszyscy, kto pokłóci
ł się albo miał jakie stare porachunki,
szedł do urzędu i mówił, że ten i ten był przed wojną polityczny. Nastały
aresztowania, padł strach na ludzi, nie wiadomo, za
co może być aresztowany" (Wieś polska, op. cit.,, str. 125, 66).
A w ogóle sprawa jest szersza, bo dotyczy całej gamy niemoralnych (nazwijmy je w ten
sposób) zachowań, o których historycy do
tej pory właściwie nie pisali: "Nie ma systematycznego, źródłowego opracowania o
tych, którzy wydawali Niemcom ukrywających
się Żydów, ani o tych, którzy z groźby takiej denuncjacji czynili zyskowny proceder.
Ani o tym jak Polacy przejmowali "mienie pożydowskie",
gdy tworzone były getta czy jak uczestniczyli w rabunkach
opustoszałych domów i sklepów. Nie ma opracownia o donosach
do Gestapo (Kripo, Sipo etc.) na "podejrzanych" ludzi
zbierających się w jakimś mieszkaniu, na żołnierzy konspiracji,
na kolporterów tajnych gazetek. Choć przecież komendant
Armii Krajowej, gen. Rowecki, został aresztowany
dzięki Polakom, tajnym współpracownikom Gestapo. Donoszono
także z chęci uczynienia szkody nielubianemu
sąsiadowi lub żeby przejąć część jego dóbr. Nie ma opracowania
o bandytyźmie, który niesłychanie rozplenił się
w czasie wojny. Jak wiadomo wojna jest często okresem
głębokich zmian społecznych - jedne grupy tracą, inne zyskuj
ą. Wśród tych, którzy zyskali nie brakowało i takich,
którzy kumulowali dochody na handlu z Niemcami, którzy
godzili się na zostanie zarządcami czyjegoś mienia, spekulowali
i wchodzili w układy korupcyjne z okupantami. Nikt
o tym nie napisał".148
Dla mnie najbardziej wstrząsającym świadectwem moralnego
upadku w tej epoce - złamania najgłębszych kulturowych
tabu, które zabraniają mordowania niewinnych ludzi
. jest relacja chłopki spod Wadowic, w której nikt nie zostaje zamordowany i która
równocześnie jest wzruszaj ącym hymnem na
temat wierności, miłości i poświęce-
113
148 Andrzej Paczkowski, op. cit., str. 311. Cytuję w wersji drukowanej w
Rzeczpospolitej, 4-5. IX. 1999, Nazizm i komunizm w
świadomości i pamięci Polaków. Doświadczenia egzystencjalne. nia. Oto co mówi "była
służąca", Karolcia Sapetowa: "Rodzina
nasza składała się z trojga dzieci i rodziców. Najmłodszy Samuś Hochheiser,
dziewczynka Salusia i najstarszy Izio. Ja dzieci
wychowałam. Wpierwszym roku wojny ojca zastrzelono. Gdy wszystkich Żydów
skoncentrowano w getcie, rozstaliśmy się. Codziennie
chodziłam do getta i donosi łam co tylko mogłam, gdyż za dziećmi było mi bardzo
tęskno, uważałam je za swoje. Gdy w getcie
zrobiło się niespokojnie, dzieci przychodziły do mnie i zostawały, aż do czasu gdy
się uspokoiło. U mnie czuły się jak w
domu. Wroku 1943 w marcu nastąpiła likwidacja getta. Najmłodszy chłopczyk był już u
mnie na wsi dzięki przypadkowi. Wdzień
ten poszłam pod bramę getta, która otoczona była ze wszystkich stron SS-manami i
Ukraińcami. Ludzie gonili jak szaleńcy,
matki z dziećmi tłoczyły się bezradnie w stronę bramki. Nagle zauważyłam matkę z
Salusią i Iziem. Matka i mnie zauważyła i
powiedziała dziewczynce na uszko - "idź do Karolci". Salusia nie namyślając się
długo, prześlizgnęła się jak mysz poprzez
ciężkie cholewy Ukraińcow, którzy jakimś cudem nie zauważyli jej. Z rączkami
błagalnie wyciągniętemi biegła do mnie. Ja cała
odrętwiała szłam z ciotką i Salusią w kierunku mojej wsi Witanowice koło Wadowic.
Matka z Iziem poszła na wysiedlenie i słuch
o nich zaginął. Ciężkie było to życie, trzeba wierzyć że tylko cud te dzieci
uratował. Z początku dzieci wychodziły poza
chałupę, ale gdy stosunki się zaostrzy ły musiałam je ukrywać w domu. Ale i to nie
pomaga ło. Ludność nasza wiedziała, że
ukrywam dzieci żydowskie i rozpoczęły się szykany i groźby ze wszystkich stron, żeby
dzieci wydać gestapo bo przecież to
grozi spaleniem całej wsi, wymordowaniem, i.t.d.. Sołtys wsi był dla mnie przychylnie
usposobiony i to mnie często
uspakajało. Bardziej natarczywych i agresywnych uspakajałam jakimś upominkiem,
względnie przekupywałam.
Ale to długo nie trwało. SS-mani ciągle węszyli i znowu zaczęły się awantury, aż
pewnego dnia oświadczyli, że mu-114 simy
dzieci usunąć ze świata i ułożyli plan aby dzieci zaprowadzić do stodoły i tam we
śnie główki siekierą odrąbać. Chodziłam
jak opętana, ojciec mój staruszek zmartwiał zupełnie. Co tu robić? Co robić? Biedne
nieszczęśliwe dzieci wiedziały o
wszystkim i przed udaniem się do snu mówi ły do nas "Karolciu, jeszcze nas dzisiaj
nie zabijajcie. Jeszcze nie dziś".
Czułam, że drętwieję i postanowiłam, że dzieci nie wydam za żadną cenę.
Wpadła mi zbawienna myśl. Wsadziłam dzieci na wóz i powiedziałam wszystkim, że wywożę
je poza wieś by je utopić. Przejechałam
całą wieś i wszyscy widzieli i uwierzyli i gdy nadeszła noc przyjechałam z dziećmi z
powrotem...". Wszystko się dobrze
kończy, dzieci przeżyły, Sapetowa mówi pełna czułości, że pojedzie z nimi choćby na
koniec świata, bo je kocha ponad
wszystko. A nam pozostaje w głowie tylko ta ponura świadomość, że podwadowicka wieś
uspokoiła się i odetchnęła z ulgą dopiero
wtedy, kiedy uznała, że jedna z jej mieszkanek zamordowała dwoje małych żydowskich
dzieci.149 Wjaki sposób demoralizacja
przełożyła się na okupacyjne postawy ludności polskiej w stosunku do Żydów, z
niezrównan ą elokwencją opisał jeden z
najważniejszych memuarzystów tej epoki, dyrektor szpitala miejskiego w
Szczebrzeszynie, doktor Zygmunt Klukowski. Już po
wymordowaniu szczebrzeszyńskich Żydów, którego straszliwą kronikę zostawił w swoim
Dziennik [u] z lat okupacji Zamojszczyzny,
zrozpaczony Klukowski zapisuje następujące słowa 26 listopada 1942 roku: "Chłopi w
obawie przed represjami wyłapują Żydów po
wsiach i przywożą do miasta albo nieraz wprost na miejscu zabijają. Wogóle w stosunku
do Żydów zapanowało jakieś dziwne
zezwierzęcenie. Jakaś psychoza ogarnęła ludzi, którzy za przykładem Niemców 115 149
ŻIH, 301/579.
często nie widzą w Żydzie człowieka, lecz uważają go za jakieś szkodliwe zwierzę,
które należy tępić wszelkimi sposobami, jak
wściekłe psy, szczury, itd.".150 Tak więc biorąc udział w prześladowaniu Żydów latem
1941 roku mieszkaniec tamtych okolic
miał okazję przypodobać się nowym władzom, uzyskać korzyści materialne (należy się
domyślać, że nie tylko w Jedwabnem podzia
łu żydowskiego mienia dokonywali w pierwszej kolejności między sobą prześladowcy), a
także zadośćuczynić od dawna
kultywowanej niechęci do Żydów. Dodajmy do tego współbrzmienie nazistowskiego hasła o
wojnie na śmierć i życie przeciwko
"Żydom i komisarzom" z domorosłym zlepkiem o "żydokomunie", na której wreszcie była
okazja "odegrać się" za okres okupacji
sowieckiej.151 Jak się można było oprzeć tej piekielnej mieszance? Oczywiście
niezbędnym warunkiem wstępnym była uprzednia
brutalizacja stosunków międzyludzkich, demoralizacja, i ogólne przyzwolenie na
stosowanie przemocy. Ale na tym właśnie, jak
wiemy, polegała mechanika sprawowania władzy jednego i drugiego okupanta. Nietrudno
sobie wyobrazić, że oprócz Laudańskiego,
wśród najzagorzalszych uczestników morderczego pogromu Żydów jedwabieńskich było
jeszcze kilku innych byłych "seksotów" NKWD,
o których pisał swego czasu pułkownik Misiuriew do sekretarza Popowa.
116
150 Zygmunt Klukowski, Dziennik z lat okupacji Zamojszczyzny, Lublin, Ludowa
Spółdzielnia Wydawnicza, 1958, str. 299. 151
Wmeldunku spod okupacji sowieckiej wysłanym 8 grudnia 1939 roku syn generała
Januszajtisa pisał do Londynu: "Żydzi tak
potwornie męczą Polaków i wszystko co z polskością jest związane pod sowieckim
zaborem [...] że Polacy w tym zaborze od
starców do kobiet i dzieci włącznie przy pierwszej sposobności tak potworną na nich
zemstę wywrą, o jakiej jeszcze żaden
antysemita nie miał pojęcia" (Upiorna dekada, op. cit., str. 92). Jako opis sytuacji
był to tekst chybiony, ale jako
proroctwo, niestety, potwierdzony przez późniejsze wydarzenia.
Zaplecze społeczne stalinizmu
Ale czas, dzięki Bogu, nie zatrzymał się na 1941 roku. I jeśli zgodzimy się, że
opisany mechanizm ma psychologiczne i
socjologiczne pozory prawdopodobieństwa, to staniemy wobec bardzo ciekawej hipotezy
na temat przejęcia i ustanowienia władzy
komunistycznej w latach 1945-1948. Czy aby na szczeblu lokalnym naturalnym oparciem
władzy ludowej w Polsce nie byli
(również) ludzie skompromitowani w okresie okupacji hitlerowskiej? Wiemy oczywiście,
że komunizm był dla wielu osób głębokim
przeżyciem ideowym i że wiązano się z ruchem komunistycznym z autentycznej potrzeby
serca, a nie tylko (ani nawet nie przede
wszystkim) z wyrachowania czy pod presją stacjonującego w okolicy garnizonu Armii
Czerwonej. Ale obok tego "czystego" (tzn.
ideowego) nurtu, totalitaryzmy dwudziestowieczne posługiwały się ludźmi zupełnie
innego pokroju i przyciągały ich do siebie
na innych zasadach. Zausznikami tej władzy bywali zawsze ludzie wyzuci z wszelkich
zasad. Stalinizm albo hitleryzm grały dla
celów zdobycia i utrzymania władzy na niskich instynktach; opierały się, o czym już
była mowa, na wykorzystaniu tkwiącego w
człowieku zła. W1964 roku wybitny myśliciel niemiecki Eric Voegelin, który jako
antyfaszysta wyemigrował z ojczyzny po
objęciu władzy przez Hitlera, powrócił do Monachium, aby objąć posadę Dyrektora
Instytutu Nauk Politycznych na uniwersytecie.
Wygłosił z tej okazji cykl wykładów pt. "Hitler i naród niemiecki", które stały się
ważnym wydarzeniem politycznym i
umysłowym na skalę całego kraju. Powiedział wówczas między innymi: "naszym problemem
jest kondycja duchowa społeczeństwa, w
którym narodowy socjalizm mógł dojść do władzy. Innymi słowy to nie narodowi
socjaliści są problemem, tylko Niemcy";152 "nasz
problem polega na tym, że ludzi bezwartościowych można spotkać wszędzie w
społeczeństwie, włączając w to najwyższe sfery, a
więc wśród pastorów, 117 prałatów, generałów, przemysłowców, itd. Tak więc sugerowa
łbym określić to zjawisko generalnym
terminem "hołota". Są ludzie, których można nazwać hołotą w tym sensie, że nie mają
autorytetu duchowego ani umysłowego, ani
też nie umieją reagować na racjonalne argumenty i nakazy duchowe jeśli nawet są do
nich zaadresowane [...] Bardzo jest trudno
zrozumieć, że elita społeczeństwa może się składać z hołoty. Ale tak jest
rzeczywiście".153 Wielu autorów o tym pisało i z
różnych punktów widzenia.
Dlaczego spośród tej samej voegelinowskiej "hołoty", która robiła brudną robotę
nazistów, nie miałoby się w pięć lat później
rekrutować zaplecze stalinowskiego aparatu władzy? Mam na myśli otoczkę wokół rdzenia
ideowych komunistów, (których, jak
wiemy, było bardzo niewielu w Polsce), złożoną z konformistów i koniunkturalistów o
zaszarganej biografii. Wimię jakich
drogich im wartości i zasad mieliby odmówić posłuszeństwa i zrezygnować z
przywilejów, jakie niesie z sobą udział w
(lokalnym) aparacie władzy (czytaj - przemocy)? Dlaczego mieliby iść do więzienia,
skoro mogli raczej pójść do policji? Czyż
Laudański nie napisał z myślą o sobie podobnych, że "właśnie na takich ramionach może
się opierać nasz ustrój robotniczy"?
Warto też spojrzeć przez ten pryzmat na proces ustanowienia władzy komunistycznej od
strony społeczeństwa raczej niż aparatu
władzy i zastanowić się czy tam, gdzie ludzie brali udział podczas wojny w
prześladowaniu Żydów, społeczność lokalna nie była
potem szczególnie bezradna wobec procesu sowietyzacji?
No bo skoro solidarność zbiorowa jest antynomią
atomizacji społecznej, a więc jedyną skuteczną metodą częściowej
przynajmniej neutralizacji komunistycznego monopolu
władzy, to jak się na taką solidarność zdobyć w społeczności lokalnej,
która dopiero co uczestniczyła w wymordowaniu swo-
118
152 Op. cit., str. 77.
153 Op. cit., str. 89.
ich sąsiadów? Jak można mieć zaufanie do kogoś, kto mordował lub wydawał na śmierć
innego człowieka? A poza tym, skoro już
raz byliśmy instrumentem przemocy, w imię jakich wartości możemy się później
przeciwstawiać próbom zniewolenia nas przez
kogoś innego? Oczywiście żadne z tych zastrzeżeń nie stoi na przeszkodzie
podejmowania prób wejścia z silniejszym w układy,
ale to oznacza tylko tyle, że stajemy się mu posłuszni.
Całe zagadnienie jest do rozstrzygnięcia w drodze badań
empirycznych oczywiście, ale jako hipoteza intryguje odwracaj
ąc powszechnie uznaną kliszę na temat tego okresu i jako zaczyn
komunistycznych porządków w Polsce wskazując nie tyle
na Żydów, co na antysemitów. Ostatecznie w niezliczonych
gminach, miasteczkach i miastach Polski prowincjonalnej nie
było już Żydów po wojnie, bo nieliczni, którzy przeżyli wojnę,
prędko stamtąd uciekli. A przecież w ramach wprowadzania
władzy ludowej ktoś musiał tam kogoś brać "za mordę". Awięc
kto kawo, jak zapytywał Włodzimierz Iljicz Lenin blisko sto lat
temu? Już choćby zważywszy na kierunek rozwoju światopogl
ądowego reżymu komunistycznego w Polsce przez następne
dwadzieścia lat - bo przecież w marcu 1968 roku to właśnie
formacja tzw. "partyzantów" z czasów okupacji usiłowa-
ła sięgnąć po władzę wysuwając hasła antysemickie - nie odrzuca
łbym tej hipotezy (powtórzmy - że to rodzimy lumpenproletariat
raczej niż Żydzi, stanowił społeczne zaplecze stalinizmu
w Polsce) bez chwili zastanowienia. 154
119
154 Złośliwa ręka losu i tym razem nie oszczędziła antysemitów, bo kiedy już wydobyli
się na główną scenę polityczną ku
uciesze najprawdziwszego rodzimego faszysty, Bolesława Piaseckiego i chmary
dziennikarskiej hołoty, to ich mężem
opatrznościowym był Ukrainiec i w dodatku komunista - Mikołaj Demko, lepiej znany pod
politycznym nom de guerre jako
Mieczysław Moczar, sekretarz KC i członek Biura Politycznego PZPR. Na pobicie tego
rekordu trzeba było czekać trzydzieści lat
do czasu, kiedy - przy pomocy kilkuset krzyży ustawionych pod murem Oświęcimskiego
obozu - odpór żydowskim miazmatom, ku
uciesze boguojczyźnianej publiczności, zaczął dawać były ubek na spółkę z jegomościem
niespełna rozumu.
120
Potrzeba nowej historiografii
Sprawa żydowska w historiografii czasów wojny jest jak luzem wisząca nitka w
misternej tkaninie - wystarczy za nią mocniej
pociągnąć, a cały delikatny wzorek zaczyna się pruć. Okazuje się, że antysemityzm
zanieczyścił całe połacie współczesnej
historii Polski i uczynił z nich temat wstydliwy powołując do życia wersje wielu
wydarzeń, które miały odgrywać rolę listka
figowego.
Ale historia społeczeństwa to jest nic innego, jak biografia zbiorowa. I tak jak w
biografii - w życiorysie, który składa się
wprawdzie z oddzielnych epizodów - wszystko się do siebie w historii społeczeństwa
nawzajem odnosi. I jeśli w jakimś punkcie
biografii (zbiorowej) tkwi kłamstwo, to wszystko, co przyjdzie później, będzie
również w jakiś sposób nieautentyczne,
podszyte niepokojem i brakiem pewności siebie. I w rezultacie zamiast żyć własnym
życiem będziemy oglądać się nieufnie przez
ramię usiłując zgłębić co też inni o nas myślą, odwracać uwagę od wstydliwych
epizodów z przeszłości i coraz to bronić
dobrego imienia upatrując obcego spisku w każdym niepowodzeniu. Polska nie jest pod
tym względem wyjątkiem w Europie. I tak
jak w przypadku społeczeństw paru innych krajów, po to żeby odzyskać własną
przeszłość, będziemy ją musieli sobie opowiedzieć
na nowo.
Stosowne memento znajdziemy oczywiście w Jedwabnem, gdzie na dwóch pomnikach wyryto w
kamieniu napisy, które dopiero trzeba
będzie rozkuć, aby uwolnić z nich prawdę historyczną. Na jednym powiedziano po
prostu, że Żydów zabili Niemcy: "MIEJSCE
KAZ´NI LUDNOŚCI ŻYDOWSKIEJ GESTAPO I ŻADARMERIA HITLEROWSKASPALI ŁAŻYWCEM 1600 OSÓB
10 VII 1941".
Zaś na drugim, wystawionym już w wolnej Polsce, albo dano do zrozumienia, że Żydów w
Jedwabnem w ogóle nie było, albo
bezwiednie wystawiono świadectwo popełnionej zbrodni: "PAMIĘCI OK. 180 OSÓB WTYM 2
KSIĘŻY ZAMORDOWANYCH NA TERENIE GMINY
JEDWABNE WLATACH 1939-1956 PRZEZ NKWD, HITLEROWCÓWI UB" [podpisane] SPOŁECZEŃSTWO. Bo
w rzeczy samej, tysiąc sześćciuset
jedwabieńskich Żydów, których tu pominięto (choć przecież byli "zamordowani na
terenie gminy Jedwabne w latach 1939-1956"),
zamordowali nie żadni hitlerowcy, ani enkawudziści, ani ubecy, tylko
"społeczeństwo"155.
121
155 Można mieć tylko nadzieję, że młode pokolenie zaczyna już widzieć tę sprawę
odważniej niż pokolenie rodziców. Na stronie
internetowej jedwabieńskiej szkoły (do odszukania pod: www.szkoly.edu.pl/jedwabne/
historia.htm) jest powiedziane w formie
bezosobowej, że w Jedwabnem "popełniono pierwszy akt ludobójstwa. Wjednej ze stodół
za miastem spalono żywcem 1640 Żydów".
Niewątpliwie jest to krok w stronę prawdy i przed młodymi trzeba uchylić kapelusz, bo
czeka ich jeszcze bardzo trudne zadanie
zmierzenia się twarzą w twarz ze zbrodni ą pokolenia własnych dziadków.
122
Słowo od rabina z Jedwabnego
As the author of the first Memorial Book about Jedwabne I welcome the publication of
this volume by my friend Professor Jan
Gross. It is especially welcome at a time when the Pope, John Paul II, has asked
forgiveness for all the miseries that Jews
have suffered at the hands of the Christians.
The martyred Jews of Jedwabne who had been killed on the 15th of Tamuz, 5701, may not
be brought back to life. But in the
spirit of the Pope's message I plead with the fond memory of many good Polish
neighbors I recall from Jedwabne, that the
Jewish cemetery be taken good care of by the people who live now in town, that all
the bones of our dead be buried properly,
and that the site where our synagogue once stood be preserved.
Jako autor pierwszej Księgi Pamiątkowej o Jedwabnem z radością witam publikację tej
książki autorstwa mego przyjaciela,
profesora Jana Grossa. Szczególnym zbiegiem okoliczności ukazuje się ona w czasie,
kiedy Papież, Jan Paweł II, zwrócił się o
przebaczenie za wszystkie męki, które Żydzi wycierpieli z rąk chrześcijan.
Umęczonych Żydów z Jedwabnego, którzy zostali zabici 10 lipca 1941 roku, nie można
już przywrócić do życia. Proszę jednak -
w duchu papieskiego apelu i przywołując pamięć wielu dobrych sąsiadów-Polaków,
których miałem w Jedwabnem - aby ludzie żyjący
dzisiaj w miasteczku zadbali o cmentarz żydowski tak, aby godnie były pochowane kości
naszych umarłych, i upamiętnili
miejsce, gdzie stała kiedyś nasza synagoga.
Jacob Baker (Eliezer Piekarz)
123
Nota o autorze
Jan Tomasz Gross urodził się l sierpnia 1947 roku w Warszawie. Jako uczeń szkoły
średniej był jednym z założycieli,
rozwiązanego później przez władze, Klubu Poszukiwaczy Sprzeczności. Od 1965 roku
studiował na Uniwersytecie Warszawskim,
najprzód na wydziale fizyki a później socjologii. Aresztowany za udział w tzw.
"wydarzeniach marcowych" i wydalony z
uczelni. Po wyjściu z więzienia wyemigrował z Polski wraz z rodzicami w marcu 1969
roku. Doktoryzował się z socjologii na
Yale University w 1975 roku, gdzie później wykładał przez kilka lat. Wlatach
1983-1991 zatrudniony jako profesor socjologii
na Emory University w Atlancie. W1992 roku przeniósł się na wydział nauk
politycznych do New York University, gdzie pracuje
do dziś. W1980 roku otrzymał grant na badania naukowe dotyczące historii Polski
okresu okupacji z National Councii for
Soviet and East European Research. Wlatach 1982 i 1983 był stypendystą fundacji
Guggenheima i Rockefellera. W1986 roku
stypendysta Harvard Russian Research Center, zaś w 1990 roku stypendysta Instytutu
Nauki o Człowieku we Wiedniu. W roku 2000
otrzymał grant Fulbrighta na badania dotyczące okresu powojennego w Polsce. Wykłady
gościnne wygłaszał m.in. na Uniwersytecie
Paryskim (Nanterre), Wiedeńskim, w Berkeley, Cornell, Harvardzie, Princeton,
Stanfordzie, na Columbii i w Polskiej Akademii
Nauk. Członek redakcji East European Politics and Societies od 1989 roku, w latach
1994-1998 był redaktorem naczelnym tego
pisma. Współzałożyciel kwartalnika Aneks, wychodz ącego w języku polskim w latach 70.
i 80. najprzód w Uppsali a potem w
Londynie.
Jego książki i artykuły ukazujące się w języku polskim i angielskim, były tłumaczone
na francuski, niemiecki, 124 rosyjski,
rumuński i ukraiński. WPrinceton University Press opublikował dwie monografie na
temat doświadczeń polskiego społeczeństwa
pod niemiecką i sowiecką okupacją w czasie drugiej wojny światowej: Polish Society
Under German Occupation -
Generalgouvernement, 1939-1944 (1979) i Revolution from Abroad: Soviet Conquest of
Poland's Western Ukraine and Western
Belorussia (1988). Wroku 2000 ukazała się w tym samym wydawnictwie praca zbiorowa
pod redakcją Grossa, Istvana Deaka i Tony
Judta pt. The Politics of Retribution in Europe: World War II and Its Aftermath.
Wydał dwa tomy dokumentów opracowane wraz z Ireną Grudzińską-Gross War Through
Children's Eyes (Hoover Institution Press,
1981) i W czterdziestym nas matko na Sibir zesłali... (Aneks, Londyn, 1984). Ta
ostatnia pozycja była kilkakrotnie wydawana w
obiegu nielegalnym w Polsce, m.in. przez Międzyzakładową strukturę "Solidarności" w
Warszawie i wydawnictwo Profil we W
rocławiu. W 1990 roku opublikowało tę książkę wydawnictwo Res Publica. WPolsce
ukazały się poza tym jego dwie książki w
wydawnictwie Universitas: Studium zniewolenia. (Wybory październikowe, 22 X 1939)
(Kraków, 1999), i Upiorna dekada,
1939-1948. Trzy eseje o stereotypach na temat Żydów, Polaków, Niemców i komunistów
(Kraków, 1998). Miesięcznik Więź poświęcił
znaczną część numeru z lipca 1999 roku dyskusji redakcyjnej nad tą książką. W1996
roku odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu
Zasługi. Mieszka w Nowym Jorku.









 

Zobacz także


Następne z tego wątku Najnowsze wątki z tej grupy Najnowsze wątki
09.03 patrycja.
09.03 patrycja.
09.03 d.v.
09.03 patrycja.
09.03 d.v.
09.03 patrycja.
09.03 d.v.
09.03 ... z Gormenghast
09.03 d.v.
09.03 cbnet
Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?
Sztuczna Inteligencja
Ucieczka z Ravensbruck - komentarz
I pod drzwiami staną i nocą kolbami w drzwi załomocą
Jesttukto?
?
Comprehensive Protection Guide with IObit Malware Fighter Pro 11.3.0.1346 Multilingual
Advanced SystemCare Pro 17.5.0.255: Ultimate Performance Optimizer
IObit Uninstaller Pro 13.6.0.5 Multilingual Review and Tutorial
"Prawdziwy" mężczyzna.
Senet parts 1-3
NOWY: 2025-12-07 Algorytmy - komentarz [po lekturze ks.]
"Młodzieżowe Słowo Roku 2025 - głosowanie", ale bez podania znaczeń tych neologizmów
[polscy - przyp. JMJ] Naukowcy będą pracować nad zwiększeniem wiarygodności sztucznej inteligencji.
[polscy - przyp. JMJ] Naukowcy będą pracować nad zwiększeniem wiarygodności sztucznej inteligencji.
Reżim Talibów w Afganistanie zakazał kobietom: pracy w większości zawodów, studiowania, nauki w szkołach średnich i podstawowych!!!
Edukuję się jak używać Thunderbirda
NOWY: 2025-09-29 Alg., Strukt. Danych i Tech. Prog. - komentarz.pdf
Polska [masowo - przyp. JMJ] importuje paprykę, a polska gnije na polach
Kol. sukces po polsku: polscy naukowcy przywracają życie morskim roślinom
Tak działa edukacja Putina. Już przedszkolaki śpiewają, że są gotowe skonać w boju
Medycyna - czy jej potrzebujemy?
Atak na [argentyńskie - przyp. JMJ] badaczki, które zbadały szczepionki na COVID-19
Xi Jinping: ,,Prognozy mówią, że w tym stuleciu istnieje szansa dożycia 150 lat"
Zbrodnia 3 Maja
Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem