Data: 2004-03-09 08:34:00
Temat: Re: R e i n k a r n a c j a
Od: "Filip Sielimowicz" <s...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Hubert " <h...@g...pl> napisał w wiadomości
news:c2d5tj$qj5$1@inews.gazeta.pl...
> Filip Sielimowicz <s...@p...onet.pl> napisał(a):
> Powstalo jednak wyobrazenie, ze po uwolnieniu od przywiazan proces odradzania
> sie konczy. Czy jest tak w istocie? Czy zyjac ze swiadomoscia ze nic nie jest
> w istocie trwale (trwalosc rzeczy jest wzgledna i podlega okreslonym
> ograniczonym prawom) przestajemy sie odradzac jako istoty ludzkie?
> JAk sobie przypominam wiersz "Nirwana" Kasprowicza ze szkoly sredniej to
> mysle, ze to niektorych moze motywowac do szybszej autodetstrukcji zamiast do
> rozwoju. W buddyjskich naukach dominuje przekonanie, ze samsara to cos
> zlego, od czego nalezy sie wyzwolic. Owszem, dla mnie to bylo odkrywcze, bo
> nikt przedtem mi nie powiedzial ze od cierpienia mozna sie uwolnic, ale
> utozsamiono tutaj samsare z zyciem w ciele i w swiecie fizycznym w ogole. To
> zrodzilo u niektorych ascetyzm, nienawisc do ciala i materii, ucieczke od
> tego swiata. A przeciez Zycie jest tutaj, w tym ciele i w tym swiecie! Na co
> wiec moze liczyc oswiecony w tym swiecie?
Trzeba pamiętać, że nawet dzisiaj buddyzm jest w Polsce egzotyczny, nie mówiąc
już o tym, jak był tu postrzegany 100 lat temu. Utarło się bardzo wiele stereotypów
(które do dzisiaj, co smutne, są podstawą ataku całego buddyzmu ze strony KK),
w szczególności najwięcej nieporozumień budzą pojęcia pustki (która jest powodem
dla którego posądza się buddyzm o nihilizm) i "ja" jako przyczynie cierpienia (stąd
skojarzenie, że droga duchowa w buddyzmie to "dezintegrowanie osobowości" w
negatywnym sensie psychologicznym).
> > Jedno się nie zmienia: nie przestajemy cierpieć z powodu ograniczeń i
> > nietrwałości. Po prostu, jak pięknych światów byśmy sobie nie wyobrazili
> > i nie wymarzyli, zawsze ostateczną przeszkodą w osiągnięciu szczęścia
> > jesteśmy my sami i nasza niezgoda na to, by rzeczy były nietrwałe. A są.
> > Zaś nasze nawyki, stosownie do siły przywiązania, wbudowują się w nasze
> > przyszłe ciało.
>
> Ale co zrobisz bez pragnien i bez przywiazan? Co sie z Toba stanie? Jak sobie
> wyobrazasz swoja przyszlosc? Zeby ja sobie wykreowac musisz miec chyba jakies
> pragnienia i cele, do ktorych musisz sie w jakis sposob przywiazac. No
> dobrze, mozesz zdac sie na spontanicznosc, ale kto Ci da pewnosc ze nie
> staniesz sie dryfujaca lodka bez sensu, celu i portu? Ze nie wyladujesz na
> dworcu z zulami?
Spróbuję wyjaśnić to na pewnym przykładzie: jest dwóch mężczyzn, którzy stoją
obok siebie na jadnym moście i patrzą w dół. Jeden z nich planuje skok w dół
w celach samobójczych, drugi czeka z bukietem kwiatów na dziewczynę.
Niby obaj mężczyźni żyją w tym samym świecie, znajdują się w tym samym
miejscu i czasie. Zewnętrzna różnica jest taka, że jeden z nich trzyma bukiet
kwiatów.
Uwaga postronnego obserwatora skupi się właśnie na tym szczególe.
Bukiet ten można uznać za pewien SYMBOL obrazujący różnicę
między tymi mężczyznami, także jako symbol miłości.
Mylna byłaby jednak interpretacja, że bukiet kwiatów jest remedium na problemy
samobójców. Do pewnego stopnia zapewne tak, ponieważ nie da się ukryć, że
symbole maja pewną moc oddziaływania. Ale kluczem jest tutaj wrażliwość
samobójcy, a nie sam bukiet. Liczy się zdolność do widzenia świata w kategoriach
symboli reprezentujących szeroki wachlarz doświadczeń. Tymczasem,
na chwilę obecną, to co widzi niedoszły samobójca, to czarna odchłań rzeki.
Nawet, jeśli ma pozytywne doświadczenia z dzieciństwa związane z czułością
matki itp. to w tej chwili ten wymiar dla niego nie istnieje, lub jest oglądany
przez krzywe okulary z niekorzystnej perspektywy.
Patrząc na tych mężczyzn można próbować określić, czym jest różnica
ich świadomości. Żadna z tych ludzkich świadomości nie istnieje w
oderwaniu od rzeczywistości, reszty świata, innych istot. Obie są umieszczone
w bardzo szerokim kontekście. Obie są też na pewien sposób uwikłane
i ograniczone. Różnica jednak polega na przestrzeni, w której oni się
poruszają. Czyli na zdolności do twórczego czerpania, do kontaktu z szeroko
rozumianą rzeczywistością, zarówno w warstwie "bezpośredniej", fizycznej,
jak i symbolicznej. Świadomość kontekstu. Samobójca jest skrajnie
skupiony na sobie (przywiązany ?), w tym sensie można go uznać za skrajnego
egoistę (choć nie mieszałbym w to pojęcia "złej woli", co chciałbym wyraźnie
podkreślić). Jego bezradność wobec własnej sytuacji w dużej mierze opiera
się nie na zewnętrznych okolicznościach, ale na ich bardzo ograniczonej,
własnej interpretacji, która sama się napędza: jedne ograniczenia rodzą inne
i koło się zapętla. Jego osobowość sama zamyka siebie w bardzo wąskim zakresie
doświadczeń i interpretacji. Remedium na ten impas byłoby wprowadzenie do tej
sytuacji wiekszej przestrzeni.
Myślę, że w wielu wypadkach buddyjskie pojęcie "pustki" należałoby rozumieć
jako przestrzeń, fizyczną, emocjonalną, intelektualną itp. Absolutnie nie jako
nicość,
brak wartości. To, co utraciła cywilizacja zachodu, to symbol. Rzeczywisty, głęboki,
subtelny symbol. Jesteśmy skrajnie uwikłani w rzeczywistość fizyczną, naukową
i jest to bardzo duże ograniczenie. Nieświadomość.
Buddyzm nie twierdzi, że świat jest zły. Wskazuje, że to MY, nasze postrzeganie
i doświadczanie świata jest ograniczone. Pozbawiania się ograniczeń "ja" nie należy
rozumieć jako autohipnozy "do niczego się nie przywiązywać". Należy to rozumieć
jako wskazówkę: "zobacz, jak siebie ograniczasz". Zaś to, co najistotniejsze w
buddyzmie,
czyli PRAKTYKA (nie filozofia) to temat rzeka. Praktyka jest dopasowana
do indywidualnych możliwości i sytuacji. Jedym trzeba osobowość wzmocnić, innym
osłabić. Albo i jedno i drugie: jedno osłabić a w miejsce tego wstawić lepszą
alternatywę (coś dla samobójcy). Jedni potrzebują, by "ktoś się nimi zaopiekował",
potrzebują sztywnych ram i reguł, które uporządkują im życie i wprowadzą świadomość
w stabilny stan, mogący być bazą do dalszej wędrówki (tak buddyzm widzi rolę
zasady moralne, przykazań, reguł życia klasztornego).
Inni potrzebują zrzucenia balastu reguł, potrzebują wolności, swobody. Szaman
powiedziałby, że pierwsza grupa ma "za dużo powietrza" i zaleciłby praktyki
wzmacniające element ziemi. O drugich powiedziałby może, że mają za dużo ognia
i potrzebują wzmocnic wodę, by ogień ich nie spalił, tylko pokazał twórczy potencjał,
jaki w nim drzemie.
Podstawową zasadą w buddyzmie jest równowaga. Droga środka.
I podejście indywidualne. Mówienie: "należy się pozbywać przywiązań"
jednemu pomoże, a drugiemu zaszkodzi. jedni dzięki temu będą rozwijać
swój potencjał, a inni się cofną.
Rozważania na temat czym jest, a czym nie jest Nirwana są raczej jałowe.
Ważne jest to, że stosując pewne praktyki, pracując nad sobą, wyzwalamy
się i czujemy to jako rozwój, wolność od ograniczeń i mniej cierpimy
(a razem z nami nasi bliscy). próba określenia, co jest "na końcu" jest
wg. mnie jeszcze bardziej karkołomna, niż próba określenia, co było
przed naszymi narodzinami. Kluczem do zrozumienia wielu terminów
w buddyzmie jest doświadczenie bazujące na praktyce. Reszta to
wolne skojarzenia i fantazje, najczęściej wyprowadzane z punktu
widzenia logiki chrześcijańskiej. A ta, ze względu na fakt, że kładzie
bardzo silny nacisk na podział rzeczywistości na Dobro i Zło, zupełnie
nie przystaje do buddyzmu. Co najwyżej do pewnych jego wybranych
ścieżek, poglądów utrzymywanych przez specyficzne szkoły.
|