Data: 2010-04-03 08:38:49
Temat: Re: Rak - mówić czy nie.
Od: Lech Trzeciak <l...@z...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
pawelj pisze:
> Mam wujka z rakiem z przerzutami - trafił do szpitala kilka dni temu.
> Lekarze twierdzą, że jest bardzo poważnie, że nie wiadomo jak będzie ze
> świętami...
> Problem jest taki, że wujkowi nic nie powiedzieli i nie powiedzą. Chłop
> mysli że go kręgosłup boli bo za dużo dźwigał.
> Czy medycznie jest uzasadnione niemówienie prawdy o raku? Czy to że by
> wiedział, że ma tylko pare dni to by mu przeszkadzało?
> Ja chyba wolałbym wiedzieć że mam raka i umieram.
Chyba? No właśnie chyba... Bo tego się tak na pewno nigdy nie wie, IMHO.
Więc mówienie o tym to kwestia indywidualna, do indywidualnego
rozpatrzenia. Dawniej w polskiej medycynie panowała zasada, że chory nie
wie, tylko wszyscy wokół wiedzą. Ta zasada miała się zmienić - to
idiotyczne, że że rodzina i krewni wiedzą, że umierasz, a ty planujesz
niewiadomoco. Zwłaszcza że coraz istotniejsze stają się prozaiczne
kwestie rozporządzenia mieniem i przekazania ważnych informacji
finansowych (numery i stany kont) ...
Powinno być tak, że chory wie, na co choruje, natomiast kwestia
rokowania (szans na wyleczenie) to osobna sprawa. Niektórym można i
trzeba rąbnąć prosto z mostu, innym trzeba mgliście, trudno to wyważyć i
skodyfikować. To też zależy od konkretnych perspektyw. Czasem wiadomo
"na pewno", że chory umrze z powodu raka. No więc spróbuj to powiedzieć,
skoro w medycynie jak w kinie... Miałem wśród dalszych znajomych kogoś,
kto przeżył jeszcze prawie 5 lat, choć chorobę rozpoznano w skrajnie
zaawansowanym stanie (gigantyczny przerzut w wątrobie, przerzut w
płucach, żółtaczka, znaczne chudnięcie). Miał dużo szczęścia, bo dobrze
zareagował na nowy lek i przeprowadzono odpowiednie operacje (ale nie
dość dużo szczęścia, by się wyleczyć). Nie jest łatwo przewidzieć, co
chory zrobi. Czy byłoby dobrze, gdyby pacjent załamał się od początku,
nie chciał poddawać operacjom i chemioterapii ("bo po co") i spędzał
dnie, tygodnie i miesiące w oczekiwaniu na kostuchę - zamiast twardo
walczyć o kolejne miesiące i lata, a zyskany czas spędzać z pożytkiem i
przyjemnością, zamiast patrzeć w sufit i liczyć tykanie zegara?
Laryngolodzy w przypadkach zaawansowanego raka krtani na ogół muszą
pacjentom palnąć prosto z mostu: albo usuwamy krtań i traci pan głos,
ale żyje - albo umrze pan z krtanią i rakiem. Inaczej pacjent nie godzi
się na usunięcie krtani. W innych przypadkach często lepiej jest dawać
więcej nadziei. Jeśli chory ma 5% szans na przeżycie 2 lat, to
niekoniecznie musi dokładnie wiedzieć. Znam 2 osoby z rakiem przełyku -
to nowotwór z bardzo małymi szansami na wyleczenie - które na przekór
statystykom żyją już dłużej. Jedna na pewno jest całkiem wyleczona, a
inna prawie na pewno.
Moim zdaniem pacjent powinien mieć lekarza, który zdobędzie jego
zaufanie i przedstawi mu rozpoznanie oraz bardzo ogólnie szanse
przeżycia. Lekarz powinien tak działać, by pacjent miał pewność, że
lekarz odpowie szczerze na każde pytanie. To pozwoli samemu pacjentowi
zdecydować, ile dokładnie chce wiedzieć.
|