Data: 2006-06-01 10:47:39
Temat: Re: Sadyzm niektórych kobiet (?!)
Od: "Slawek [am-pm]" <sl_d(na_onet_pl)@tutaj.nic>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Greg" <ozma@BEZ_SPAMUop.pl> napisał w wiadomości
news:e5kucp$ps8$1@news.onet.pl...
> Swoją drogą przypomina mi się dawna dyskusja z cbnetem, której efektem była
> ankieta przeprowadzona na kilku grupach dyskusyjnych. Według mnie kobietom
> łatwiej przychodzi wybaczyć zdradę fizyczną (seks bez zaangażowania), niż
> zdradę emocjonalną choćby nawet nie doszło do współżycia. Ankieta mocno
> niedopracowana, ale wyglądało na to, że miałem rację. W przypadku mężczyzn
> może być odwrotnie, ale tego nie sprawdziliśmy przez ankietę. Jeżeli
> faktycznie tak się sprawy mają, to naturalnym jest, że akcentujesz "głębsze
> pieszczoty". Kobieta może to postrzegać nieco inaczej.
Wyobraź sobie, że również poza ankietami przeprowadzonymi
na wielu grupach dyskusyjnych robiono też klasyczne ankiety
i badania. ;-)
Nie ma w powyższych wynikach nic zaskakującego, o ile widzi
się sprawę w odpowiedniej perspektywie. Wszystko można
sprowadzić do niezgody na "trwonienie zasobów" przez partnera.
Ponieważ partnerzy dysponują innymi zasobami, różne są zatem
zapatrywania na tak zwaną zdradę.
Mniej więcej od 138260 lat ludzie łączą się w pary, w których
głównym zadaniem kobiety jest rodzenie i odchowanie dzieci,
a mężczyzny dostarczanie środków umożliwiających przetrwanie
całej gromadki. Sielanka i harmonia w stadle jest wtedy, gdy
mężczyzna ma przekonanie/odczucie, że łoży na własne dzieci,
a kobieta wierzy, że on wszysktie swoje siły i cały swój czas
poświęca rodzinie - jej rodzinie. W takim razie jest kompletnie
nieistotne, że kobieta myśli czy marzy o innych facetach, aby tylko
nie dochodziło do jakiegokolwiek się z nimi macania.
W drugą stronę jest trochę inaczej. Jeśli facetowi trafi się jakiś
przypadkowy seks, to rodzina (i utożsamiająca się z nią kobieta)
ponosi niewielką stratę. W obecnych warunkach jest to na przykład
stówka na dziwkę lub kilka drinków czy kolacja w przypadku
amatorki/hobbystki.
Sprawa staje się bardziej niebezpieczna, gdy mężczyzna zaczyna
intensywnie myśleć o jakiejś innej kobiecie. Znaczy to tyle, że się
w niej zadurzył. W wielu sytuacjach prowadzi to stopniowo do
romansu na boku, ciągnącego się niekiedy latami, nierzadko
prowadzącego do pojawienia się na tym boku tycich i milusich
bobasków i porzucenia przez mężczyznę dotychczasowego stadła.
To jest bardzo realnie odczuwane przez kobietę niebezpieczeństo,
boleśnie niszczące jej dotychczasowe poczucie emocjonalnej
stabilności. Nawet jeszcze w momencie, gdy do żadnej "faktycznej"
zdrady nie doszło.
Jeśli nawet mężczyzna pozostanie w dotychczasowym związku
(a jego dotychczasowa kobieta pogodzi się na istnienie tej
drugiej), tak czy inaczej jego zaangażowanie na boku
zdecydowanie osłabia strumień świadczeń (obecnie pieniędzy)
zasilający dotychczasowe małżeństwo. Z jednej strony nie jest
w stanie (za)robić tyle, co poprzednio, bo sporo czasu poświęca
kochance (i ewentualnym owocom związku), z drugiej strony te
zmniejszone (za)robki dzieli teraz na większą ilość osób.
Podobne, realne straty ponosi mężczyzna, który nieświadomie
łoży na nieswoje dziecko. Gdy zaczyna być tego świadomy,
zaczyna się bardzo wk... O tym zresztą już dosyć szczegółowo
pisałem, w nieco innym kontekście (przy okazji dziękuję
vonBraunowi za zauważenie tego tekstu i awansowanie go
do działu "Wybrane" w serwisie PSPHome :-)
Jest mnóstwo dowodów na to, że zasadniczym problemem
dla kobiety jest "marnowanie pieniędzy", a nie jakiś tam seks
na boku. Czy to chodzi o wydatki na kochankę, alkohol
pity nałogowo, hazard, kosztowne hobby konsumowane
wyłącznie przez mężczyznę, przesiadywanie z kumplami
w barach, i tym podobne historie. Cały czas chodzi o to samo -
- mężczyzna traci czas na głupstwa (zamiast w tym czasie
pracować zawodowo albo robić coś pożytecznego w domu),
w dodatku na te głupstwa wydaje część już zarobionych
pieniędzy.
Opisane mechanizmy sterujące zachowaniem ludzi płci
obojga są dość solidnie zakodowane i zapisane w genach.
Nic nie trzeba się uczyć ani specjalnie kombinować, po
prostu my - ludzie - instynktownie wiemy, kiedy mamy
odczuwać zazdrość oraz o co się wkurzać. I to w sytuacjach,
w których - wydawałoby się - nie ma mowy o jakichkolwiek
dzieciach czy o jakichkolwiek zasobach. Ot, "chodzi" sobie
dziewczyna z chłopakiem, a tu nagle mają do siebie o coś
tam żal i pretensje...
Na pocieszenie niepocieszonym humanistom, hołdującym
wierze, iż człowiek już dawno wyzwolił się spod wpływów
jakichkolwiek instynktów, napiszę, że tu i ówdzie można ludziom
zdrowo namieszać w głowach - a wtedy potrafią się poczuć
źle całkowicie bez sensu.
Kolegę Flyera uprasza się w tym miejscu o nie zabieranie głosu
do momentu, w którym nie zrozumie chociaż z grubsza, na czym
polega działanie ewolucji oraz nie przyjmie do wiadomości, że
wiele skomplikowanych ludzkich zachowań nie bierze się
wyłącznie z wychowania/tresury/naśladowania/indoktrynacji. ;-P
--
Sławek
|