Data: 2014-10-30 01:33:46
Temat: Re: Siusior
Od: glob <r...@g...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
Homo sovieticus w katedrze
Jakie były przyczyny deformacji polskiego chrześcijaństwa?
Odpowiedzi na to pytanie udzielił ks. Tischner w pamiętnym odczycie
wygłoszonym w styczniu 1989 podczas posiedzenia Komisji Duszpasterstwa
Episkopatu Polski. To właśnie tam, w Zakopanem, padły słowa, które
zapoczątkowały nowy etap w myśleniu autora Świata ludzkiej nadziei o
Kościele.
Walcząc z totalitaryzmem o własną wolność, o prawa człowieka i
narodową suwerenność, Kościół nie zauważył, że bakcyl totalitaryzmu
przeniknął do jego wnętrza. Piętno, jakie komunizm odcisnął na duszach
katolików, objawia się niezdolnością do poświęceń, dwulicowością i
chorobliwą podejrzliwością. Produktem komunizmu jest "człowiek
zewnętrzny", zdeterminowany przez doczesne potrzeby, wydrążony
duchowo, gotowy iść za podszeptem Wielkiego Inkwizytora, by zrzec się
wolności i samoistności, przekazując odpowiedzialność za swoje życie
instytucji. "Człowiek zewnętrzny", ta polska odmiana homo sovieticus,
w swej ucieczce od wolności szuka często schronienia wewnątrz struktur
kościelnych. Dotyczy to nie tylko laikatu, ale i duchownych. "Już dziś
rysuje się niebezpieczeństwo rozziewu między poziomem deklaracji a
poziomem praktyki. Zarazy systemu totalitarnego przenikają do
kancelarii parafialnych, do sal katechetycznych, na ambony, a nawet do
konfesjonałów. Nieufność, podejrzliwość i pogarda wystawiają wiernych
na ciężkie próby cierpliwości. Biurokracja kościelna zaczyna
konkurować z państwową. Doprawdy nie spotkałem w życiu człowieka,
który stałby się ateistą po przeczytaniu Feuerbacha, ale spotykam
coraz częściej takich, którzy odchodzą od Kościoła po spotkaniu z
własnym proboszczem" .
Odzyskanie wolności przez Polskę i Kościół pozwoliło w pełnym
świetle ujrzeć balast narzucony polskiemu chrześcijaństwu przez
totalitaryzm. "Hermeneutyka podejrzeń", resentyment, neomanichejskie
wietrzenie zewsząd zdrady i wszechobecności grzechu obróciło się
przeciwko niedawnym sprzymierzeńcom Kościoła - laickiej inteligencji,
która w czasach komunizmu znalazła w nim azyl - oraz przeciwko
"niepokornym" katolikom. Upragniona wolność przyjęta została przez
znaczną część ludzi Kościoła jako "dar nieszczęsny": "Gdy mówimy o
niebezpieczeństwach konsumpcjonizmu, obwiniamy wolność. Gdy wskazujemy
na aborcję, obwiniamy wolność. Gdy szukamy źródeł pornografii,
podejrzewamy wolność. (...) Powoli, niepostrzeżenie wina wolności
staje się większa niż wina komunizmu". Lęk przed wolnością, niczym
pasożyt niszczący duchową tkankę polskiego katolicyzmu, wpycha go w
potrzask "religii politycznej", która chrześcijańskie ideały moralne
gotowa jest narzucać przy pomocy instrumentów prawno-państwowych.
Efektem "religii politycznej" okaże się jednak nie chrystianizacja
polityki, ale upolitycznienie chrześcijaństwa, sprowadzenie go do
rzędu ideologii, takich jak socjalizm.
Skutkiem ubocznym politycznego zaangażowania się instytucji
kościelnej musiała zaś stać się erupcja antyklerykalizmu.
Ustosunkowując się do zarzutów wobec Kościoła, ks. Tischner apelował,
by w krytykach nie upatrywać wrogów religii, lecz raczej traktować ich
głos jako wyraz bólu, nad którym trzeba pochylić się z cierpliwością i
miłością, jako inspirację do korekty własnej postawy, jako szansę
przemyślenia na nowo podstawowych prawd chrześcijaństwa. Przewidując
(jak się okazało - całkiem trafnie) falę odejść od Kościoła, pisał:
"Zatroskani duszpasterze będą pytać: gdzie jest ich źródło? Będzie się
mówić o laickiej cywilizacji, o materializmie praktycznym, o duchu
scjentyzmu i tysiącu innych powodów. Czy będzie się jeszcze zdolnym
pojąć, że za każdym takim przypadkiem stoi wygrana rozumu politycznego
nad duszpasterskim?"
Komunizm był próbą odwagi, ale nie próbą rozumu. Stąd w
konfrontacji z liberalną cywilizacją, ze współczesną kulturą katolikom
często brak argumentów. Reakcją na tę sytuację bywa resentyment. Ale
religia deformowana przez podejrzliwość, obsesję zła, nieufność do
człowieka i żądzę władzy staje się własną parodią: opium "schorowanej
wyobraźni". Kościół uformowany na taką modłę straciłby charakter
powszechny, a stał się narzędziem wykluczania i piętnowania;
sprzeniewierzałby się swej apostolskiej misji, zamykając w kręgu
"czystych" wybrańców; nie byłby Kościołem łaski, lecz Kościołem
moralnych potępień; wyrzekałby się rozumu na rzecz spłyconych emocji;
personalistyczną więź religijną zastępowałby kolektywizmem,
scementowanym lękiem przed światem i zdepersonalizowanym;
koncentrowałby się na zewnętrznych praktykach religijnych, ogołacając
doświadczenie wiary z wymiaru nadprzyrodzoności...
|