Data: 2004-08-06 10:18:05
Temat: Re: Śmierć i choroba
Od: "Duch" <a...@p...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Cien" <s...@W...gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:ceocma$hbv$1@inews.gazeta.pl...
> Utrata rzeczy materialnych na pewno. Jesli zas chodzi o czucie, to na tym
do
> konca opierac sie nie mozna. Wielu wierzy, ze smierc jest tylko pewnym
> przejsciem - zdolnosc odczuwania wiec pozostaje, a mimo to niewielu
wyzbywa
> sie leku. Marna ta ich wiara? Chyba nie. Wiara to takze niepewnosc.
Hmm, to ze nawet jesli ktos wierzy, ze cos jest tylko przejsciem (smierc,
egzamin, ślub!),
to nie znaczy ze *samego przejscia* nie mozna sie bac. Mozna - jak
najbardziej.
Mozna bać sie slubu i jest to naturalne :)
Co do wiary - tak naprawde mowimy o religijnosci a wiara "ze bedzie dobrze
po smierci"
jest tylko jednym ze skladnikow calej religijnosci ktora jest chyba troche
skomplikowana
bo sklada sie z wielu roznych elementow.
> > Tu paradoks: mowi sie ze tzw. wiara czy religijnosc pomaga,
> > daje nadzieje. Wydaje mi sie ze jest odwrotnie :)
>
> Mnie sie zas wydaje calkiem mozliwym, ze wlasnie lek przed smiercia, brak
> akceptacji tego stanu rzeczy doprowadzil do "wynalezienia" religii.
Wydaje mi sie (i zgadza sie to z tym co opisalem), ze religijnosc powstala
nie tylko (i nie przede wszystkim) z braku akceptacji smierci.
W koncu pierwsze znalezione formy religijnosc u pierwotnych to
pochówki zmarłych. To nie nieakcjeptacja raczej, ale "ceremonia przejscia",
ktora ma *wzmonic* zainstniala zmiane i pozwolic "na przejscie do nowego
stanu"
jakiejs grupy/plemienia ktora -powiedzmy- wlasnie stracila wodza.
Ludzie chca wlasnie poczuc *przejscie*, nawet doswiadczyc bolu przejscia
i znalesc sie w nowej sytuacji.
> Jesli
> chodzi o smierc - jest to juz cos niepowtarzalnego. Jednak tez nie do
konca.
> Sa ludzie, ktorzy doswiadczyli smierci klinicznej. Nie jest to faktyczna
> smierc, ale stan ktory jest jej bardzo bliski. Dla wielu owe doswiadczenie
> jest juz jednak wystarczajace aby zmniejszyc lek przed smiercia lub
> calkowicie go zwalczyc.
>
> Czyli polaczenie doswiadczenia z nieuchronnoscia. Czlowiek moze przeciez
> czegos nie znac, ale nie obawia sie tego jesli tego nie zna w ogole, badz
tez
> nie przypuszcza aby moglo mu sie to przytrafic. Sytuacja zmienia sie w
> przypadku gdy wie, ze cos go nie minie, a nie ma doswiadczen zwiazanych z
> danym zdarzeniem. Uscislajac - obawiamy sie nieuchronnego, ktorego nie
dane
> nam bylo jeszcze poznac.
Wydaje mi sie ze jest inaczej - ale opieram sie na wlasnym doswiadczeniu,
a moze u roznych osob jest inaczej.
Z tego co wiem i jak sam wyobrazalem sobie smierc, to tego czego sie
obawiam to - nie zalatwienia roznych spraw, "bycie soba w tym zyciu",
bycie czlowiekiem, moze takie symboliczne powiedzenie "kocham".
Pamietam kiedys -jak mialem ciezkie chwile- myslalem troche o smierci
i w zasadzie sie nie balem, ale czylem cos takie ze ...
zeby umrzec musze dostac pozwolenie od innych ludzi.
Czyli wazne byly te relacja - ta samoswiadomosc tego kim jestem
i mojego swiata - i - strach przed zostawieniem tego swiata i
smutek przed zostawieniem tego i przed niepozalatwianymi sprawami.
> > Z bolem, czy ja wiem, troche - ale jesli ktos powie ze umre
> > za 2 dni *bezbolesnie*, to tez bym sie bal takiej smierci.
>
> A jestes w pelni przekonany, ze bolu nie doswiadczysz?
Ojej - bo wiem, bo tak mowi nauka! Sam zreszta podales przyklad,
ze strachem przed zacmieniem slonca i ze nauka wyltumaczyla ludziom
ze nie nalezy sie bac i ze ludzie sie dlatego tego nie boja,
bo *wierza nauce*.
Na tej samej zasadzie wiem, ze mnie nie bedzie bolalo - bo mi to nauka
powiedziala :)
Dlatego tez uwarzam, ze nauka to pewien rodzaj wiary, tak jak kiedys wiara w
bogow.
Taka wiedzo-wiara potrafi przekonac instynkt.
Generalnie chyba mieszamy instynkt, z utozsamianiem sie: ja-a-smierc.
Ja bym to rozdzielil.
> Gdyby ktos powiedzial,
> ze umrzesz we snie (czyli faktycznie bez bolu) - lek bedzie nadal tak samo
> duzy? Bo ja bardziej boje sie smierci bezbolesnej gdy jestem w pelni
> swiadomy, niz smierci bezbolesnej w trakcie snu.
A ja tak samo bym sie bal! Jesli ktos mi powie ze umre to -obojetnie, czy
swiadomy,
czy we snie- czul bym *to samo* ! .
> > ze to wszystko mamy - ta druga strona to to, ze nie chcemy
> > tego stracic i zakonczyc tego BYCIA.
>
> To tez, ale nie tylko. Przypuszczam, ze dochodza do tego takze obrazki
jakie
> w trakcie zycia ogladamy - (sam proces starzenia) rozklad martwej materii
i
> wszystko to co temu towarzyszy. Dla wielu ludzi swiadomosc, ze to samo
bedzie
> sie dzialo z nimi nie jest przyjemna. Stad wszelkie proby powstrzymania
tego
> procesu - chocby mumifikacja. Swiadomosc, ze uniknie sie tego dla wielu
byla
> krzepiaca. Ale to laczy sie z wiara. Nie wszystkie kultury staraly sie
unikac
> procesu rozkladu (balsamowania, spalenia itp.), a mimo to smierc nie byla
im
> straszna. Mozna powiedziec, ze to fanatyzm ich zaslepial - taki zastrzyk
dla
> znieczulenia.
Eeeee, nie wydaje mi sie. Fakt, to takie wspolczesne spojrzenie na
przeszlosc,
ale naprawde nie wydaje mi sie zeby oni przez balsamowanie mniej sie bali
smierci.
Zobacz - Lenina tez zabalsamowali a wcale nie chodzilo o przedluzenie mu
zycia,
bo nikt nie wierzyl ze on zyje, tylko chodzilo o zachowane pewnego symbolu.
I tyle - i dawniej tez tak bylo.
Nie wierze ze dawniej ludzie byli bardziej prymitywni w swoim podejsciu do
smierci.
Wydaje mi sie ze kazda epoka ma swoja specyfike i nie wydaje mi
sie zebysmy byli jacys specjalnie mniej lub bardziej fanatyczni.
Tak jak z balsamowanie faraona i Lenina.
Dawniej ludzie wierzyli w Strzygi i Wodniki a teraz - w UFO,
bo mamy nauke ktora wymusza do unaukowienie tego :).
I nie wydaje mi sie zeby to bylo zle czy prymitywne.
To ze widzmy tamtych ludzi jako bardziej prymitywnych to nasza projekcja
kulturowa,
tak mi sie zdaje. Chociaz -fakt- takie spojrzenie jest kuszace :)
Pozdrawiam,
Duch
|