Data: 2004-08-12 16:56:56
Temat: Re: Śmierć i choroba
Od: "Cien" <s...@W...gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Duch w news:cff9iv$8u2$1@nemesis.news.tpi.pl napisał(a):
> Co z tego ze ten ktos bedzie istnial jak -powiedzmy-
> na okolo nie bedzie nic?
Tworzysz niesamowite sytuacje. Zbyt abstrakcyjne jak dla mnie.
> ta "twardosc", to troche taki strach przed wlasnie
> przemijaniem (slusznie - bo to nieprzyjemny temat)
Jak pisałem wcześniej:
Gdyby chodziło tylko o to, nie istniałaby "druga strona". Po prostu ceremonia
pożegnania i na tym koniec. Ale taki koniec byłby dla ludzi zbyt cięzki do
zniesienia i to z dwóch powodów - tracą na zawsze kogoś bliskiego, a
jednocześnie przypomina się im o tym, że czeka ich to samo.
> wiec zeby to zamknac - powstaje pewne samookreslenie sie i
> podejscie do tego typu spraw (rzeczy dla "mieczakow),
> zeby miec lepszy komfort zycia. I ok.
Jak pisałem wcześniej:
Łatwiej zaakceptować śmierć wierząc, że to jeszcze nie koniec. Za jakiś czas
dojdzie do ponownego spotkania z bliskimi, będzie można cieszyć się owocami
swojej pracy, postępowania itp.
Powstała religia - "rzecz dla 'mięczaków'".
> Czy niesmiertleny, nie chcialby popelnic samobojstwa ,
A czy Ty chcesz czegoś, czego nie znasz? Jeśli jest nieśmiertelny, to nie zna
czegoś takiego jak śmierć. Nie może więc jej pragnąć.
> Wydaje mi sie, ze kazdy potrzebuje religijnosc, czyli ustosunkowania
> sie do przemijania, smierci.
Jak pisałem wcześniej:
Chodzi o to, że śmierć była bezpośrednią (lub jedną z bezpośrednich)
przyczyn powstania religii.
> Sugerujesz, ze poznanie smierci uwalnia od strachu.
Bardziej ściśle (i bezpiecznie dla mnie) - zmniejsza lęk (doświadczenie,
starożytni, cykl dnia i nocy, zaćmienia Słońca).
> Z drugiej strony - smierc kliniczna to nie smierc, jednak.
Wielu uważa, że to jest to samo albo coś bardzo zbliżonego. Jakie w takiej
sytuacji ma dla nich znaczenie, że śmierć kliniczna to jednak nie jest śmierć
biologiczna?
> zupelnie bac - w koncu maja tutaj swoich bliskich - nie chca
> ich stracic?
Nie chcą. Ale to nie oznacza, że dzięki temu czego doświadczyli nie
przychodzi im łatwiej zaakceptować taką sytuację.
>>> Nie wydaje mi sie - zreszta kazdy w cos wierzy.
>>> My - w tej dyskusji - ze mamy racje :)
>> A uwierzysz jeśli Ci napiszę, że nie wierzę?
> Bronisz sie :)
> Wiesz dlaczego tak napisalem?
> Bo WIEM, ze jesli pokaze Ciebie jako wierzacego
> (w swoja wlasna teorie, spoko - tak jak ja w swoja! :) )
> to sie ... wymigasz. Wiesz czemu tak robisz????
Bo to prawada?
> Tu sedno - bo nie chcesz miec kontaktu (jak wiekszosc z nas)
> z tym kawalkiem naszej osobowosci ktora wierzy w cos.
Pudło. Jestem katolikiem. Marnym bo marnym, ale jednak w niedzielę na mszy
można mnie spotkać (chociaż do środka nigdy nie wchodzę). Nierzadko zdarza mi
się też coś tam Bogu szepnąć do ucha. Nie wypieram się tego, chociaż mam
świadomość, że może się okazać, iż gadam do siebie.
--
pozdrawiam
Cień
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|