Data: 2009-10-21 07:56:01
Temat: Re: Spowiedź 7-mio letniego dziecka - jak to oceniacie ?
Od: "Red art" <r...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "XL" <i...@g...pl> napisał
> "Ale ja przecież mam mamę" - zapewne odpowie twoja córka :-)
> Czyli trzeba podejść do sprawy inaczej.
> Można porównać spowiedź do mycia - niekoniecznie mycie ciała jest
> przyjemne, ale trzeba to robić, także z duszą, oczyszczajac ją z winy za
> złe uczynki. Dziecku to tłumaczenie na naprawde wystarczy na obecnym
> etapie
Tylko takie właśnie tłumaczenie mi się nie podoba. Czyli ustawianie
całości w perspektywie 'brudów' i oddawanie ich w ręce kogoś
z zewnątrz. Uważam, że przynajmniej w przypadku naszej córki (ja tam
nie wiem, jak to sobie ludzie wyobrażają w innych rodzinach), są to
sprawy dla rodziców, babci, dziadków, a nie dla osób z zewnątrz.
Ksiądz nie należy do rodziny, tak samo jak nauczyciele.
Natomiast rozumiem, że w dorosłym wieku moje dziecko być może głębiej
zrozumie znaczenie spowiedzi i chciałbym, żeby było wolne od narzuconych
przez żonę czy przeze mnie opinii - co to jest spowiedź. Chcę, by
było to doświadczenie praktyczne (nie mityczne), dające jakieś
podstawy rozumienia 'z czym to się je' na przyszłość, jak pachnie
konfesjonał itp. Wiedza techniczna ;)
W moim odczuciu podstawowy temat, który jest tu przepracowywany,
to nie wgląd dziecka w siebie i 'rozliczanie', ale kwestia zaufania
do osoby z zewnątrz. Chciałbym, by moje dziecko wyniosło z tego
doświadczenie związane z otwartością na innych ludzi, a nie doświadczenie
rozliczania siebie z dobra i zła. Choćby dlatego, że jako dziecko, nie jest
do końca odpowiedzialne za to, co robi, jak się zachowuje itp itd.
Nie chciałbym, by zbytnio 'surowo i poważnie'
podchodziło do swoich zachowań, bo w większości wypadków będą
to jakieś chwilowe zapożyczenia ze świata dorosłych, wady
wynikajace z ostatnich nieporozumień i gorszych humorów
moich czy żony - a nie wady dziecka. Nie chcę, żeby córka
'brała to na siebie' i żeby jej się to utrwalało ... No nie wiem ...
Jest tu dla mnie problemem coś, co się zdaje nazywać 'zatajeniem'
- czyli na spowiedzi ma być pełna otwartość (wybaczcie, nie znam się).
Wolałbym, żeby od początku, konsekwentnie stawiać prawę
w kategoriach 'wolnego wyboru' - czyli jak Ci się ksiądz spodoba
to powiesz mu co zechcesz, jak Ci się nie spodoba - możesz mu
nic nie mówić, powiesz mamie albo babci.
Wolałbym, jeśli już, temat umocować w kategoriach podobnych
do 'profilaktyczna wizyta u dentysty', a nie wizyty w 'łaźni' - jeśli
już i jeśli się w ogóle da - ze względu na uczestnictwo osoby
drugiej i większy dystans do wad.
Tak sobie myślę ... Czy na spowiedzi można też mówić, czy jest
zwyczaj mówienia o dobrych rzeczach i sukcesach, czy jest
jednoznaczne skupienie na 'grzech' ?
> A dlaczego tego kogoś "właściwie nie znasz"? Może więc go poznaj...
> Przecież nauczycieli w szkole Twojego dziecka raczej znasz, czemu więc nie
>
> poznać ksiedza, który będzie zaglądał w jego serduszko?
Może ... Już trochę poznałem ... Mamy z żoną dość zgodne zdanie, że
niestety faceci w kościele, generalnie, są jacyś ... 'dziwni'. Kobiety
są całkiem do rzeczy, bawią się z dziećmi itp itd. A księża są na ogół
strasznie zmanieryzowani, edrealnieni, 'misyjni', nieskromni. Mam tezę,
że to po prostu kwestia motywacji. Kobieta nie idzie do Kościoła po to,
żeby robić tam karierę, po władzę, czy też dlatego, że wydaje jej się,
ze wszystkie rozumy zjadła i ma ciśnienie na ambonę. A faceci niestety
idą z pobudek 'młodych gniewnych'. I od wielu z nich ewidentnie bije
blask ... rozczarowania. Rozczarowania skrywanego, wyłażącego bokami
pod postacią pogardy.
|