Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Szkoła w domu

Grupy

Szukaj w grupach

 

Szkoła w domu

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 161


« poprzedni wątek następny wątek »

41. Data: 2008-08-23 22:19:47

Temat: Re: Szkoła w domu
Od: Ikselka <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Sun, 24 Aug 2008 00:05:42 +0200, medea napisał(a):

> Ikselka pisze:
>
>> Co do sprawdzania postępów w nauce - też są procedury (egzaminy i testy
>> zewnętrzne), wszystko jest znane i opracowane. Kiedy okazuje się, że wyniki
>> w nauce dziecka "domowego" nie są zadowalające, musi ono przejść do
>> nauczania w szkole. I tyle.
>
> Czyli wyszłoby i tak na jedno - dziecko musiałoby nauczyć się tego, co
> inne dzieci w szkole. Testy, o ile mi wiadomo, przygotowywane są ściśle
> pod program nauczania, i trzeba się też nauczyć je rozwiązywać.

Obowiązkiem testujacego jest objaśnienie dziecku i nauczenie go
rozwiązywania danych testów - testy są tak rózne.

> Poza tym - co komu szkodzi, jeśli już i tak sam ma uczyć swoje dziecko,
> robić to niezależnie od nauki szkolnej?
> Organizować weekendowe
> wycieczki, spędzać z nimi czas po lekcjach. Przecież to się ze sobą nie
> kłóci, a przynajmniej

Ponieważ nauka szkolna zajmuje dziś już tak wiele czasu, że ten pozostały
powinien być wykorzystany na wypoczynek. Przy założeniu, że nauka szkolna
jest efektywna, a doskonale wiemy, że ten wskaźnik jest niski w tak
licznych kalsach, jak dziś, i przy tak złej kadrze - generalnie.

> nie odbiera się dziecku możliwości życia w
> społeczności, "maniu" wspólnych spraw z innymi uczniami itd. Szkoła to
> nie tylko zdobywanie wiedzy, ale też umiejętność znajdowania się w
> przeróżnych społecznych sytuacjach, których dziecku w domu nie
> zapewnisz, np. zawieranie znajomości, szkolne wycieczki, wyjścia do kina
> z rówieśnikami, wspólne nielubienie jakieś nauczycielki, zakładanie
> wspólnych frontów przeciwko niej, itd. itd. Nie wiem, jak można tego nie
> doceniać.

Akurat zakładania frontów przeciwko komukolwiek nie doceniam. Bardzo.
A na wspólne wyjścia do kina czas może być później. W sumie nigdy nie ma
się wszystkiego, a należy zrobić w każdym indywidualnym przypadku rachunek
strat i zysków.
Dla mnie wspólne klasowe wyjścia nie są warte niczego - wiem, co się na
nich dzieje.
Natomiast doceniam obozy i kolonie.

> Gdyby mnie rodzice postanowili sami edukować, miałabym do nich
> żal. Zapytaj swoje córki, co by o tym sądziły i czy one miałaby ochotę
> na to, żebyś Ty zastąpiła szkołę ich dzieciom - zanim się za to zabierzesz.

Przecież napisałam, że "jeśli będą blisko" i jeśli uda mi się namówić.
Jak sobie wyobrażasz to moje ewentualne uczenie wnuków - bez akceptacji ich
rodziców?
Na marginesie: moje córki nie znosiły porannego wstawania. Zawsze prosiły,
żebym je sama uczyła w domku. A ja, jak ten Herod, wyciągałam je z łożek
zimą i pakowałam do zimnego samochodu, i hajda... po stratę czasu.


--
====================================================
================
"Jestem sam dla siebie bohaterem, ale jestem zbyt wielkim tchórzem, aby sam
sobie to przyznać."
M.A.S.H.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


42. Data: 2008-08-23 22:23:00

Temat: Re: Szkoła w domu
Od: Ikselka <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Sun, 24 Aug 2008 00:18:13 +0200, adamoxx1 napisał(a):

> medea pisze:
>> Ikselka pisze:
>>
>>> Co do sprawdzania postępów w nauce - też są procedury (egzaminy i testy
>>> zewnętrzne), wszystko jest znane i opracowane. Kiedy okazuje się, że
>>> wyniki
>>> w nauce dziecka "domowego" nie są zadowalające, musi ono przejść do
>>> nauczania w szkole. I tyle.
>>
>> Czyli wyszłoby i tak na jedno - dziecko musiałoby nauczyć się tego, co
>> inne dzieci w szkole. Testy, o ile mi wiadomo, przygotowywane są ściśle
>> pod program nauczania, i trzeba się też nauczyć je rozwiązywać.
>> Poza tym - co komu szkodzi, jeśli już i tak sam ma uczyć swoje dziecko,
>> robić to niezależnie od nauki szkolnej? Organizować weekendowe
>> wycieczki, spędzać z nimi czas po lekcjach. Przecież to się ze sobą nie
>> kłóci, a przynajmniej nie odbiera się dziecku możliwości życia w
>> społeczności, "maniu" wspólnych spraw z innymi uczniami itd. Szkoła to
>> nie tylko zdobywanie wiedzy, ale też umiejętność znajdowania się w
>> przeróżnych społecznych sytuacjach, których dziecku w domu nie
>> zapewnisz, np. zawieranie znajomości, szkolne wycieczki, wyjścia do kina
>> z rówieśnikami, wspólne nielubienie jakieś nauczycielki, zakładanie
>> wspólnych frontów przeciwko niej, itd. itd. Nie wiem, jak można tego nie
>> doceniać. Gdyby mnie rodzice postanowili sami edukować, miałabym do nich
>> żal. Zapytaj swoje córki, co by o tym sądziły i czy one miałaby ochotę
>> na to, żebyś Ty zastąpiła szkołę ich dzieciom - zanim się za to zabierzesz.
>>
>> Ewa
>
> To brzmi tak jak byś mówiła cos w stylu "umywam rece, szkoła zajmie sie
> moimi dziecmi." A kiedy cos pojdzie nie tak - pretensje bede miała
> wylacznie do szkoły, do siebie nie, bo jak.
> Ja na przykład zawsze podchodziłem do szkoly krytycznie, uczylem sie
> tylko tego co uznałem za interesujace badz przydatne. Nie integrowałem
> sie zbytnio z ludzmi, lubie niezaleznosc, zwykle jestem na pozycji
> obserwatora, zdysocjowany, dlatego otoczenie nie wywierało na mnie
> wiekszego wpływu. Wiec szkoła ze szkoły dzieki własnym filtrom wynosiłem
> tylko to, co pozyteczne.

Widzę, że byliśmy pod tym względem identyczni. Stąd lepiej rozumiemy istotę
sprawy, jak mi się skromnie wydaje.

A co do problematycznej wartości szkolnego nauczania: warto zauważyć
lawinowo narastające zjawisko korepetycji...
--
====================================================
================
"Jestem sam dla siebie bohaterem, ale jestem zbyt wielkim tchórzem, aby sam
sobie to przyznać."
M.A.S.H.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


43. Data: 2008-08-23 22:24:24

Temat: Re: Szkoła w domu
Od: adamoxx1 <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Ikselka pisze:
> Dnia Sun, 24 Aug 2008 00:05:42 +0200, medea napisał(a):
>
>> Ikselka pisze:
>>
>>> Co do sprawdzania postępów w nauce - też są procedury (egzaminy i testy
>>> zewnętrzne), wszystko jest znane i opracowane. Kiedy okazuje się, że wyniki
>>> w nauce dziecka "domowego" nie są zadowalające, musi ono przejść do
>>> nauczania w szkole. I tyle.
>> Czyli wyszłoby i tak na jedno - dziecko musiałoby nauczyć się tego, co
>> inne dzieci w szkole. Testy, o ile mi wiadomo, przygotowywane są ściśle
>> pod program nauczania, i trzeba się też nauczyć je rozwiązywać.
>
> Obowiązkiem testujacego jest objaśnienie dziecku i nauczenie go
> rozwiązywania danych testów - testy są tak rózne.
>
>> Poza tym - co komu szkodzi, jeśli już i tak sam ma uczyć swoje dziecko,
>> robić to niezależnie od nauki szkolnej?
>> Organizować weekendowe
>> wycieczki, spędzać z nimi czas po lekcjach. Przecież to się ze sobą nie
>> kłóci, a przynajmniej
>
> Ponieważ nauka szkolna zajmuje dziś już tak wiele czasu, że ten pozostały
> powinien być wykorzystany na wypoczynek. Przy założeniu, że nauka szkolna
> jest efektywna, a doskonale wiemy, że ten wskaźnik jest niski w tak
> licznych kalsach, jak dziś, i przy tak złej kadrze - generalnie.
>
>> nie odbiera się dziecku możliwości życia w
>> społeczności, "maniu" wspólnych spraw z innymi uczniami itd. Szkoła to
>> nie tylko zdobywanie wiedzy, ale też umiejętność znajdowania się w
>> przeróżnych społecznych sytuacjach, których dziecku w domu nie
>> zapewnisz, np. zawieranie znajomości, szkolne wycieczki, wyjścia do kina
>> z rówieśnikami, wspólne nielubienie jakieś nauczycielki, zakładanie
>> wspólnych frontów przeciwko niej, itd. itd. Nie wiem, jak można tego nie
>> doceniać.
>
> Akurat zakładania frontów przeciwko komukolwiek nie doceniam. Bardzo.
> A na wspólne wyjścia do kina czas może być później. W sumie nigdy nie ma
> się wszystkiego, a należy zrobić w każdym indywidualnym przypadku rachunek
> strat i zysków.
> Dla mnie wspólne klasowe wyjścia nie są warte niczego - wiem, co się na
> nich dzieje.
> Natomiast doceniam obozy i kolonie.
>
>> Gdyby mnie rodzice postanowili sami edukować, miałabym do nich
>> żal. Zapytaj swoje córki, co by o tym sądziły i czy one miałaby ochotę
>> na to, żebyś Ty zastąpiła szkołę ich dzieciom - zanim się za to zabierzesz.
>
> Przecież napisałam, że "jeśli będą blisko" i jeśli uda mi się namówić.
> Jak sobie wyobrażasz to moje ewentualne uczenie wnuków - bez akceptacji ich
> rodziców?
> Na marginesie: moje córki nie znosiły porannego wstawania. Zawsze prosiły,
> żebym je sama uczyła w domku. A ja, jak ten Herod, wyciągałam je z łożek
> zimą i pakowałam do zimnego samochodu, i hajda... po stratę czasu.
>
>
Takie pytanie do Ikselki. Jestes nauczycielką, a krytykujesz szkołe.
Wiec masz do tego pełne podstawy. Ale pytanie jest o co innego. Czy
próbujesz potajemnie zmieniac narzucony odgórnie program danego
przedmiotu? Jesli to matma, to mysle że w sumie wiekszosc z tego bedzie
pozyteczna, bo nawet jesli nie jest praktyczna, to mimo wszystko rozwija
mozg. Ale może zdarzaja sie momenty kiedy probujesz ten program modyfikowac?

--
====================================================
==============
//-\\ || )) //-\\ ][\/][ | "Łatwiej jest przekonać kryminalistę
| niż świętego; ten pierwszy wie, że
| popełnił błąd, ten drugi wie,
| że ma rację"
====================================================
==============

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


44. Data: 2008-08-23 22:28:44

Temat: Re: Szkoła w domu
Od: Ikselka <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Sun, 24 Aug 2008 00:24:24 +0200, adamoxx1 napisał(a):

> Ikselka pisze:
>> Dnia Sun, 24 Aug 2008 00:05:42 +0200, medea napisał(a):
>>
>>> Ikselka pisze:
>>>
>>>> Co do sprawdzania postępów w nauce - też są procedury (egzaminy i testy
>>>> zewnętrzne), wszystko jest znane i opracowane. Kiedy okazuje się, że wyniki
>>>> w nauce dziecka "domowego" nie są zadowalające, musi ono przejść do
>>>> nauczania w szkole. I tyle.
>>> Czyli wyszłoby i tak na jedno - dziecko musiałoby nauczyć się tego, co
>>> inne dzieci w szkole. Testy, o ile mi wiadomo, przygotowywane są ściśle
>>> pod program nauczania, i trzeba się też nauczyć je rozwiązywać.
>>
>> Obowiązkiem testujacego jest objaśnienie dziecku i nauczenie go
>> rozwiązywania danych testów - testy są tak rózne.
>>
>>> Poza tym - co komu szkodzi, jeśli już i tak sam ma uczyć swoje dziecko,
>>> robić to niezależnie od nauki szkolnej?
>>> Organizować weekendowe
>>> wycieczki, spędzać z nimi czas po lekcjach. Przecież to się ze sobą nie
>>> kłóci, a przynajmniej
>>
>> Ponieważ nauka szkolna zajmuje dziś już tak wiele czasu, że ten pozostały
>> powinien być wykorzystany na wypoczynek. Przy założeniu, że nauka szkolna
>> jest efektywna, a doskonale wiemy, że ten wskaźnik jest niski w tak
>> licznych kalsach, jak dziś, i przy tak złej kadrze - generalnie.
>>
>>> nie odbiera się dziecku możliwości życia w
>>> społeczności, "maniu" wspólnych spraw z innymi uczniami itd. Szkoła to
>>> nie tylko zdobywanie wiedzy, ale też umiejętność znajdowania się w
>>> przeróżnych społecznych sytuacjach, których dziecku w domu nie
>>> zapewnisz, np. zawieranie znajomości, szkolne wycieczki, wyjścia do kina
>>> z rówieśnikami, wspólne nielubienie jakieś nauczycielki, zakładanie
>>> wspólnych frontów przeciwko niej, itd. itd. Nie wiem, jak można tego nie
>>> doceniać.
>>
>> Akurat zakładania frontów przeciwko komukolwiek nie doceniam. Bardzo.
>> A na wspólne wyjścia do kina czas może być później. W sumie nigdy nie ma
>> się wszystkiego, a należy zrobić w każdym indywidualnym przypadku rachunek
>> strat i zysków.
>> Dla mnie wspólne klasowe wyjścia nie są warte niczego - wiem, co się na
>> nich dzieje.
>> Natomiast doceniam obozy i kolonie.
>>
>>> Gdyby mnie rodzice postanowili sami edukować, miałabym do nich
>>> żal. Zapytaj swoje córki, co by o tym sądziły i czy one miałaby ochotę
>>> na to, żebyś Ty zastąpiła szkołę ich dzieciom - zanim się za to zabierzesz.
>>
>> Przecież napisałam, że "jeśli będą blisko" i jeśli uda mi się namówić.
>> Jak sobie wyobrażasz to moje ewentualne uczenie wnuków - bez akceptacji ich
>> rodziców?
>> Na marginesie: moje córki nie znosiły porannego wstawania. Zawsze prosiły,
>> żebym je sama uczyła w domku. A ja, jak ten Herod, wyciągałam je z łożek
>> zimą i pakowałam do zimnego samochodu, i hajda... po stratę czasu.
>>
>>
> Takie pytanie do Ikselki. Jestes nauczycielką, a krytykujesz szkołe.
> Wiec masz do tego pełne podstawy. Ale pytanie jest o co innego. Czy
> próbujesz potajemnie zmieniac narzucony odgórnie program danego
> przedmiotu? Jesli to matma, to mysle że w sumie wiekszosc z tego bedzie
> pozyteczna, bo nawet jesli nie jest praktyczna, to mimo wszystko rozwija
> mozg.

I o to chodzi.

> Ale może zdarzaja sie momenty kiedy probujesz ten program modyfikowac?

Modyfikuję TYLKO rozszerzając - oczywiście uczyłam swoje dzieci w domu,
także matematyki. Zawsze dodawałam im coś więcej, a one chłonęły to
zadziwiająco chętnie i łatwo. Hmmm... To własnie dawało mi zawsze do
myślenia, że kiedy wiedza pochodzi ode mnie, nie jest dla moich dzieci
żadnym ciężarem do udźwignięcia, jest przyswajana niemal niezauważalnie.
--
====================================================
================
"Jestem sam dla siebie bohaterem, ale jestem zbyt wielkim tchórzem, aby sam
sobie to przyznać."
M.A.S.H.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


45. Data: 2008-08-23 22:31:52

Temat: Re: Szkoła w domu
Od: adamoxx1 <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Ikselka pisze:
> Dnia Sun, 24 Aug 2008 00:18:13 +0200, adamoxx1 napisał(a):
>
>> medea pisze:
>>> Ikselka pisze:
>>>
>>>> Co do sprawdzania postępów w nauce - też są procedury (egzaminy i testy
>>>> zewnętrzne), wszystko jest znane i opracowane. Kiedy okazuje się, że
>>>> wyniki
>>>> w nauce dziecka "domowego" nie są zadowalające, musi ono przejść do
>>>> nauczania w szkole. I tyle.
>>> Czyli wyszłoby i tak na jedno - dziecko musiałoby nauczyć się tego, co
>>> inne dzieci w szkole. Testy, o ile mi wiadomo, przygotowywane są ściśle
>>> pod program nauczania, i trzeba się też nauczyć je rozwiązywać.
>>> Poza tym - co komu szkodzi, jeśli już i tak sam ma uczyć swoje dziecko,
>>> robić to niezależnie od nauki szkolnej? Organizować weekendowe
>>> wycieczki, spędzać z nimi czas po lekcjach. Przecież to się ze sobą nie
>>> kłóci, a przynajmniej nie odbiera się dziecku możliwości życia w
>>> społeczności, "maniu" wspólnych spraw z innymi uczniami itd. Szkoła to
>>> nie tylko zdobywanie wiedzy, ale też umiejętność znajdowania się w
>>> przeróżnych społecznych sytuacjach, których dziecku w domu nie
>>> zapewnisz, np. zawieranie znajomości, szkolne wycieczki, wyjścia do kina
>>> z rówieśnikami, wspólne nielubienie jakieś nauczycielki, zakładanie
>>> wspólnych frontów przeciwko niej, itd. itd. Nie wiem, jak można tego nie
>>> doceniać. Gdyby mnie rodzice postanowili sami edukować, miałabym do nich
>>> żal. Zapytaj swoje córki, co by o tym sądziły i czy one miałaby ochotę
>>> na to, żebyś Ty zastąpiła szkołę ich dzieciom - zanim się za to zabierzesz.
>>>
>>> Ewa
>> To brzmi tak jak byś mówiła cos w stylu "umywam rece, szkoła zajmie sie
>> moimi dziecmi." A kiedy cos pojdzie nie tak - pretensje bede miała
>> wylacznie do szkoły, do siebie nie, bo jak.
>> Ja na przykład zawsze podchodziłem do szkoly krytycznie, uczylem sie
>> tylko tego co uznałem za interesujace badz przydatne. Nie integrowałem
>> sie zbytnio z ludzmi, lubie niezaleznosc, zwykle jestem na pozycji
>> obserwatora, zdysocjowany, dlatego otoczenie nie wywierało na mnie
>> wiekszego wpływu. Wiec szkoła ze szkoły dzieki własnym filtrom wynosiłem
>> tylko to, co pozyteczne.
>
> Widzę, że byliśmy pod tym względem identyczni. Stąd lepiej rozumiemy istotę
> sprawy, jak mi się skromnie wydaje.
>
> A co do problematycznej wartości szkolnego nauczania: warto zauważyć
> lawinowo narastające zjawisko korepetycji...

A wlasnie. W liceum miałem super matematyczke (tak mi sie początkowo
wydawało). Wymagająca, a atmosfera na zajeciach była podniosła,
patetyczna, pod hasłem "matematyka - królowa nauk."
przyszła trzecia klasa, probna matura (byłem w mat-fizie). Był to
pierwszy rocznik zdający nową mature. Wyniki próbnej matury rozszerzonej
w mojej klasie oscylowały wokoł 30% bodajże. Szok. Przez cale liceum
bylismy przygotowywani w sposob zupelnie nieadekwatny do tego czego
wymagali na egzaminie. W ogole nie bylo wiadomo jak sie zabrac do tego.
Od tego momentu wiekszosc ludzi zaczela chodzic na korepetycje, w tym
ja. I była to nauka "pod mature." Robienie zadan maturalnych, uczenie
sie schematów ich rozwiazywania...
W sumie nie wiem do jakich wniosków tu zmierzam, po prostu napisałem :]

--
====================================================
==============
//-\\ || )) //-\\ ][\/][ | "Łatwiej jest przekonać kryminalistę
| niż świętego; ten pierwszy wie, że
| popełnił błąd, ten drugi wie,
| że ma rację"
====================================================
==============

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


46. Data: 2008-08-23 22:33:29

Temat: Re: Szkoła w domu
Od: "Aicha" <b...@t...ja> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "medea" napisał:

> wspólne nielubienie jakieś nauczycielki, zakładanie
> wspólnych frontów przeciwko niej, itd. itd.

To chyba potem. Na początku są fronty antychłopakowe :)
A za rok-dwa-trzy się zacznie... ;)

--
Pozdrawiam - Aicha


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


47. Data: 2008-08-23 22:34:43

Temat: Re: Szkoła w domu
Od: adamoxx1 <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

adamoxx1 pisze:
> Ikselka pisze:
>> Dnia Sun, 24 Aug 2008 00:18:13 +0200, adamoxx1 napisał(a):
>>
>>> medea pisze:
>>>> Ikselka pisze:
>>>>
>>>>> Co do sprawdzania postępów w nauce - też są procedury (egzaminy i testy
>>>>> zewnętrzne), wszystko jest znane i opracowane. Kiedy okazuje się, że
>>>>> wyniki
>>>>> w nauce dziecka "domowego" nie są zadowalające, musi ono przejść do
>>>>> nauczania w szkole. I tyle.
>>>> Czyli wyszłoby i tak na jedno - dziecko musiałoby nauczyć się tego, co
>>>> inne dzieci w szkole. Testy, o ile mi wiadomo, przygotowywane są ściśle
>>>> pod program nauczania, i trzeba się też nauczyć je rozwiązywać.
>>>> Poza tym - co komu szkodzi, jeśli już i tak sam ma uczyć swoje dziecko,
>>>> robić to niezależnie od nauki szkolnej? Organizować weekendowe
>>>> wycieczki, spędzać z nimi czas po lekcjach. Przecież to się ze sobą nie
>>>> kłóci, a przynajmniej nie odbiera się dziecku możliwości życia w
>>>> społeczności, "maniu" wspólnych spraw z innymi uczniami itd. Szkoła to
>>>> nie tylko zdobywanie wiedzy, ale też umiejętność znajdowania się w
>>>> przeróżnych społecznych sytuacjach, których dziecku w domu nie
>>>> zapewnisz, np. zawieranie znajomości, szkolne wycieczki, wyjścia do kina
>>>> z rówieśnikami, wspólne nielubienie jakieś nauczycielki, zakładanie
>>>> wspólnych frontów przeciwko niej, itd. itd. Nie wiem, jak można tego nie
>>>> doceniać. Gdyby mnie rodzice postanowili sami edukować, miałabym do nich
>>>> żal. Zapytaj swoje córki, co by o tym sądziły i czy one miałaby ochotę
>>>> na to, żebyś Ty zastąpiła szkołę ich dzieciom - zanim się za to zabierzesz.
>>>>
>>>> Ewa
>>> To brzmi tak jak byś mówiła cos w stylu "umywam rece, szkoła zajmie sie
>>> moimi dziecmi." A kiedy cos pojdzie nie tak - pretensje bede miała
>>> wylacznie do szkoły, do siebie nie, bo jak.
>>> Ja na przykład zawsze podchodziłem do szkoly krytycznie, uczylem sie
>>> tylko tego co uznałem za interesujace badz przydatne. Nie integrowałem
>>> sie zbytnio z ludzmi, lubie niezaleznosc, zwykle jestem na pozycji
>>> obserwatora, zdysocjowany, dlatego otoczenie nie wywierało na mnie
>>> wiekszego wpływu. Wiec szkoła ze szkoły dzieki własnym filtrom wynosiłem
>>> tylko to, co pozyteczne.
>> Widzę, że byliśmy pod tym względem identyczni. Stąd lepiej rozumiemy istotę
>> sprawy, jak mi się skromnie wydaje.
>>
>> A co do problematycznej wartości szkolnego nauczania: warto zauważyć
>> lawinowo narastające zjawisko korepetycji...
>
> A wlasnie. W liceum miałem super matematyczke (tak mi sie początkowo
> wydawało). Wymagająca, a atmosfera na zajeciach była podniosła,
> patetyczna, pod hasłem "matematyka - królowa nauk."
> przyszła trzecia klasa, probna matura (byłem w mat-fizie). Był to
> pierwszy rocznik zdający nową mature. Wyniki próbnej matury rozszerzonej
> w mojej klasie oscylowały wokoł 30% bodajże. Szok. Przez cale liceum
> bylismy przygotowywani w sposob zupelnie nieadekwatny do tego czego
> wymagali na egzaminie. W ogole nie bylo wiadomo jak sie zabrac do tego.
> Od tego momentu wiekszosc ludzi zaczela chodzic na korepetycje, w tym
> ja. I była to nauka "pod mature." Robienie zadan maturalnych, uczenie
> sie schematów ich rozwiazywania...
> W sumie nie wiem do jakich wniosków tu zmierzam, po prostu napisałem :]
>
tego, tego, tego. pisze troche niedbale troche, ale co tam

--
====================================================
==============
//-\\ || )) //-\\ ][\/][ | "Łatwiej jest przekonać kryminalistę
| niż świętego; ten pierwszy wie, że
| popełnił błąd, ten drugi wie,
| że ma rację"
====================================================
==============

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


48. Data: 2008-08-23 22:38:36

Temat: Re: Szkoła w domu
Od: "dr.Faustus" <5...@m...pl> szukaj wiadomości tego autora

Ikselka-Temat:czy nauczanie j.ang.w 1 klasie Podstawowki ma sens?

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


49. Data: 2008-08-23 22:42:03

Temat: Re: Szkoła w domu
Od: "Aicha" <b...@t...ja> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "dr.Faustus" napisał:

> Ikselka-Temat:czy nauczanie j.ang.w 1 klasie Podstawowki ma sens?

http://groups.google.pl/group/pl.sci.psychologia/bro
wse_thread/thread/2bab5bf4e63e6b6c?hl=pl#
nudzisz...

--
Pozdrawiam - Aicha

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


50. Data: 2008-08-23 22:46:30

Temat: Re: Szkoła w domu
Od: "michal" <6...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

adamoxx1 wrote:
> laurzynka pisze:
>> Użytkownik "Ikselka" <i...@g...pl> napisał w wiadomości

>> (finanse nie mają tu nic do rzeczy -
>>> biedni rodzice właśnie uniknęliby kosztów choćby dowożenia dzieci
>>> oraz zakupu wyjściowych ubrań dla nich itp, ucząc dzieci w domu).
>> Nie znaani jednego biednego rodzica, który mógłby uniknąć kosztów
>> dowożenia dziecka do szkoły, zapewniając edukację w domu. Sam
>> zresztą taki rodzic nauki dziecka się nie podejmie, bo nie ma po
>> temu należnych kwalifikacji. Zresztą tak kwestia zostałą dostrzeżona
>> na końcu wskazanego przez Ciebie artykułu.
> Szczerze mowiac ten wątek mnie zainspirował.
> Fakt że edukowanie dziecka przez rodzica jest wyzwaniem. Ale za to
> jaka więź sie miedzy nimi buduje? Rodzic nie ma sztywnego programu
> nauczania, może uczyc dziecko praktycznych rzeczy a nie katować
> budową pantofelka. Te pierdoły zawsze można sobie znalezc w
> ksiazkach. Kurde, mieć rodzica z prawdziwego zdarzenia.. swojego
> rodzaju mentora, mistrza wręcz, autorytet... Wyzwanie, ale warte
> wysiłku. I prawdopodobnie dziecko takie, nienarażone na środowisko
> szkolne i wątpliwej jakości srodowisko uniknełoby okresu zbuntowanego
> nastolatka ktory w dupie ma zdanie rodziców. Zresztą do tego czasu
> podejrzewam byłby już na tyle dojrzały, że wchodzac w okres
> dojrzewania potrafiłby sie kontrolowac i nie ulegac fizjologicznym
> przemianom w mozgu

To się nie może udać choćby dlatego, że tylko niewielki procent młodzieży w
wieku szkolnym stawia swoich rodziców w randze autorytetu. A w bardziej
zaawansowanym wieku edukacyjnym zbyt często dziecko mogłoby być mistrzem dla
rodzica w kilku ważnych dla gospodarki, kultury i wiedzy dziedzinach zycia.

--
pozdrawiam
michał


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 ... 4 . [ 5 ] . 6 ... 17


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

made in china
Zbaranieć w weekend i...?
zbrodnia i kara
bo z burakami nigdy nie wie się
stereotypy

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »