Strona główna Grupy pl.soc.uzaleznienia Tradycja

Grupy

Szukaj w grupach

 

Tradycja

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 4


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2007-03-24 14:27:15

Temat: Tradycja
Od: "Okoń" <a...@p...tp.pl> szukaj wiadomości tego autora

Każdy z nas w życiu ma swoje "pięć minut". Czy warto je zamieniać na
alkohol?
Serdecznie pozdrawiam! :-)
Andrzej


Moje pięć minut

Wszystkiemu winna jest tradycja. Ona była odwieczną sprawczynią moich
nieszczęść. To dzielenie się wielkanocnym jajkiem, zawsze wychodziło mi
bokiem. Ale ten ostatni raz, to już sam przeszedł wszelkie granice
przyzwoitości.. Jeszcze dziś gdy sobie przypomnę, zły jestem na siebie i na
te całe Święta. No bo źle bym to miał siedząc na kolejowej kasie. Ruch
niewielki, pociągi jeżdżą tylko tyle bo jeżdżą. Siedział bym sobie jak u
Pana Boga za piecem. Węgiel, sorty, zniżka na pociąg. Na mundurowych to i
baby przecież inaczej patrzą. Bo to co dzień jakby nie było pod krawatem.
Samo przez się, trzeba i buty wyczyścić i gębę ogolić. Człowiek idąc na
służbę musi wyglądać po człowieczemu, nie jak jakaś łachudra czy też
łazik...
A i samemu jakoś tak raźniej na samą myśl - że ktoś tam na górze myśli za
Ciebie.

Wezwał mnie któregoś dnia zawiadowca stacji i powiada. Nie chcecie to
Jędrzejczyk jechać czasami do sanatorium? Stara Fabisiakowa zrezygnowała i
jest jedno wolne miejsce.
- A co to ja gruźlik jakiś, abym po sanatoriach się musiał wycierać. Gruźlik
nie gruźlik - kolej pokrywa wszystkie koszta, przy tej okazji możecie
grosza zaoszczędzić, świata trochę zobaczyć, a może i kobietę swojego życia
spotkać.

Wiek chrystusowy dawno już miałem za sobą, baba by się więc przydała - bo to
i uprać, pocerować co nie co, czy nawet tej byle jakiej zupiny rozgotować,
to już zawsze przecież lżej. Zimą można by było i ładnych parę wiaderek
węgla przyoszczędzić, leżąc tak sobie razem pod pierzyną.


Zgodziłem się więc, żeby później nie pluć sobie w brodę, że przegapiłem
wyjątkową okazję.
Co prawda martwił mnie dzień rozpoczęcia - bo to początek Świąt
Wielkanocnych.
Zawiadowca uspakajająco tłumaczył mi: to i lepiej - na pewno trafisz na
iście królewskie przyjęcie. W domu byś tego Jędrzejczyk nigdy nie miał...
Ja mu wierzyłem jak ten głupi. Zawsze to przecież wykształcony człowiek. Ma
myślałem lepiej poukładane w głowie niż ja...

Wielkimi krokami zbliżał się dzień wyjazdu. Sam nawet nie wiedziałem, że
ubrań, znaczy się: koszul, kalesonów, skarpet i innych takich rzeczy
nagromadzą się aż dwie wielkie tekturowe walizy. Swoją świetność co prawda
pamiętały jeszcze z lat pięćdziesiątych, ale były mocne, obszerne, a o to
jedno przecież tylko chodziło. Ostatnie części garderoby pakowałem pomagając
już sobie kolanem. Walizy ścisnąłem mocno skórzanymi paskami, aby nie
rozlazły się broń Boże podczas podróży. Dopiero bym sobie narobił ambarasu,
myślałem .

Kilka minut przed wyjściem usiadłem, aby choć na chwilę zebrać rozbiegane
myśli. Zmówić jakikolwiek bądź pacierz.

No i ruszyłem - w myśl powiedzenia : Komu w drogę, temu krzyżyk na drogę...

W dodatkowej foliowej torebce zabrałem ze sobą trochę jadła i picia. No bo
jak by nie było do przejechania miałem prawie połowę naszego kraju.
Nigdy jeszcze nie byłem taki szmat drogi od domu. Siedząc sobie za oknem
pędzącego pociągu, oglądałem przesuwający się niczym filmowa klisza,
krajobraz.
Zdziwiło mnie trochę milczenie podróżnych. Każdy z nas spoglądał przez okno
i udawał, że na coś tam patrzy a może i patrzył, któż to z resztą może teraz
wiedzieć. Pomyślałem tylko sobie : za komuny to nikomu nie zamykała się
gęba. Każdy narzekał i na coś psioczył. A teraz - czyżby ludzie wstydzili
się tego, że dali się tak bez żadnych awantur zrobić w trąbę?

Nie wiem sam czemu przyszły mi do głowy słowa piosenki śpiewanej jeszcze gdy
byłem brzdącem.
Po cichu może to i z tych nerwów nuciłem więc sobie:
"Jeśli chcesz odpocząć, to połóż się pod pociąg a kiedy pociąg ruszy,
zaśpiewaj razem z nim." Dalszych słów za nic nie mogłem sobie przypomnieć.
Aby czas szybciej leciał powtarzałem więc w kółko ten rytmiczny zlepek dwóch
głupich zdań.

Do przedziału wszedł nie znany mi konduktor. Zasalutował i rozpoczął
sprawdzanie biletów. Podchodząc do mnie, spojrzawszy na tekturowy kartonik
zagadnął: kolega na odpoczynek widzę jedzie? Przy okazji oznajmił mi, że
jest nas tu więcej w tym pociągu. Wszyscy do sanatorium. Jakoś tak raźniej
mi się od razu zrobiło, że to i z mojej bądź co bądź trasy będzie kilku
kolegów z tej samej branży.

No.. i jesteśmy na miejscu. Wysypała się nasza kolejarska brać. Poubierana
jak na bal przebierańców. Jedni w garniturach, inni w swetrach z wyłożonymi
kołnierzykami białych koszul, jeszcze inni w ortalionowych płaszczach
najnowszej generacji. To nie to co mundury i kolejarskie czapki. Pełen luz,
blues jak to się mówi.
Walimy zatem wszyscy jak jeden mąż do oddalonego o kilkaset metrów
sanatoryjnego budynku. Razem z nami jest i kilka kobiet, te już w drodze
musiały się zaprzyjaźnić, bo idą rechocąc ze sobą.

Ja mam zakwaterowanie w dwuosobowym pokoju na drugim piętrze. Abym dostał
tylko jakiegoś do rzeczy wspólnika - nie żadną tam ofermę, czy lebiegę myślę
sobie.

Otwieram drzwi i :

Kazik! To Ty? - Ano ja mówię biorąc Józka w objęcia.

Okazało się, że były dwa wolne miejsca, o czym zapomniał powiedzieć
zawiadowca a może chciał nam zrobić niespodziankę? Teraz to już jednak nie
jest to wszystko takie ważne...

Józiu! - Od jutra święta, może byśmy tak zrobili sobie takie delikatne,
skromne jajeczko mówię. Po drodze widziałem małą knajpkę, wzięlibyśmy tak na
wynos jakąś ćwiarteczkę. Jajka ja mam co prawda surowe, ale wziąłem ze sobą
na wszelki wypadek grzałkę nurnikową Śmiało więc można ze dwa ugotować w
niewielkim garnuszku. Święcić nie musimy...
Ot tak aby tradycji tylko stało się zadość...
Niewiele myśląc wstawiliśmy więc jajka, a sami nie tracąc czasu ruszyliśmy
po wspomnianą już wcześniej butelkę.

Na miejscu okazało się, że gorzałka jest i owszem, ale tylko do konsumpcji.
Wzięliśmy więc pół litra, dwa dzwonka śledzia w majonezie i oranżadę, tylko
ze względu na butelkę...
No i jak to się mówi po kielichu..., przy okazji uderzając w gadkę...

Wracając do "domu" naszą uwagę przykuł wygląd unoszącego się nad budynkiem
sanatoryjnym dymu i czerwień straży pożarnej.
Poznałem z daleka wystawione na schody tekturowe walizy i neseser Józka.

No tak - tradycji stało się zadość...

Ze względu na chuch jeszcze tego samego dnia musieliśmy wracać w nasze
rodzinne strony...
Sanatorium powiadomiło telefonicznie zawiadowcę. Zaraz więc po świętach
zacząłem szukać sobie nowej pracy. Kierownictwo nie darowało mi tego wstydu,
który jakoby przyniosłem swoim występkiem, jak oni to nazwali.


W początkach naszej demokracji to i o robotę było łatwiej.
Zostałem więc palaczem w pobliskiej szkole. Nie jestem już pracownikiem
kolejowym a pracownikiem oświaty. Nazwa firmy brzmi co prawda poważniej, ale
deputat, sorty, zniżkowy bilet - diabli wzięli. Nie mówiąc już o
jakichkolwiek choćby marzeniach na znalezienie mojej przyszłej towarzyszki
życia.

Spoglądając tak na ten ogień, nieraz mówię sobie - to chyba złośliwość jakaś
każe mi w niego patrzeć i przypominać - ten pierwszy wielkanocny dzień w
sanatorium.

Spluwam wtedy na pokrytą miałem podłogę i podświadomie wyczuwam jakiś trudny
do określenia żal do zawiadowcy.
Po jasną cholerę dawał mi to całe skierowanie. Czyż ja się o nie
prosiłem?...

Z drugiej strony to każdy z nas ma swoje pięć minut, należy je tylko
odpowiednio wykorzystać...
Dla mnie jak widać najważniejszą rzeczą w życiu jest ta cholerna tradycja...

Andrzej

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


2. Data: 2007-03-26 08:03:18

Temat: Re: Tradycja
Od: "Ole Bule" <a...@v...pl> szukaj wiadomości tego autora

Hmmm... Nie czesto czytam tego rodzaju texty (na internecie) do konca. Twoj
przeczytalem. Skojarzenie z... "Misiem", rzecz jasna, a zarazem pytanie do
Ciebie: czy to jakis epizod z Twojego zycia?

Pozdrawiam!

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


3. Data: 2007-03-26 22:13:27

Temat: Re: Tradycja
Od: "Okoń" <a...@p...tp.pl> szukaj wiadomości tego autora


> Hmmm... Nie czesto czytam tego rodzaju texty (na internecie) do konca.
Twoj
> przeczytalem. Skojarzenie z... "Misiem", rzecz jasna, a zarazem pytanie do
> Ciebie: czy to jakis epizod z Twojego zycia?
>
> Pozdrawiam!

Nie, nie jest to epizod z mojego życia. To jest samo życie... Bowiem wielu
"kuracjuszy" wraca z Sanatorium do domu tym samym pociągiem, nie zdążywszy
zażyć kąpieli błotnych. ;-(
Dzięki za przeczytaniu tekstu, no i za ten "miód" na moje schorowane
serce...
Serdecznie pozdrawiam! :-))
Andrzej

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


4. Data: 2007-07-02 19:04:39

Temat: Re: Tradycja
Od: "Nothingman" <n...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Naprawde ciekawe, pieknie i madrze napisane....


P.S. Dopiero teraz przeczytalem, bo powrocilem dzisiaj na grupe...


Pozdrawiam
Nothingman

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

o paleniu...
Od jutra
Przed alkoholem
Wprowadzenie do artykułu "Przed alkoholem"
Kilka przemyśleń na temat tak zwanego "picia kontrolowanego"

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Psycho - farmacja
Nałogi ...
Wszyscy zdrowi?
alkoholizm, gdzie znalezc pomoc na G.Slasku
Mityng DDA/DDD

zobacz wszyskie »