Strona główna Grupy pl.soc.uzaleznienia Nikt

Grupy

Szukaj w grupach

 

Nikt

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2007-03-26 15:16:58

Temat: Nikt
Od: "Okoń" <a...@p...tp.pl> szukaj wiadomości tego autora

Nikt

Miałem dom, dobrze płatną pracę - A dzisiaj co? Zostałem nędzarzem - po
prostu Nikim. Jak do tego doszło? Jak to się stało?
Nie jeden już łamał sobie nad tym głowę a przypadek był prozaicznie prosty.
Była to zwykła "Pycha", najzwyklejsza ze zwykłych "Pycha". Taki diabelski
podszept. Chciałem po prostu, być kimś lepszym od innych i wyszło to mi
przysłowiowym bokiem. Zamiast zjeść coś treściwszego, pójść do kina, lub
chociażby do ZOO. Popatrzeć na stadne życie małp. Nauczyć się czegoś od
nich, liznąć tej małpiej wiedzy, tego instynktu życia w normalności. Nie, ja
pokierowałem się własnym rozumem.
Gdy tak się bardziej przyglądam jednak tej sprawie - to do odpowiedzialności
powinni jeżeli już chodzi o ścisłość pociągnąć też mego kierownika:
Zachciało mu się dobrych uczynków, tej miłości kierownictwa do pracowników.
Co mu wpadło do głowy, z tą moją podwyżką a może i wiedział, że będzie ona
dla mnie jakimś rodzajem kary, pokuty za tą moją milczałokowatość. Znał mnie
przecież od wielu lat. Raz nawet podczas któregoś kolejnego Święta Pracy
byliśmy sobie po imieniu...
Na drugi dzień wszystko wróciło do normy. Znów było Panie Kierowniku, panie
ten no, no ,no... Zawsze zapominał mego imienia, nie mówiąc już o nazwisku.
Rozgadałem się, zostawiając sedno sprawy gdzieś tam na poboczu, ale to
właśnie o nim, chciałbym przecież opowiedzieć. Ku przestrodze innych a
będących niekiedy w podobnie zbliżonej sytuacji.
Zmieniono mi angaż. Z dniem pierwszego stycznia miałem zarabiać o całą
złotówkę i pięćdziesiąt groszy na godzinę więcej. Niby nie wiele, ale już
sama wyższa grupa osobistego zaszeregowania stawiała moją osobę wyżej o
jeden szczebel
w zakładowej hierarchii . Jeszcze kilka takich podwyżek i awans na
brygadzistę zapewniony. Pan Stasio za kilka lat żegnać się przecież będzie z
brygadą i całym tym tatałajstwem będzie musiał ktoś się zająć. No tak, ale
to tylko taka perspektywa, takie niby plany na przyszłość a z planami to
różnie bywa. Często słyszałem, że ktoś tam planował puścić bąka a narobił w
portki...
Mnie jednak wcale nie jest do śmiechu, gdy tak sobie rozmawiam w milczeniu z
Wami. Muszę przecież wyznać do jasnej cholery komuś prawdę. Oczyścić swoją
osobę z podejrzeń i insynuacji.
A więc do rzeczy: Pierwszą po podwyżce pensję dostałem dziesiątego lutego a
już jedenastego nie miałem gdzie mieszkać i poszukiwała mnie policja do
złożenia wyjaśnień...
A co tu było wyjaśniać - wziąłem nogi za pas i tyle mnie widzieli. Z roboty
po trzech dniach nieobecności wypieprzyli dyscyplinarnie na zbity pysk.
Mieszkam a w zasadzie koczuję
na jednym z Warszawskich dworców. Specjalnie nie mówię jakim a nuż całe to
moje opowiadanko wpadnie w niepowołane łapy i czarny chleb z czarną kawą
murowany...
Długo zastanawiałem się, na co przeznaczę te kilka złotych dziennej
podwyżki. Od dawna miałem wszystko przecież poukładane w domowym budżecie :
Tyle to na czynsz, tyle na światło, wodę, bilet miesięczny. Całą resztę
przeznaczałem na bieżącą konsumpcję. Ani żem nie odkładał, ani nie pożyczał.
Wszystko to miałem obcykane jak to się mówi co do grosza. Nie musiałem nic a
nic główkować na co i kiedy mam wydać. Sielankę zakłócił kierownik. Tą swoją
właśnie podwyżką pokrzyżował mi całe moje życiowe plany. No, ale cóż było
robić. Chwyciłem byka za rogi jak to się mówi. Po długiej naradzie samego z
sobą postanowiłem koniec końcem zmienić markę wypalanej codziennie paczki
papierosów. Nic głupszego jak się okazało nie mogłem w swoim życiu zrobić.
Zachciało mi się krajowego produktu, opartego jednak na tytoniu amerykańskim
z niewielkim tylko wtrąceniem naszego rodzimego produktu. Tak głosił napis
na paczce. Z doświadczeń wiem że prawdopodobnie było na odwrót. No, ale sam
przecież wygląd opakowania wiele już dla mnie znaczył, nie mówiąc o
rozchodzącym się wokół zapachem dymku. Teraz po latach transformacji nie ma
już tego typu asortymentu. Przepadł gdzieś razem z zachodnią technologią i
pomysłowością.
Papierosy te miały podnieść mój prestiż, moje samozadowolenie, podziw wśród
kolegów. ( Piszę tak, kolegów choć z każdym z nich zamieniłem ledwo po kilka
zdań ) Już sam nawet dokładnie nie wiem, co ja chciałem przez to osiągnąć...
No ale co się stało to się przecież nie odstanie. W dzień wypłaty wypaliłem
ostatnią paczkę naszych "Klubowych" i zakupiłem "Carmeny". Swoją drogą
ciekaw jestem dlaczego na Klubowych nie było "Clubowe" - tylko tak po
naszemu jak się pisze tak się czyta...
Luty tego roku był wyjątkowo chłodny. Kraj borykał się z rytmicznością
dostaw węgla do osiedlowych ciepłowni.
Priorytet miały huty, elektrownie, olbrzymie miasta...
Któż by tam myślał wtedy o takich zadupiach w postaci maleńkich powiatowych
miasteczek.
Klubowe miały to do siebie, że często wśród tytoniu trafiały się tak zwane
"karpy". Potrafiły one rozerwać z sykiem otaczającą tytoń bibułkę, niekiedy
gasły same z siebie, zmuszając nijako do wielokrotnego sięgania po zapałki.
Carmen tych wad nie posiadał, palił się równo, spokojnie, niekiedy w ciszy
można było usłyszeć tylko szelest spalającej się bibułki. Początkujących
koneserów tego gatunku taki papieros potrafił zrobić w konia. Położony na
skraju popielniczki mógł sam wypalić się do cna. Gdy to już zrobił,
obrzydliwym smrodem palącego się filtra oznajmiał nam swój żart. Dlatego też
nie należało go nigdy wypuszczać z ręki, tylko trzymając leciutko w
palcach - raczyć się jego pachnącym dymkiem. Co prawda bez zbytniego
pośpiechu, ale z wyczuciem i pewnym wrodzonym wdziękiem.
Co do wdzięku to u nas w domu palili wszyscy: zaczynając od starszego brata,
matki, ojca, bratowej a skończywszy na chorej ciotce. Firanki i łachy od
samego początku jak pamiętam przesiąknięte były dymem . Jedynym plusem tego
był całkowity brak korników we wszystkich drewnianych starociach. Widocznie
dym biedaczkom nie służył. Miałem jak widać godnych naśladowania
nauczycieli. Czyżby zgubiła mnie więc rutyna...
Nie wiem? Może tak - może i nie.
Z powodu zimna wlazłem pod kołdrę i z papieroskiem w ręku zacząłem snuć
plany na jutrzejszy dzień. Postanowiłem nikogo nie częstować i nie
przyjmować też żadnych poczęstunków. Wydawało mi się to całkowicie logiczne.
Nie biorąc papierosów, mogłem śmiało powiedzieć: Ja palę Carmeny i inne
poślednie marki nie wchodzą od dzisiaj w rachubę. Papieroski postanowiłem
nosić w górnej kieszonce roboczego drelichu. Była ona wysokości Klubowych
tak że paczka Carmenów zmuszona była nijako ze względu na swą długość
wystawać te dobre kilka centymetrów po wyżej. Paląc sobie delektowałem się
zarówno dymem, jak i błogim ciepłem rozchodzącym się po moim ciele...
Wszystko to trwało niezmiernie krótko. Coś zaczęło mnie parzyć i poczułem
wszech ogarniający mnie smród palącej się kołdry. Za moment tak jak stałem
znalazłem się na podwórku. Chwilę jeszcze patrzyłem na wydobywające się z
potrzaskanego okna kłęby dymu. Słyszałem jak ktoś próbował wskazać mnie
palcem. Później już tylko wycie dwóch ochotniczych straży pożarnych
próbowało przypomnieć mi o moim nieszczęściu...
Resztę już państwo znacie. Powiem tylko, może już tak na zakończenie.
Rzuciłem palenie. No proszę rymnąłem sobie nawet na koniec. Wiem że głupia
sprawa, ale czy nasze życie nie składa wyjątkowo z głupich spraw. To, że
piszę o tym nie jest jakoby donosem na samego siebie. Igraniem z ogniem
chciałem powiedzieć ale w porę ugryzłem się w język. Ot po prostu życie...
Nauka na własnych błędach - chciało by się rzec... Z drugiej strony nic nie
dzieje się samo, w świecie nie ma przypadków...

Andrzej

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Tradycja
o paleniu...
Od jutra
Przed alkoholem
Wprowadzenie do artykułu "Przed alkoholem"

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Psycho - farmacja
Nałogi ...
Wszyscy zdrowi?
alkoholizm, gdzie znalezc pomoc na G.Slasku
Mityng DDA/DDD

zobacz wszyskie »