Data: 2001-06-10 22:01:58
Temat: Re: VETO!!!
Od: "cekanofil" <c...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik Joanna <c...@p...onet.pl> w wiadomości do grup
dyskusyjnych napisał:B747C890.11026%c...@p...onet.pl...
> Tak - mysle, ze szczescie jako stan staly nie istnieje. To tylko krotkie
> przeblysi, chwile sloneczne. To nasze marzenie.
Może. Ale czy jedynym szczęściem wartym osiągnięcia jest to trwające aż
do śmierci? Oczywiście że byłoby najlepsze, ale jeżeli jest niemożliwe...
Przecież nigdy nie wiemy, czy jest niemożliwe. Jeżeli na osobistym
horyzoncie widzimy szansę na jakiekolwiek szczęście, to przecież nigdy nie
mamy destruktywnej pewności, że nie będzie ono trwało wiecznie. I tylko to
tutaj jest ważne. Krótkie przeblyski... Jaka jest ich maksymalna długość?
Minuta? Dzień? Rok? A jakie to ma znaczenie, jeżeli cieszymy się nawet z tej
minuty, bo ta minuta w porównaniu z jej brakiem jest czymś wielkim. A jeżeli
nawet stan stały szczęścia jest tylko marzeniem, to wydaje mi się, że jezeli
uda się być naprawdę szczęśliwym choćby przez parę miesięcy, to w człowieku
zostaje to coś, co pozwoli mu jako tako żyć przez lata. Oczywiscie lepiej
byłoby być wiecznie szczęśliwym. Ale kto wie, czy maksymalne szczęście dla
tych, którzy nie mają szczęścia być stale szczęśliwymi w wymiarze realnym
nie bierze się właśnie z tych krótkich szczęść. Człowiek taki żyje od
szczęścia do szczęścia, pomiędzy nimi żyjąc ich blaskiem, wspomnieniem i
nadzieją. Czyli gra o te chwile jest gra wartą świeczki...
> Mnie dzisiaj rano chyba porzucila wszelka nadzieja. Takie dziwne
> doswiadczenie - otwierasz oczy i juz wiesz: nie bedzie lepiej, zawsze
> bedzie juz tak samo beznadziejnie, wiec teraz juz tylko decyzja: czy
lepiej
> beznadzejnie, ale jednak byc, czy nie byc juz wcale? I chyba lepiej pobyc
> jednak beznadziejnie, ale z przeblyskami szczescia, choc strasznie ono
> nietrwale.
Też czasami czuję tę beznadziejność. Ale wiem, że to w grucie rzeczy
fałszywe. Nie wszystko co czuję, jest naprawdę moje. Wiele z odczuć które
odczuwam do mojego wnętrza wciska ta zła rzeczywistość. Ta beznadziejność
naprawdę nie może być moja. Jeżeli kiedyś było mi lepiej, jeżeli wszystkim
wokół, którzy nie są ode mnie lepsi, bywa lepiej, to mi kiedyś też może być
lepiej, jeżeli tylko zrzucę z siebie to nie moje poczucie beznadziejności...
A dopóki nie zrzucę, to pobędę beznadziejnie... Na czas niebycia wcale
naprawdę jeszcze mam czas, jeszcze sobie poniebędę wcale. Kiedyś, kiedyś w
przyszłości. Tej nieuniknionej. Której teraz nie ma i być nie może.
cekanofil
|