Data: 2011-11-21 08:15:30
Temat: Re: Z dedykacją dla XL - Adoptuj polskie dzieci!
Od: medea <x...@p...fm>
Pokaż wszystkie nagłówki
W dniu 2011-11-21 01:39, Ikselka pisze:
> Dnia Sat, 19 Nov 2011 13:07:37 +0100, medea napisał(a):
>
>
>> Ocenić sytuację jako dla siebie niekomfortową, dziwną, czy zagrożenie
>> dla siebie, potrafi nawet kilkuletnie dziecko, pod warunkiem że z taką
>> sytuacją nie spotyka się na co dzień w domu. Dzieci zazwyczaj doskonale
>> wyczuwają, że mają do czynienia z jakąś "dziwną" osobą. Nie każde
>> dziecko natomiast będzie umiało sobie w danej sytuacji poradzić.
>> Niektóre starają się jak najszybciej uciec lub inaczej kombinują, a
>> niektóre dzieci w sytuacjach zagrożenia stają się jakby bezwolne, niczym
>> słup soli. No i najważniejsze, żeby dziecko czuło, że ma w razie czego
>> wsparcie w dorosłych, najlepiej rodzicach.
> Piszesz oczywistości.
Nie jestem pewna. Napisałaś:
"Nadal twierdzę, że może nie kilkulatka, ale w tym konkretnym przypadku
15-latka, normalnie rozwinięta umysłowo, jest jak najbardziej zdolna do
prawidłowej oceny sytuacji jako niepożądanej..."
...i na to odpowiadam, bo się z tym nie do końca zgadzam. Moim zdaniem problemem nie
jest tutaj prawidłowa ocena sytuacji jako złej, ale sposób - czy w ogóle umiejętność
- poradzenia sobie przez dziecko.
> Tyle że 15 letnia DZIEWCZYNA to tylko prawnie dziecko. Dziewczęta w tym
> wieku są bardziej rozinięte niż chłopcy - nie tylko pod względem
> biologicznym. Biologicznie to już kobiety, a i mentalnie - o ile nie są
> infantylne czyli opóźnione w rozwoju. Przypominam, że do niedawna (tak, do
> niedawna - 150 czy 200 lat to nie jest na tyle długi okres w ewolucji, aby
> zaistniała istotna różnica w poziomie inteligencji i mentalności) 15-letnie
> dziewczęta wydawano za mąż, rodziły dzieci, prowadziły dom - radząc sobie z
> problemami dnia codziennego na poziomie osoby dorosłej w naszym dzisiejszym
> pojęciu.
Historii proponuję w to nie mieszać. Po pierwsze - ludzie wtedy żyli
ogólnie krócej, w związku z czym wszystko w ich życiu musiało następować
szybciej, zwłaszcza w życiu kobiety, dla której poród był kiedyś
poważnym zagrożeniem, więc im młodsza, im silniejszy organizm, tym
lepiej. Po drugie - kobiety w ogóle miały niższy status społeczny i
przeciętnie nie miały nic do powiedzenia w kwestii, czy już są gotowe do
podjęcia współżycia, a w konsekwencji - macierzyństwa. A do tego wracać
chyba nie chcemy, co?
>
> Jak zwykle wkładasz w moje usta/palce najgorszą z możliwych wersji, ale już
> do tego przywykłam.
Nie. Po prostu zastanawiam się, dlaczego tak szybko schodzisz z tematu
odpowiedzialności księdza, na temat odpowiedzialności dziecka, choćby
nastoletniego.
>
> Sugeruję dokładnie to, że NIEJASNE jest w tej całej sytuacji, z JAKICH
> względów NADAL chodziła na te spotkania, nie chcąc/umiejąc się
> przeciwstawić i odmówić.
Mogę wymyślić tysiąc powodów. Ty nie?
Zastraszenie; przyzwyczajenie do tego, że starszym nie wolno się
przeciwstawiać; wyuczony szacunek dla osób duchownych i nauczycieli i
wiele innych, a wszystkie pewnie obecne w jakimś stopniu.
> Przecież były one bezpośrednią konsekwencją zdecydowanego stawiania
> oporu(sic!), odżegnywania się czynnie od wiary/Koscioła, a na to mogła się
> zdobyć, przeciwstawić się.
Ja nie wywnioskowałam, że Iza odżegnała się od wiary i kościoła.
Przecież Iza ciągle deklaruje się jako osoba wierząca i praktykująca. Po
prostu w tamtych czasach przestała chodzić na lekcje religii,
przynajmniej do tego księdza.
Nie wiem, w jakim zakresie odbywały się te "sesje". Może to było w
ramach lekcji religii?
> Szczegółowe rozważania co do przyczyn mogą być krzywdzące, te
> zainteresowana sama zna najlepiej. Uważam tylko, że być może robi z
> siebie ofiarę nieco na wyrost - w jej konkretnym przypadku, zaznaczam.
> Być może rzeczywiście była z jakichś względów (jakich?) niezdolna do
> reakcji w sytuacji zagrożenia, ale być może było wręcz przeciwnie -
> sytuacja była w jej ocenie pozbawiona zagrożenia, a ksiadz rozpoznany
> jako niegroźny ze swymi zapędami w ślad za którymi nie szły bardziej
> zdecydowane czynności seksualne, natomiast jego zainteresowanie
> "manualne" w jakiś sposób imponowało nastolatce.
Nawet jeśli by tak było, to w niczym, ale to w niczym nie umniejsza winy
tego zakonnika. Nastolatka nawet mogła początkowo czerpać z tych spotkań
jakieś sobie tylko znane korzyści, wynikające z zaspokajania deficytów
np. w życiu rodzinnym, ale to nie obciąża jej winą w żadnym wymiarze.
Osoba dorosła, zwłaszcza nauczyciel czy osoba duchowna, nie powinna
takiej sytuacji wykorzystywać.
Ewa
|