Data: 2000-03-09 15:23:45
Temat: Re: Zdrada
Od: "Ewa Krasnodębska" <n...@n...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
Ja powiem Ci teraz jedna rzecz. Nie ma co sie nad soba uzalac, bo tylko
bardziej bedziesz sie pograzal. Samobojstwo byloby z Twojej strony
najbardziej egoistyczna rzecza jak jestes w stanie zrobic. NA pewno jest
wiele ludzi (i zdaje sobie, ze ta najwazniejsza odeszla) dla ktorych warto
zyc. Oni nie uwazaja, zeby odebranie sobie zycia bylo jakimkolwiek rozsadnym
rozwiazaniem. Rozejrzyj sie wokol siebie na pewno jest ktos/cos gdzie mozesz
znalesc oparcie, a z czasem zapomnisz o tym wszystkim. Nie twirdze, ze rana
nie pozostanie, ale bedzie o wiele lagodniejsza....
Glowa do gory, szkoda zycia!
CAluje
Ewcia
--
e...@h...com
MilkyWay wrote in message ...
>> > Witam wszystkich serdecznie ...jestem tu poraz pierwszy i mysle ze to
>> > bardzo fajna sprawa -taka
>> > grupa.
>> > Mam pewien problem ,ktory dreczy mnie od pewnego czasu.
>> > Pol roku temu dziewczyna zostawila mnie dla innego chlopaka.
>> > Przeszedlem okres zalamania.Z czasem sie z tego pozbieralem
>> > ale niestety chyba nie do konca. To wlasnie jest moj problem.
>> > Chodzi mianowicie o to ze nigdy o niej nie przestalem myslec
>> > czuje do niej uczucie milosci naprzemian z nienawiscia
>> > czasami chcialbym rozpalic w niej milosc i potem ja rzucic jak ona mnie
>> > Powiedzcie czy to co przezywam jest normalne?
>>
>> Wydaje mi sie ,ze tak. Choc jesli bys do niej wrócil , nie zrobil bys
>tego
>> co ona. Ciezko jest sprawic ból osobie która sie kocha. Wygladasz na
osobe
>> wrazliwa, a tacy ludzie nie rozwiazuja nic przez zemste. Popatrz na to z
>> drugiej strony - nie jestes sam. Takich przypadków jest 1000
>
>1001 !
>Wlasnie wczoraj spotkalo mnie cos takiego. Bylem z dziewczyna
>przez 7lat (!). Ukladalo sie roznie - uwazam, ze raczej dobrze niz
>zle - mimo pewnych zaciec, nieporozumien nigdy nie doszlo
>miedzy nami do powazniejszej sprzeczki... Jeszcze do niedawna
>bylem przez nia zapewniany, ze mnie kocha...
>Wczoraj sie dowiedzialem (od niej), ze jest ktos inny. Wlasciwie
>jest - to za duzo powiedziane, ale wszystko chyba ku temu zmierza.
>Oczywiscie dostalem "propozycje nie do odrzucenia" - rozstanie.
>Dla tych co juz cos podobnego przeszli, nie musze chyba
>opisywac co sie teraz ze mna dzieje. Najgorsze jest to, ze czegos
>takiego nie spodziewalbym sie nigdy w zyciu po dziewczynie
>o ktorej tu pisze. Bylem pewny, ze cokolwiek by sie nie stalo,
>na pewno nie zostawi mnie dla innego. To poprostu nie ten typ
>czlowieka... tak mi sie wydawalo...
>Boze, jaki ja glupi bylem!!!
>
>Ale ja ją ciagle kocham, pomimo wszystko! Nie wyobrazam sobie
>dalszego zycia. Przez te 7 lat budowalem sobie swiat skupiajacy
>sie wokol niej. Teraz wszystko zawalilo sie jak jakis pieprzony
>domek z kart - jednym, malym dmuchnieciem. Najgorsze jest
>to, iz wydaje mi sie, ze facet, dla ktorego mnie zostawila
>prawdopodobnie bedzie mogl jej zapewnic nieco lepsze warunki
>przyszlego zycia - ja musze liczyc tylko na siebie, mimo ze mam juz
>27 lat ciagle nie widze wiekszej szansy na jakies sensowne
>usamodzielnienie sie. Mam prace, nienajgorszy zawod, ale to
>w dzisiejszym swiecie troche za malo. Mimo to ludzilem sie
>nadzieja, ze jesli nie sam, to we dwoje moze juz daloby sie cos
>osiagnac. A tu wszystko, doslownie wszystko wzielo w leb...
>W jednej chwili... i z takiego powodu ??!!!
>
>Nie mam nawet przyjaciol, z ktorymi moglbym na ten temat
>porozmawiac. Osoby, ktore mnie otaczaja, to paru znajomych
>z pracy i kilka osob z otoczenia mojej dziewczyny...
>Jestem wiec teraz sam i to bedzie chyba gwozdz do mojej
>trumny.
>Duzo mysle o samobojstwie i pewnie w przeciagu paru
>nastepnych dni sprawa zakonczy sie w ten wlasnie sposob.
>Teraz obawiam sie tylko o to czy wystarczy mi odwagi
>w tej decydujacej chwili, bo desperacji na pewno tak...
>Ciagle jednak, gdzies gleboko we mnie tli sie malutki
>plomyk naiwnej nadziei... Nadziei - nie wiem juz nawet,
>na co ??? Ten malutki plomyk powoduje wiec tylko,
>ze moja rana staje sie jeszcze bardziej rozjatrzona,
>i boli, boli jak cholera... Gdyby nie to juz dzis
>nie moglbym napisac tego listu...
>
>Rozpisalem sie sam nie wiem po co. A mialem sie
>tylko odniesc do zacytowanych wyzej postow - przepraszam.
>W odroznieniu od Adama, nie czuje ani grama nienawisci
>do mojej dziewczyny (chyba nigdy nie przestane jej tak nazywac).
>Ja ja poprosu ciagle kocham. Glupią, naiwną ale bardzo
>gleboką miloscia. Dlatego wszystko to sprawia, iz wydaje
>mi sie, ze to koszmarny sen. Do tego jeszcze sam nie wiem
>co teraz zrobic - poddac sie, przywiazac sobie kamien do szyi
>i skoczyc z mostu, czy walczyc? Jesli walczyc to w jaki sposob?
>Czy mam prawo narzucac swa milosc. Czy 7 lat bycia razem
>mnie do tego upowaznia?
>
>Bardzo smutno wszystkich pozdrawiam... :(((
>\Wojtek.
>
>
>
>
>
>
>
>
|