Data: 2008-09-17 14:56:31
Temat: Re: a ja ci czarek zazdroszczę
Od: tren R <t...@p...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Redart pisze:
>
> Użytkownik "tren R" <t...@p...pl> napisał w wiadomości
> news:gar073$ntj$1@news.onet.pl...
>
>> pewność, to już insza inszość.
>> staram się to oddzielać.
>> tak, też bym chciał mieć punkt odniesienia (a la czarkowe widzenie)
>> który poukładałby mi "mój świat"
>
> Magneztyzm takich doświadczeń jest ogromny.
> Dlatego też tak trudno wyjść np. z narkotyków.
>
> Pocieszę Cię, że ta wizja, którą opisał wcale
> aż tak świetnie mu świata nie porządkuje, jakby się
> mogło wydawać. Nie chcę jednak za bardzo tu komentować
> jego osobistego doświadczenia, bo to w sumie też
> nie na miejscu. Tylko cebe może z tego wyciągnąć
> maksimum korzyści i dyskusja na grupie w sumie
> odciąga go od osobistej kontemlacji a pakuje
> w jakiś poziom wajemnego niezrozumienia
akurat pocieszenia dla mnie to jest żadne, bo też i nie oczekuję
pocieszania :)
natomiast zgadzam się w całej rozciągłości co do drugiej części tego
wywodu. stoi mi w dziwnej opozycji czarkowy stan "nadświadomości" z jego
przygłupimi pyskówkami. wg mnie to rozmienianie się na drobne, świadczy
tylko o tym, że za jego koncepcją stoi coś miałkiego. chodzi mi tu
stricte o cechę osobowości, a nie słabość koncepcji.
> Chciałbyś mieć podobne wizje (a tak naprawdę dużo
> 'lepsze', bo osobiste, sięgające do głębi
> Twoich osobistych potrzeb i dylematów) - jest to
> do zrobienia. Bez żadnych narkotyków.
nie wiem czy chciałbym mieć wizję.
chciałbym mieć pewność. chciałbym złapać coś i nie puścić już do końca
życia.
> Jeśli mogę coś zaproponować, nie znając Cię w ogóle
> właściwie, ale strzelając nieco, że masz jakieś podstawy
> wyniesione z edukacji w KRK i idący za tym jakiś własny,
> osobisty związek z Chrystusem (być może bardzo 'inny'
> niż zaoferowany pierwotnie przez KRK - nie wiem, jak to
> oceniasz) - to jest już bardzo dobry punkt wyjścia do
> tego, żeby trochę to wyklarować i na tym związku zbudować
> coś, jakiś krok dalej. Żadnych tam gwałtownych zmian
> w życiu, żadnych rewolucji w światopogladach. Jeno
> odgrzanie pewnych rzeczy, chwila skupienia przed snem,
> wydobycie tego osobistego aspektu i wywalenie do kosza
> wszelkich 'nie pasujacych' spraw.
to o czym myślę, to odosobnienie.
mój przyjaciel spędził kilka dni w klasztorze w tyńcu - przygotowywał
się do projektu architektonicznego i pojechał na miejsce wczuć się w teren.
wrażenia z pobytu miał ogromne. od tego momentu chyba dużo mu się w
życiu wyprostowało - choć to moja ocena, a nie jego. ale na tyle na ile
rozmawiamy czasami o różnych duchowych sprawach, to właśnie ten wyjazd
był bardzo istotny.
myślę o odosobnieniu w tym znaczeniu, jakie opisywał tu all - odcięcie
się od wszystkiego co napływa, od śmieci i nie śmieci, od konieczności
segregacji tego całego burdelu. taki twardy reset i zapuszczenie
duchowej defragmentacji.
> Wydaje mi się, że bez specjalnego wnikania w symbolikę
> tych promieni i świateł itp (zostawmy na chwilę umysł
> konceptualny) może być bardzo 'twórcze' wyobrażanie
> sobie Chrystusa w swoim pobliżu i wyobrażanie sobie
> jak światła wychodzące z jego serca wchodzą w twoje
> i rozświetlająCię od środka. Czy to przez odczucie
> ciepła, czy inaczej - ale osobiscie, naturalnie.
to do mnie nie przemawia. nie przemawiają do mnie wszelkie aspekty
wizualizacyjne - po prostu "ten typ tak ma".
natomiast... ta niechęć wypływa chyba z obawy utraty kontroli.
> Jeśli to co piszę ma dla Ciebie jakiś sens - spróbuj ;).
> A jak nie - próbuj po swojemu ;). Jak widzisz jakiś
> poważny (swój) problem, by zacząć tak jak mówię - możesz
> się podzielić a ja mogę pomyśleć ;).
jeszcze jest jedna kwestia, która w moim poczuciu przeszkadza mi w
oddawaniu się "magicznym" praktykom.
moja matka, jest dewotką. żyje w swoim świecie, w którym na każdym kroku
dzieją się cuda. mam do niej jeden zarzut. a mianowicie - żyje
całkowicie w swoim świecie - jakieś milion kilometrów nad ziemią i nie
potrafi się cieszyć tym, co ma pod swoim nosem.
od wielu wielu lat martwi się tym, że żyję w grzechu, kreując sobie na
mój temat wiele fałszywych wizji (narkoman, homoseksualista, wyznawca
szatana - to z tych zidentyfikowanych przez mnie).
dla mnie najważniejsze jest to, żeby w całkiem przyziemnych kwestiach
wspierać swoich bliskich (nie znaczy to, że mi się to udaje) i nie
składać wszystkiego na karb "cudów" czy "grzechu".
nie chcę oddawać się więc praktykom duchowym, które być może uniosłyby
mnie gdzieś daleko od mojej żony i dzieci. ot, tak to jakoś czuję.
--
http://bialo.czerwona.patrz.pl/
|