Strona główna Grupy pl.soc.rodzina zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej

Grupy

Szukaj w grupach

 

zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 157


« poprzedni wątek następny wątek »

81. Data: 2003-12-01 12:44:46

Temat: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
Od: "brow\(J\)arek" <j...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Uzytkownik "Tashunko" <t...@o...pl> napisal w wiadomosci
news:bqf8fn$g4l$1@news.onet.pl...

> Bardzo mi przykro gdy to wszystko czytam, ale z uwagi na szczera
> sympatie do Zony brow(J)arka i do Niego samego nie osmiele sie
> komentowac. Musze dorzucic tylko jedno i to akurat w tym miejscu. Po
> prostu po to, aby uniknac tasiemcowych postów o atrakcyjnosci i
> bieliznie...Zona brow(J)arka jest piekna, szalenie atrakcyjna, zadbana
> kobieta. Wiem jakie robi wrazenie na mezczyznach, wiec nie jest to
> moja subiektywna ocena. Znam opinie kilku facetów, w tym mojego
> wlasnego meza. Problem nie ubierania seksownej bielizny tez Jej nie
> dotyczy, a w najbardziej rozciagnietym dresisku i w najbardziej
> przydeptanych kapciach i tak bylaby po prostu sliczna. I to tez nie
> tylko moja opinia!

Ano, droga Tashunko... teraz mam niejako swiadka, ze zaniedbanie sie przez
zone na pewno nie jest przyczyna kryzysu u nas. Co wiecej ja widzialem ja w
juz wielu róznych sytuacjach (poród, choroba, lekka nadwaga itp. ) i nijak
mnie to do niej nie zniechecilo. Dlugo szukalem takiej kobitki jak ona i
akceptuje fakt, ze z latami czlowiek sie zmienia (fizycznie) i to na prawde
nie jest dla mnie problemem. Problemem jest to, ze bez mojej inicjatywy
intymne zblizenia dla mojej zony wcale nie musialyby istniec... tyle :( (i
jej z tym dobrze lub nawet jesli niedobrze to nie przejawia ZADNEJ
inicjatywy by to zmienic).

brow(J)arek pozdrawia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


82. Data: 2003-12-01 21:33:55

Temat: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
Od: "boniedydy" <b...@z...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Zdradziłem" <n...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:bqeul5$2um$1@news.onet.pl...
>
> Użytkownik "Oleńka" <o...@b...wroc.pl> napisał w wiadomości
> news:bqa49f$3i8$1@opat.biskupin.wroc.pl...

> > Ja jej się nie dziwię - drodzy grupowicze - popatrzcie, jak "Zdradziłem"
> > dyskutuje na pl.soc.dzieci - jak traktuje osoby, które ośmielą się miec
> inne
> > zdanie niz on.
>
> Które ? Uważanie mnie za trolla to jest odmienne zdanie ?

To wyglądało rzeczywiście jak troll - zwłaszcza na psd, ale skoro nie jesteś
trollem, mogłeś to spokojnie powiedzieć, a nie wyzywać od idiotek.

boniedydy

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


83. Data: 2003-12-01 23:21:24

Temat: Re: a może inaczej? [długie]
Od: Kami <K...@j...net> szukaj wiadomości tego autora



> -----Original Message-----
> From: q...@p...onet.pl@pb103.wroclaw.sdi.tpnet.pl
> [mailto:q...@p...onet.pl@pb103.wroclaw.sdi.tpnet.
pl] On Behalf Of
Jacek
> Posted At: Monday, December 01, 2003 8:24 AM
> Posted To: rodzina
> Conversation: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
> Subject: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi
to

> Moim zdaniem na rostanie emocjonalne żaden papierek nie ma wpływu,
> po prostu wyproawdzam sie i już. Papierki nie ważne jakie załatwie się
> później kiedy już nie ma tego związku.

OK, rozumiem Twoje podejście.
Moim zdaniem i z mojego doświadczenia - formalny związek trudniej
formalnie rozwiązać, a z kolei brak tego formalnego związku różne rzeczy
może utrudnić. Ale to inna bajka jest.

> Jeśli ktoś pobiera się po kilku tygodniach znajomości to faktycznie
trudne
> aby poznał te drugą osobę.

Nie zauważyłeś przejaskrawienia? Szkoda.
Ale poza przerysowaniem celowym - są również takie związki. Kiedy
pobierają się ludzie, którzy się nie znają. I którzy do siebie nie
pasują. To są właśnie związki, które nie powinny były powstać.

> Może dlatego tak się rozmijamy że ja piszę o kryzysach związków które
> mają za sobą kilka czy klikanascie lat.

Ale takie związki czasem też są złymi związkami. I czasem też są na
skraju rozpadu, albo w agonii, reanimowane na siłę.

> W większości czas ten uznawali za dobry i nagle (w ciągu ostatnich 2 ,
3
> lat) czują że popełnili błąd.

Nie zawsze tak jest.
I ja nie do końca o takich związkach mówiłam - raczej o takich, w
których źle było nie 2-3 lata, ale np.: 8-10.

> > Uważasz, że miłość _zawsze_ wystarczy?
> > Ja wiem, że nie zawsze.
>
> To znaczy że jej tam po prostu nie ma.

Nie rozumiem?
To, że ona nie wystarcza, oznacza że jest, ale nie wystarcza, a nie że
jej nie ma.

> Oczywiście że sama miłość nie wystarczy potrzeba jeszcze wiedzy o tym
jak
> poradzić sobie z kłopotami.

Zatem dlaczego zaprzeczyłeś mi linijkę wyżej? (a sam sobie teraz?)

> Ale do tego aby walczyć miłość jest niezbędna.

Owszem.
Ale ona nie wystarczy. Czasem ludzie się kochają, ale nie potrafią być
razem. Dramatyczne a nawet melodramatyczne to sytuacje, ale i takie się
zdarzają.

> Mam nadzieję że piszesz tylko o sferze emocjonalnej, według mnie nie
ma
> tematów nie do rozwiązania przy woli rozwiązania.

A z mojego doświadczenia wynika, że i owszem. Że zdarzają się sytuacje,
kiedy wola jest, miłość jest, ale rozwiązać się nie da, bo
podświadomość, albo wychowanie, albo choroba, albo okoliczności, albo
tysiąc jeszcze powodów.

> Nie rozumiem stwierdzenie dobry człowiek. W kontekscie kryzysów w
związku.
> Jeśli ktoś jest zły sprawa się bardzo upraszcza.

I o to mi właśnie chodziło. Bo jak ktoś jest dobry i chce dobrze, ale
nie wychodzi, to wszystko jest znacznie trudniejsze.

> > Ale tworząc związek nie są kompatybilni, nie są w
> >stanie 'po prostu' zaspokajać wzajemnie swoich potrzeb. I może
mogliby
> >dojść do takiego stanu, że te potrzeby będą zaspokajać, ale kosztem
> >siebie samych. Rozumiesz, co mam na myśli?
>
> Tak, że nie kochają się ?

Nie.
Że nie są dograni w łóżku. Że nie mają pasujących do siebie
temperamentów. Że różni ich coś, czego nie są w stanie przeskoczyć. I
mnóstwo innych.

> > Oczywiście teraz teoretyzuję,
> >ale wiem, że takie sytuacje też się zdarzają.
>
> I to dość często. Ludzie pobierają się z różnych powodów.

Właśnie. Nawet wtedy, kiedy nie powinni byli tego robić.

> >Człowiek wg mnie to nie cyborg, który wykona zaprogramowany cel.
>
> Pewnie że nie nikt nie programuje może myśleć w sposób nie
algorytmiczny,
> posługiwać się heurystyką, i być wolnym. I w imie swojej wolności
działać > dla swojego dobra.

Tu nie chodzi o wolność, tylko o graniczony wpływ świadomości na
podświadomość, logicznego myślenia na psychikę i emocje.

> > I to, że cel jest
> >jeden i wspólny nie oznacza, że uda się go osiągnąć.
>
> Jeśli jest to będą naprawdę bardzo blisko.

Ale to nie gwarantuje sukcesu.

> > Ale Tobie właściwie nie wiem, czy gratulować czy współczuć tego
> > przekonania o panowaniu nad własnym umysłem w takim stopniu, o jakim
> > mówisz.
>
> A Ty nie panujesz nad swoim ?

Nie w takim stopniu, o jakim mówisz. Inaczej - wiem, że ta moja władza
jest ograniczona, że świadomie nie wszystko ogarnę.

> >Niektórzy to mają, a niektórzy przez lata 'użerania się' już to
> >stracili.
> >I powiedz mi - do którego momentu warto walczyć?
>
> Nie wiem jak długo , ale wiem że warto.

A ja nie mówię, że nie warto w ogóle.
Ja mówię, że warto w określonych sytuacjach i do określonego momentu.

> >A z mojego doświadczenia wynika, że niekompatybilność niezawiniona
jest
> >dość częsta.
>
> To dlaczego się pobierali Ci niedopasowani.

Nie mam pojęcia! Bo się nie poznali dokładnie, bo 'wpadli', bo
hormony/emocje zagrały, bo była presja, bo tysiąc innych powodów. Ale
takie związki istnieją, i co do tego się zgodziliśmy kilka postów temu.
A co miało na celu Twoje pytanie?
Bo zabrzmiało tak, jakbyś niedopowiedział kwestii:
'To dlaczego się pobierali Ci niedopasowani. Jak się pobrali, to niech
teraz cierpią'.

> > Mianowicie?
>
> Mogą żyć w trójkącie na przykład.

Myślę, że dla bardzo wielu par to jednak sytuacja nie do przyjęcia. I
jak widać dość rzadko stosowana metoda, prawda?

> > A jak uważnie czytałeś posty z ostatnich kilku dni na psr?
>
> Czytałem ale nie czy ktoś z piszących napisał że lekarze stwierdzili
> aseksualność u jego partnerki/partnera.

Nie, ale pojawiły się historie o 'niedopasowaniu łóżkowym' po prostu.
Które - jak widzisz - może być ogromnym problemem.

> > Albo 100-procentową porażką.
> > Można ten 1% zostawiać, ale ile razy?
>
> Tak samo może stać sie z nowym związkeim, czy to oznacza że z góry
mamy
> skazywać sie na samtność.

Może się stać.
Tylko wiesz, jeśli spotkałeś się z klęską w danej sytuacji, w danym
układzie, to chyba jest większe prawdopodobieństwo, że w tymże układzie
porażka się powtórzy. Bo większość warunków pozostaje niezmieniona.

> Co to za wybaczenie skoro nie chce się zapomnieć, albo tak jak wolisz
> mysli się że tego nie da się zapomnieć.

Wiesz, ja czuję inaczej, inaczej pojmuję wybaczenie, znaczenie tego
procesu. Jego istotą jest pogodzenie się z czymś. Nie udawanie, że to
coś nie istnieje/nie zdarzyło się.

> Wymyslic sobie że jakas magiczna siła każe nam o tym pamietać.

Jaka magiczna siła? Coś się wydarzyło, więc człowiek ma wiedzę o tym, że
to coś zaszło. I tyle.

> Wtedy nie ma wybaczenia.

Pozostanę przy swoim zdaniu.
Wybaczyć =/= zapomnieć.
Sam zobacz: http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=67484 i
http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=70444
Można wybaczyć pamiętając.
To oczywiście moje zdanie.

> Ciekawe co by mówili gdyby ich rodzice się rozstali.

Nie wiem. Mówię co jest w sytuacji, kiedy się nie rozstali.

> Co do Twojej koleżanki to potwierdza tylko fakt że ich rozstanie nie
miało
> sensu, że dzieci (jesli je ma) niepotrzebnie przeżyly trochę trudnych
dni. > (może miesiecy)

To bylo dokładnie pół roku.
Wiesz, ona twierdzi, że rozstanie było _jedyną_ metodą na powrót. Przed
nim było już bardzo źle. I dzieciak to wyczuwał. Teraz oboje są pełni
siły na rozmowy i walkę o swój związek, pełni nadziei i chęci.
Może te 'trudne dni' to była cena za dobre dni, które oni sobie
wypracują na przyszłość?
Myślę, że nie masz prawa tak jednoznacznie oceniać sytuacji, o której
masz bardzo mierną wiedzę.

> >Ale na podstawie tego każdego 'czasem' nie wolno uogólniać.
>
> wiec tego nie rób

Więc tego nie robię.

> > Tak. Ale mogą być również dużo bardziej nieszczęśliwi. W imię czego?
>
> Nie rozumiem. Wiedza nie szkodzi uczy nas w najgorszym razie. W imie
> rozwoju nas samych.

Ojej, ale czasem boli.
Wiesz, ja po prostu nie wiem, czy taka wiedza, która niekoniecznie
zostanie potem wykorzystana, jest aby na pewno niezbędna. Że naprawdę
warto cierpieć w imię jej pozyskania.
Ale to wg mnie nie jest istotne w tej dyskusji, więc się nie upieram.

> >Tak, to jest pewien argument. Ale może być tak, że po tym
analizowaniu
> > będą się bali ponownego związku.
>
> Jeśli będą się bali to nieuchronnie zniszczą kolejny.

A będą się bali, jeśli wyniki analizy nie będą zadowalające. Zatem kółko
się zamyka :-)

> Nie rozumiem dlaczego mieli by się bać.

Z powodu wyników analizy, które nie zachęcają do budowania następnego
związku.

> Może podasz kilka przykładów.

Mogłabym, ale tego nie zrobię, bo a) nie chce mi się, b) to nie jest
istotne w tej wymianie postów. A w każdym razie nie najistotniejsze.
Uważam, że walczyć można o swój związek, jeśli widzi się szanse ratunku.
Ale babranie się w przeszłości i analizowanie przyczyn często bolesnego
rozstania w imię samego tylko samorozwoju nie do końca jest dla mnie
priorytetem. Wiem, o co Ci chodzi, że można wnioski wyciągnąć, naukę
pobrać. Ale efekty tego wg mnie nie zawsze muszą być pożądane.

> >Wiesz, to model idealny. Uczyć się na własnych błędach, a jeszcze
lepiej
> >na błędach innych. Ale ludzie zwykle popełniają powtarzające się
błedy,
> > prawda?
>
> To jest lenistwo intelektualne.

Sporo ludzi jest leniami intelektualnymi w takim razie. Taka nasza
natura? Że od zarania dziejów na tym samym się potykamy?

> Zastanów się co piszesz (po 5 latach kursów z psychologii)

Ochocho? To miała być ironia? :-D

> że:
> - nie warto sie zastanawiać nad sobą

Ja to napisałam? Możesz zacytować?

> - wiedza nie jest nam potrzbna bo i tak jej nie wykorzystamy

Ja to napisałam? Możesz zacytować?
Jeśli już - wiedza nie zawsze jest priorytetowym celem samym w sobie.
Nie w kontekście całej tej dyskusji.

> - nie mamy chęci wykorzystywania wiedzy

Ja to napisałam? Możesz zacytować?
Jeśli już - ludzie - co sam napisałeś - są podobni, ludzka psychika
rządzi się podobnymi prawami, i powtarzane są pewne schematy
postępowania - również błędne.

> - że tak naprawde najważniejsza jest tak zwana kompatybilność

Tak, uważam że jest ogromnie ważna.

> Więc co to jest ta kompatybilność, możesz podać jej definicje oraz
miary
> do jej oceny.

Dopasowanie. Wzajemne zaspokajanie swoich potrzeb bez zatracania siebie,
swojej osobowości, bez zmuszania się do czegoś.
Miara do jej oceny nie będzie miarą rodem z metodologii badań, bo nie
prowadzę takowych, nie tworzę narzędzia badawczego, nie mam próby
kontrolnej, itd. Miarą oceny mogłaby być satysfakcja ze związku. Taka
szeroko rozumiana. Tylko nie jest to miara rozumiana metodologicznie.
Wiesz, podam Ci praktyczny przykład: kompatybilna jest para, która ma
zbliżony temperament seksualny. Kompatybilna jest para dominującej
łóżkowo kobiety i uległego mężczyzny. Kobpatybilna jest para dwojga
domatorów bądź dwóch 'dusz towarzystwa'. Ale kompatybilna jest również
para domatora i 'duszy towarzystwa', o ile domator dobrze się czuje w
domu, zapewniając 'domową' atmosferę partnerowi, ten zaś lubi wracać do
swojej 'przystani', w której ktoś na niego czeka. Kompatybilna jest para
dwojga naukowców, zdrowo rywalizujących bądź wspierających się w
osiągnięciach. Kompatybilna będzie para naukowca i gospodyni domowej, o
ile ona będzie się czuła dumna z męża i będzie go wspierała w pracy, a
on z kolei będzie dobrze się czuł w prowadzonym przez nią domu, będzie
czuł jej wsparcie i doceniał jej pracę.
Rozumiesz, o co mi chodzi?
Część tych kompatybilności nie jest na pewno danych, trzeba je
wypracować. Rzecz w tym, żeby ta praca nie spowodowała zatracenia
siebie, rezygnacji ze zbyt dużej części swoich potrzeb, kiedy zyski z
dogrania będą mniejsze niż straty 'własne'...
To jest moje zdanie, moja (jakoś sprawdzona w życiu) filozofia i moje
doświadczenia. Nie oczekuję, że się z tym zgodzisz.

>
>
> >Jak również mamy podobną budowę, chorujemy na te same choroby, itd.
itp.
> >Ale wciaż jesteśmy unikalnymi tworami. I każda para - chociaż
związkami
> >może rządzić pewien zestaw zasad - jest unikalna. Tego mnie nauczono
na
> >zajęciach z 'terapii rodzin'. I tego się trzymam, bo uczyli mnie
ludzie,
> >którzy znają się na rzeczy.
>
> Tylko tej zasady Ci nauczono ?

Wiesz, jeszcze kilku bardzo mądrych, ale naprawdę nie czuję potrzeby
dzielenie się z Tobą moją wiedzą :-D

> > Czy tylko?
>
> Tak

To ciekawe, że moje obserwacje - nazwisjmy je socjologicznymi - dają
nieco inną odpowiedź.

> >Ale czasem się nie da. I mądrością jest wyczucie tego 'czasem'.
>
> Czasem tak

I właśnie o to 'czasem' cała rzecz się rozbija.

> > Jakby to powiedzieć...
> > Nie przekonałeś mnie tym słówkiem :-D
>
> A masz miekki dywan na podlodze?

Wystarczająco ;-)))
Jak widać nieco różnimy się poglądami. Ja Ci o moich opowiadam, nie
usiłuję Cię do nich na siłę przekonać. Weź to proszę pod uwagę w
kontekście tonu, w jakim będziesz (jeśli będziesz) pisał odpowiedź.

--
Kami
____________________________
k...@p...net
ICQ: 81442231 - GG# 436414

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


84. Data: 2003-12-02 06:37:35

Temat: Re: a może inaczej? [długie]
Od: "Jacek" <j...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora





"Kami" <K...@j...net> wrote in message
news:2DA8AA784D386E48A4090BA3B1647E10591D70@jplwant0
03.jasien.net...


Pisałem o tym :
"> >Trzeba mieć bardzo silną motywację do ratowania związku, prawda? I
> > przesłanki mówiące o tym, że ratunek zakończy się sukcesem.
>
> Żeby trwać w związku też trzeba mieć silna motywację zwaną miłością,
czyż

>Nie rozumiem?
>To, że ona nie wystarcza, oznacza że jest, ale nie wystarcza, a nie że
>jej nie ma.

Ta silna motywacja bierze się z miłości i jest wystarczająca aby taką motywację mieć


>A z mojego doświadczenia wynika, że i owszem. Że zdarzają się sytuacje,
>kiedy wola jest, miłość jest, ale rozwiązać się nie da, bo
>podświadomość, albo wychowanie, albo choroba, albo okoliczności, albo
>tysiąc jeszcze powodów.

OK, to taki relawizm i kłamstwo jest miłość ale tysięczny powód nam przeszkadza.




>Nie.
>Że nie są dograni w łóżku. Że nie mają pasujących do siebie
>temperamentów. Że różni ich coś, czego nie są w stanie przeskoczyć. I
>mnóstwo innych.

temperamenty się zmieniają


>Tu nie chodzi o wolność, tylko o graniczony wpływ świadomości na
>podświadomość, logicznego myślenia na psychikę i emocje.

Jak się człowiek nie zastanawia nad swoim postepowaniem to faktycznie może mówić że
nie panuje nad
sobą
jest dla siebie niekompatibny wewnętrznie .



>Nie w takim stopniu, o jakim mówisz. Inaczej - wiem, że ta moja władza
>jest ograniczona, że świadomie nie wszystko ogarnę.

Moja tez nie jest nieograniczona.



>A ja nie mówię, że nie warto w ogóle.
>Ja mówię, że warto w określonych sytuacjach i do określonego momentu.

A czy ja powiedziałem coś innego.

> 'To dlaczego się pobierali Ci niedopasowani. Jak się pobrali, to niech
>teraz cierpią'.

Niczego takiego nie napisałem, moim zdaniem są dopasowani tak jak dwoje ludzi może
być
tylko gdzieś pogubili.




>Może się stać.
>Tylko wiesz, jeśli spotkałeś się z klęską w danej sytuacji, w danym
>układzie, to chyba jest większe prawdopodobieństwo, że w tymże układzie
>porażka się powtórzy. Bo większość warunków pozostaje niezmieniona.

Te kleskę po części sam wytworzylas/es





>To bylo dokładnie pół roku.
>Wiesz, ona twierdzi, że rozstanie było _jedyną_ metodą na powrót. Przed
>nim było już bardzo źle. I dzieciak to wyczuwał. Teraz oboje są pełni
>siły na rozmowy i walkę o swój związek, pełni nadziei i chęci.
>Może te 'trudne dni' to była cena za dobre dni, które oni sobie
>wypracują na przyszłość?
>Myślę, że nie masz prawa tak jednoznacznie oceniać sytuacji, o której
> masz bardzo mierną wiedzę.

Nie przyszło Ci do głowy że mogli się dogadać wcześniej bez tego rozstania ?


> Rozumiesz, o co mi chodzi?

Nie, takich przykładów można mnożyć i pewnie okaże sie że nie ma recepty na
dopasowanie.
Dla mnie ważne są podstawowe sprawy i to oceniane w penym wymiarze czasowym.


>Część tych kompatybilności nie jest na pewno danych, trzeba je
>wypracować.

Razem prawda ?

>Rzecz w tym, żeby ta praca nie spowodowała zatracenia
>siebie, rezygnacji ze zbyt dużej części swoich potrzeb, kiedy zyski z
>dogrania będą mniejsze niż straty 'własne'...
>To jest moje zdanie, moja (jakoś sprawdzona w życiu) filozofia i moje
>doświadczenia. Nie oczekuję, że się z tym zgodzisz.

Zgadzam się


Jacek





› Pokaż wiadomość z nagłówkami


85. Data: 2003-12-02 13:24:31

Temat: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
Od: "Zdradziłem" <n...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Jakub Słocki" <j...@s...net.nospam> napisał w wiadomości
news:MPG.1a352f0556c71286989dcd@news.onet.pl...
> In article <bqeuu4$i1o$1@news.onet.pl>, n...@p...onet.pl says...
> > Puszczają mi nerwy jak ktoś nie umie dyskutować.
>
> To jedynie swiadczy o tym, ze Ty rowniez nie umiesz.
>
> > Nie jest tak. Zblizenia zainicjowane pzreze mnie sa bardzo udane.
Pozostaje
> > tylko kwesti ajk długo mnie jeszcze będzie podniecac kobieta w dresach i
> > tłustych włosach.
>
> tak dlugo jak dlugo bedziesz ja kochal? A kochasz ja nie tylko za
> wyglad?
>
> Fakt, moja TZ jest piekna, nie mam problemu dresow i tlustych wlosow,
> ale wiem ze to nie moglaby byc przyczyna "niepodniecania" dopoty, dopoki
> bym ja kochal.

Ciekawą masz psychike i fizjologię. Dla mnie miłość i seks są rozdzielone i
o tym czy mnie kobieta podnieca decyduje jej wygląd i zachowanie w pierwszym
stopniu. Czy odwracając sytuację - ekstra laska na ulicy, seksownie ubrnan
Cie nie podnieca bo jej nie kochasz ? Wydaje mi się że mylisz pojęcia albo
tak bardzo się róznimy...

pozdr


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


86. Data: 2003-12-02 18:28:38

Temat: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
Od: Jakub Slocki <j...@s...net.nospam> szukaj wiadomości tego autora

Wyczytalem w <bqi3qf$dc2$1@news.onet.pl>, ze n...@p...onet.pl
twierdzi...
|Ciekawą masz psychike i fizjologię. Dla mnie miłość i seks są rozdzielone i
|o tym czy mnie kobieta podnieca decyduje jej wygląd i zachowanie w pierwszym
|stopniu. Czy odwracając sytuację - ekstra laska na ulicy, seksownie ubrnan
|Cie nie podnieca bo jej nie kochasz ? Wydaje mi się że mylisz pojęcia albo
|tak bardzo się róznimy...

Tak bardzo sie roznimy.

Co/kto mnie podnieca - o tym ja decyduje. Niezaleznie od fizycznej
atrakcyjnosci.
W jednym przypadku moze to wynikac z milosci, w innym z innych
przeslanek (podana przykladowa ekstra laska mnie nie podnieca - bo i po
co?).
Ale nigdy nie jest tak, zeby wyglad czy jakikolwiek inny aspekt
decydowal o moich odczuciach. Kontroluje je.

Natomiast wracajac do sedna sprawy. Tak jak rozumiem, ze niektorzy
fizyczna atrakcyjnosc stawiaja na wysokim miejscu w hierarchii, tak nie
moge zrozumiec ludzi ktorzy kieruja sie wylacznie atrakcyjnoscia.
Wlasnie milosc jest takim "katalizatorem" to zmiany sposobu widzenia
atrakcyjnosci.

--
K.
christianity is the most perverted system that ever shone on man -
thomas jefferson

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


87. Data: 2003-12-02 20:37:15

Temat: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
Od: "Mrowka" <m...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Jakub Slocki" <j...@s...net.nospam> napisał w wiadomości
> Ale nigdy nie jest tak, zeby wyglad czy jakikolwiek inny aspekt
> decydowal o moich odczuciach. Kontroluje je.
>
Szkoda ze nie moze byc to czyms naturalnym a nie kontrola np.kocham
meza-zaden facet mi sie nie podoba ,nie interesuje.A nie:ale super gosc,oj
jak moge tak myslec-i tutaj wlacza sie kontrolka.

Magda


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


88. Data: 2003-12-02 20:55:06

Temat: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
Od: Jakub Slocki <j...@s...net.nospam> szukaj wiadomości tego autora

Wyczytalem w <bqit4q$ci$1@news.atman.pl>, ze m...@o...pl twierdzi...
|
|Użytkownik "Jakub Slocki" <j...@s...net.nospam> napisał w wiadomości
|> Ale nigdy nie jest tak, zeby wyglad czy jakikolwiek inny aspekt
|> decydowal o moich odczuciach. Kontroluje je.
|>
|Szkoda ze nie moze byc to czyms naturalnym a nie kontrola np.kocham
|meza-zaden facet mi sie nie podoba ,nie interesuje.A nie:ale super gosc,oj
|jak moge tak myslec-i tutaj wlacza sie kontrolka.

Ale to dla mnie jest czyms naturalnym. I u mnie nie ma "super laska, oj
jak moge tak myslec", ale raczej nie zauwazam super laski. A jak
zauwazam, to jakos nie nachodzi mnie nic co mozna by podciagnac pod
kategorie podniecenia czy myslenia seksualnie zblizonego. Po prostu
rejestruje obecnosc takiej osoby.

--
K.
christianity is the most perverted system that ever shone on man -
thomas jefferson

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


89. Data: 2003-12-03 01:33:37

Temat: Re: zdradzi?em - by?o mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
Od: "Xena" <t...@l...com.pl> szukaj wiadomości tego autora

Osobnik znany jako Basia Z. mieszkający pod adresem
<jelon@USUN_TO.skpg.gliwice.pl> w poście
bqeudj$1fu$...@n...ipartners.pl napisał w ten deseń:
>> Aaaa no, ai jak się wreszcie księżniczce "zachce" raz na ten
>> tydzień/miesiąc/kwartał/rok (właściwe podkreślić) to wtedy musi
>> oczywiście stanąć na wysokości zadania, przygotować romantyczny
>> wieczór z szampanem, kąpiel z pianą, wyjście do teatru, kupic jakiś
>> drobny upominek, pieścić przez minimum 2 godziny i dostarczyć
>> nieziemskiego orgazmu.
>
> No - z tym szampanem - to przesada, ale czasem sobie wieczorem
> wypijamy wspólnie po piwku i od razu mamy obydwoje większą fantazję.

Łoj, Basia, to my Cię juz na piwo nie weźmieny, bo zaczynam się obawiać
;-)

>
> A z tym chceniem - u kobiety to faktycznie jest bardzo różnie.
> Ja mam (chyba) spory temperament i w dobrych układach (jestem
> wyspana, nie zmęczona) lubiłabym codziennie :-)
> Ale :
> - jak mąż zaczyna (z byle powodu) krzyczeć na mnie, czy na dzieci - a
> potrafi głośno - to mi od razu odchodzi ochota na wszystko i to jest
> główny powód tego ze często nie mam ochoty.
> Nie lubię się kłaść do łóżka pokłócona.
> - pracuję po 10 godz. dziennie i jeszcze robię fuchy, mąż tyle nie
> pracuje, śpi rano godzinę dłużej ode mnie.
> Czasem nie może zrozumieć, ze ja już padam na nos i jak się kładę do
> łóżka o 24 (z perspektywą wstania o 6.30) to marzę tylko o spaniu.
>

ja w pełni, nienetekietowo cytując, zgadzam się z Basią. No może oprócz
jej temperamentu, bo tego to nie wiem ;-)
Xena

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


90. Data: 2003-12-03 01:38:12

Temat: OT - czy takie wynurzenia to tutaj norma? bylo: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
Od: "Xena" <t...@l...com.pl> szukaj wiadomości tego autora

Osobnik znany jako brow(J)arek mieszkajacy pod adresem
<j...@p...onet.pl> w poscie bqfcv3$75o$...@n...onet.pl napisal w
ten desen:
> Problemem jest to, ze bez mojej inicjatywy intymne
> zblizenia dla mojej zony wcale nie musialyby istniec... tyle :( (i
> jej z tym dobrze lub nawet jesli niedobrze to nie przejawia ZADNEJ
> inicjatywy by to zmienic).
>

Ja sie tylko tak zastanawiam, czy chcialabym o sobie przeczytac takie
rzeczy w juznecie. A Twoja zona? Pytales jej? Dla mnie wywlekanie tego
typu historii z archiwowaniem tego na wiele lat zakrawa na lekki
ekshibicjonizm. Ale moze ja pruderyjna jakas jestem? Co innego pisanie
na grupie o seksie, bez podawania danych typu moja zona, mój maz, tylko
ogólnie o jakichstam przezyciach czy problemach.
pozdr
Xena

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 ... 8 . [ 9 ] . 10 ... 16


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Tescik
Ciekawy artykuł
czy myslicie , ze to prawda?
No i ja tez mam bardzo powazny problem
PRACA NA CZARNO

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.

zobacz wszyskie »