| « poprzedni wątek | następny wątek » |
51. Data: 2003-11-30 11:51:32
Temat: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
Użytkownik "Zdradziłem" <n...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:bq8a0o$5er$1@news.onet.pl...
>
> Spadaj idiotko.
ROTFL :)
> bez pozdr
Idiom
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
52. Data: 2003-11-30 11:54:39
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej)"Jacek" <j...@w...pl> skrev i meddelandet
news:bqckmu$39f$1@news.onet.pl...
> Troche smutno jest to że tych którzy odważyli sie coś napisać, co nie jest
> takie łatwe
> nie stara się zrozumieć. Umyka gdzieś człowieczeństwo i nawet wtedy gdy
> pisza że zrobili źle.
> Proste podpowiedzi typu: "to już koniec" są łatwe do sformułowania, ale
czy
> tego chcieliby ci którzy tak piszą
> gdyby byli dziećmi tych osób ?
> Oczywistym jest że to wychodzi po latach. Choć moim zdaniem zbyt często
> oceniamy związek z perspektywy ostatniego czasu. Bo przecież jesli ktoś
> przeżył ze sobą
> kilka naprawdę dobrych lat. A w ostanim czasie oddał się czemuś za bardzo,
o
> czymś zapomniał
> nie oznacza to że od początku byli nie dobrani.
> Całe nasze życie, w każdym wymiarze to falowanie. Tak jest z gospodarką,
z
> miłością, z chęcia do pracy, z podnieceniem itd....
>
> Moim zdaniem to wszytsko dzieje się w naszych głowach, nad nimi możemy
mieć
> pełne panowanie i zależy to tylko o naszej woli.
>
Chcialabym polecic bardzo dobra pozycje do przeczytania, ktora wymaga pracy,
przemyslen, robienia notatek, ale efekt jest piorunujacy.
Autor:
Phillip C. McGraw
Tytul: Jak ratowac zwiazek
do kupienia po polsku: http://tinylink.com/?F2L2F5bpIN (Merlin)
Strona autora: www.drphil.com
Poleca wierna sluchaczka jego programow i posiadaczka prawie wszystkich
ksiazek, ktore napisal
Ania
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
53. Data: 2003-11-30 11:56:06
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej)
Użytkownik "Jacek" <j...@w...pl> napisał w wiadomości
news:bqckmu$39f$1@news.onet.pl...
> Proste podpowiedzi typu: "to już koniec" są łatwe do sformułowania, ale
czy
> tego chcieliby ci którzy tak piszą
> gdyby byli dziećmi tych osób ?
>
Jezeli chodzi o dzieci to nalezy wybrac mniejsze zlo.
Trzeba przeanalizowac czy dziecko mniej bedzie cierpialo mieszkajac z jednym
rodzicem w spokoju czy z obydwojgiem i byc uczestnikiem ciaglych awantur.
Magda
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
54. Data: 2003-11-30 12:03:31
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej)
"Mrowka" <m...@o...pl> wrote in message
news:bqcm08$1qa5$1@news.atman.pl...
> Jezeli chodzi o dzieci to nalezy wybrac mniejsze zlo.
> Trzeba przeanalizowac czy dziecko mniej bedzie cierpialo mieszkajac z
jednym
> rodzicem w spokoju czy z obydwojgiem i byc uczestnikiem ciaglych awantur.
Po pierwsze tego sie nie da tak do końca przeanalizować. Na swoim
przykładzie, że pomimo tego że rozumiem dlaczego moi rodzice się rozstali i
że w ten sposób pewnie nasze życie było trochę spokojniejsze. To gdzieś tam
w środku jakis żal jest.
Po drugie, a właściwie z drugiej strony, kiedy rozważamy kwestię czy być ze
soba czy nie dzieci nie powinny być brane pod uwagę.
Prowadzi to decyzji podyktowanych litością i poczuciem zniewolenia a nie
miłościa do tej drugiej połówki.
Jacek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
55. Data: 2003-11-30 12:46:12
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to
> -----Original Message-----
> From: q...@p...onet.pl@pb103.wroclaw.sdi.tpnet.pl
> [mailto:q...@p...onet.pl@pb103.wroclaw.sdi.tpnet.
pl] On Behalf Of
Jacek
> Posted At: Sunday, November 30, 2003 12:36 PM
> Posted To: rodzina
> Conversation: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
> Subject: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi
to
> Troche smutno jest to że tych którzy odważyli sie coś napisać, co nie
jest
> takie łatwe nie stara się zrozumieć.
Nie rozumiem?
Czy posądzasz mnie o brak zrozumienia?
Ja siłą rzeczy odwołuję się tylko do jednej strony, bo przeważają tu
listy typu: 'nie potrafię żyć z moją kobietą i zdradziłem', a nie 'nie
potrafię żyć z moim mężczyzną i zdradziłam'. Ale coś mi się wydaje, że
przypadków drugiego rodzaju wcale nie ma tak mało.
> Umyka gdzieś człowieczeństwo i nawet wtedy gdy pisza że zrobili źle.
Jeśli nawet zrobili źle, to moim zdaniem nie zawsze jest tak, że można
ich tak łatwo i bezdyskusyjnie obwinieć i skazać. Wina moim zdaniem
zawsze tkwi pomiędzy ludźmi, nie pośrodku, ale pomiędzy.
> Proste podpowiedzi typu: "to już koniec" są łatwe do sformułowania,
ale
> czy tego chcieliby ci którzy tak piszą gdyby byli dziećmi tych osób ?
A jakie masz wyjście? Zafundować dzieciakom piekiełko w imię zapewnienia
im dobrego dzieciństwa?
Wiesz, co jest znamienne? Mam kilkoro dorosłych już znajomych, którzy
mają duży żal do rodziców, że nie rozwiedli się wcześniej, że czekali do
pełnoletności dzieci - te dzieci są złe, bo mają niefajne wspomnienia z
dzieciństwa z obojgiem rodziców.
> O nieuchronności kryzysów związku moim zadniem za mało się mówi.
Chyba masz rację.
> Tak jak pisze autor wątku na naukach przedmałżeńskich najwięcej czasu
> zajmuje tematyka poprawanego według katechizmu uprawiania seksu no i
> oczywiście mikroskopowania śluzu.
Wiesz, ja uważam że Kościół w ogóle nie za bardzo się nadaje do dawania
nauk w tym zakresie. Nie, nie jestem 'antykatoliczką', krzyczącą 'księża
na księżyc'. Ale cholera - wydaje mi się, że dużo więcej o życiu w
rodzinie i w związku dowiedziałam się i dowiaduję od Matki i Ojca, niż
od najbardziej nawet mądrego księdza.
> Nie wiem po co łączyć z tym forme zalegalizowania związku, niektórzy
lubią
> czuć się trochę bardziej wolnymi.
> Było juz tyle wątków że chyba nie warto o tym teraz pisać.
Chodziło mi o to, że zalegalizowany związek często trudniej przerwać.
Rozpad 'bycia razem' jest prostszy niż przeprowadzenie rozwodu. Prawda?
> Oczywistym jest że to wychodzi po latach. Choć moim zdaniem zbyt
często
> oceniamy związek z perspektywy ostatniego czasu.
No ale chyba trudno się takiego podejścia pozbyć, prawda? Bardzo trudno
się cofnąć do dobrych czasów sprzed 8-10 lat, jeśli ostatnie 5 lat było
równią pochyłą.
> Bo przecież jesli ktoś
> przeżył ze sobą kilka naprawdę dobrych lat. A w ostanim czasie oddał
się
> czemuś za bardzo, o czymś zapomniał nie oznacza to że od początku byli
nie > dobrani.
Trzeba mieć bardzo silną motywację do ratowania związku, prawda? I
przesłanki mówiące o tym, że ratunek zakończy się sukcesem.
> Całe nasze życie, w każdym wymiarze to falowanie. Tak jest z
gospodarką,
> z miłością, z chęcia do pracy, z podnieceniem itd....
No dobrze, ale co jeżeli dolna część sinusoidy jest niebywale wydłużona?
I dół trwa, i trwa, i trwa...?
> Moim zdaniem to wszytsko dzieje się w naszych głowach, nad nimi możemy
> mieć pełne panowanie i zależy to tylko o naszej woli.
Panujesz (częściowo, bo w pełne panowanie nie wierzę) jedynie nad swoją
głową. A związek to dwie osobne jednostki.
> W tak przerysowanej sytuacji wydaje się nie ma wyjścia. Pytanie tylko
> brzmi czy ona zawsze była tak mało seksualna.
> Czy może to mąż jest tak kiepskim kochankiem, a może to jej mama
wpoiła
> jej że jak już ksonczy 30 lat to seks już nie jest ważny.
> A może boi sie kolejnego mało planowanego dziecka, nie nauczyła się
> mikroskopować śluz, a wstydzi się spowiadać z żażywania
> tabletek. A może to właśnie te tabletki tak na nią wpłynęły.
> A może fantazjowała o czymś ale dowiedziała się że to grzech. A może
> .........................., może.
Ale ja właśnie o tym mówiłam!!! Odnosząc się do postu bodajże
brow(J)arka. Przyczyn facet/kobieta może szukać bardzo, bardzo długo.
Może bardzo, bardzo długo probówać pomóc, uratować, przewalczyć.
Pytanie, kiedy zaczyna być to walką dla walki, z góry skazaną na
porażkę. Kiedy to taka sztuka dla sztuki - coraz gładsza kolejna
rozmowa, coraz nowe pomysły, coraz nowe metody walki, i... i nic.
> A gdyby to nie miał takich potrzeb, co chciałby aby ona zrobiła. Gdyby
> problemy z szefem, presja restrukturyzacji, obniżka pensji, wysokość
opłat > za studia dzieci, pękająca prezerwatywa blokowały tak bardzo że
nic by z
> ich seksu wychodziło.
Nie do końca rozumiem? Chodzi Ci o to, że sytuacja może mieć odniesienie
do obu płci? Oczywiście, że może. Również kobiecie może brakować czegoś
niebywale ważnego dla niej w związku. Może to być wymieniony już seks,
może to być poczucie bezpieczeństwa czy podział obowiązków. Pic polega
na tym, że czasem dwie jednostki nie są kompatybilne. I nie są w stanie
wzajemnie zaspokoić swoich potrzeb. Rzecz w tym, kiedy dostrzegają to,
że po prostu się nie da. I to nie jest niczyja wina.
> A starczy starać się troszkę bardziej, porozmawiać , zrozumieć i
otworzyc
> się na rozwiązania.
Rrrany!!!
Ale ja pisałam o sytuacji, kiedy już było 'bardziej', kiedy już było
rozmawianie, otwieranie się, rozumienie. I nic.
> Czasem tak. Choć wydaje mi się, że na to zawsze jest czas.
Nie.
Czasem przekracza się pewną granicę, zza której nie ma powrotu. Czasem
padają słowa, które niszczą dobre wspomnienia. Jasne, że rozstanie nie
powinno być pierwszym pomysłem. Ale myślę, że istnieją również sytuacje,
kiedy nie można go odsuwać w czasie w nieskończoność. Że czasem to
właśnie rozstanie jest najtrafniejszą i najbardziej odpowiedzialną
decyzją.
> Ci co robią to ze względu na penisa, nie piszą tu na grupie, oni po
prostu
> piją piwko, pieprzą nową lalę i są naprawdę szczęśliwi.
> Net służy im do wyszukiwania kolejnych zdobyczy a nie do dzielenia się
> swoimi bolesnymi przeżyciami.
> Sprowadzeni zdrady do seksu nie jest dobrym początkiem poszukiwania
> odpowiedzi na pytania:
>
> - Dlaczego tak się stało?
> - Czy warto walczyć o związek ?
> - Jak dalej z tym żyć ?
Człowiek (dowolnej płci) to tylko człowiek. I popełnia przecież błędy.
A ta zdrada ma czasem miejsce już po tym, jak się o związek walczyło
długo i z nadzieją, i po zastanawianiu się nad przyczynami złego stanu.
Ludzie próbują, próbują, próbują, aż w końcu nie wytrzymują. Tak mi się
wydaje.
> Czasem tak, ale takie stwierdzenie nic nie wnosi. Bo pojedynczy
przykład
> dla psychologii nie jest dobry, człowiek w swojej naturze jest
> niepowtarzalny i inny więc pojedyncza że coś się zdarzyło inaczej niż
mówi > reguła jest pewne.
Dlatego też ja nie uogólniam.
> Ważniejsze są prawa ogólne, moim zdaniem dopóki nie dojdziemy do
> odpowiedzi dlaczego doszło do zdrady, nie powinniśmy iśc dalej.
Czyli? Jak to widzisz w praktyce?
Związek jest właściwie w stanie rozpadu, ludzie nie dostają z niego nic
pozytywnego mimo wcześniejszej _uczciwej_ walki, następuje zdrada, i co?
Zastanawianie się nad jej przyczynami? Pewnie tak, pewnie zdarzą się
przypadki, w których to zastanawianie doprowadzi do uzdrowienia układu.
Ale zdarzą się również sytuacje, kiedy jedynym wyjściem będzie
rozstanie.
> >Może czasem świadectwem odpowiedzialności i dojrzałości będzie
> > rozstanie, a nie skazana na porażkę walka?
>
> czasem tak
O tym właśnie pisałam.
Że zdarza się to 'czasem'.
> >Problem chyba w tym, żeby umieć rozpoznać, kiedy związek nie ma racji
> > bytu, a kiedy cięzka praca da cudowne efekty i 'żyli długo i
> > szczęśliwie'...
>
> i chyba to powinno być tematem naszych rozmów, dlatego warto czytać te
> wątki aby coś wynieść z doświadczeń innych i w sytuacji trudnej
wiedzieć
> że inni też przeszli takie coś.
Inna rzecz, że nie zawsze można odnosić się do tych innych doświadczeń,
bo każdy związek ma swoją specyfikę, i to, co udało się jednej parze nie
ma racji bytu w drugiej parze.
> Myśl o tym jak unikalni jesteśmi w takiej sytuacji nie pomaga nam.
Wiesz, co mi się wydaje? Że myśl o ogólnych zasadach czasem potwornie
przeszkadza i jest przyczyną nieszczęść. I właściwie o to mi chodziło.
Bo np.: 'utarło się', że rodzice za wszelką cenę powinni zostać razem, w
imię dobra dzieci i po to, by wychować je w pełnej rodzinie. A jeśli się
nie kochają i nie są szczęśliwi, nie dają dzieciakowi wzorców życia w
rodzinie. I wyrasta taka 'partnersko dysfunkcjonalna' jednostka, nie
radząca sobie ze związkami. Bo rodzice byli razem dla jego dobra,
zamiast ułożyć sobie szczęśliwe życie.
Gdyby 'utarło się', że trzeba zadbać o dziecko i wybrać mniejsze zło, to
myślę że jednak wiele osób by mniej cierpiało.
A tymczasem my jesteśmy unikalni. O to, co idealne dla mnie, może być
fatalne dla Ciebie. To, co uratowało Twój związek, mój może zniszczyć.
> Pozdrawiam i życzę spokoju przy stukaniu kolejnych literek wszystkim
> piszącym.
;-)
--
Kami
____________________________
k...@p...net
ICQ: 81442231 - GG# 436414
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
56. Data: 2003-11-30 13:23:29
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej)
Użytkownik "Jacek" <j...@w...pl> napisał w wiadomości news:bqcmaj$6u5
> Po pierwsze tego sie nie da tak do końca przeanalizować. Na swoim
> przykładzie, że pomimo tego że rozumiem dlaczego moi rodzice się rozstali
i
> że w ten sposób pewnie nasze życie było trochę spokojniejsze. To gdzieś
tam
> w środku jakis żal jest.
To naturalne.
Moja corka tez czuje zal,no ale coz....tak byc musialo.
Magda
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
57. Data: 2003-11-30 16:49:11
Temat: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalejOn Fri, 28 Nov 2003 13:59:06 +0000 (UTC) I had a dream that Izabela Sowula
<i...@N...gazeta.pl> wrote:
> Jesli twoja zona chodzi zaniedbana w domu to moze wynikac z wielu powodow,
> czy powiedziales jej to wprost ale delikatnie, ze chcialbys, azeby dla ciebie
> ubierala sie ladnie i w domu?
Można mówić, a kobieta nie słucha.
> Czy kiedykolwiek kupiles jej seksowna bielizne?
Można kupić, a kobieta nie nosi.
> A moze ona nie czerpie zadnej przyjemnosci z uprawiania seksu - czy osiaga
> orgazm, czy zna swoje i twoje cialo.
A może nie chce znać swojego ciała?
> Jesli jest troche pruderyjna, to masz wspaniale pole do popisu - naucz ja
> tego, jak cie zadawalac .
A może ona nie chce się nauczyć?
> A moze zona ma depresje?
A może nie chce wyjść z tej depresji?
> Pisze to dlatego, ze psychika meska i kobieca roznia sie znacznie.
O właśnie. Zrozum więc, że część winy zawsze jest po stronie kobiety.
Ja akurat nie cierpię na rzeczy, które tu opisałem, ale wiem, że są one
normą w wielu związkach.
Jak facet będzie prosił żonę 100 razy o założenie seksownej bielizny
(którą jej kupił i która leży w szafie), to następny raz nie będzie już
jej prosił, tylko pójdzie do kochanki.
--
Grzegorz Janoszka odpowiadając POPRAW adres
UWAGA, mam specyficzne poczucie humoru! Na newsach wyrażam swoje prywatne
specyficzne poglądy, a nie moich byłych, obecnych i przyszłych pracodawców.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
58. Data: 2003-11-30 17:42:48
Temat: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
Użytkownik "Grzegorz Janoszka" <G...@p...onet.pl-----USUN-TO>
napisał w wiadomości
news:slrnbsk7qn.c8k.Grzegorz.Janoszka@plus.icsr.agh.
edu.pl...
> O właśnie. Zrozum więc, że część winy zawsze jest po stronie kobiety.
>
> Ja akurat nie cierpię na rzeczy, które tu opisałem, ale wiem, że są one
> normą w wielu związkach.
>
> Jak facet będzie prosił żonę 100 razy o założenie seksownej bielizny
> (którą jej kupił i która leży w szafie), to następny raz nie będzie już
> jej prosił, tylko pójdzie do kochanki.
>
Ano, krótko mówiąc znowu nie uda nam sie znaleźć prostego rozwiązania.
Prawda pewnie jak zwykle leży gdzieś pośrodku. Faktem jest, że kobieca i
męska psychika to dwie różne historie. Czasem dwie odpowiednie trafią na
siebie, czasem dwie niedobrane trafią na siebie ale udaje się znaleźć jakieś
porozumienie, czasem się sie porozumienia znaleźć nie uda i każde idzie w
swoją stronę.
Ale co zrobić jak szans na porozumienie nie widać, a jednak strony wiedzą,
że chca być ze sobą i nie w glowie im układanie sobie życia osobno... no
klasyczny pat ?
brow(J)arek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
59. Data: 2003-11-30 18:14:27
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej)Jacek wrote:
>
> O nieuchronności kryzysów związku moim zadniem za mało się mówi.
Mówi się, mówi, tylko na początku związku mało kto słucha.
> Tak jak pisze autor wątku na naukach przedmałżeńskich najwięcej czasu
> zajmuje tematyka
> poprawanego według katechizmu uprawiania seksu no i oczywiście
> mikroskopowania
> śluzu.
>
A gdyby Tobie wtedy ktoś powiedział, że być może za ileś tam lat zdradzisz
swoją żonę uwierzyłbyś?? Młodzi zakochani na tym etapie myślą "nam się to
nie zdarzy", "nas to nie dotyczy".
--
Elżbieta
--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.soc.rodzina
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
60. Data: 2003-11-30 18:20:33
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to
"Kami" <K...@j...net> wrote in message
news:2DA8AA784D386E48A4090BA3B1647E105727D9@jplwant0
03.jasien.net...
> Nie rozumiem?
> Czy posądzasz mnie o brak zrozumienia?
> Ja siłą rzeczy odwołuję się tylko do jednej strony, bo przeważają tu
>listy typu: 'nie potrafię żyć z moją kobietą i zdradziłem', a nie 'nie
>potrafię żyć z moim mężczyzną i zdradziłam'. Ale coś mi się wydaje, że
>przypadków drugiego rodzaju wcale nie ma tak mało.
Ta uwaga tylko w małym stopniu była do Twoich postów w tym wątku.
>Jeśli nawet zrobili źle, to moim zdaniem nie zawsze jest tak, że można
>ich tak łatwo i bezdyskusyjnie obwinieć i skazać. Wina moim zdaniem
>zawsze tkwi pomiędzy ludźmi, nie pośrodku, ale pomiędzy.
zapamietam sobie to stwierdzenie, dobrze oddaje naturę tych spraw
> A jakie masz wyjście? Zafundować dzieciakom piekiełko w imię zapewnienia
> im dobrego dzieciństwa?
> Wiesz, co jest znamienne? Mam kilkoro dorosłych już znajomych, którzy
>mają duży żal do rodziców, że nie rozwiedli się wcześniej, że czekali do
>pełnoletności dzieci - te dzieci są złe, bo mają niefajne wspomnienia z
>dzieciństwa z obojgiem rodziców.
Tak jak pisałem w innym poscie nie wolno robić tego dla dzieci, choć ich żal nie jest
łatwy do
wyobrażenia.
> Matki i Ojca, niż
> od najbardziej nawet mądrego księdza.
Od mądrego na pewno mozna sporo się dowiedzieć ale takich cyba nie ma zbyt wielu.
> Chodziło mi o to, że zalegalizowany związek często trudniej przerwać.
> Rozpad 'bycia razem' jest prostszy niż przeprowadzenie rozwodu. Prawda?
Ale wyprowadzić się można równie łatwo.
Jak dwoju konkubentów prowadzi wspólny biznes, kupiło wspólnie mieszkanie albo
samchód
już nie jest tak łatwo. Nie wspomne gdy razem wychowują dzieci z poprzednich
związków oraz ich
własne
>No ale chyba trudno się takiego podejścia pozbyć, prawda? Bardzo trudno
>się cofnąć do dobrych czasów sprzed 8-10 lat, jeśli ostatnie 5 lat było
>równią pochyłą.
Wiec należy tylko lekko odwrócić tendencje i zacząć piąć sie w górę.
To naprawde nie jest niemozliwe.
>Trzeba mieć bardzo silną motywację do ratowania związku, prawda? I
> przesłanki mówiące o tym, że ratunek zakończy się sukcesem.
Żeby trwać w związku też trzeba mieć silna motywację zwaną miłością, czyż nie ?
Co do sukcesu to akurat te sprawy zależą tylko i wyłacznie od nas.
> No dobrze, ale co jeżeli dolna część sinusoidy jest niebywale wydłużona?
> I dół trwa, i trwa, i trwa...?
To wtedy już nie jest sinusoidą.
>Panujesz (częściowo, bo w pełne panowanie nie wierzę) jedynie nad swoją
>głową. A związek to dwie osobne jednostki.
I jak chcą to mogą panować, każda nad swoją o ile cel mają wspólny.
>Ale ja właśnie o tym mówiłam!!! Odnosząc się do postu bodajże
>brow(J)arka. Przyczyn facet/kobieta może szukać bardzo, bardzo długo.
>Może bardzo, bardzo długo probówać pomóc, uratować, przewalczyć.
>Pytanie, kiedy zaczyna być to walką dla walki, z góry skazaną na
>porażkę. Kiedy to taka sztuka dla sztuki - coraz gładsza kolejna
>rozmowa, coraz nowe pomysły, coraz nowe metody walki, i... i nic.
Wiem jak może to wyglądać ale wiem też jak można to naprawić.
Trzeba determinacji i konsekwencji.
>Nie do końca rozumiem? Chodzi Ci o to, że sytuacja może mieć odniesienie
>do obu płci? Oczywiście, że może. Również kobiecie może brakować czegoś
>niebywale ważnego dla niej w związku. Może to być wymieniony już seks,
>może to być poczucie bezpieczeństwa czy podział obowiązków. Pic polega
>na tym, że czasem dwie jednostki nie są kompatybilne. I nie są w stanie
>wzajemnie zaspokoić swoich potrzeb. Rzecz w tym, kiedy dostrzegają to,
>że po prostu się nie da. I to nie jest niczyja wina.
Moim zdaniem taka sytuacja jest wyjątkiem a nie regułą.
>Rrrany!!!
>Ale ja pisałam o sytuacji, kiedy już było 'bardziej', kiedy już było
>rozmawianie, otwieranie się, rozumienie. I nic.
Jeśli naprawdę kobieta ma niższy poziom aktywności seksualnej
a on wyższy to można znaleźć rozwiązanie. Choc moim zdaniem zwykle wcale ludzie nie
mają takich
zaburzeń.
> Czasem tak. Choć wydaje mi się, że na to zawsze jest czas.
>Nie.
>Czasem przekracza się pewną granicę, zza której nie ma powrotu.
Nadzwyczaj rzadko, trzeba zostawić sobie 1% procent szans który moze za chwilę być
100% decyzją.
>Czasem
>padają słowa, które niszczą dobre wspomnienia.
O takich słowach wystarczy zapomnieć.
>Ale myślę, że istnieją również sytuacje,
>kiedy nie można go odsuwać w czasie w nieskończoność.
nie mamy takiej mocy żyjemy znacznie krócej.
>Że czasem to
>właśnie rozstanie jest najtrafniejszą i najbardziej odpowiedzialną
>decyzją.
Bardzo bardzo rzadko.
>Człowiek (dowolnej płci) to tylko człowiek. I popełnia przecież błędy.
>A ta zdrada ma czasem miejsce już po tym, jak się o związek walczyło
>długo i z nadzieją, i po zastanawianiu się nad przyczynami złego stanu.
>Ludzie próbują, próbują, próbują, aż w końcu nie wytrzymują. Tak mi się
>wydaje.
Nie rozumiem
> Dlatego też ja nie uogólniam.
I na tym własnie polega błąd w Twoim sposobie myślenia.
Bo psycholgii jest pewne że każde "czasem" zachodzi.
>Czyli? Jak to widzisz w praktyce?
>Związek jest właściwie w stanie rozpadu, ludzie nie dostają z niego nic
>pozytywnego mimo wcześniejszej _uczciwej_ walki, następuje zdrada, i co?
>Zastanawianie się nad jej przyczynami? Pewnie tak, pewnie zdarzą się
>przypadki, w których to zastanawianie doprowadzi do uzdrowienia układu.
>Ale zdarzą się również sytuacje, kiedy jedynym wyjściem będzie
>rozstanie.
Moim zdaniem kiedy dojdą do sedna będą madrzejsi.
Nawet jeśli zdecydują się rozstać będą mogli kolejne albo ten związek budować na
inncyh zasadach.
Kazdego dnia postępować troche inaczej niż wcześniej.
Bez takiej analizy zrobią to samo za kilka lat i znowu będą mówili " nie wiem co
robić"
>Inna rzecz, że nie zawsze można odnosić się do tych innych doświadczeń,
>bo każdy związek ma swoją specyfikę, i to, co udało się jednej parze nie
>ma racji bytu w drugiej parze.
Wiekszosć par ma podobne problemy czy nam sie to podoba czy nie.
> Że myśl o ogólnych zasadach czasem potwornie
>przeszkadza i jest przyczyną nieszczęść.
Ty nie piszesz o zasadach, tylko o wymaganiach stawianych przez spoleczeństwo
a to dwie rózne sprawy.
>I właściwie o to mi chodziło.
>Bo np.: 'utarło się', że rodzice za wszelką cenę powinni zostać razem, w
>imię dobra dzieci i po to, by wychować je w pełnej rodzinie.
To jest nakaz częsci kościołów
> A jeśli się
>nie kochają i nie są szczęśliwi, nie dają dzieciakowi wzorców życia w
>rodzinie. I wyrasta taka 'partnersko dysfunkcjonalna' jednostka, nie
>radząca sobie ze związkami. Bo rodzice byli razem dla jego dobra,
>zamiast ułożyć sobie szczęśliwe życie.
Oczywiście że niekochajacy sie rodzice nie dają szcześcia,
i raczej szkodzą niż pomagają dzieciom.
Ale lepiej zakochać sie w tej samej osobie niż szukać nowej.
>Gdyby 'utarło się', że trzeba zadbać o dziecko i wybrać mniejsze zło, to
>myślę że jednak wiele osób by mniej cierpiało.
Nie
>A tymczasem my jesteśmy unikalni. O to, co idealne dla mnie, może być
>fatalne dla Ciebie. To, co uratowało Twój związek, mój może zniszczyć.
I na tym polega piekno psychologii że mamy dużo wiecej potrzeb wspólnych
niż nam się powierzchownie wydaje.
A stan zauroczenia można rozpisać na reakcje chemiczne.
Jacek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |