Path: news-archive.icm.edu.pl!news.rmf.pl!agh.edu.pl!news.agh.edu.pl!news.onet.pl!not
-for-mail
From: "Jacek" <j...@w...pl>
Newsgroups: pl.soc.rodzina
Subject: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to
Date: Sun, 30 Nov 2003 19:20:33 +0100
Organization: news.onet.pl
Lines: 209
Sender: q...@p...onet.pl@pb103.wroclaw.sdi.tpnet.pl
Message-ID: <bqdcdk$1cr$1@news.onet.pl>
References: <bq6cc1$oid$1@news.onet.pl>
<2...@j...jasien.net>
<bqckmu$39f$1@news.onet.pl>
<2...@j...jasien.net>
Reply-To: "Jacek" <j...@w...pl>
NNTP-Posting-Host: pb103.wroclaw.sdi.tpnet.pl
X-Trace: news.onet.pl 1070216436 1435 213.25.232.103 (30 Nov 2003 18:20:36 GMT)
X-Complaints-To: a...@o...pl
NNTP-Posting-Date: 30 Nov 2003 18:20:36 GMT
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 5.50.4807.1700
X-MIMEOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V5.50.4910.0300
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.soc.rodzina:51499
Ukryj nagłówki
"Kami" <K...@j...net> wrote in message
news:2DA8AA784D386E48A4090BA3B1647E105727D9@jplwant0
03.jasien.net...
> Nie rozumiem?
> Czy posądzasz mnie o brak zrozumienia?
> Ja siłą rzeczy odwołuję się tylko do jednej strony, bo przeważają tu
>listy typu: 'nie potrafię żyć z moją kobietą i zdradziłem', a nie 'nie
>potrafię żyć z moim mężczyzną i zdradziłam'. Ale coś mi się wydaje, że
>przypadków drugiego rodzaju wcale nie ma tak mało.
Ta uwaga tylko w małym stopniu była do Twoich postów w tym wątku.
>Jeśli nawet zrobili źle, to moim zdaniem nie zawsze jest tak, że można
>ich tak łatwo i bezdyskusyjnie obwinieć i skazać. Wina moim zdaniem
>zawsze tkwi pomiędzy ludźmi, nie pośrodku, ale pomiędzy.
zapamietam sobie to stwierdzenie, dobrze oddaje naturę tych spraw
> A jakie masz wyjście? Zafundować dzieciakom piekiełko w imię zapewnienia
> im dobrego dzieciństwa?
> Wiesz, co jest znamienne? Mam kilkoro dorosłych już znajomych, którzy
>mają duży żal do rodziców, że nie rozwiedli się wcześniej, że czekali do
>pełnoletności dzieci - te dzieci są złe, bo mają niefajne wspomnienia z
>dzieciństwa z obojgiem rodziców.
Tak jak pisałem w innym poscie nie wolno robić tego dla dzieci, choć ich żal nie jest
łatwy do
wyobrażenia.
> Matki i Ojca, niż
> od najbardziej nawet mądrego księdza.
Od mądrego na pewno mozna sporo się dowiedzieć ale takich cyba nie ma zbyt wielu.
> Chodziło mi o to, że zalegalizowany związek często trudniej przerwać.
> Rozpad 'bycia razem' jest prostszy niż przeprowadzenie rozwodu. Prawda?
Ale wyprowadzić się można równie łatwo.
Jak dwoju konkubentów prowadzi wspólny biznes, kupiło wspólnie mieszkanie albo
samchód
już nie jest tak łatwo. Nie wspomne gdy razem wychowują dzieci z poprzednich
związków oraz ich
własne
>No ale chyba trudno się takiego podejścia pozbyć, prawda? Bardzo trudno
>się cofnąć do dobrych czasów sprzed 8-10 lat, jeśli ostatnie 5 lat było
>równią pochyłą.
Wiec należy tylko lekko odwrócić tendencje i zacząć piąć sie w górę.
To naprawde nie jest niemozliwe.
>Trzeba mieć bardzo silną motywację do ratowania związku, prawda? I
> przesłanki mówiące o tym, że ratunek zakończy się sukcesem.
Żeby trwać w związku też trzeba mieć silna motywację zwaną miłością, czyż nie ?
Co do sukcesu to akurat te sprawy zależą tylko i wyłacznie od nas.
> No dobrze, ale co jeżeli dolna część sinusoidy jest niebywale wydłużona?
> I dół trwa, i trwa, i trwa...?
To wtedy już nie jest sinusoidą.
>Panujesz (częściowo, bo w pełne panowanie nie wierzę) jedynie nad swoją
>głową. A związek to dwie osobne jednostki.
I jak chcą to mogą panować, każda nad swoją o ile cel mają wspólny.
>Ale ja właśnie o tym mówiłam!!! Odnosząc się do postu bodajże
>brow(J)arka. Przyczyn facet/kobieta może szukać bardzo, bardzo długo.
>Może bardzo, bardzo długo probówać pomóc, uratować, przewalczyć.
>Pytanie, kiedy zaczyna być to walką dla walki, z góry skazaną na
>porażkę. Kiedy to taka sztuka dla sztuki - coraz gładsza kolejna
>rozmowa, coraz nowe pomysły, coraz nowe metody walki, i... i nic.
Wiem jak może to wyglądać ale wiem też jak można to naprawić.
Trzeba determinacji i konsekwencji.
>Nie do końca rozumiem? Chodzi Ci o to, że sytuacja może mieć odniesienie
>do obu płci? Oczywiście, że może. Również kobiecie może brakować czegoś
>niebywale ważnego dla niej w związku. Może to być wymieniony już seks,
>może to być poczucie bezpieczeństwa czy podział obowiązków. Pic polega
>na tym, że czasem dwie jednostki nie są kompatybilne. I nie są w stanie
>wzajemnie zaspokoić swoich potrzeb. Rzecz w tym, kiedy dostrzegają to,
>że po prostu się nie da. I to nie jest niczyja wina.
Moim zdaniem taka sytuacja jest wyjątkiem a nie regułą.
>Rrrany!!!
>Ale ja pisałam o sytuacji, kiedy już było 'bardziej', kiedy już było
>rozmawianie, otwieranie się, rozumienie. I nic.
Jeśli naprawdę kobieta ma niższy poziom aktywności seksualnej
a on wyższy to można znaleźć rozwiązanie. Choc moim zdaniem zwykle wcale ludzie nie
mają takich
zaburzeń.
> Czasem tak. Choć wydaje mi się, że na to zawsze jest czas.
>Nie.
>Czasem przekracza się pewną granicę, zza której nie ma powrotu.
Nadzwyczaj rzadko, trzeba zostawić sobie 1% procent szans który moze za chwilę być
100% decyzją.
>Czasem
>padają słowa, które niszczą dobre wspomnienia.
O takich słowach wystarczy zapomnieć.
>Ale myślę, że istnieją również sytuacje,
>kiedy nie można go odsuwać w czasie w nieskończoność.
nie mamy takiej mocy żyjemy znacznie krócej.
>Że czasem to
>właśnie rozstanie jest najtrafniejszą i najbardziej odpowiedzialną
>decyzją.
Bardzo bardzo rzadko.
>Człowiek (dowolnej płci) to tylko człowiek. I popełnia przecież błędy.
>A ta zdrada ma czasem miejsce już po tym, jak się o związek walczyło
>długo i z nadzieją, i po zastanawianiu się nad przyczynami złego stanu.
>Ludzie próbują, próbują, próbują, aż w końcu nie wytrzymują. Tak mi się
>wydaje.
Nie rozumiem
> Dlatego też ja nie uogólniam.
I na tym własnie polega błąd w Twoim sposobie myślenia.
Bo psycholgii jest pewne że każde "czasem" zachodzi.
>Czyli? Jak to widzisz w praktyce?
>Związek jest właściwie w stanie rozpadu, ludzie nie dostają z niego nic
>pozytywnego mimo wcześniejszej _uczciwej_ walki, następuje zdrada, i co?
>Zastanawianie się nad jej przyczynami? Pewnie tak, pewnie zdarzą się
>przypadki, w których to zastanawianie doprowadzi do uzdrowienia układu.
>Ale zdarzą się również sytuacje, kiedy jedynym wyjściem będzie
>rozstanie.
Moim zdaniem kiedy dojdą do sedna będą madrzejsi.
Nawet jeśli zdecydują się rozstać będą mogli kolejne albo ten związek budować na
inncyh zasadach.
Kazdego dnia postępować troche inaczej niż wcześniej.
Bez takiej analizy zrobią to samo za kilka lat i znowu będą mówili " nie wiem co
robić"
>Inna rzecz, że nie zawsze można odnosić się do tych innych doświadczeń,
>bo każdy związek ma swoją specyfikę, i to, co udało się jednej parze nie
>ma racji bytu w drugiej parze.
Wiekszosć par ma podobne problemy czy nam sie to podoba czy nie.
> Że myśl o ogólnych zasadach czasem potwornie
>przeszkadza i jest przyczyną nieszczęść.
Ty nie piszesz o zasadach, tylko o wymaganiach stawianych przez spoleczeństwo
a to dwie rózne sprawy.
>I właściwie o to mi chodziło.
>Bo np.: 'utarło się', że rodzice za wszelką cenę powinni zostać razem, w
>imię dobra dzieci i po to, by wychować je w pełnej rodzinie.
To jest nakaz częsci kościołów
> A jeśli się
>nie kochają i nie są szczęśliwi, nie dają dzieciakowi wzorców życia w
>rodzinie. I wyrasta taka 'partnersko dysfunkcjonalna' jednostka, nie
>radząca sobie ze związkami. Bo rodzice byli razem dla jego dobra,
>zamiast ułożyć sobie szczęśliwe życie.
Oczywiście że niekochajacy sie rodzice nie dają szcześcia,
i raczej szkodzą niż pomagają dzieciom.
Ale lepiej zakochać sie w tej samej osobie niż szukać nowej.
>Gdyby 'utarło się', że trzeba zadbać o dziecko i wybrać mniejsze zło, to
>myślę że jednak wiele osób by mniej cierpiało.
Nie
>A tymczasem my jesteśmy unikalni. O to, co idealne dla mnie, może być
>fatalne dla Ciebie. To, co uratowało Twój związek, mój może zniszczyć.
I na tym polega piekno psychologii że mamy dużo wiecej potrzeb wspólnych
niż nam się powierzchownie wydaje.
A stan zauroczenia można rozpisać na reakcje chemiczne.
Jacek
|