Data: 2003-11-30 22:45:36
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to
Od: Kami <K...@j...net>
Pokaż wszystkie nagłówki
> -----Original Message-----
> From: q...@p...onet.pl@pb103.wroclaw.sdi.tpnet.pl
> [mailto:q...@p...onet.pl@pb103.wroclaw.sdi.tpnet.
pl] On Behalf Of
Jacek
> Posted At: Sunday, November 30, 2003 7:21 PM
> Posted To: rodzina
> Conversation: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
> Subject: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi
to
[...]
> > Matki i Ojca, niż
> > od najbardziej nawet mądrego księdza.
>
> Od mądrego na pewno mozna sporo się dowiedzieć ale takich cyba nie ma
zbyt
> wielu.
Sam we wcześniejszym poście nawiązałeś do problemów wynikających Twoim
zdaniem z błędów w prowadzeniu nauk przedmałżeńskich przy kościołach.
> Ale wyprowadzić się można równie łatwo.
> Jak dwoju konkubentów prowadzi wspólny biznes, kupiło wspólnie
mieszkanie
> albo samchód
> już nie jest tak łatwo. Nie wspomne gdy razem wychowują dzieci z
> poprzednich związków oraz ich
> własne
Jasne.
Ale nie przekonasz mnie, że _generalnie_ rozstanie bez ślubu jest
trudniejsze niż po ślubie. Choćby formalnie. Jasne, że jest milion
przypadków, najprzeróżniejszych. Ale zasada jest taka, że bez papierka
łatwiej odejść. Bo... nie ma papierka, który trzeba urzędowo unieważnić
innym papierkiem.
> >No ale chyba trudno się takiego podejścia pozbyć, prawda? Bardzo
trudno
> >się cofnąć do dobrych czasów sprzed 8-10 lat, jeśli ostatnie 5 lat
było
> >równią pochyłą.
>
> Wiec należy tylko lekko odwrócić tendencje i zacząć piąć sie w górę.
> To naprawde nie jest niemozliwe.
Czasem jest. Przyznałeś mi rację, że istnieją związki, które nie powinny
były powstać. Myślę, że 'odtwarzanie' czegoś w takim związku to nie jest
mądre działanie. Bo nie wszyscy ludzie do siebie pasują. Czasem zdarza
się, że 'niepasujący' ludzie 'lądują' w związku. Czy wtedy powrót do
kilku miłych tygodni z przeszłości jest możliwy?
> >Trzeba mieć bardzo silną motywację do ratowania związku, prawda? I
> > przesłanki mówiące o tym, że ratunek zakończy się sukcesem.
>
> Żeby trwać w związku też trzeba mieć silna motywację zwaną miłością,
czyż
> nie ?
Uważasz, że miłość _zawsze_ wystarczy?
Ja wiem, że nie zawsze.
> Co do sukcesu to akurat te sprawy zależą tylko i wyłacznie od nas.
Moim zdaniem nie.
Są wg mnie rzeczy nie do przeskoczenia.
Czasem jest tak, że ludzie mają jak najlepsze chęci i są generalnie
_dobrymi_ ludźmi. Ale tworząc związek nie są kompatybilni, nie są w
stanie 'po prostu' zaspokajać wzajemnie swoich potrzeb. I może mogliby
dojść do takiego stanu, że te potrzeby będą zaspokajać, ale kosztem
siebie samych. Rozumiesz, co mam na myśli? Oczywiście teraz teoretyzuję,
ale wiem, że takie sytuacje też się zdarzają.
> > No dobrze, ale co jeżeli dolna część sinusoidy jest niebywale
wydłużona?
> > I dół trwa, i trwa, i trwa...?
>
> To wtedy już nie jest sinusoidą.
Dobra, wykres w którym części poniżej zera jest więcej niż powyżej.
> I jak chcą to mogą panować, każda nad swoją o ile cel mają wspólny.
Pozostanę przy swoim zdaniu, wiesz?
Człowiek wg mnie to nie cyborg, który wykona zaprogramowany cel. Ludzki
umysł jest nieco bardziej skomplikowany niż maszynka. I to, że cel jest
jeden i wspólny nie oznacza, że uda się go osiągnąć.
Ale Tobie właściwie nie wiem, czy gratulować czy współczuć tego
przekonania o panowaniu nad własnym umysłem w takim stopniu, o jakim
mówisz.
> Wiem jak może to wyglądać ale wiem też jak można to naprawić.
> Trzeba determinacji i konsekwencji.
Niektórzy to mają, a niektórzy przez lata 'użerania się' już to
stracili.
I powiedz mi - do którego momentu warto walczyć?
> >Nie do końca rozumiem? Chodzi Ci o to, że sytuacja może mieć
odniesienie
> >do obu płci? Oczywiście, że może. Również kobiecie może brakować
czegoś
> >niebywale ważnego dla niej w związku. Może to być wymieniony już
seks,
> >może to być poczucie bezpieczeństwa czy podział obowiązków. Pic
polega
> >na tym, że czasem dwie jednostki nie są kompatybilne. I nie są w
stanie
> >wzajemnie zaspokoić swoich potrzeb. Rzecz w tym, kiedy dostrzegają
to,
> >że po prostu się nie da. I to nie jest niczyja wina.
>
> Moim zdaniem taka sytuacja jest wyjątkiem a nie regułą.
A z mojego doświadczenia wynika, że niekompatybilność niezawiniona jest
dość częsta.
> Jeśli naprawdę kobieta ma niższy poziom aktywności seksualnej
> a on wyższy to można znaleźć rozwiązanie.
Mianowicie?
> Choc moim zdaniem zwykle wcale ludzie nie mają takich zaburzeń.
A jak uważnie czytałeś posty z ostatnich kilku dni na psr?
> >Nie.
> >Czasem przekracza się pewną granicę, zza której nie ma powrotu.
>
> Nadzwyczaj rzadko, trzeba zostawić sobie 1% procent szans który moze
za
> chwilę być 100% decyzją.
Albo 100-procentową porażką.
Można ten 1% zostawiać, ale ile razy?
> >Czasem
> >padają słowa, które niszczą dobre wspomnienia.
>
> O takich słowach wystarczy zapomnieć.
Wydaje mi się, że mylisz pojęcia.
Można wybaczyć, z zapomnieniem czegoś, co dotknęło Cię do samego środka
jest trudniej.
> >Że czasem to
> >właśnie rozstanie jest najtrafniejszą i najbardziej odpowiedzialną
> >decyzją.
>
> Bardzo bardzo rzadko.
Po raz kolejny pozostanę przy swoim zdaniu.
Jeśli ludzie mają ze sobą być, to wrócą nawet po rozstaniu (to właśnie
dzieje się ze związkiem mojej psiapsiuły). Natomiast znam sporo ludzi,
którzy naprawdę mają pretensję do rodziców o to, że nie podjęli tej
decyzji wiele, wiele lat temu. I ludzi, którzy otwarcie mówią, że to
dobrze, że rodzice się rozstali. Ja wiem, że to moje doświadczenie. Ale
chyba rozumiesz, że mnie zdecydowanie łatwiej wnioskować na podstawie
tego, niż na podstawie Twoich niczym nie popartych lakonicznych
stwierdzeń.
> > Dlatego też ja nie uogólniam.
>
> I na tym własnie polega błąd w Twoim sposobie myślenia.
Wyjaśnij mi ten błąd.
> Bo psycholgii jest pewne że każde "czasem" zachodzi.
Wiem. Nauczono mnie tego przez 5 lat studiów, na których psychologia
była dość istotnym przedmiotem.
Ale na podstawie tego każdego 'czasem' nie wolno uogólniać.
[...]
> >Związek jest właściwie w stanie rozpadu, ludzie nie dostają z niego
nic
> >pozytywnego mimo wcześniejszej _uczciwej_ walki, następuje zdrada, i
co?
> >Zastanawianie się nad jej przyczynami?[...]
>
> Moim zdaniem kiedy dojdą do sedna będą madrzejsi.
Tak. Ale mogą być również dużo bardziej nieszczęśliwi. W imię czego?
> Nawet jeśli zdecydują się rozstać będą mogli kolejne albo ten związek
> budować na inncyh zasadach.
Tak, to jest pewien argument. Ale może być tak, że po tym analizowaniu
będą się bali ponownego związku.
> Kazdego dnia postępować troche inaczej niż wcześniej.
Wiesz, to model idealny. Uczyć się na własnych błędach, a jeszcze lepiej
na błędach innych. Ale ludzie zwykle popełniają powtarzające się błedy,
prawda?
> Bez takiej analizy zrobią to samo za kilka lat i znowu będą mówili "
nie
> wiem co robić"
Z tą analizą może (choć nie musi) zdarzyć się dokładnie to samo. I w
tym, i innym związku.
> >Inna rzecz, że nie zawsze można odnosić się do tych innych
doświadczeń,
> >bo każdy związek ma swoją specyfikę, i to, co udało się jednej parze
nie
> >ma racji bytu w drugiej parze.
>
> Wiekszosć par ma podobne problemy czy nam sie to podoba czy nie.
Jak również mamy podobną budowę, chorujemy na te same choroby, itd. itp.
Ale wciaż jesteśmy unikalnymi tworami. I każda para - chociaż związkami
może rządzić pewien zestaw zasad - jest unikalna. Tego mnie nauczono na
zajęciach z 'terapii rodzin'. I tego się trzymam, bo uczyli mnie ludzie,
którzy znają się na rzeczy.
> > Że myśl o ogólnych zasadach czasem potwornie
> >przeszkadza i jest przyczyną nieszczęść.
>
> Ty nie piszesz o zasadach, tylko o wymaganiach stawianych przez
> spoleczeństwo a to dwie rózne sprawy.
IMHO nie. Społeczeństwo ustanowiło te zasady.
> >I właściwie o to mi chodziło.
> >Bo np.: 'utarło się', że rodzice za wszelką cenę powinni zostać
razem, w
> >imię dobra dzieci i po to, by wychować je w pełnej rodzinie.
>
> To jest nakaz częsci kościołów
Czy tylko?
> Oczywiście że niekochajacy sie rodzice nie dają szcześcia,
> i raczej szkodzą niż pomagają dzieciom.
> Ale lepiej zakochać sie w tej samej osobie niż szukać nowej.
Ale czasem się nie da. I mądrością jest wyczucie tego 'czasem'.
> >Gdyby 'utarło się', że trzeba zadbać o dziecko i wybrać mniejsze zło,
to
> >myślę że jednak wiele osób by mniej cierpiało.
>
> Nie
ROTFL
Jakby to powiedzieć...
Nie przekonałeś mnie tym słówkiem :-D
> >A tymczasem my jesteśmy unikalni. O to, co idealne dla mnie, może być
> >fatalne dla Ciebie. To, co uratowało Twój związek, mój może
zniszczyć.
>
> I na tym polega piekno psychologii że mamy dużo wiecej potrzeb
wspólnych
> niż nam się powierzchownie wydaje.
Tak, tego też mnie nauczono.
Ale powtórzę - oprócz cech wspólnych mamy cechy bardzo silnie nas
różniące.
> A stan zauroczenia można rozpisać na reakcje chemiczne.
Jasne. I co w związku z tym?
--
Kami
____________________________
k...@p...net
ICQ: 81442231 - GG# 436414
|