Data: 2003-12-01 07:24:24
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to
Od: "Jacek" <j...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Kami" <K...@j...net> wrote in message
news:2DA8AA784D386E48A4090BA3B1647E1057C45E@jplwant0
03.jasien.net...
> Sam we wcześniejszym poście nawiązałeś do problemów wynikających Twoim
> zdaniem z błędów w prowadzeniu nauk przedmałżeńskich przy kościołach.
I nie zmieniam zdania. A mądrych osób zawsze warto słuchać.
> Jasne.
>Ale nie przekonasz mnie, że _generalnie_ rozstanie bez ślubu jest
>trudniejsze niż po ślubie. Choćby formalnie. Jasne, że jest milion
>przypadków, najprzeróżniejszych. Ale zasada jest taka, że bez papierka
>łatwiej odejść. Bo... nie ma papierka, który trzeba urzędowo unieważnić
>innym papierkiem.
Moim zdaniem na rostanie emocjonalne żaden papierek nie ma wpływu,
po prostu wyproawdzam sie i już. Papierki nie ważne jakie załatwie się później
kiedy już nie ma tego związku.
>Czasem jest. Przyznałeś mi rację, że istnieją związki, które nie powinny
>były powstać. Myślę, że 'odtwarzanie' czegoś w takim związku to nie jest
>mądre działanie. Bo nie wszyscy ludzie do siebie pasują. Czasem zdarza
>się, że 'niepasujący' ludzie 'lądują' w związku. Czy wtedy powrót do
>kilku miłych tygodni z przeszłości jest możliwy?
Jeśli ktoś pobiera się po kilku tygodniach znajomości to faktycznie trudne aby poznał
te drugą
osobę.
Może dlatego tak się rozmijamy że ja piszę o kryzysach związków które mają za sobą
kilka czy
klikanascie lat.
W większości czas ten uznawali za dobry i nagle (w ciągu ostatnich 2 , 3 lat) czują
że popełnili
błąd.
> Uważasz, że miłość _zawsze_ wystarczy?
> Ja wiem, że nie zawsze.
To znaczy że jej tam po prostu nie ma.
Oczywiście że sama miłość nie wystarczy potrzeba jeszcze wiedzy o tym jak poradzić
sobie z
kłopotami.
Ale do tego aby walczyć miłość jest niezbędna.
> Co do sukcesu to akurat te sprawy zależą tylko i wyłacznie od nas.
>Moim zdaniem nie.
>Są wg mnie rzeczy nie do przeskoczenia.
>Czasem jest tak, że ludzie mają jak najlepsze chęci i są generalnie
>_dobrymi_ ludźmi.
Mam nadzieję że piszesz tylko o sferze emocjonalnej, według mnie nie ma tematów nie
do rozwiązania
przy woli rozwiązania. Nie rozumiem stwierdzenie dobry człowiek. w kontekscie
kryzysów w związku.
Jeśli ktoś jest zły sprawa się bardzo upraszcza.
> Ale tworząc związek nie są kompatybilni, nie są w
>stanie 'po prostu' zaspokajać wzajemnie swoich potrzeb. I może mogliby
>dojść do takiego stanu, że te potrzeby będą zaspokajać, ale kosztem
>siebie samych. Rozumiesz, co mam na myśli?
Tak, że nie kochają się ?
> Oczywiście teraz teoretyzuję,
>ale wiem, że takie sytuacje też się zdarzają.
I to dość często. Ludzie pobierają się z różnych powodów.
>Pozostanę przy swoim zdaniu, wiesz?
>Człowiek wg mnie to nie cyborg, który wykona zaprogramowany cel.
Pewnie że nie nikt nie programuje może myśleć w sposób nie algorytmiczny, posługiwać
się heurystyką,
i być wolnym. I w imie swojej wolności działać dla swojego dobra.
> Ludzki
> umysł jest nieco bardziej skomplikowany niż maszynka. I to, że cel jest
>jeden i wspólny nie oznacza, że uda się go osiągnąć.
Jeśli jest to będą naprawdę bardzo blisko.
> Ale Tobie właściwie nie wiem, czy gratulować czy współczuć tego
> przekonania o panowaniu nad własnym umysłem w takim stopniu, o jakim
> mówisz.
A Ty nie panujesz nad swoim ?
>Niektórzy to mają, a niektórzy przez lata 'użerania się' już to
>stracili.
>I powiedz mi - do którego momentu warto walczyć?
Nie wiem jak długo , ale wiem że warto.
>A z mojego doświadczenia wynika, że niekompatybilność niezawiniona jest
>dość częsta.
To dlaczego się pobierali Ci niedopasowani.
> Mianowicie?
Mogą żyć w trójkącie na przykład.
> A jak uważnie czytałeś posty z ostatnich kilku dni na psr?
Czytałem ale nie czy ktoś z piszących napisał że lekarze stwierdzili aseksualność u
jego
partnerki/partnera.
> Albo 100-procentową porażką.
> Można ten 1% zostawiać, ale ile razy?
Tak samo może stać sie z nowym związkeim, czy to oznacza że z góry mamy skazywać sie
na samtność.
>Wydaje mi się, że mylisz pojęcia.
>Można wybaczyć, z zapomnieniem czegoś, co dotknęło Cię do samego środka
>jest trudniej.
Co to za wybaczenie skoro nie chce się zapomnieć, albo tak jak wolisz mysli się że
tego nie da się
zapomnieć.
Wymyslic sobie że jakas magiczna siła każe nam o tym pamietać.
Wtedy nie ma wybaczenia.
>Po raz kolejny pozostanę przy swoim zdaniu.
>Jeśli ludzie mają ze sobą być, to wrócą nawet po rozstaniu (to właśnie
>dzieje się ze związkiem mojej psiapsiuły). Natomiast znam sporo ludzi,
>którzy naprawdę mają pretensję do rodziców o to, że nie podjęli tej
>decyzji wiele, wiele lat temu. I ludzi, którzy otwarcie mówią, że to
>dobrze, że rodzice się rozstali. Ja wiem, że to moje doświadczenie. Ale
>chyba rozumiesz, że mnie zdecydowanie łatwiej wnioskować na podstawie
>tego, niż na podstawie Twoich niczym nie popartych lakonicznych
> stwierdzeń.
Ciekawe co by mówili gdyby ich rodzice się rozstali.
Co do Twojej koleżanki to potwierdza tylko fakt że ich rozstanie nie miało sensu,
że dzieci (jesli je ma) niepotrzebnie przeżyly trochę trudnych dni. (może miesiecy)
>Wiem. Nauczono mnie tego przez 5 lat studiów, na których psychologia
>była dość istotnym przedmiotem.
>Ale na podstawie tego każdego 'czasem' nie wolno uogólniać.
wiec tego nie rób
> Tak. Ale mogą być również dużo bardziej nieszczęśliwi. W imię czego?
Nie rozumiem. Wiedza nie szkodzi uczy nas w najgorszym razie. W imie rozwoju nas
samych.
>Tak, to jest pewien argument. Ale może być tak, że po tym analizowaniu
> będą się bali ponownego związku.
Jeśli będą się bali to nieuchronnie zniszczą kolejny.
Nie rozumiem dlaczego mieli by się bać. Może podasz kilka przykładów.
>Wiesz, to model idealny. Uczyć się na własnych błędach, a jeszcze lepiej
>na błędach innych. Ale ludzie zwykle popełniają powtarzające się błedy,
> prawda?
To jest lenistwo intelektualne.
>Z tą analizą może (choć nie musi) zdarzyć się dokładnie to samo. I w
> tym, i innym związku.
Zastanów się co piszesz (po 5 latach kursów z psychologii) że:
- nie warto sie zastanawiać nad sobą
- wiedza nie jest nam potrzbna bo i tak jej nie wykorzystamy
- nie mamy chęci wykorzystywania wiedzy
- że tak naprawde najważniejsza jest tak zwana kompatybilność
Więc co to jest ta kompatybilność, możesz podać jej definicje oraz miary do jej
oceny.
>Jak również mamy podobną budowę, chorujemy na te same choroby, itd. itp.
>Ale wciaż jesteśmy unikalnymi tworami. I każda para - chociaż związkami
>może rządzić pewien zestaw zasad - jest unikalna. Tego mnie nauczono na
>zajęciach z 'terapii rodzin'. I tego się trzymam, bo uczyli mnie ludzie,
>którzy znają się na rzeczy.
Tylko tej zasady Ci nauczono ?
> Czy tylko?
Tak
>Ale czasem się nie da. I mądrością jest wyczucie tego 'czasem'.
Czasem tak
> Jakby to powiedzieć...
> Nie przekonałeś mnie tym słówkiem :-D
A masz miekki dywan na podlodze?
Jacek
|