Data: 2002-11-08 21:38:00
Temat: Re: aborcja i etyka
Od: "Elizabeth" <w...@p...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Elizabeth" <w...@p...com> napisał w wiadomości
news:aqha76$6s0$1@news.tpi.pl...
>
> Użytkownik "Elizabeth" <w...@p...com> napisał w wiadomości
> news:aqh9r4$oor$1@news2.tpi.pl...
> Cd. nastąpi
> Pozdrawiam!
> Elizabeth
Skazane na syndrom poaborcyjny
Gdyby nie było syndromu, to trzeba by go wymyślić. No i wymyślono.
Straszenie kobiet syndromem jest skuteczną strategią mającą na celu
zmniejszenie liczby aborcji poprzez przekonywanie ludzi, a zwłaszcza
kobiet, że aborcja jest czymś strasznym, że jest morderstwem i że
dobrowolnie powinny z niej zrezygnować. Twierdzi się, że pozostawia ona
trwałe ślady nie tylko na psychice kobiety, ale całego jej otoczenia.
Syndrom ten urasta do rangi praprzyczyny wszelkiego zła i nieszczęścia,
którego doświadczamy. Zdaniem propagatorów syndromu skutków doświadczają i
rodzice (czyli potencjalni dziadkowie) i partner i dzieci urodzone czy te,
które miały się nie urodzić. Aborcja ma jakoby powodować wszelkiego typu
nerwice i prowadzić do rozbicia rodziny. Skutki syndromu istnieją, nawet
wtedy, gdy kobieta ich nie odczuwa ("tzn. żal patologiczny, którego nie
ma, a który jest"). Wtedy, zdaniem orędowników syndromu, wyparła ona go ze
świadomości, ale on mimo to działa i może się odezwać nawet po
kilkudziesięciu latach. A zatem, nie ma przed nim ucieczki, czy się go
czuje czy nie. Propagatorzy syndromu wykazują wielką inwencję w wymyślaniu
potencjalnych jego skutków i tworzeniu nowych pseudonaukowych, aczkolwiek
bardzo obrazowych pojęć, np. objaw pustego łona czy objaw pustych ramion.
O urodzonych dzieciach matek, które miały aborcję mówi się ocalone od
aborcji. Jako ratunek na syndrom proponuje się adopcję duchową czy grób
dzieci - ofiar swoich rodziców - na cmentarzu.[1]
Strategia lansowania ww. syndromu zaczęła być stosowana w USA zwłaszcza
od czasu gdy zalegalizowano tam przerywanie ciąży. Skoro prawo zezwoliło
na aborcję, próbowano oddziaływać na same kobiety, by dobrowolnie
zrezygnowały ze swojego prawa do przerywania ciąży ze strachu przed
wszystkimi tymi strasznymi konsekwencjami. W Polsce nasilono stosowanie
tej strategii w ostatnich latach, gdy już było doskonale wiadomo, że zakaz
aborcji w praktyce nie działa, że kobiety korzystają z podziemia
aborcyjnego, a zatem należy zniechęcić kobiety do aborcji. Próbuje się
zatem przestraszyć kobiety i wpędzić je w poczucie winy. Kobieta, która
przerwała ciążę, powinna czuć się winna nawet wtedy, gdy nie odczuwa ani
śladu syndromu. Jeśli nie odczuwa, tzn. coś z nią nie w porządku, albo
zepchnęła go na samo dno świadomości albo jest ułomna pod pewnym względem,
bo przecież każda normalna kobieta powinna coś odczuwać - widocznie jest
więc zimna i pozbawiona wszelkich uczuć.
Że nie chodzi tu tak naprawdę o kobiety i ich dobre samopoczucie, ale o
zmniejszenie liczby aborcji za wszelką cenę, widać po tym, że orędownicy
syndromu rozciągają jego wpływ na lekarzy i pozostały personel medyczny
biorący udział w przerwaniu ciąży. Można zatem usłyszeć z ust dyżurnych
lekarzy telewizji Puls o potwornym wpływie przerywania ciąży na ich życie
zawodowo-osobiste. W wielokrotnie powtarzanym programie TV Puls na ten
temat przekonywano, że kiedyś położne w szpitalach były bardzo
niesympatyczne dla kobiet rodzących z powodu aborcji, w których brały
udział. Ponieważ teraz już nie przerywają ciąży, to stały się
przyjemniejsze dla rodzących. Ten kuriozalny argument byłby zabawny, gdyby
nie to, że wmawianie lekarzom i innych pracownikom medycznym poczucia winy
i grzechu zwiększa coraz silniejszą w środowisku medycznym niechęć do
legalnego przerywania ciąży w szpitalach publicznych (oczywiście nie
prywatnych) i stanowi dalsze realne ograniczenie prawa kobiet do aborcji w
tym kraju.
Na marginesie warto dodać, że inną strategią zmniejszania liczby aborcji
stosowaną globalnie również polegającą na straszeniu kobiet jest
twierdzenie, że aborcja zwiększa ryzyko raka piersi. I znów, choć poważne
badania naukowe nie potwierdzają tej korelacji, przeciwnikom aborcji to
nie przeszkadza. Wbrew oczywistym faktom propagują podobne informacje[2].
Mniejsza skuteczność tej kampanii jest spowodowana prawdopodobnie brakiem
kobiet, które mogłyby publicznie zaświadczyć, że zachorowały na raka w
wyniku aborcji.
Dlaczego udało się tak skutecznie wylansować tzn. syndrom poaborcyjny?
Głównie ze względu na całkowicie spersonalizowany przekaz na jego temat.
Mówi o nim kilka dyżurnych kobiet. Opowiadają w niezwykle udramatyzowany i
barwny sposób o swoich przeżyciach, przestrzegając inne kobiety przed
pójściem w ich ślady. Ponadto dwóch lekarzy, kilkoro katolickich
psychologów opowiada o swoich osobistych doświadczeniach czy to z czasów,
gdy przerywali ciąże, czy związanych z prowadzonym przez siebie
poradnictwem. Wszystkie te wyjątkowo emocjonalne relacje brzmią niezwykle
autentycznie i robią wrażenie na słuchających. I to działa. Największym
sukcesem jest wmówienie opinii publicznej, że są to zjawiska realne. Nikt
nawet nie ośmieli się publicznie ich zakwestionować czy krytycznie ocenić.
Media, zwykle tak krytyczne, uległy tej propagandzie i bez żadnych
wątpliwości popularyzują to zjawisko, prawdopodobnie m.in. ze względu na
niezwykłą medialność podobnych relacji. Nie słychać neutralnych głosów
polskich psychologów czy badaczy, co jeszcze bardziej wzmacnia wiarę w
istnienie tego zjawiska w świadomości społecznej.
Tymczasem popularyzowanie tego zjawiska czyni więcej szkody niż pożytku.
Nie powstrzyma bowiem kobiet od przerywania ciąży, natomiast wmawiając
poczucie winy, może paru kobietom zaszkodzić.
Warto powtórzyć, nikt nie twierdzi, że przerwanie ciąży jest dla kobiety
sprawą obojętną czy łatwą. Podobnie jak nie jest łatwe rodzenie dzieci, w
tym dzieci niechcianych. Funkcje rozrodcze kobiety od zawsze stanowiły dla
niej poważne zagrożenie, czasem prowadzą, choć obecnie rzadziej, do
śmierci czy choroby. Decyzja o urodzeniu bądź nie urodzeniu dziecka, a
także macierzyństwo pociągają za sobą rozmaite problemy, wątpliwości i
ryzyko mające wpływ na całe jej życie. Ignorowanie psychologicznych,
społecznych i zdrowotnych konsekwencji porodu i macierzyństwa, zwłaszcza
tego niechcianego, oraz wmawianie kobietom, że muszą rodzić za wszelką
cenę , bo każde macierzyństwo nawet to niechciane i wymuszone, jest
największym szczęściem i jej misją życiową, nie uwzględnia różnorodnych
doświadczeń kobiet, a wielu przypadkach jest po prostu nieprawdą. Takie
tendencyjne podejście do kobiecych wyborów jest jaskrawym przejawem
przedmiotowego traktowania kobiet i ich funkcji rozrodczych. Uświadomienie
sobie nieuczciwości i hipokryzji podobnej propagandy pomoże kobietom
odzyskać prawo do stanowienia o sobie i swoim życiu.
----------------------------------------------------
----------------------
------
[1] Przykłady na podstawie wielokrotnie powtarzanego programu w telewizji
Puls na ten temat, wiosna/lato 2002
[2] Solik Aleksandra, op.cit.
Pozdrawiam!
Elizabeth
|