| « poprzedni wątek | następny wątek » |
41. Data: 2002-11-25 13:38:04
Temat: Re: co robic...?
Użytkownik "puchaty" <p...@w...pl> napisał w
wiadomości news:art8on$o6q$1@news.onet.pl...
>
> - że źródłem mojej miłość do dziecka nie jest ono samo,
lecz miłość jaką mam
> w sobie. Ta zaś (u mnie niestety ciągle) kreowana jest
przez związek.
To zupełnie jak mi się wydaje rozumiem i odczuwam
podobnie:-))
Sokrates
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
42. Data: 2002-11-25 13:44:33
Temat: Re: co robic...?Użytkownik "Qwax" <...@...Q> napisał w wiadomości
news:10784-1038230628@213.17.138.62...
> [...] A co w tedy gdy problemy występują
> jedynie (głównie) w tym rejonie?
Znaczy w rejonie przerzucania całości swojego życia
emocjonalnego na dzieci, że się tak upewnię?
> Można oczywiście mówić o charakterze osobniczym
> - ale znam takich parę (i na grupach takich
> nie brak). No i wtedy zaczynam się zastanawiać
> czy to 'instynktowna głupota' czy 'głupota egzemplarza'?
A może głupota facetów, którzy wmawiają kobietom - od maleńkich
dziewczynek poczynając - że są na tym świecie wyłącznie po to,
żeby rodzić i wychowywać dzieci? I innych facetów, którzy swoje
kobiety traktują jak nadające się wyłącznie do "babskich spraw"
i nie dopuszczając ich do swoich - a jakże, ważniejszych,
wznioślejszych itd. - spraw męskich? A?
--
Hanka Skwarczyńska
i kotek Behemotek
KOTY. KOTY SĄ MIŁE
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
43. Data: 2002-11-25 13:45:49
Temat: Re: co robic...?>
> > Zauważyłeś że kobiety zareagowały inaczej.
>
> Zauważyłem i z czym tu walczyć, gdy przeciwnik nieznany:-))
Ale za to jaki zajadły ;-)))
Qwax
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
44. Data: 2002-11-25 13:54:34
Temat: Re: co robic...?>
> > - że źródłem mojej miłość do dziecka nie jest ono samo,
> lecz miłość jaką mam
> > w sobie. Ta zaś (u mnie niestety ciągle) kreowana jest
> przez związek.
>
> To zupełnie jak mi się wydaje rozumiem i odczuwam
> podobnie:-))
Tak?
No to dzisiaj umarła Wasza lepsza połowa (tfu. tfu na psa urok!)
i co przestajecie kochać swoje dziecko?
To że ginie możliwość tworzenia ciepła w miłości rodziców oznacza
jedynie tyle że w tym momencie rodzic (niestety już pojedynczy) musi
tworzyć cały ogień przy którym ogrzać się musi reszta rodziny. I nie
ma tu miejsca na jakieś lamenty (depresje i inne pierdoły) to "psi
obowiązek" - no chyba że dziecko nic dla rodzica nie znaczy.
Pozdrawiam
Qwax
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
45. Data: 2002-11-25 13:59:12
Temat: Re: co robic...?> No to dzisiaj umarła Wasza lepsza połowa (tfu. tfu na psa urok!)
> i co przestajecie kochać swoje dziecko?
>
> To że ginie możliwość tworzenia ciepła w miłości rodziców oznacza
> jedynie tyle że w tym momencie rodzic (niestety już pojedynczy) musi
> tworzyć cały ogień przy którym ogrzać się musi reszta rodziny. I nie
> ma tu miejsca na jakieś lamenty (depresje i inne pierdoły) to "psi
> obowiązek" - no chyba że dziecko nic dla rodzica nie znaczy.
Źle mnie zrozumiałeś albo źle się wyraziłem.
Zastanawiam się, co jest we mnie źródłem miłości jako takiej. I dlatego
piszę "niestety" obserwując, że jest to ciągle związek. Dążę do tego by
wykształcić w sobie miłość niezależnie od tego, co lub kto mnie otacza.
Dopóki tego nie wykształcę, doputy moja miłość będzie jedynie strachem przed
byciem "samotnym" (rozumieć "samym").
uff!
puchaty
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
46. Data: 2002-11-25 14:01:36
Temat: Re: co robic...?
Użytkownik "Oleńka" <o...@b...wroc.pl> napisał w wiadomości
news:art7ff$jq5$1@opat.biskupin.wroc.pl...
>
> >
> > "Dzieci są dodatkiem/dopełnieniem do
> > > małżeństwa rodziców"
> >
> > Z tym się nie zgodzę. Brzmi to tak, jakby te dzieci stanowiły jakiś
> > podrzędny element.
>
> Nie o to chodzi....głupio to może rzeczywiściebrzmi, takie wyrwane z
> kontekstu.
Mama po prostu zawsze powtarza, ze nie należy się koncentrować na
> dziecku, zapominając o Bożym świecie, że dziecko nie może być CENTRUM
> RODZINY. Że nie wszystko musi się kręcić wokół dzieci i rodzice nie
powinni
> zapominać, ze pobrali się z miłości, a nie po to, zeby się "rozmnożyć".
> Rodzice to para kochających się ludzi. Mają kochac swoje potomstwo,
> poświęcać swój czas i uwagę, ale nie zapominać o sobie nawzajem....
Rzecz jasna, moge się pod tym podpisać:-) Aczkolwiek (to jedno z moich
ulubionych słów;-)) dopisałabym, że nikt nie może być w centrum. Nie podoba
mi się sytuacja, w której czyjekolwiek potrzeby miałyby być nadrzędne w
stosunku do innych.
Raczej nie wyrywałam wypowiedzi z kontekstu. Zaczęło się chyba od wypowiedzi
Sokratesa, że związek rodziców powinien być najważniejszy. W tym tonie
odpowiedział Qwax. I tego właśnie się czepiam:-))
A czepiam się, bo jak to z delikatnymi stanami równowagi bywa, łatwo ją
zakłócić. Dziecko nie może być najważniejsze, ale to nie oznacza, że związek
rodziców jest najważniejszy. Nie uznaję takiego wartościowania w rodzinie.
Te relacje są różne. Swoich decyzji dotyczących moich rodziny nie uzależniam
od tego, że któraś z tych relacji jest ważniejsza. Biorę je wszystkie pod
uwagę.
> . Wydaje
> > mi się, że istotą dobrego układu w rodzinie jest istnienie równowagi
> miedzy
> > poszczególnymi relacjami. Niedobrze jest gdy ta równowaga jest
zaburzona -
> > obojętnie w którą stronę.
>
> Swięte słowa mości dobrodziejko, święte...ale my piszemy właśnie o tym
> przegięciu w stronę: mama+dziecko.........+tatuś.
Wiem, o czym piszecie:-))) To o czym ja piszę, to możliwość, że z rozpedu
można zacząć przeginać w drugą stronę.
--
Małgosia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
47. Data: 2002-11-25 14:04:48
Temat: Re: co robic...?
Użytkownik "ivvi" <i...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:3DE2174D.7090002@poczta.onet.pl...
> dziekuje Wam ogromnie za wszystkie pomysly i rady, na pewno z nich
> skorzystam, a Wy jesli mozecie trzymajcie kciuki zebym zapanowala nad
> soba ;)
>
> pozdrawiam serdecznie
> ivvi
ivvi
moja rada moze okazac sie bardzo prosta (często ją stosuje) wypij w ciagu
dnia kakao lub zjedz 2-3 kostki gorzkiej czekolady bardzo poprawia nastruj
a potem skorzystaj z mądrych rad jakie tu dostałaś
Joanna
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
48. Data: 2002-11-25 14:08:26
Temat: Re: co robic...?
Użytkownik "Qwax" <...@...Q> napisał w wiadomości
news:15047-1038232214@213.17.138.62...
> To że ginie możliwość tworzenia ciepła w miłości rodziców
oznacza
> jedynie tyle że w tym momencie rodzic (niestety już
pojedynczy) musi
> tworzyć cały ogień przy którym ogrzać się musi reszta
rodziny.
I w takiej sytuacji dalej go samodzielnie podtrzymuje a
często jeszcze bardziej rozpala.
Sokrates
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
49. Data: 2002-11-25 14:08:39
Temat: Re: co robic...?
ivvi.
>
> niestety, Marta, ma rację... wiedza to i świadomość to jedno, a
> wprowadzanie ich w czyn to drugie... :(
mnie kiedyś uczono czym się różni wiedza od świadomości
wiesz że palnie jest szkodliwe ale palisz
ale jak masz świadomość szkodliwości palenia to rzucasz palenie
Joanna
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
50. Data: 2002-11-25 14:11:25
Temat: Re: co robic...?
Użytkownik "Qwax" <...@...Q> napisał w wiadomości
news:9888-1038230305@213.17.138.62...
> > A czy to nie Qwax głosił był przypadkiem hasło, że to rodzice są dla
> dzieci,
> > a nie na odwrót?;-))
>
> ????
> Przypomnij w jakim kontekście.
> Bo tak jak wyrwałaś to może być "na dwoje babka wróżyła"
A Ty myślisz, że ja mam procesor w głowie?;-))) Nie pamietam już. Jakaś
dyskusja o tym, co dzieci powinny wzgledem rodziców, czy cóś.
Zarówno wtedy gdy miłość matczyna zaczyna
> > przewazać, jak i wtedy gdy dzieci spychane są na margines.
> > --
> Nikt nie mówił o marginesie.
Ja mówię;-))
> Przeczytaj jeszcze raz.
Polecenie służbowe?;-))
Przeczytałam. Nawet mogę zacytować:
"stwierdziłem że
bezpieczniejsze dla wszystkich w rodzinie jest by najsilniejsze
uczucia wiązały rodziców i dopiero z tego pieca czerpały ciepło
pozostałe elementy rodziny (dzieci, dziadkowie, rodzeństwo"
A tu zaraz obok toczy się dyskusja o tym, że dzieci kocha się z miłości do
dzieci, a bycie matką/ojcem powinno być niezależne od bycia żoną/mężem;-))
--
Małgosia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |