Data: 2011-07-28 11:58:27
Temat: Re: czasami
Od: michał <6...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
W dniu 2011-07-28 12:43, medea pisze:
> W dniu 2011-07-27 00:11, michał pisze:
>> W dniu 2011-07-26 23:19, medea pisze:
>>> W dniu 2011-07-24 23:30, michał pisze:
>>>>
>>>> Notorycznie nie jestem zadowolony, nie uważam jednak, że lękam się
>>>> poczucia zadowolenia. Łączę je z realizmem. Wiem kim jestem i nie
>>>> uważam, że powinienem być z tego zadowolony. Co najwyżej mogę się o to
>>>> starać. Nie poprzez zmianę samooceny (inne spojrzenie na siebie),
>>>> tylko przez robienie rzeczy, które tę samoocenę będą w stanie zmienić.
>>>
>>> Hm, każdy ma swoją strategię. ;)
>>>
>>> Jednak myślę, że to, jakie mamy o sobie zdanie (samoocenę), wpływa na
>>> naszą postawę. Tzn. jeśli uważamy siebie za - bardzo ogólnie - dobrych i
>>> uczciwych, takimi będziemy się starali być. Jeśli myślimy o sobie jak o
>>> "złych" (to często taka samoocena pokoleniowa), to łatwiej nam przyjdzie
>>> robić coś złego, zachować się nieuczciwie. Jak myślisz - ma sens ta moja
>>> tezyjka? ;)
>>>
>>> Ewa
>>>
>>>
>>
>> Moim zdaniem to byłoby zbyt proste. Nie tylko bowiem na naszą
>> samoocenę wpływa własne spojrzenie. Chcąc nie chcąc olbrzymi wpływ na
>> samoocenę ma lustro społeczne czyli całość naszej wiedzy o tym, co
>> inni o nas myślą, za kogo nas mają.
>> Ten drugi wpływ jest olbrzymi - nie do przecenienia. Często
>> nieuświadomiony.
>
> Owszem. Pisząc o samoocenie miałam na myśli to, jaki obraz siebie mamy
> zakodowany nie tylko przecież na podstawie własnego oglądu, ale też
> spojrzenia innych - opinia innych o nas samych jako jedna ze składowych
> samooceny.
No tak, dlatego trudno mi sobie wyobrazić autokształtowanie samooceny
inaczej, niż wmawianie sobie nieprawdziwych rzeczy o samych sobie. I to
tylko dlatego, żeby mieć lepsze samopoczucie.
W coś takiego, jak mi się wydaje wpadła IXI i brnąć będzie w to nadal
dopóki coś lub ktoś jej z tego nie wyzwoli. :)
Tego nie da się wyeliminować, zwłaszcza że pierwszą
> "samoocenę" fundują nam inni - przede wszystkim rodzice (to też nazwałam
> "samooceną pokoleniową", czyli ten cały bagaż ocen, w który wrastamy od
> dziecka). Oczywiście z czasem każdy "dorabia się" swojej (w większym
> bądź mniejszym stopniu), bardziej obiektywnej oceny, i jest ona oparta o
> większą ilość "kategorii" (umownie), jest bardziej uniwersalna. Wydaje
> mi się jednak, że ta pierwsza tkwi w nas najmocniej i determinuje jej
> późniejsze zmiany. Ale to już zupełnie inny temat.
Rzeczywiście, to obszerny temat. Wyrażę tylko zdanie, że na tę samoocenę
(pokoleniową - rozumianą jako widzenie siebie poprzez pryzmat
wyobrażonych osądów naszych rówieśniczych jednostek) największy wpływ
mają jednostki dla nas silnie znaczące. Osoby, które szanujemy, które
kochamy, na których nam zależy. Oczywiście często są to nasi rodzice,
którzy przynajmniej starają się nie odrywać mentalnie od pokolenia
swoich dzieci.
>> Myślę też, że poniekąd masz rację (Twoja tezyjka), Trzeba jednak
>> uważać, żeby nie paść ofiarą samooszustwa. Jako ludzie jesteśmy w tym
>> genialni. Niech to nie będzie wmawianie sobie i innym, ze jesteśmy
>> "dobrzy", a w rzeczywistości kontrowersyjne poczynania interpretujemy
>> tylko na naszą korzyść, żeby jednak dobrze wypaść w oczach innych.
> Hm, no tak, bo zapomniałam o jednej kluczowej rzeczy, jaką jest _chęć_
> bycia jakimś tam, a nie tylko chęć bycia postrzeganym jako jakiś.
Ano właśnie. Jesteśmy tak zapalonymi kombinatorami, że sami się w tym
połapać nie możemy. :)
--
pozdrawiam
michał
|