Strona główna Grupy pl.soc.rodzina dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY

Grupy

Szukaj w grupach

 

dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 187


« poprzedni wątek następny wątek »

141. Data: 2005-08-29 20:31:27

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: "Sebek" <e...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "puchaty" <p...@b...pl> napisał w wiadomości
news:17jgek68jdix$.dlg@juzwolalbympolizacslonine.gov
...
> Mon, 29 Aug 2005 21:46:36 +0200, na pl.soc.rodzina, Sebek napisał(a):
>
> > Szkoda ze niema u nas jak w Awganistanie
>
> Szkoda, byłbyś mułem mego wroga.
>
> puchat
A ty Puchaty śmierdzącym odbytem muła mojego wroga!!!


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


142. Data: 2005-08-29 20:58:22

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: "Nixe" <n...@f...peel> szukaj wiadomości tego autora

W wiadomości <news:detokk$enh$1@inews.gazeta.pl>
T.N. <x...@g...pl> pisze:

> A teraz wyjaśnij sformułowanie "kupić za bluzkę".

To już zostało wyjaśnione. Mam nadzieję, że tym razem zrozumiałeś.

>> Między czym? Korespondencją prywatną a majątkiem? Człowieku
>> przejrzyj sobie Kodeks Rodzinny i sprawdź, co oznacza termin
>> "wspólnota majątkowa", co pod nią podlega, a co nie, zanim zaczniesz
>> się jeszcze bardziej zapętlać.

> Na temat korespondencji nic tam nie ma - także tego, czy ma być
> wspólna czy oddzielna.

No tak, nie sądziłam, że to będzie aż tak trudne :-/
Od kiedy to_korespondencja_stanowi_majątek_?

> A przyklej w kopercie odpowiedni banknot i już będziesz miała "majątek".

Pieniądze są majątkiem, list i jego treść - nie, więc naprawdę nie rozumiem,
gdzie widzisz problem?

> Zresztą to był tylko przykład. Pisałem jeszcze o grzebaniu w
> torebkach, osobistych notatnikach, komórkach itp.

Ale co ma piernik do wiatraka?
Mówimy o wspólnocie majątkowej, a nie wspólnocie myśli, treści zapisków,
sms'ów, rozmów telefonicznych.
Wybacz, ale ja autentycznie nie mam ochoty schodzić na tak absurdalne tory.

> Ten Kodeks jednak pewnych rzeczy nie precyzuje.

Precyzuje. Trzeba jedynie trochę pomyśleć.
I nie poprzestawać jedynie na KRiO.

>> Z reguły nie dyskutuję z absurdami. Przykro mi.

> A ja myślę, że po prostu nie dyskutujesz z tym, co jest dla Ciebie
> niewygodne. I dyplomatycznie nazywasz to "absurdem".

Owszem, bo niedyplomatycznie nazwałabym to bardzo brzydkim wyrazem.
A co do meritum - dla mnie, pod wspólnotę majątkową, podciągnąć sobie możesz
nawet części ciała małżonków i ich odchody, jeśli już zdołałeś podciągnąć
korespondencję i treści z notatek. Niemniej jednak ja mam prawo nazwać to
absurdem i nie widzieć sensu w dyskusji na ten temat. A Ty, jeśli Ci tak
wygodniej, uważaj sobie, że po prostu unikam niewygodnych tematów.

>> Mam tylko nadzieję, że potrafisz powiedzieć "przepraszam, pomyliłem
>> się"

> A za cóż to niby miałbym przepraszać?

Och za nic. Insynuacje to przecież nic takiego.

> Za Twoje niechlujstwo językowe,
> nieprecyzyjne wyrażanie się i związane z tym problemy?

To nie moja wina, że wyłapywanie sensu wypowiedzi z całego jej kontekstu
stanowi dla Ciebie problem. Nie pierwszy zresztą w tej dyskusji.

>> Czy możesz po prostu odpowiedzieć na moje pytanie?

> Nie, nie odpowiem Ci na to, bo widzisz ja zazwyczaj nie wyzywam ludzi
> od debili (i tym się najwyraźniej różnimy). Jeśli mają takie zasady i
> jest im z tym dobrze to nie mnie to oceniać.

Nie pytałam o zasady, tylko o prawo.
Ale nie trudź się już z odpowiedzią.
Sam fakt, że nie potrafisz jej, udzielić mówi sam za siebie.
I na tym poprzestańmy.

>>> Nie Tobie potępiać zasady
>>> jakie panują w innych związkach.

>> I vice versa.

> Ja nie potępiam. Co najwyżej wyrażam swoje zdanie.

Taktak. Doskonale to widać w cytatach z Twoich postów, które podesłała
Agnieszka.

>> Który przepis mówi o tym, że żona nie ma prawa korzystać z rzeczy,
>> które mąż kupił w trakcie trwania małżeństwa?
>> BARDZO proszę o podanie tego przepisu. Przy czym bądź łaskaw
>> pamiętać, że cały czas mówimy o sytuacji defaultowej, czyli takiej,
>> gdy nie ma rozdzielności majątkowej.

> A gdzie ja o tym pisałem?

W kominie.
Napisałeś przed chwilą "Żyjemy w wolnym państwie i nazywanie czyjejś
dobrowolnej i zgodnej z prawem decyzji "debilizmem" bardzo źle o Tobie
świadczy"
Pytam więc - z jakim prawem zgodna jest decyzja małżonków co do kwestii, że
w małżeństwie wspólnotowym żona nie może korzystać z rzeczy, które mąż kupił
w trakcie trwania związku?

>> A dla mnie owszem. Jeśli żyję w wolnym związku, to mój partner może
>> mi de facto "skoczyć", gdy będzie chciał bez mojej zgody skorzystać
>> z telewizora

> W praktyce to nie ma aż takiego znaczenia. Bo myślę, że w 99% wolnych
> związków konkubent (czy jak on się tam nazywa...) korzysta z
> telewizora kobiety, z którą żyje i nikt go za to do sądu nie podaje.

Ale MOŻE podać! A w małżeństwie nie ma takiego prawa.
I tylko o to mi chodziło, a nie o to jak bywa w praktyce.

> Jeśli małżonkowie decydują się żyć inaczej niż nakazuje to
> KRiO i przy tym są obydwoje szczęśliwi to gdzie widzisz problem?

A Ty widzisz problem w sytuacji, gdy jeleń utrzymuje pijawkę i jest im z tym
bardzo dobrze?
Nie? To skąd te posty pełne fałszywego współczucia i złośliwej ironii?

> Zresztą dalej twierdzę, że KRiO jest nieprecyzyjny.

Ale to jest tylko i wyłącznie Twój problem.

>> Ale jeśli się już ten ślub_świadomie_wzięło, to twierdzenie, że
>> prawo jest głupie i "be" oraz argumentowanie, że przecież za 10 lat
>> może się zmienić, świadczy o niedojrzałości osoby, która wstępuje w
>> związek małżeński. Dzięki Bogu mamy jeszcze swobodę decyzji co do
>> zawierania takich związków, więc nikt nikogo pod groźbą nie zmusza
>> do życia w układach, jakie mu nie pasują.

> To wyobraź sobie, że jest mnóstwo ludzi, którzy biorą ślub nie po to,
> aby ich związek połączyła "wspólnota majątkowa".

Sorki, ale po raz kolejny nie jesteś w stanie pojąć tego, o czym się do
Ciebie mówi.
Niemniej jednak nie podejmuję się ponownego tłumaczenia.

>> Napisz więc jasno - któraż to żona jest pijawką i dlaczego?

> Chociażby taka, która żąda więcej niż defaultowa, komunistyczna, równo
> przydzielona porcja ze "wspólnego gara".

I od takiej żony zaczął się ten wątek, że pozwoliłeś sobie na plucie jadem
na_wszystkie_związki wspólnomajątkowe i_wszystkie_niepracujące żony żyjące w
takich związkach?

>>> I jeszcze jedno - model rodziny jaki
>>> przedstawiam absolutnie nie wyklucza możliwości wspólnego
>>> korzystania z przedmiotów należących do jednego z małżonków,
>>> podejmowania wspólnych decyzji czy kompromisów. Jedynie jest pewnym
>>> zabezpieczeniem na wypadek całkowicie rozbieżnych decyzji i braku
>>> możliwości dogadania się.

>> Czyli na wypadek czego konkretnie? Możesz podać kilka przykładów?

> Na wypadek taki kiedy żona upiera się z całych sił na zakup produktu
> A, mąż natomiast nie wyobraża sobie życia bez produktu B.

No i? Jak wobec tego taką sporną sytuację załatwiacie Wy, jeśli każdego z
osobna nie stać na przedmiot swojego pożądania, a stać by go było dopiero po
połączeniu obu pensji? Np. Twoja żona chce pralkę za 2000 zł (a ma tylko
1000 zł), natomiast Ty chcesz komputer za 3000 zł (a masz tylko 2000 zł)?

>> A kto przepraszam Cię ja bardzo napisał, że prawo jest gwarantem
>> udanego związku??

> * To prawda, że tak wygląda sytuacja od strony
> * prawnej, jeśli nie było intercyzy.
> "I koniec kropka. Reszta jest bez znaczenia."

> Nie koniec, nie kropka i reszta nie jest bez znaczenia.

Boże mój drogi. "Reszta [czyli pozostałe opcje związków] jest bez
znaczenia". Tam był kontekst, który raczyłeś pominąć.
Nie wyrywaj zdań z kontekstu, bo już Ci nie raz mówiłam, że tworzysz w ten
sposób głupie tezy, które potem przypisujesz rozmówcom.

>> [W małżeństwach intercyzowych również można być gnojem w świetle
>> prawa, nie wziąłeś tego pod uwagę?

> Można, ale to akurat nie ma nic to rzeczy

A niby dlaczego akurat tu nie ma to nic do rzeczy?

> bo ja w przeciwieństwie do Ciebie nie sprowadzam tematu finansów
> małżeńskich jedynie do strony prawnej.

Sorki, ale ta dyskusja powoli zaczyna mnie męczyć. Poruszanie się w gąszczu
Twoich dziwnych stwierdzeń i kuriozalnych wniosków wysnuwanych nie wiadomo
na jakiej podstawie i z jakiej przyczyny, zaczyna mi przypominać poruszanie
się po omacku w gęstym bagnie.
Pozwolisz więc, że nie będę odpowiadać na zdania typu "ni z gruszki, ni z
pietruszki"

>>> Poza tym, co najważniejsze (nawet jeśli rozważywymy sytuację w
>>> której małżenstwo prowadzi finanse w "defaultowy", wspólny sposób)
>>> to na litość Boską - nikt nikogo nie zmusza, żeby wydawał 100% tego
>>> co mu się należy "ze wspólnego gara".

>> Sorki, ale nie wiem, o czym teraz piszesz.

> Może ja mówię po Chińsku, a może to damski materializm Tobą trzęsie na
> tyle, że nie rozumiesz jednego prostego zdania.

Ja zdanie rozumiem, ale nie rozumiem celowości jego napisania.

> Otóż jeśli ze
> "wspólnego gara" defaultowo przypada Ci np. 1000 zł (już pomińmy w tym
> momencie sposób, w jaki to zostało obliczone - niech będzie
> "komunizm") to ani państwo, ani ustawa, ani Duch Święty, ani nikt inny nie
> zmusza
> Cię do spożytkowania tych pieniędzy.

No, nie zmusza. A pisałam, że zmusza? Ktoś inny pisał?
Nie? To co Cię napadło, żeby prezentować teraz takie wnioski od czapy?

> Możesz np. część oddać mężowi,
> nie korzystać z tego i potraktować to jako "jego" własność (nawet mimo
> tego, że prawnie należy to do Ciebie).

No mogę, ale jak wyżej. Co z tego?
Przeszedłeś bez uprzedzenia na jakiś inny poziom dyskusji?

>>> I nawet w takiej sytuacji przy zgodzie
>>> i zrozumieniu obu stron można z tego komunizmu zrezygnować.

>> Ale po co, jeśli komuś wygodniej jest żyć w inny sposób?

> Bo komunizm nie zawsze musi być najwygodniejszy.

Czy Ty potrafisz czytać ze zrozumieniem?
Jeśli komuś podoba się kolor czerwony, to trzeba być klasycznym idiotą, żeby
mu powiedzieć "ale wiesz - kolor czerwony nie zawsze jest ładny".

>> Jeśli uważasz, że w takiej
>> sytuacji wolisz być uczciwym jeleniem, który dyskredytuje swój wkład
>> w małżeństwo i uczciwie nie pójdzie sobie kupić koszuli, bo z jego
>> pensji go na to nie stać,

> "Jeleń" nie pójdzie sam, ale może np. poprosić żonę o pieniądze

Chcąc być uczciwym w Twoim tego słowa rozumieniu, nie powinien jej nawet o
to prosić.
Wszak nie "przysługuje" mu tak wysoka działka.
A koszulę dostać może i owszem, jeśli żona sama wyrazi pozwolenie.
Tak właśnie wygląda z "naszej" strony Twój idealny model rodziny.

>> I nie masz tym samym żadnego prawa uważać za
>> nieuczciwych i niemoralnych ludzi, którzy swój wkład oceniają
>> zupełnie inaczej.

> Nie. Ale mam prawo uważać, że sposób, który opisałem jest zdecydowanie
> bardziej uczciwy.

Jest bezduszny, małostkowy, materialistyczny i egoistyczny. Czy to
uczciwość? Być może. W pewnym sensie.
Dla mnie to jednak uczciwość wymuszona - wysokością zarobków i prawnym
podziałem majątku. A nie mająca podstaw w miłości i wzajemnym zaufaniu.
Bardzo ładnie opisał to Radek - nie będę się powtarzać, tym bardziej, że
lepiej bym tego nie ujęła.

>> A tym samym nie czują, że robią coś złego, gdy kupują sobie rzeczy
>> za "cudze" pieniądze. Zwłaszcza w sytuacji, gdy druga strona nie ma
>> co do tego ŻADNYCH zastrzeżeń.

> Czasem jednak może być tak, że komuś jedyni WYDAJE SIĘ, że ta druga
> strona nie ma zastrzeżeń...

A czasem to latem śnieg potrafi spaść.

>>>> Defaultem przy zawieraniu małżeństwa jest wspólnota majątkowa i w
>>>> tym obszarze definicji_JA_się poruszam w tej dyskusji.

>>> A ja się NIE poruszam wyłącznie w tym obszarze

>> To masz problem.

> Problem jest i to z całą pewnością. Zwłaszcza wtedy, gdy ktoś
> ogranicza się do poruszania się w obszarze, który jest dla niego
> wygodny.

Głupiś jak but. Wiem, nudna jestem, ale trudno mi nie reagować w ten sposób,
gdy ktoś znów pitoli trzy po trzy.
Nie poruszam się w innych obszarach, bo ta dyskusja nie zaczęła się od tych
innych obszarów i uważam, że rozciąganie jej na wszystkie aspekty i
możliwości podziału, rozszerzenia czy ograniczenia majątku, nie ma
najmniejszego sensu. Jeśli chcesz, to możesz sobie teraz przeskoczyć na
kwestię korelacji między zawieraniem intercyz a wielkością populacji
brudnicy mniszki w lasach białostockich, ale nie wymagaj od innych, by
chciało im się dyskutować na te tematy.

>>> To oczywiste, że można być pijawką w pełnym majestacie prawa.

>> Może więc należy zmienić prawo? Nie sądzisz?

> Nie, nie sądzę, bynajmniej nie z tego powodu. Tak samo jak nie sądzę,
> że do niechodzących do kościoła należy strzelać.

A co ma jedno do drugiego?
Skoro można być pijawką w świetle prawa, to albo prawo jest źle
skonstruowane, albo się tą pijawką nie jest.
Nie ma innej możliwości.

>>> I jeszcze raz
>>> przypominam, że nie jesteśmy na grupie pl.soc.prawo, tylko
>>> pl.soc.rodzina, a nazwa do czegoś zobowiązuje

>> ROTFL :D

> Nie wiem co tu jest takie śmieszne.

Nie dziwię się.
Inaczej nie napisałbyś czegoś równie głupiego.

>> To nie sprowadzaj. Ja też tego nie robie. Udowodniłam Ci jedynie, że
>> Twoje tezy o pijawkach, babach siedzących w kapciach przed
>> telewizorem, braku prawa do korzystania ze wspólnoty majątkowej i
>> wielu innych rzeczach są bzdurne i niezgodne z tym, co mówi KRiO,
>> choć nogami się niemal zapierałeś, że to nieprawda.

> Niekoniecznie. Dalej twierdzę, że jeśli niepracująca kobieta pobiera
> 100 procent pensji męża i sama decyduje na co to wydać (chociażby
> miałoby to być "dla dobra rodziny") to nie jest to w porządku.

ALE NIKT TU NIGDZIE NIE PISAŁ O TAKICH CHORYCH SYTUACJACH! Czy jesteś w
stanie to w końcu zrozumieć?
A jeśli masz nadal zamiar wymyślać coraz to "ciekawsze" przykłady i na ich
podstawie wyżywać się na Bogu ducha winnych normalnych, uczciwych i
przyzwoitych związkach wspólnotowych, to nie dziw się, że nadal traktowany
będziesz tutaj jak piłeczka ping-pongowa.

>>> Prawo może mówić najróżniejsze rzeczy. W niektórych krajach
>>> islamskich [...]

>> Sorki, ale dopóki żyję w Polsce i jestem Polką, to g...o mnie
>> obchodzą kraje islamskie.

> Powinno Cię obchodzić przynajmniej to, że KRiO nie jest identyczny na
> całym świecie.

Nie mieszkam na całym świecie. Ślub brałam w Polsce i wg polskiego prawa.
Wg islamskiego ślubu nie wzięłabym nigdy. Tak trudno to pojąć?

>>> Nawiasem mówiąc mogłaś równie dobrze się właśnie tam urodzić, bo
>>> nikt nie wybiera sobie miejsca, w którym przychodzi na świat.

>> Mogłam się też urodzić jako pies. O tym też chciałbyś porozmawiać?

> Czy to w ogóle rozumiesz co to są "warunki zewnętrzne"? Gdyby teraz
> terroryści porwali Ciebie z całą rodziną i zrzucili na spadochronach
> do kraju islamskiego to byłabyś tą samą osobą, a nie psem.

Taaaa... wiesz, jakby Ci tu delikatnie powiedzieć ...
[ktoś to bierze do sygnaturki?]

>>> Ja nigdzie nie mówię, że należy łamać obowiązujące w Polsce prawo,
>>> ani też nikogo do tego nie zachęcam, ale prawo nie zawsze jest
>>> idealne.

>> To je zmień.

> To praktycznie nic nie da.

To co w takim razie "coś" da?

>> Albo nie baw się w małżeństwo, jeśli wiesz, że prawo jest takie
>> "okrutne".

> Nigdzie nie twierdziłem, że jest "okrutne", tylko co najwyżej
> nielogiczne.

Nie czepiaj się słówek, tylko trzymaj meritum.
Tym bardziej, że "okrutna" napisałam w cudzysłowie, więc chyba jasne, że nie
chodziło o dosłowne znaczenie.

>>> Nie można traktować tego jako wartości absolutnej.

>> Nie, lepiej niech każdy kieruje się własnym systemem wartości
>> moralnych i etycznych.

> I tak też jest.

Dopóki wszyscy są zadowoleni i nikomu nie dzieje się krzywda.
Ale jeśli jedna ze stron jest poszkodwana, to wtedy spór o rację rozstrzyga
prawo, a nie rada rodzinna złożona z żony, męża i teściowej jako
prokuratora.
Naprawdę tego nie pojmujesz?

>> Jaki układ? Że żona przykładowo jada mniej, bo mniej zarabia?
>> Serio, zaczynam się gubić w Twoich tezach.

> Układ, który ma jasno określone zasady w sytuacji kiedy nie może dojść
> do kompromisu

A jakież to zasady jasno określają, co zrobić w sytuacji, gdy nie można
dojść do porozumienia, ile dzieci będziecie mieli, jak dacie im na imię i na
jaki kolor pomalujecie łazienkę? Celowo nie odpowiedziałeś na te pytania?
Przecież nieporozumienia i brak wspólnych decyzji to nie tylko sfera
finansów.

--
PozdrawiaM

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


143. Data: 2005-08-29 20:59:10

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: "Nixe" <n...@f...peel> szukaj wiadomości tego autora

W wiadomości <news:devil9$234$1@inews.gazeta.pl>
T.N. <x...@g...pl> pisze:

> Mądre uzasadnienie może wymagać mądrego odbiorcy. Jeśli nie spełnia on
> tego wymogu to trudno potem się dziwić, że rzeczowe argumenty nazywa
> "bzdurami"

Jasne. Biedny, mądry T.N. trafił na całą zgraję niedorozwiniątek.
Wybacz, ale nie tylko ja w tym wątku uważam, że bzdurzysz.

>> Nie miałam na myśli korzyści finansowych z tytułu zawarcia związku
>> małżeńskiego (czy coś jest na rzeczy, że ciągle powracasz do tej
>> kwestii?), lecz równe korzyści wyciągane ze "wspólnego gara", bez
>> względu na to, czy włożyło się do niego mniej czy więcej.

> Dla mnie to to samo.

A dla mnie nie. Każdy zawsze wyciąga tyle samo, bez względu na to, czy raz
wkłada więcej, a na drugi dzień mniej (zarobki nie są wszak ustanowione
dożywotnio na tym samym poziomie). Dlatego nonsensem jest pisać, że ktoś
odniósł korzyści z tytułu zawarcia małżeństwa, jeśli pół roku po ślubie,
może wkładać do gara znacznie więcej, niż jego partner przed ślubem. I co -
wtedy powiesz, że jednak stracił z tego tytułu? A potem znów zyskał (bo
poszedł na urlop wychowawczy), by ostatecznie stracić na całego (bo jego
partner stracił ręce i nogi w wypadku i w ogóle nic nie będzie wkładał do
gara)?

>> Jeśli chcesz nadal robić z siebie idiotę głosząc wszem i wobec, że
>> zajmowanie się gospodarstwem i wychowaniem dzieci jest jedynie
>> dobrowolnym poświęcaniem się, to uprzedź wcześniej. Nie będę
>> trudziła się czytaniem tego typu bzdur.

> Dobrze, jestem w stanie uznać swoją niewiedzę jeśli wskażesz mi na
> podstawie którego przepisu mogę starać się o *dodatkowe* należne mi
> pieniądze (od państwa) za to, że piorę ubrania (swoje i żony), zmywam
> naczynia, czyszczę podłogi, myję okna i wynoszę śmieci.

A kto i gdzie pisze o dodatkowych pieniądzach (i w dodatku należących się od
państwa!) za zajmowanie się domem? Skąd takie durne wnioski? Odniosłam się
jedynie do Twoich słów o pracy w domu, jako dobrowolnym poświęcaniu się. Czy
dla Ciebie korzyść to tylko mamona? Czy tylko to się liczy? Szmal, szmal i
jeszcze raz szmal? Kto zarabia ten ma władzę? Czy "zapłacić" i dorzucić się
do wspólnego gara nie można w inny sposób? Bo będzie to wg Ciebie jedynie
dobrowolne poświęcanie się, bez znaczenia, bez wartości? Bo ważne są tylko
szelszczące papierki? Puknij się.

> Jeśli nie jesteś w stanie tego zrobić to mam dla Ciebie propozycję:
> przestań się w końcu ośmieszać.

To nie ja się w tym wątku ośmieszam.

>> Ty nic nie proponujesz.
>> Jak na razie jedynie dyskredytujesz, wyśmiewasz, obrzucasz epitetami
>> coś, co wydaje Ci się bezsensowne, nieuczciwe i głupie.

> "mniej uczciwe" nie znaczy głupie czy bezsensowne.

Ale takie nastawienie wyziera z Twoich postów.

> (bo nie nazwałem modelu "komunistycznego"
> głupim czy bezsensownym)

Nie, wymyśliłam to sobie, a inni też poddali się zbiorowej iluzji :>
Wiesz, jakbyś miał trudności z pojęciem pewnych rzeczy, to podpowiem Ci, że
nie trzeba nikogo nazwać idiotą wprost, by dać mu to do zrozumienia.

>> I bzdury, które usiłowałeś przemycić w dyskusji, choć udowodniono Ci
>> się, że nie masz racji.

> Złotko, ale co Ty mi udowodniłaś...

Udowodniłam Ci choćby to, że nie miałeś racji pisząc, że obowiązki
małżeńskie to herezja i nie ma na to żadnego przepisu prawnego.

> Bo z Twoich wypowiedzi to ledwie
> daje się kilka logicznych i poprawnie zbudowanych zdań wyciągnąć

To Twój problem, że nie potrafisz zrozumieć posta napisanego w języku
polskim.

> "Sorki", ale z takimi ludźmi to faktycznie nawet nie ma co
> dyskutować...

To nie dyskutuj. Tu nie ma takiego przymusu.

--
PozdrawiaM

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


144. Data: 2005-08-29 20:59:45

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: "Nixe" <n...@f...peel> szukaj wiadomości tego autora

W wiadomości <news:dets16$ijv$1@inews.gazeta.pl>
T.N. <x...@g...pl> pisze:

/cut/
> pożal się Boże "wkład przy wychowywaniu dzieci".

Wybacz, ale straciłam ochotę na dyskusje z tak szowinistycznymi poglądami.

--
PozdrawiaM
[wyrazy współczucia dla żony, gdy zdecydujecie się na potomstwo]

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


145. Data: 2005-08-29 21:07:32

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: "Paulinka" <paulinka503@_precz ze spamem_wp.pl> szukaj wiadomości tego autora

T.N. z adresu x...@g...pl wymodził(a) :
> W artykule <deud6q$qf5$1@inews.gazeta.pl> Ewa Ressel napisal(a):
>> Nb. odkąd to faceci noszą "bluzki"?
> A t-shirt to nie jest "bluzka"?

bluzka ż III, CMs. ~zce; lm D. ~zek
<górna część ubrania kobiet lub dzieci noszona do spódnicy lub spodni>

Pozdrawiam
Paulinka


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


146. Data: 2005-08-29 22:09:26

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: "T.N." <x...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

W artykule <devt01$1cjl$1@news.mm.pl> Nixe napisal(a):

>> pożal się Boże "wkład przy wychowywaniu dzieci".
>
> Wybacz, ale straciłam ochotę na dyskusje z tak szowinistycznymi poglądami.

Jest takie powiedzenie: Jeżeli jesteś schizofrenikiem to jeszcze nie
znaczy, że jesteś śledzony. A "wkład przy wychowywaniu dzieci" może
należeć również do ojca. Chyba, że ktoś tego nie widzi mając szowinizm
ustawiony "defaultowo".

T.N.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


147. Data: 2005-08-29 22:33:02

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: "agi-(-fghfgh-)" <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

T.N. napisał(a):

>>>Jest korzyść za wykonaną pracę. Za dobrowolne poświęcenie się już nie.
>>
>>Sorki, ale to już było.
>>Jeśli chcesz nadal robić z siebie idiotę głosząc wszem i wobec, że
>>zajmowanie się gospodarstwem i wychowaniem dzieci jest jedynie dobrowolnym
>>poświęcaniem się, to uprzedź wcześniej. Nie będę trudziła się czytaniem tego
>>typu bzdur.
>
>
> Dobrze, jestem w stanie uznać swoją niewiedzę jeśli wskażesz mi na
> podstawie którego przepisu mogę starać się o *dodatkowe* należne mi
> pieniądze (od państwa) za to, że piorę ubrania (swoje i żony), zmywam
> naczynia, czyszczę podłogi, myję okna i wynoszę śmieci.
> Jeśli nie jesteś w stanie tego zrobić to mam dla Ciebie propozycję:
> przestań się w końcu ośmieszać.

Odwroce pytanie. Czy mozesz wskazac mi, na podstawie jakiego przepisu
moge starać się o *dodatkowe* należne mi pieniądze (od państwa) za to,
że z wlasnej i nieprzymuszonej woli podjelam prace zarobkowa i przez 8
godzin wykonuje swoje obowiazki sluzbowe?

Czy na podstawie absurdu tego pytania widzisz absurd swojej wypowiedzi?

A teraz rzeczowo. Co ma piernik do wiatraka? Co maja podstawowe
obowiazki malzonka do Twojego pytania? Bo, ze malzenstwo jest dobrowolne
i nieprzymuszone nikt nie watpi. Jednak jakos nikt poza Toba nie
kwestionuje, ze z mocy prawa wynikaja z niego okreslone obowiazki obojga
wspolmalzonków. Juz Ci pare osób proponowalo zapoznac sie dokladniej z
KRiO. Prawo nie musi Ci sie podobac, jednak udawanie, ze go nie ma -
niestety czyni z Ciebie idiote... na wlasne zyczenie zreszta.

Kolejny juz po kims raz cytuje ustawe:

Art. 27. [Zaspokajanie potrzeb rodziny] Oboje małżonkowie _obowiązani
są_, każdy według swych sił oraz swych możliwości zarobkowych i
majątkowych, przyczyniać się do zaspokajania potrzeb rodziny, którą
przez swój związek założyli. _Zadośćuczynienie temu obowiązkowi_ może
polegać także, w całości lub w części, na osobistych staraniach o
wychowanie dzieci i na pracy we wspólnym gospodarstwie domowym_.

Czy slowo _obowiazek_ jest dla Ciebie malo precyzyjne? Nadal uwazasz, ze
jest to jedynie dobrowolne poswiecanie sie?

To moze kolejny cytacik:

Art. 43. [Udziały w majątku wspólnym] § 1. Oboje małżonkowie _mają równe
udziały w majątku wspólnym_.
[...]
§ 3. Przy ocenie, w jakim stopniu każdy z małżonków przyczynił się do
powstania majątku wspólnego, _uwzględnia się także nakład osobistej
pracy przy wychowaniu dzieci i we wspólnym gospodarstwie domowym_.

Maja wiec te zajecia znaczenie czy nie? Jest praca czy nie?
Uwzglednienie tych nakladów sugeruje dobrowolnosc czy moze cos wrecz
przeciwnego?

I wreszcie clou- kwestia, która tak bardzo Cie zbulwersowala, ze
przyczynila sie do rozpoczecia watku:

Art. 28. [Nakaz wypłacania wynagrodzenia drugiemu małżonkowi] § 1.
Jeżeli jeden z małżonków pozostających we wspólnym pożyciu nie spełnia
ciążącego na nim obowiązku przyczyniania się do zaspokajania potrzeb
rodziny, sąd może nakazać, ażeby wynagrodzenie za pracę albo inne
należności przypadające temu małżonkowi były w całości lub w części
wypłacane do rąk drugiego małżonka.

Proponuje aby kolejne uwagi i reklamacje skierowac do ustawodawcy a nie
do " rozkladajacych bez zastanowienia, siedzacych w kapciach przed
telewizorem, byczacych sie calymi dniami, zamiast poszukac pracy
panienek" (*)

(*) A propos zarzucanego tu komus wyglaszania inwektyw - w porownaniu z
takim oto sposobem wyrazanymi przez Ciebie pogladami - zdania Twoich
dyskutantów sa bardzo wywazone.
pzdr
agi

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


148. Data: 2005-08-29 23:00:14

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: "agi-(-fghfgh-)" <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

T.N. napisał(a):

> - Autor przytoczonych wypowiedzi pragnie podkreślić, [....] w żadnym przypadku nie
wiążą się
> z potępieniem lub obrzucaniem wyzwiskami wszystkich "myślących
> inaczej"

A slonie tego lata wysoko lataja ...

pzdr
agi

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


149. Data: 2005-08-29 23:22:43

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: "agi-(-fghfgh-)" <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

T.N. napisał(a):

>>>pożal się Boże "wkład przy wychowywaniu dzieci".
>>
>>Wybacz, ale straciłam ochotę na dyskusje z tak szowinistycznymi poglądami.
>
>
> Jest takie powiedzenie: Jeżeli jesteś schizofrenikiem to jeszcze nie
> znaczy, że jesteś śledzony. A "wkład przy wychowywaniu dzieci" może
> należeć również do ojca.

Jakbys nie zauwazyl, najbardziej bulwersuje w Twoich wypowiedziach
czesc: "pozal sie Boze"[...].

> Chyba, że ktoś tego nie widzi mając szowinizm
> ustawiony "defaultowo".

Lustereczka Wacpan sobie zyczy?

pzdr
agi

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


150. Data: 2005-08-29 23:24:19

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: "T.N." <x...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

W artykule <deuh6h$g71$1@nemesis.news.tpi.pl> Radek napisal(a):

>> - Autor przytoczonych wypowiedzi pragnie podkreślić, że są one jedynie
>> wyrazem słusznych wg. niego zasad
>
> Tu się podzielę małą refleksją: przypomina mi się "Rodzina Adamsów".
> Oni też żyli według słusznych wg. nich zasad. Co więcej kochali się
> na zabój ;) Czy jednak oznacza to, że byli _normalną_ rodziną?

W czasach poszanowania odmiennych poglądów używanie określenia
"nienormalny" (czy też stawianie pod znakiem zapytania "normalności")
w stosunku do drugiego człowieka czy też szczęśliwej rodziny wydaje
się conajmniej niestosowne. Ale jeśli ktoś już koniecznie musi, to
źle świadczy to tylko o nim samym.

> Upór i zaciekłość z jakim stajesz w obronie _pieniędzy_ swiadczą,

"W obronie pieniędzy???" Co najwyżej w obronie pewnych zasad.

> najdelikatniej mówiąc, o kłopotach z wartościowaniem co jest ważne,
> a co jest mniej ważne w związku dwojga kochających się ludzi.

Najdelikatniej mówiąc nic nie zrozumiałeś, a na wyciąganie tego typu
wniosków i przeprowadzanie pseudo-psychoanalizy znalazłbyś bardziej
odpowiednie miejsca (jest taka grupa... paranauki, paranoja, czy coś
podobnego).

> (o związkach dwojga tolerujących się ludzi nie chcę się wypowiadać).
> Ogólnie te "słuszne zasady" opisują Cię niestety jako człowieka
> odcinającego się od jakiejkolwiek odpowiedzialności.

Nie "jakiejkolwiek" tylko tej finansowej (i to nie zawsze i nie pod
każdym względem).

> Godzisz się
> ponosić odpowiedzialność tylko wtedy, kiedy udowodni Ci ją sąd,
> kiedy nie uda Ci się od niej wykręcić.

Po pierwsze (gdybyś nie zauważył): ja starałem się tutaj nie opisywać
swojego związku (może z wyjątkiem odpowiedzi na kilka wyjątkowo
natrętnych pytań Nixe), a jedynie podać pewne ogólne zasady stanowiące
swojego rodzaju fundament uczciwego związku.

Po drugie: jak wygląda i czym jest (*precyzyjnie*!) "odpowiedzialność",
której nie udowodni sąd?

> Oczywiście czerpiesz wzorce
> z "wielkich" tego świata (Clinton, mgr. Kwaśniewski)

A co mają do tego Clinton czy Kwaśniewski? Przy okazji - mgr pisze się
bez kropki na końcu.

> małe pytanko z dzieciństwa:
> "Jesteś facet czy guma od majtek?"

Ja nie mam tego typu dylematów. Chcesz takie pytania rozważać to
skieruj się do odpowiedniej poradni, może ktoś będzie w stanie Ci
pomóc.

>> i w żadnym przypadku nie wiążą się
>> z potępieniem lub obrzucaniem wyzwiskami wszystkich "myślących
>> inaczej" (czego niestety nie można powiedzieć o innych dyskutujących).
>
> Poszperajmy trochę:...
> "zanim się rozłoży nogi trzeba chwilę pomyśleć... "

Nie ma tu żadnego potępienia. Przed rozłożeniem nóg (w domyśle aktem
seksualnym) warto pomyśleć i chyba większość ludzi podziela moje zdanie.

> "rozleniwione panienki"

To też nie jest wyzwisko. Ja sam zresztą bywam rozleniwiony, na
przykład na urlopie albo w niedzielne popołudnie.

> "pozostaje mi jedynie życzyć Ci jelenia, który będzie harował na Ciebie"
> "haruj sobie w pocie czoła na utrzymanie panienki"

Ten przykłady odnosiły się do sytuacji w których jedna strona dokonuje
znacznych nadużyć, więc również nie powinny szokować.

> "innego wytłumaczenia dla bredni, które tu wypisujesz znaleźć nie mogę"
> "To co napisałaś to już nawet nie tyle bzdura ile herezja."

"Brednia" czy "bzdura" nie świadczą bezpośrednio o człowieku.
Przykład: Jeśli będąc "pod wpływem" będziesz przekonywał wszystkich,
że przyspieszenie ziemskie to jest "do góry" to znaczy tyle, że mówisz
brednie, ale już niekoniecznie to, że jesteś debilem.
Tak więc nie są to wyzwiska w żadnym wypadku.

> Może faktycznie nie używasz jakichś spektakularnych wyzwisk,

Nie używam.

> ale forma i ton w jakim konstruujesz swoje wypowiedzi
> nie pozostawiają wątpliwości co myślisz o rozmówcach...

To jeszcze postaw kryształową kulę i zacznij ludziom mówić co myślą.

>> - Autor serdecznie zachęca do przeczytania całości razem z kontekstem
>> i niewysnuwania pochopnych wniosków na podstawie wyrywkowych cytatów.
>
> Jakby całości nie czytać to streszczenie Agnieszki oddaje idealnie
> charakter Twoich sądów.

Nie. Nie oddaje. Ale żeby to stwierdzić, to całość trzeba jeszcze
przeczytać i zrozumieć.

> Nie dziwię się, że autorowi nie w smak
> tak bezpośrednia wypowiedź...

Bezpośrednia wypowiedź powiadasz... Dobrze, to wyjmę Ci kilkanaście
zdań z książki i zobaczymy, czy będziesz w stanie na tej podstawie
określić o czym ona jest.

> no ale o unikaniu odpowiedzialności
> już coś pisałem wcześniej.

Pisałeś. Nic sensownego zresztą, tylko jakieś wyssane z palca
insynuacje na temat mojego zwiążku.

> Skomentuję tu też dwie inne wypowiedzi.

Sensowniej byłoby skomentować daną wypowiedź bezpośrednio pod nią, w
odniesieniu do kontekstu, w którym została wypowiedziana. Ale Tobie
przecież nie chodzi o jakikolwiek "komentarz", tylko dopasowanie moich
wypowiedzi do swojego ślinotoku...

> W zasadzie każdy Twój post sprawia, że wstyd mi, że jesteś
> facetem... no, ale są gorsze rzeczy na świecie ;)

To się wstydź. Nikt Ci tego nie zabrania. Widzisz, ja całe życie
wstydzę się za takich jak Ty i jakoś z tym żyję...

> Cytat:
> "Zresztą moja kobieta też nie narzeka."
>
> A dałeś jej szansę?
> Mam na myśli: spytałeś ją kiedyś co sądzi o Twoim stosunku do świata?
> Wysłuchałeś i zrozumiałeś odpowiedź?
> Czy może jednak od samego początku budowałeś swój związek
> na zasadzie "ja tak myślę, a jak Ci się nie podoba..."?

Wprawdzie denerwujące i wyjątkwo nieudolne są Twoje próby
"psychoanalizy", ale odpowiem...
Cztery znaki zapytania, udzielam więc odpowiedzi zbiorczej: 3 x "tak"
na pierwsze 3 pytania i na ostatnie pytanie odpowiedź: "nie".
I przypominam jednocześnie, ze ten wątek tego nie dotyczy. A mówiąc
bardziej ogólnie: nie dotyczy osiągniętych rezultatów i opisywania ich
tylko pewnych reguł (niekoniecznie prawnych), które powinny być ustalone
przez dwoje ludzi pozostających w związku. Ale żeby to zauważyć, to
trzeba niestety przeczytać coś więcej niż tylko kilka wyrwanych z
kontekstu zdań.

> Bo wtedy to nawet zadawanie pytania nie ma sensu...
> Niestety wygląda to na dominację
> charakteru / pieniędzy / siły - po prostu prawo silniejszego.

Ciekawe "rozumowanie", trochę na zasadzie:
skoro 2+2 =2*2 to "+" jest tym samym co "*".

> I jeszcze jeden cytat:
> "Bo w takim modelu, jaki proponuję każdy robi to na co ma ochotę
> i kupuje to na co go stać."
>
> Bardzo fajny model... ale nie jest to _model_związku_
> Jest to _model_sąsiadów_ - "Wolnoć Tomku w swoim domku".
> Ze wspólnym życiem NIE MA NIC wspólnego.

Wooooow. Zacznij jeszcze tupać nogami i krzyczeć co bezwarunkowo musi
być "wspólnym życiem", a co nie...

T.N.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 ... 10 ... 14 . [ 15 ] . 16 ... 19


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

krytyka na kuchenych stolach
Mąż maminsynek i podli teściowie
"stare dzieci" w nowych zwiazkach
Nienawidzę własnych rodziców.
Nienawidzę własnych rodziców.

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.

zobacz wszyskie »