Strona główna Grupy pl.soc.rodzina Nienawidzę własnych rodziców.

Grupy

Szukaj w grupach

 

Nienawidzę własnych rodziców.

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 7


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2005-08-24 13:25:18

Temat: Nienawidzę własnych rodziców.
Od: "driada leśna" <d...@o...pl.WYTNIJ.TO> szukaj wiadomości tego autora

Gdybym komuś napomknęła mimochodem, jakie odczuwam emocje względem swoich
rodziców, byłabym zapewne uznana za wyrodną i niewdzięczną córkę. Nie
poczuwam się jednak do bycia niewdzięczną córką w najmniejszym stopniu, choć
oprócz nienawiści nie odczuwam wobec nich innych, bardziej wysublimowanych
uczuć. Mało tego, najchętniej zdeptałabym ich obcasem jak nic nie warte,
pełzające żmije.

Ale po kolei.

Jako jedyne dziecko swoich rodziców okazałam się być wrażliwą, czułą osobą,
co zawsze niezwykle ich irytowało. Nigdy nie otrzymywałam od nich takiego
zaangażowania w mój rozwój emocjonalny jakbym sobie tego życzyła. Nigdy nie
byłam przytulana, nigdy mnie nie spytano się czy nie jest mi źle, czy coś
mnie nie boli, nigdy nawet nie spytano mnie dlaczego jestem smutna. Wręcz
przeciwnie. Im byłam starsza tym bardziej odczuwałam odium z ich strony, tym
częściej byłam poniżana, nazywana głupią, nic nie wartą, beznadziejną. Moje
łzy nie miały dla nich najmniejszego znaczenia, wręcz były pretekstem do
szyderstw na mój temat, że jestem beksą. W końcu ze wszystkimi swoimi
smutkami zaczęłam kryć się w pokoju, przebywając w nim od świtu do nocy.
Jedynym moim przyjacielem była poduszka, do której wtulałam się, bo zewdząd
otaczała mnie emocjonalna pusta. Przestałam ufać ludziom, nabawiłam się
kompleksów, wpadłam w depresję i fobię społeczną. W wieku 12 lat miałam
pierwszą próbę samobójczą, choć przyznam się, że na tym się nie zakończyło.
Dla moich rodziców nie przedstawiałam żadnej, ale to najmniejszej wartości,
co często dawali mi odczuć na swojej skórze. Dla siebie również tą wartość
przestałam przedstawiać, bo miałam zakodowane w swym umyśle, że jestem do
niczego. Moje życie stało się wegetacją. Potrafiłam godzinami wpatrywać się
w sufit, mętłym wzrokiem, nie interesowała mnie ani szkoła, ani koleżanki,
ani w ogóle cokolwiek.

I trwałoby tak pewnie bez końca... Ale tak jak to bywa i w życiu i w
bajkach, pojawił się w końcu książę na swym rumaku, zaintrygowany moją
ciemną, dziwaczną postacią, która tak bardzo różniła się od tych wszystkich,
z którymi do tej pory miał do czynienia. Zaczął mnie na siłę wyciągać z
domu, choć ja mu nie ufałam, nie potrafiłam się otworzyć, często stawając
się niegrzeczną, rozkapryszoną i tupającą nóżką dziewczynką. Wszystko po to,
aby zostawił mnie w spokoju. Nie zostawił jednak.

Kiedy więc zaczęłam znikać z nim z domu, wychodząc na przeciw światu
zewnętrznemu, moi rodzice stwierdzili: "Ooo, dziwne, Anka trochę zmądrzała".
Przestali tak często obrzucać mnie tak często inwektywami, straszyć, że gdy
osiągnę wiek 18 lat, to wyrzucą mnie z domu.
W końcu jednak powstał nowy problem - spostrzegli, że potrafię niemal całą
noc wczytywać się w książkę i prawie do rana mieć zapaloną lampkę nocną. No
tego było przecież za wiele! Mój "ojciec" postanowił, że najlepszym sposobem
wychowawczym będzie pobudka codziennie o 6 rano. W każdy dzień więc, gdy
wybiła ta godzina, stał pod moimi drzwiami, dobijając się do nich, a kiedy
nie odpowiedziałam: "nie śpię, tatusiu", co byłoby zresztą dla mnie
największym upokorzeniem, wkraczał do mnie do pokoju i wylewał na mą głowę
szklankę zimnej wody. Zaczęłam więc dźwigać ciężkie meble i codziennie
taranować drzwi, co nakłoniło go do zmiany postępowania, bo poczuł się
bezradny.

Potem była wzmożona fascynacja komputerem. Oczywiście to również bardzo
przeszkadzało "mojemu" staremu. Kiedy uznał, że siedzę zbyt długo potrafił
wpaść do pokoju i wytargać mnie za włosy. Nigdy nie byłam bita, ale wyrobiło
to we mnie nawyk, że gdy ktokolwiek stanął za mną z tyłu, odwracałam się
przerażona. Kilka razy (z powodu komputera) krzycząc na mnie próbował mnie
wyciągnąć z domu, bo jak twierdził: "powinnaś wylądować w psychiatryku". Na
szczęście jednak miałam swojego księcia na rumaku, którego rodzice cenili
sobie bardziej niż mnie i wykazywali mniejszą złość, kiedy spędziłam z nim
dużą część dnia. Dzięki jego istnieniu zdarzały się spokojne dnie.

W końcu spostrzegłam, jak wielką moc posiada podlizywanie się rodzicom.
Zaczęłam udawać grzeczną, pokorną dziewczynkę, dla której (pozornie) wielką
wartość przedstawia ich zdanie i opinia. Były to wakacje, a ja zdaje się
miałam wtedy 17 lat. Do nas do domu na czas wakacyjny wprowadziła się
partnerka mojego brata, która raczej pochodzi z ubogiej rodziny, więc w celu
zarobkowym zatrudniła się w firmie moich rodziców. Ja okazałam się być teraz
grzeczną dziewczynką, więc cała uwaga skierowała się na niej. Mój ojciec
prosto z mostu potrafił powiedzieć jej, że powinna zostać zapaśniczką sumo i
dawał najgorsze i najcięższe prace, bardziej odpowiednie dla mężczyzn. Przez
dwa miesiące permamentnego dokuczania dziewczyna stała się swoim cieniem,
przygnębiona, z bardziej pogłębionymi kompleksami, które i tak zawsze
posiadała. Obiecała sobie, że nigdy nie przekroczy przez próg tego
mieszkania. Od tego czasu minęły trzy lata, brat chciałby się z nią pobrać,
ale ona nie wyobraża sobie oglądania moich rodziców na ślubie, dlatego
odwleka ten moment jak tylko może.

Dzięki podlizywaniu się do rodziców dostałam od nich świeżo wybudowany dom
(gdy tylko 18 lat skończyłam), który początkowo miał być przeznaczony dla
mojego brata. Brat naraził się tym, że jako dziewczynę wziął sobie
"zapaśniczkę sumo". Zamieszkałam tam więc ze swoim księciem. Pomimo tego, że
ten dom znajdował się przy domie moich rodziców, to moja psychika uległa
znaczej poprawie, bo już tak dużo z nimi nie obcowałam. Z matką zaczęłam się
wyśmienicie dogadywać, a stary całkiem przestał mi dogadywać. Jakoś tak
zaczęłam nawet wybaczać im wszelkie krzywdy. Wybaczyłam im nawet to, jak
jakiś rok temu oskarżyli mnie o współżycie seksualne w obecności mojej
znacznie młodszej siostrze, co było zresztą kompletną bzdurą.

Moje granice teraz zostały jednak już przekroczone.

Z mężem (to ten książę na rumaku) zdecydowaliśmy się na pieska, labradora.
Ponieważ jednak mamy wspólne podwórko z rodzicami, uznaliśmy, że wypadałoby
to z nimi skonsultować. Nie było żadnych problemów, wręcz zaproponowali, że
także będą z nim chodzić na spacery i zajmować się, w razie gdybyśmy my nie
mogli mu poświęcić czasu. Kupiliśmy więc czarną, śliczną labradorkę - Bonę.
Zajmowałam się nią bardzo pilnie - wychodziłam jedynie do sadku, gdzie nie
ma kwiatków i gdzie może psocić do woli. Pewnego dnia musiałam jednak
koniecznie wyjść z domu, by odebrać wyniki krwi ze szpitala, dlatego
poprosiłam mamę i siostrę, aby zajęły się łobuzem. Kiedy przyjechałam matka
była zrozpaczona, ponieważ pies wyrwał kilka jej roślinek. Zaczęła
awanturować się, krzyczeć bym się pozbyła tego szkodnika, na co ja
stwierdziłam, że gdyby jej nie wpuściła do ogrodu, to nie byłoby problemu.
Od tej pory, kiedy potrzebowałam gdzieś wyjść, zostawiałam psa zamkniętego w
mieszkaniu. Mimo wszystko zarówno ja, jak i mąż, zaczęliśmy słyszeć przykre
komentarze.
Za każdym razem wychodząc z małą na spacer słyszałam: "znowu wyszłaś z tą
pizdą", lub: "wynocha, gówno", skierowane do tego, bardzo ślicznego zresztą,
pieska. Muszę powiedzieć, że bardzo pokochałam to maleństwo i dbałam o nią
najlepiej jak potrafiłam. Bałam się jednak panicznie agresji ze strony
rodziców na nic niewinnym psie, dlatego z mężem z ciężkim sercem
postanowiliśmy ją oddać. Płakałam wiele dni i obiecałam, że już nigdy
więcej... Jestem w piątym miesiącu ciąży i z goryczy schudłam 2 kilogramy.

Ktoś może powiedzieć, że jestem wyrodną i niewdzięczną córką, ale naprawdę z
całego serca nienawidzę rodziców. Czy naprawdę obowiązkiem człowieka jest
kochać swych rodziców, czy nawet szanować? Ja swoich postrzegam jedynie jako
wrogów.

Nie pozwolę sobie więcej napluć w kaszę. Chciałabym w jakiś sposób odpłacić
się pięknym za nadobne, bo wiem, że nie mogę wiecznie ogrywać dobrej, ale i
bez godności. Może ktoś mi coś zaproponuje? Jeśli nie załatwię tego raz a
dobrze, to nie wyobrażam sobie wychowywania swojego dziecka w takich
warunkach.

"Baczcie na swych wrogów, nie dajcie się im prowokować! Ignorujcie ich, bo w
swej małości nie zasługują na uwagę więcej niźli listek przez wiatr
szamotany".

Pozdrawiam
Ania
GG:785234
e-mail: d...@o...pl





› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


2. Data: 2005-08-24 13:46:48

Temat: Re: Nienawidzę własnych rodziców.
Od: Adam Moczulski <a...@d...pl> szukaj wiadomości tego autora

driada leśna napisał(a):

> Jako jedyne dziecko swoich rodziców okazałam się być wrażliwą,
[...]
> mojego brata. Brat naraził się
[...]
> mojej
> znacznie młodszej siostrze,
[...]
> Może ktoś mi coś zaproponuje?

Ćwiczyć, ćwiczyć, dużo ćwiczyć...

Pozdrawiam
Adam

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


3. Data: 2005-08-24 13:49:36

Temat: Re: Nienawidzę własnych rodziców.
Od: "Winda" <m...@t...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Adam Moczulski" <a...@d...pl> napisał w wiadomości
news:dehto1$aso$1@nemesis.news.tpi.pl...
> driada leśna napisał(a):
>
>> Jako jedyne dziecko swoich rodziców okazałam się być wrażliwą,
> [...]
>> mojego brata. Brat naraził się
> [...]
>> mojej
>> znacznie młodszej siostrze,
> [...]
>> Może ktoś mi coś zaproponuje?
>
> Ćwiczyć, ćwiczyć, dużo ćwiczyć...
>
> Pozdrawiam
> Adam

Driadzie za pewne chodziło ot o, że jako jedyne dziecko w sensie - jako
jedyna z rodzeństwa...


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


4. Data: 2005-08-24 13:57:16

Temat: Re: Nienawidzę własnych rodziców.
Od: Adam Moczulski <a...@d...pl> szukaj wiadomości tego autora

Winda napisał(a):

>>>Jako jedyne dziecko swoich rodziców okazałam się być wrażliwą,
>>
>>[...]
>>
>>>mojego brata. Brat naraził się
>>
>>[...]
>>
>>> mojej
>>>znacznie młodszej siostrze,
>>
>>[...]
>>
>>>Może ktoś mi coś zaproponuje?
>>
>>Ćwiczyć, ćwiczyć, dużo ćwiczyć...
>>
>>Pozdrawiam
>>Adam
>
>
> Driadzie za pewne chodziło ot o, że jako jedyne dziecko w sensie - jako
> jedyna z rodzeństwa...

Tym bardziej powinna ćwiczyć aby odpowiednie dać rzeczy słowo.

Pozdrawiam
Adam

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


5. Data: 2005-08-24 14:03:55

Temat: Re: Nienawidzę własnych rodziców.
Od: "driada leśna" <d...@o...pl.WYTNIJ.TO> szukaj wiadomości tego autora

Witam

> >> Jako jedyne dziecko swoich rodziców okazałam się być wrażliwą,
> > [...]
> >> mojego brata. Brat naraził się
> > [...]
> >> mojej
> >> znacznie młodszej siostrze,
> > [...]
> >> Może ktoś mi coś zaproponuje?
> >
> > Ćwiczyć, ćwiczyć, dużo ćwiczyć...
> >
> > Pozdrawiam
> > Adam
>
> Driadzie za pewne chodziło ot o, że jako jedyne dziecko w sensie - jako
> jedyna z rodzeństwa...

No dokładnie. Moje rodzeństwo jest zupełnie inne ode mnie, dlatego ich
problemy z rodzicami nie są tak duże, jak w moim przypadku.
Pozdrawiam
Ania


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


6. Data: 2005-08-24 14:23:27

Temat: Re: Nienawidzę własnych rodziców.
Od: "Cartman" <g...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Mnie też to zdziwiło ,ale stwierdziłem że to chodzi o ..."jako jedyne
dziecko moich rodziców OKAZAŁA SIĘ WRAŻLIWA ",czytaj: reszta rodzeństwa nie
wrażliwa !

Znając życie wiem że różne są sytuacje ,ale wiem też że czasem całkiem
inaczej wygląda sprawa z drugiej strony. Szczerze współczuje ludziom ,jak
widzę gdy we własne zacisze domowe sobie srają ,a potem paplają się we
własnym gównie ,w imię niespełnionych ambicji ,egoistycznych marzeń ,czy
durnej złośliwości ,czy Bóg wie czego....Po co to wszystko! kochajmy się
dziś ,bo jutro może nas już nie być!!!


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


7. Data: 2005-08-25 22:56:02

Temat: Re: Nienawidzę własnych rodziców.
Od: "Angella" <d...@a...dsafdsf> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "driada leśna" <d...@o...pl.WYTNIJ.TO> napisał w
wiadomości news:dehsif$6lg$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Gdybym komuś napomknęła mimochodem, jakie odczuwam emocje względem swoich
> rodziców, byłabym zapewne uznana za wyrodną i niewdzięczną córkę. Nie
> poczuwam się jednak do bycia niewdzięczną córką w najmniejszym stopniu,
> choć
> oprócz nienawiści nie odczuwam wobec nich innych, bardziej wysublimowanych
> uczuć. Mało tego, najchętniej zdeptałabym ich obcasem jak nic nie warte,
> pełzające żmije.

Ja bym psa napewno nie oddal. Predzej bym do starej powiedzial: WON KURWO!!!
BO POSZCZUJE!!


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Nienawidzę własnych rodziców.
Znieść obowiązek nauki "urzędowej"
Jeśli ktoś miałby ochotę wyrazić opinię ...
Powiedział, że ...
Wyjazd na wakacje, gdy kobieta pozostaje w mieście. Prosze o opinie.

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.

zobacz wszyskie »