Strona główna Grupy pl.soc.rodzina dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY

Grupy

Szukaj w grupach

 

dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 187


« poprzedni wątek następny wątek »

171. Data: 2005-08-30 21:57:07

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: EDI <k...@c...pl> szukaj wiadomości tego autora

On <news:7qg9h1hvqid9rn14ne67f5ijap3f3k1bss@4ax.com>, *MadziaMa* - Wszystko
co od tej chwili powiesz, może być użyte przeciwko tobie:

> A kto ma ze 'swojego własnego' majątku łożyć na dzieci i kto ma im
> zapewnić opiekę przynajmniej do pójścia do przedszkola jesli kazdy
> bedzie patrzył na swoj portfel wedle zasady ile sobie zarobię tyle
> będe miał/a,

Jestem przekonany, że w każdym dobrze działającym związku nie będzie z tym
problemu. Każdy ma swoje pieniądze, i z ochotą daje je drugiemu. wystarczy
nie doprowadzić do sytuacji, aby partner czuł się wykorzystywany.

> a na opiekunkę niekażdego stać, a rodzice czesto chcą byc
> z dziećmi i dać im jak najwięcej na początku a nie ciągać po żłobakch.

Tak się zastanawiam, co jest z tymi żłobkami. Biją tam czy co.

> Kto ma zostać z dziećmi w domu - przeciez nie bedzie pracował - jest
> na gorszej pozycji niż ten drugi.

Tę kwestię należałoby jednak dogadać przed decyzją o dziecku.

--
^^^*Thomas Edison Corporation*^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
pl.soc.seks.moderowana

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


172. Data: 2005-08-31 08:46:43

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: "Cartman" <e...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Twój post zmienia całkiem postać rzeczy ,jestem z Tobą ,wytrwałości życzę i
powodzenia...! Już nie będę się czepiał....




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


173. Data: 2005-08-31 12:10:43

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: MadziaMa <madziama@niespamuj_buziaczek.pl> szukaj wiadomości tego autora

On Tue, 30 Aug 2005 23:57:07 +0200, EDI <k...@c...pl> wrote:

>On <news:7qg9h1hvqid9rn14ne67f5ijap3f3k1bss@4ax.com>, *MadziaMa* - Wszystko
>co od tej chwili powiesz, może być użyte przeciwko tobie:
>
>> A kto ma ze 'swojego własnego' majątku łożyć na dzieci i kto ma im
>> zapewnić opiekę przynajmniej do pójścia do przedszkola jesli kazdy
>> bedzie patrzył na swoj portfel wedle zasady ile sobie zarobię tyle
>> będe miał/a,
>
>Jestem przekonany, że w każdym dobrze działającym związku nie będzie z tym
>problemu. Każdy ma swoje pieniądze, i z ochotą daje je drugiemu. wystarczy
>nie doprowadzić do sytuacji, aby partner czuł się wykorzystywany.

No właśnie w dobrze działającym a niestety nie wszyscy ludzie potrafią
się dogadać a mam wrażenie że trzymanie oddzielnych kas i pracowanie
dla siebie (to co ja zarobię) a nie dla rodziny jest sytuacją bardziej
podatną na konflikty.
Nie mówie tu o majątkach rodzinnych czy innych darach otrzymywanych
przez jednego małżonka ale o utrzymaniu i wspolnym dorabianiu się.

>> a na opiekunkę niekażdego stać, a rodzice czesto chcą byc
>> z dziećmi i dać im jak najwięcej na początku a nie ciągać po żłobakch.
>
>Tak się zastanawiam, co jest z tymi żłobkami. Biją tam czy co.

Czy biją nie wiem ale raczej jak ktoś chce i może być z dzieckiem w
domu to go nie posyła do żłobka bo tam fajniej. Nie mam nic przeciwko
żłobkom bo nie wypróbowałam
>
>> Kto ma zostać z dziećmi w domu - przeciez nie bedzie pracował - jest
>> na gorszej pozycji niż ten drugi.
>
>Tę kwestię należałoby jednak dogadać przed decyzją o dziecku.

No jasne ale pytam w kontekście pracuję na siebie i mam to co
zapracuję, czy to oznacza że osoba która decyduje się być z dziećmi i
nie pracować ma się świadomie zgodzić na posiadanie konta zerowego
jeśli by ją druga połowa po dwóch latach wychowywania wspólnego
dziecka niespodziewanie zostawiła? Przecież nie pracowała.
IMO podzial majątku / zarobków nie jest taki głupi bo każdy wnosi do
rodziny coś (wedle tego na co sie umaiwamy) a nie zawsze są to
pieniądze a niestety potem też musi z czegoś żyć, nie wiadomo co komu
odbije.
Jeśli ktoś boi sie o majątek swój sprzed okresu małżeństwa to niech go
zabezpieczy ale nie da sie wszystkiego w malżeństwie przeliczyć na
pieniadze i powiedzieć kto ile sobie wypracował.

pozdrawiam

Magda

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


174. Data: 2005-08-31 16:01:37

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: EDI <k...@c...pl> szukaj wiadomości tego autora

On <news:jc6bh1plqcsjcks46mcpq77mhfescvjab0@4ax.com>, *MadziaMa* - Wszystko
co od tej chwili powiesz, może być użyte przeciwko tobie:

>>Jestem przekonany, że w każdym dobrze działającym związku nie będzie z tym
>>problemu. Każdy ma swoje pieniądze, i z ochotą daje je drugiemu. wystarczy
>>nie doprowadzić do sytuacji, aby partner czuł się wykorzystywany.
>
> No właśnie w dobrze działającym a niestety nie wszyscy ludzie potrafią
> się dogadać a mam wrażenie że trzymanie oddzielnych kas i pracowanie
> dla siebie (to co ja zarobię) a nie dla rodziny jest sytuacją bardziej
> podatną na konflikty.

Jeśli tacy ludzie faktycznie będą myśleć takimi kategoriami (pracuję dla
siebie a nie dla rodziny), to właściwie więcej ich dzieli niż łączy. Taki
związek nie ma szans na powodzenie.
Jednak są ludzie żyjący w najszczęśliwszym związku, a mimo to wolą trzymać
rękę na swojej kasie. Taki teraz jest świat. Nie chcą się obudzić kiedyś z
ręką w nocniku.

> Nie mówie tu o majątkach rodzinnych czy innych darach otrzymywanych
> przez jednego małżonka ale o utrzymaniu i wspolnym dorabianiu się.

Tak jak mówiłem. To działa do momentu, kiedy któryś z partnerów będzie się
czuł wykorzystywany. tego nie da się ustalić dla wszystkich jednakowo. U
każdego jest gdzie indziej ta granica.


> Czy biją nie wiem ale raczej jak ktoś chce i może być z dzieckiem w
> domu to go nie posyła do żłobka bo tam fajniej. Nie mam nic przeciwko
> żłobkom bo nie wypróbowałam

niech żyją babcie :)


> No jasne ale pytam w kontekście pracuję na siebie i mam to co
> zapracuję, czy to oznacza że osoba która decyduje się być z dziećmi i
> nie pracować ma się świadomie zgodzić na posiadanie konta zerowego
> jeśli by ją druga połowa po dwóch latach wychowywania wspólnego
> dziecka niespodziewanie zostawiła? Przecież nie pracowała.
> IMO podzial majątku / zarobków nie jest taki głupi bo każdy wnosi do
> rodziny coś (wedle tego na co sie umaiwamy) a nie zawsze są to
> pieniądze a niestety potem też musi z czegoś żyć, nie wiadomo co komu
> odbije.

Zgadzam się z Tobą. Ja bym jednak robił *wszystko* co jest możliwe, żeby nie
być zależnym od nikogo. Nawet od żony.


--
^^^*Thomas Edison Corporation*^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
pl.soc.seks.moderowana

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


175. Data: 2005-08-31 17:11:53

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: MadziaMa <madziama@niespamuj_buziaczek.pl> szukaj wiadomości tego autora

On Wed, 31 Aug 2005 18:01:37 +0200, EDI <k...@c...pl> wrote:

>On <news:jc6bh1plqcsjcks46mcpq77mhfescvjab0@4ax.com>, *MadziaMa* - Wszystko
>co od tej chwili powiesz, może być użyte przeciwko tobie:
>
>>>Jestem przekonany, że w każdym dobrze działającym związku nie będzie z tym
>>>problemu. Każdy ma swoje pieniądze, i z ochotą daje je drugiemu. wystarczy
>>>nie doprowadzić do sytuacji, aby partner czuł się wykorzystywany.
>>
>> No właśnie w dobrze działającym a niestety nie wszyscy ludzie potrafią
>> się dogadać a mam wrażenie że trzymanie oddzielnych kas i pracowanie
>> dla siebie (to co ja zarobię) a nie dla rodziny jest sytuacją bardziej
>> podatną na konflikty.
>
>Jeśli tacy ludzie faktycznie będą myśleć takimi kategoriami (pracuję dla
>siebie a nie dla rodziny), to właściwie więcej ich dzieli niż łączy. Taki
>związek nie ma szans na powodzenie.
>Jednak są ludzie żyjący w najszczęśliwszym związku, a mimo to wolą trzymać
>rękę na swojej kasie. Taki teraz jest świat. Nie chcą się obudzić kiedyś z
>ręką w nocniku.

Podejścia są rózne - moje bardziej ufne w stosunku do osoby z którą
jestem, a może zwyczajnie nie dostałam po tyłku ale jakoś sobie nie
wyobrażam rozdziału na moje twoje.
>
>> Nie mówie tu o majątkach rodzinnych czy innych darach otrzymywanych
>> przez jednego małżonka ale o utrzymaniu i wspolnym dorabianiu się.
>
>Tak jak mówiłem. To działa do momentu, kiedy któryś z partnerów będzie się
>czuł wykorzystywany. tego nie da się ustalić dla wszystkich jednakowo. U
>każdego jest gdzie indziej ta granica.
>
>
>> Czy biją nie wiem ale raczej jak ktoś chce i może być z dzieckiem w
>> domu to go nie posyła do żłobka bo tam fajniej. Nie mam nic przeciwko
>> żłobkom bo nie wypróbowałam
>
>niech żyją babcie :)

niech żyją i prababcie też, bo u mnie prababcia malca :)
>
>
>> No jasne ale pytam w kontekście pracuję na siebie i mam to co
>> zapracuję, czy to oznacza że osoba która decyduje się być z dziećmi i
>> nie pracować ma się świadomie zgodzić na posiadanie konta zerowego
>> jeśli by ją druga połowa po dwóch latach wychowywania wspólnego
>> dziecka niespodziewanie zostawiła? Przecież nie pracowała.
>> IMO podzial majątku / zarobków nie jest taki głupi bo każdy wnosi do
>> rodziny coś (wedle tego na co sie umaiwamy) a nie zawsze są to
>> pieniądze a niestety potem też musi z czegoś żyć, nie wiadomo co komu
>> odbije.
>
>Zgadzam się z Tobą. Ja bym jednak robił *wszystko* co jest możliwe, żeby nie
>być zależnym od nikogo. Nawet od żony.

O nie wątpię, większość mężów napisałaby wręcz ' zwłaszcza od żony'.:)
Ogólnie rzecz biorąc jest to najlepsze wyjście ale cóż częstro
niewykonalne lub okresowo niewykonalne.

pozdrawiam

Magda

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


176. Data: 2005-08-31 23:27:22

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: "T.N." <x...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

W artykule <devste$15j8$1@news.mm.pl> Nixe napisal(a):

> To już zostało wyjaśnione. Mam nadzieję, że tym razem zrozumiałeś.

Lepiej wyjaśnić późno niż wcale, na przyszłość polecam jednak
konstrukcję zdań zgodną z gramatyką języka polskiego.

> No tak, nie sądziłam, że to będzie aż tak trudne :-/
> Od kiedy to_korespondencja_stanowi_majątek_?

Korespondencja to nie tylko treść wiadomości.

>> A przyklej w kopercie odpowiedni banknot i już będziesz miała "majątek".
>
> Pieniądze są majątkiem, list i jego treść - nie, więc naprawdę nie rozumiem,
> gdzie widzisz problem?

To napisz list atramentem ze złota.

>> Ten Kodeks jednak pewnych rzeczy nie precyzuje.
>
> Precyzuje.

Nie precyzuje.

> Owszem, bo niedyplomatycznie nazwałabym to bardzo brzydkim wyrazem.
> A co do meritum - dla mnie, pod wspólnotę majątkową, podciągnąć sobie możesz
> nawet części ciała małżonków i ich odchody, jeśli już zdołałeś podciągnąć
> korespondencję i treści z notatek.

Damska torebka albo notatnik to "przedmioty codziennego użytku". A
takie stanowią wspólnotę majątkową.

> Niemniej jednak ja mam prawo nazwać to
> absurdem i nie widzieć sensu w dyskusji na ten temat.

Wszystko możesz sobie nazwać absurdem. Do więzienia jeszcze za to nie
wsadzają.

>> Za Twoje niechlujstwo językowe,
>> nieprecyzyjne wyrażanie się i związane z tym problemy?
>
> To nie moja wina, że wyłapywanie sensu wypowiedzi z całego jej kontekstu
> stanowi dla Ciebie problem.

LOL. Idź do jakiegoś urzędu i zacznij mówić swoim językiem. Ciekawe
ilu ludzi "wyłapie sens wypowiedzi z całego jej kontekstu".

>>> Czy możesz po prostu odpowiedzieć na moje pytanie?
>
>> Nie, nie odpowiem Ci na to, bo widzisz ja zazwyczaj nie wyzywam ludzi
>> od debili (i tym się najwyraźniej różnimy). Jeśli mają takie zasady i
>> jest im z tym dobrze to nie mnie to oceniać.
>
> Nie pytałam o zasady, tylko o prawo.
> Ale nie trudź się już z odpowiedzią.
> Sam fakt, że nie potrafisz jej, udzielić mówi sam za siebie.
> I na tym poprzestańmy.

Prawo nie narzuca nikomu przymusu wydania pieniędzy, nawet jeśli
takowe mu się należą. Podobnie jak nie narzuca przymusu jedzania
golonki albo pasztetu z królika. I tak samo nie ma przymusu włączania
telewizora, komputera, bądź czegokolwiek innego, nawet jeśli ktoś jest
jego prawnym właścicielem

> Napisałeś przed chwilą "Żyjemy w wolnym państwie i nazywanie czyjejś
> dobrowolnej i zgodnej z prawem decyzji "debilizmem" bardzo źle o Tobie
> świadczy"
> Pytam więc - z jakim prawem zgodna jest decyzja małżonków co do kwestii, że
> w małżeństwie wspólnotowym żona nie może korzystać z rzeczy, które mąż kupił
> w trakcie trwania związku?

Z całym obowiązującym w Polsce prawem, łącznie z KRiO jak i każdym
innym kodeksem. Doprawdy czytałem już kilka Twoich niezbyt mądrych
wypowiedzi, ale tutaj to już przeszłaś samą siebie. Ale niech Ci
będzie: wytłumaczę tak jak małemu dziecku.
Mamy małżeństwo wspólnotowe w którym decyzje dotyczące rozporządzania
WSPÓLNYM majątkiem podejmowane są WSPÓLNIE przy jednoczesnej
akceptacji zarówno męża jak i żony. I na początku miesiąca mąż z żoną
siadają WSPÓLNIE do stołu i WSPÓLNIE kładą na nim pieniądze, które
przynieśli z zakładu pracy. WSPÓLNIE ustalają, że żona położy
pieniądze z lewej strony, a mąż z prawej. Następnie WSPÓLNIE ustalają,
że przy pieniądzach z lewej strony położą tabliczkę z napisem "żona",
z prawej strony tabliczkę z napisem "mąż". I wreszcie WSPÓLNIE
ustalają, że ich WSPÓLNE pieniądze opatrzone etykietą "żona" będą
wydawane przez żonę, a mąż w tym momencie wyraża zgodę na zakup za nie
jakichkolwiek przedmiotów przez żonę, natomiast pieniądze opatrzone
etykietą "mąż" będą wydawane przez męża, a żona już w tym momencie
akceptuje te wydatki potwierdzając tym samym fakt, że wszystkie WSPÓLNE
pieniądze zostaną wydane na mocy ich WSPÓLNEJ decyzji.
Następnie małżonkowie WSPÓLNIE decydują, że wszystkie przedmioty
zakupione za pieniądze opatrzone etykietą "żona" także będą posiadały
etykietę "żona", natomiast wszystkie przedmioty zakupione za pieniądze
z etykietą "mąż" także będą posiadały etykietę "mąż". Po czym to
małżonkowie WSPÓLNIE decydują, że przedmioty z etykietą "żona" będą
używane wyłącznie przez żonę, natomiast przedmioty z etykietą "mąż"
będą używane wyłącznie przez męża. Tym samym wszystkie decyzje
dotyczące dysponowania WSPÓLNYM majątkiem zakupionym za
WSPÓLNE pieniadze wydane na mocy WSPÓLNEJ decyzji zostały w tym
małżeństwie podjęte WSPÓLNIE tak jak to przewiduje KRiO oraz pojęcie
"wspólnoty ustawowej".
C.K.D.

>>> A dla mnie owszem. Jeśli żyję w wolnym związku, to mój partner może
>>> mi de facto "skoczyć", gdy będzie chciał bez mojej zgody skorzystać
>>> z telewizora
>
>> W praktyce to nie ma aż takiego znaczenia. Bo myślę, że w 99% wolnych
>> związków konkubent (czy jak on się tam nazywa...) korzysta z
>> telewizora kobiety, z którą żyje i nikt go za to do sądu nie podaje.
>
> Ale MOŻE podać! A w małżeństwie nie ma takiego prawa.

Może podać.

> I tylko o to mi chodziło, a nie o to jak bywa w praktyce.

Chodziło Ci o to, że kluczowym słowem jest "ślub". Nie wiem jaka jest
Twoja definicja "kluczowego słowa", ale biorąc pod uwagę statystykę,
ślub w tym względzie w olbrzymiej większości przypadków niczego nie
zmienia, więc takie stwierdzenie jest IMO zupełnie bezpodstawne.

>> Jeśli małżonkowie decydują się żyć inaczej niż nakazuje to
>> KRiO i przy tym są obydwoje szczęśliwi to gdzie widzisz problem?
>
> A Ty widzisz problem w sytuacji, gdy jeleń utrzymuje pijawkę i jest im z tym
> bardzo dobrze?

Widzę pewien problem, bo IMO takie coś nie istnieje. Tzn. faceta w
takim związku, jeśli jest mu z tym dobrze, absolutnie nie nazwałbym
jeleniem. Ale to dość subiektywna kwestia, w każdym razie nie
wykluczam, że takie układy istnieją.

>> Zresztą dalej twierdzę, że KRiO jest nieprecyzyjny.
>
> Ale to jest tylko i wyłącznie Twój problem.

Nie. To jest problem tych, którzy będą chcieli się na KRiO powoływać.

>>> Napisz więc jasno - któraż to żona jest pijawką i dlaczego?
>
>> Chociażby taka, która żąda więcej niż defaultowa, komunistyczna, równo
>> przydzielona porcja ze "wspólnego gara".
>
> I od takiej żony zaczął się ten wątek, że pozwoliłeś sobie na plucie jadem
> na_wszystkie_związki wspólnomajątkowe i_wszystkie_niepracujące żony żyjące w
> takich związkach?

A gdzie ja "plułem" na *wszystkie* niepracujące żony?

> No i? Jak wobec tego taką sporną sytuację załatwiacie Wy, jeśli każdego z
> osobna nie stać na przedmiot swojego pożądania, a stać by go było dopiero po
> połączeniu obu pensji? Np. Twoja żona chce pralkę za 2000 zł (a ma tylko
> 1000 zł), natomiast Ty chcesz komputer za 3000 zł (a masz tylko 2000 zł)?

Jeśli się nie dogadamy (a może tak być) to ciułamy dalej.

>> Nie koniec, nie kropka i reszta nie jest bez znaczenia.
>
> Boże mój drogi. "Reszta [czyli pozostałe opcje związków] jest bez
> znaczenia". Tam był kontekst, który raczyłeś pominąć.

"Reszta" to w tym przypadku wpływ czynników nie związanych z prawem na
związek małżeński.

> Nie wyrywaj zdań z kontekstu, bo już Ci nie raz mówiłam, że tworzysz w ten
> sposób głupie tezy, które potem przypisujesz rozmówcom.

Nie wyrywam. W tym to akurat Agnieszka się specjalizuje.

>>> [W małżeństwach intercyzowych również można być gnojem w świetle
>>> prawa, nie wziąłeś tego pod uwagę?
>
>> Można, ale to akurat nie ma nic to rzeczy
>
> A niby dlaczego akurat tu nie ma to nic do rzeczy?

Bo "gnojem" można być zawsze i wszędzie.

>> bo ja w przeciwieństwie do Ciebie nie sprowadzam tematu finansów
>> małżeńskich jedynie do strony prawnej.
>
> Sorki, ale ta dyskusja powoli zaczyna mnie męczyć. Poruszanie się w gąszczu
> Twoich dziwnych stwierdzeń i kuriozalnych wniosków wysnuwanych nie wiadomo
> na jakiej podstawie i z jakiej przyczyny, zaczyna mi przypominać poruszanie
> się po omacku w gęstym bagnie.
> Pozwolisz więc, że nie będę odpowiadać na zdania typu "ni z gruszki, ni z
> pietruszki"

Nie odpowiadaj. Ale sprowadzanie życia małżeńskiego (czy nawet
finansów małżeńskich) jedynie do strony prawnej jest nieporozumieniem.

>>>> Poza tym, co najważniejsze (nawet jeśli rozważywymy sytuację w
>>>> której małżenstwo prowadzi finanse w "defaultowy", wspólny sposób)
>>>> to na litość Boską - nikt nikogo nie zmusza, żeby wydawał 100% tego
>>>> co mu się należy "ze wspólnego gara".
>
>>> Sorki, ale nie wiem, o czym teraz piszesz.
>
>> Może ja mówię po Chińsku, a może to damski materializm Tobą trzęsie na
>> tyle, że nie rozumiesz jednego prostego zdania.
>
> Ja zdanie rozumiem, ale nie rozumiem celowości jego napisania.

Więc wyjaśniam: celem napisania tego zdania było stwierdzenie faktu,
że nawet jeśli małżeństwo ma usanowioną prawnie wspólnotę majątkową
to przy obustronnej zgodzie pieniądze może wydawać każda ze stron
proporcjonalnie do swoich zarobków. W w żadnym wypadku nie kłóci się
to z KRiO, więc nazywanie takich ludzi "debilami" nie powinno mieć
miejsca.

>> Otóż jeśli ze
>> "wspólnego gara" defaultowo przypada Ci np. 1000 zł (już pomińmy w tym
>> momencie sposób, w jaki to zostało obliczone - niech będzie
>> "komunizm") to ani państwo, ani ustawa, ani Duch Święty, ani nikt inny nie
>> zmusza
>> Cię do spożytkowania tych pieniędzy.
>
> No, nie zmusza. A pisałam, że zmusza? Ktoś inny pisał?
> Nie? To co Cię napadło, żeby prezentować teraz takie wnioski od czapy?

Pomyśl trochę...

>> Możesz np. część oddać mężowi,
>> nie korzystać z tego i potraktować to jako "jego" własność (nawet mimo
>> tego, że prawnie należy to do Ciebie).
>
> No mogę, ale jak wyżej. Co z tego?
> Przeszedłeś bez uprzedzenia na jakiś inny poziom dyskusji?

Wydatki proporcjonalne do swoich zarobków przy obustronnej decyzji nie
kłócą się z prawem. Wiem, powtarzam już kilka razy, ale Tobie to chyba
tak trzeba...

> Czy Ty potrafisz czytać ze zrozumieniem?
> Jeśli komuś podoba się kolor czerwony, to trzeba być klasycznym idiotą, żeby
> mu powiedzieć "ale wiesz - kolor czerwony nie zawsze jest ładny".

Masz bardzo dziwne skłonności nazywania "idiotą" człowieka, którego
zachowań nie potrafisz zrozumieć. Uważaj tylko, żeby ktoś Ciebie nie
nazwał w podobny sposób.

>>> Jeśli uważasz, że w takiej
>>> sytuacji wolisz być uczciwym jeleniem, który dyskredytuje swój wkład
>>> w małżeństwo i uczciwie nie pójdzie sobie kupić koszuli, bo z jego
>>> pensji go na to nie stać,
>
>> "Jeleń" nie pójdzie sam, ale może np. poprosić żonę o pieniądze
>
> Chcąc być uczciwym w Twoim tego słowa rozumieniu, nie powinien jej nawet o
> to prosić.

Dlaczego? Ja nigdzie o czymś takim nie pisałem. Chodzi przede
wszystkim o samą świadomość i reguły gry, a nie o fakt, że muszą być
jakieś konkretne wyniki.

> Wszak nie "przysługuje" mu tak wysoka działka.
> A koszulę dostać może i owszem, jeśli żona sama wyrazi pozwolenie.
> Tak właśnie wygląda z "naszej" strony Twój idealny model rodziny.

Tak wygląda skrajny przypadek. Niemożliwy do wykluczenia, aczkolwiek i
tak zdecydowanie bardziej uczwicy niż skrajne nadużycia modelu
komunistycznego.

>>> I nie masz tym samym żadnego prawa uważać za
>>> nieuczciwych i niemoralnych ludzi, którzy swój wkład oceniają
>>> zupełnie inaczej.
>
>> Nie. Ale mam prawo uważać, że sposób, który opisałem jest zdecydowanie
>> bardziej uczciwy.
>
> Jest bezduszny, małostkowy, materialistyczny i egoistyczny. Czy to
> uczciwość? Być może. W pewnym sensie.
> Dla mnie to jednak uczciwość wymuszona - wysokością zarobków i prawnym
> podziałem majątku. A nie mająca podstaw w miłości i wzajemnym zaufaniu.

Już pisałem wielokrotnie, że prawnej intercyzy być nie musi. Może być
właśnie intercyza oparta na "wzajemnym zaufaniu".

>>> A tym samym nie czują, że robią coś złego, gdy kupują sobie rzeczy
>>> za "cudze" pieniądze. Zwłaszcza w sytuacji, gdy druga strona nie ma
>>> co do tego ŻADNYCH zastrzeżeń.
>
>> Czasem jednak może być tak, że komuś jedyni WYDAJE SIĘ, że ta druga
>> strona nie ma zastrzeżeń...
>
> A czasem to latem śnieg potrafi spaść.

I spada, na przykład tego lata na Kasprowym.


> Głupiś jak but. Wiem, nudna jestem, ale trudno mi nie reagować w ten sposób,
> gdy ktoś znów pitoli trzy po trzy.
> Nie poruszam się w innych obszarach,

Nie, z pewnością się nie poruszasz w innych obszarach, zwłaszcza w
obszarach "miłości i wzajemnego zaufania", które widać parę linijek
wyżej.


>> Nie, nie sądzę, bynajmniej nie z tego powodu. Tak samo jak nie sądzę,
>> że do niechodzących do kościoła należy strzelać.
>
> A co ma jedno do drugiego?
> Skoro można być pijawką w świetle prawa, to albo prawo jest źle
> skonstruowane, albo się tą pijawką nie jest.
> Nie ma innej możliwości.

Bzdura, bzdura i jeszcze raz bzdura.
Żadne prawo cywilizowanego państwa nie zmusza obywateli do tego, żeby:
głodnych nakarmić, smutnych pocieszyć, nagich przyodziać itp. Pomyśl
dlaczego. I zapewniam, że nie ma takiego prawa, które mogłoby
wyeliminować "pijawki", "gnoje", "świnie", itp. (to zresztą bardzo
subiektywne określenia).

>>>> I jeszcze raz
>>>> przypominam, że nie jesteśmy na grupie pl.soc.prawo, tylko
>>>> pl.soc.rodzina, a nazwa do czegoś zobowiązuje
>
>>> ROTFL :D
>
>> Nie wiem co tu jest takie śmieszne.
>
> Nie dziwię się.
> Inaczej nie napisałbyś czegoś równie głupiego.

Jeśli dla Ciebie dyskusja o rodzinie jest jedynie rodzajem dyskusji o
prawie to faktycznie możesz się z siebie pośmiać.

>>> To nie sprowadzaj. Ja też tego nie robie. Udowodniłam Ci jedynie, że
>>> Twoje tezy o pijawkach, babach siedzących w kapciach przed
>>> telewizorem, braku prawa do korzystania ze wspólnoty majątkowej i
>>> wielu innych rzeczach są bzdurne i niezgodne z tym, co mówi KRiO,
>>> choć nogami się niemal zapierałeś, że to nieprawda.
>
>> Niekoniecznie. Dalej twierdzę, że jeśli niepracująca kobieta pobiera
>> 100 procent pensji męża i sama decyduje na co to wydać (chociażby
>> miałoby to być "dla dobra rodziny") to nie jest to w porządku.
>
> ALE NIKT TU NIGDZIE NIE PISAŁ O TAKICH CHORYCH SYTUACJACH! Czy jesteś w
> stanie to w końcu zrozumieć?

Jak nie pisał? Ja pisałem (i także Ty) pisałem o pewnych zasadach o
ogólności, a moje zasady są między innymi po to, żeby nie dopuścić do
takich "chorych sytuacji".

> Nie mieszkam na całym świecie. Ślub brałam w Polsce i wg polskiego prawa.
> Wg islamskiego ślubu nie wzięłabym nigdy. Tak trudno to pojąć?

To jak i gdzie brałaś ślub niezbyt mnie interesuje, ale ograniczanie
małżeństwa i zasad w nim panujących jedynie do obowiązującego prawa
jest bez sensu.

>>>> Ja nigdzie nie mówię, że należy łamać obowiązujące w Polsce prawo,
>>>> ani też nikogo do tego nie zachęcam, ale prawo nie zawsze jest
>>>> idealne.
>
>>> To je zmień.
>
>> To praktycznie nic nie da.
>
> To co w takim razie "coś" da?

Przekonanie męża i żony o słuszności pewnych zasad.


>>>> Nie można traktować tego jako wartości absolutnej.
>
>>> Nie, lepiej niech każdy kieruje się własnym systemem wartości
>>> moralnych i etycznych.
>
>> I tak też jest.
>
> Dopóki wszyscy są zadowoleni i nikomu nie dzieje się krzywda.
> Ale jeśli jedna ze stron jest poszkodwana, to wtedy spór o rację rozstrzyga
> prawo, a nie rada rodzinna złożona z żony, męża i teściowej jako
> prokuratora.

Nigdzie tego nie kwestionowałem.

>>> Jaki układ? Że żona przykładowo jada mniej, bo mniej zarabia?
>>> Serio, zaczynam się gubić w Twoich tezach.
>
>> Układ, który ma jasno określone zasady w sytuacji kiedy nie może dojść
>> do kompromisu
>
> A jakież to zasady jasno określają, co zrobić w sytuacji, gdy nie można
> dojść do porozumienia, ile dzieci będziecie mieli, jak dacie im na imię i na
> jaki kolor pomalujecie łazienkę?

To może zamiast mi zarzucać, że piszę nie na temat sama się zastanów
czy rozmawiasz o finansach czy o d...e Maryni.

T.N.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


177. Data: 2005-09-01 08:06:07

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: "Radek" <r...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "T.N." <x...@g...pl> napisał w wiadomości
news:df5eco$knf$1@inews.gazeta.pl...

> Z całym obowiązującym w Polsce prawem, łącznie z KRiO jak i każdym
> innym kodeksem. Doprawdy czytałem już kilka Twoich niezbyt mądrych
> wypowiedzi, ale tutaj to już przeszłaś samą siebie. Ale niech Ci
> będzie: wytłumaczę tak jak małemu dziecku.
> Mamy małżeństwo wspólnotowe w którym decyzje dotyczące rozporządzania
> WSPÓLNYM majątkiem podejmowane są WSPÓLNIE przy jednoczesnej
> akceptacji zarówno męża jak i żony. I na początku miesiąca mąż z żoną
> siadają WSPÓLNIE do stołu i WSPÓLNIE kładą na nim pieniądze, które
> przynieśli z zakładu pracy. WSPÓLNIE ustalają, że żona położy
> pieniądze z lewej strony, a mąż z prawej. Następnie WSPÓLNIE ustalają,
> że przy pieniądzach z lewej strony położą tabliczkę z napisem "żona",
> z prawej strony tabliczkę z napisem "mąż". I wreszcie WSPÓLNIE
> ustalają, że ich WSPÓLNE pieniądze opatrzone etykietą "żona" będą
> wydawane przez żonę, a mąż w tym momencie wyraża zgodę na zakup za nie
> jakichkolwiek przedmiotów przez żonę, natomiast pieniądze opatrzone
> etykietą "mąż" będą wydawane przez męża, a żona już w tym momencie
> akceptuje te wydatki potwierdzając tym samym fakt, że wszystkie WSPÓLNE
> pieniądze zostaną wydane na mocy ich WSPÓLNEJ decyzji.
> Następnie małżonkowie WSPÓLNIE decydują, że wszystkie przedmioty
> zakupione za pieniądze opatrzone etykietą "żona" także będą posiadały
> etykietę "żona", natomiast wszystkie przedmioty zakupione za pieniądze
> z etykietą "mąż" także będą posiadały etykietę "mąż". Po czym to
> małżonkowie WSPÓLNIE decydują, że przedmioty z etykietą "żona" będą
> używane wyłącznie przez żonę, natomiast przedmioty z etykietą "mąż"
> będą używane wyłącznie przez męża. Tym samym wszystkie decyzje
> dotyczące dysponowania WSPÓLNYM majątkiem zakupionym za
> WSPÓLNE pieniadze wydane na mocy WSPÓLNEJ decyzji zostały w tym
> małżeństwie podjęte WSPÓLNIE tak jak to przewiduje KRiO oraz pojęcie
> "wspólnoty ustawowej".
> C.K.D.

Pozwolę wciąć się w waszą pogawędkę ;)
Dwie uwagi odnośnie powyższego fragmentu (też jak dziecku ;) ):

- czysto formalna uwaga: tak jak dwoje ludzi _nie_może_ umówić się,
nawet WSPÓLNIE, o tym, że jedno z nich jest człowiekiem, a drugie małpą,
tak samo umowa podjęta WSPÓLNIE/przy obiedzie/po pierwszym
o rozdziale pieniędzy i rzeczy za nie zakupionych nie ma mocy sprawczej.
Tzn. można ją podjąć, można respektować, ale nie można egzekwować...
inaczej niż dobrowolnie oczywiście.
Na podobnej zasadzie nie wolno Ci zawrzeć z żoną umowy, że jest ona
(żona znaczy) Twoim workiem bokserskim, nawet jeśli jest to umowa
podjęta WSPÓLNIE.
Co więcej niektóre tego typu umowy nawet w postaci umów papierowych
nie mają żadnej mocy (coś jak weksle Samoobrony).

- no i taka uwaga z typu IMO: rozumiem co chcesz napisać, ale po co
tworzysz tego typu przykład/układ nie pojmuję. Jeśli umówisz się z "żoną"
WSPÓLNIE, że mieszkacie oddzielnie, zarabiacie oddzielnie, wydajecie
oddzielnie, uprawiacie seks oddzielnie, chodzicie do kina oddzielnie, itp.
itd.
a WSPÓLNIE ustalacie tylko, że w następnym miesiącu też robicie
wszystko oddzielnie to można by zaryzykować stwierdzenie, że Twoimi
"żonami" jest kilka tysięcy/milionów/miliardów kobiet na tym świecie.
A już nawet skrót TZ oznacza chyba kogoś unikalnego, jedynego na świecie.
Czy warto kogoś takiego traktować jak tysiące/miliony/miliardy innych,
obcych ludzi?

Pozostałe złośliwostki nie nadają się do komentowania :)

Radek


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


178. Data: 2005-09-01 16:16:37

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: "Nixe" <n...@f...peel> szukaj wiadomości tego autora

W wiadomości <news:df5eco$knf$1@inews.gazeta.pl>
T.N. <x...@g...pl> pisze:

> Lepiej wyjaśnić późno niż wcale, na przyszłość polecam jednak
> konstrukcję zdań zgodną z gramatyką języka polskiego.

Zdanie było napisane jak najbardziej poprawnie.
Nie moja wina, że go nie zrozumiałeś, choć inne osoby nie miały z tym
żadnego problemu.

>> No tak, nie sądziłam, że to będzie aż tak trudne :-/
>> Od kiedy to_korespondencja_stanowi_majątek_?

> Korespondencja to nie tylko treść wiadomości.

No i co z tego? Pytam ponownie - czy to jest majątek?
"między małżonkami z mocy ustawy wspólność majątkowa obejmująca ich dorobek"
"dorobkiem małżonków są przedmioty majątkowe nabyte w czasie trwania
wspólności ustawowej"
Czy korespondencja jest przedmiotem majątkowym_nabytym_? Czy wiesz, co
oznacza czasownik_nabyć_?

>> Pieniądze są majątkiem, list i jego treść - nie, więc naprawdę nie
>> rozumiem, gdzie widzisz problem?

> To napisz list atramentem ze złota.

Przepraszam, ale co to ma do rzeczy?
Czy ten list został_nabyty_?

>>> Ten Kodeks jednak pewnych rzeczy nie precyzuje.

>> Precyzuje.

> Nie precyzuje.

Wiesz, to już naprawdę Twój problem, jeśli nie potrafisz zrozumieć jasnego
przekazu.

> Damska torebka albo notatnik to "przedmioty codziennego użytku". A
> takie stanowią wspólnotę majątkową.

Odrębny majątek każdego z małżonków stanowią:
"4) przedmioty majątkowe służące wyłącznie do zaspokajania osobistych
potrzeb jednego z małżonków"
Nadal masz problem?

> LOL. Idź do jakiegoś urzędu i zacznij mówić swoim językiem. Ciekawe
> ilu ludzi "wyłapie sens wypowiedzi z całego jej kontekstu".

Chłopcze, jak pracuję wśród mas ludzi i naprawdę nie mam problemów z
porozumiewaniem się z nimi, a oni ze zrozumieniem mnie. To samo jest tu na
newsach. Może warto byś_Ty_zastanowił się, co jest z Tobą nie tak, skoro nie
potrafisz zrozumieć tego, z czym inni nie mają problemów.

> Chodziło Ci o to, że kluczowym słowem jest "ślub". Nie wiem jaka jest
> Twoja definicja "kluczowego słowa", ale biorąc pod uwagę statystykę,
> ślub w tym względzie w olbrzymiej większości przypadków niczego nie
> zmienia, więc takie stwierdzenie jest IMO zupełnie bezpodstawne.

Przed chwilą wyjaśniłam jak chłop krowie, że zmienia bardzo wiele.
Że od tego momentu nie mogę zabronić mężowi oglądania telewizora kupionego
przeze mnie w trakcie trwania małżeństwa.
Wcześniej mogłam. Noszkurde co w tym jest niezrozumiałego?

>>> Jeśli małżonkowie decydują się żyć inaczej niż nakazuje to
>>> KRiO i przy tym są obydwoje szczęśliwi to gdzie widzisz problem?

>> A Ty widzisz problem w sytuacji, gdy jeleń utrzymuje pijawkę i jest
>> im z tym bardzo dobrze?

> Widzę pewien problem, bo IMO takie coś nie istnieje. Tzn. faceta w
> takim związku, jeśli jest mu z tym dobrze, absolutnie nie nazwałbym
> jeleniem.

Przecież już go tak nazwałeś w tej dyskusji!

> w każdym razie nie wykluczam, że takie układy istnieją.

To wykluczasz czy nie?
Przed momentem napisałeś "IMO takie coś nie istnieje"

>>> Zresztą dalej twierdzę, że KRiO jest nieprecyzyjny.

>> Ale to jest tylko i wyłącznie Twój problem.

> Nie. To jest problem tych, którzy będą chcieli się na KRiO powoływać.

Ale inni nie twierdzą, że KRiO jest nieprecyzyjny.

> A gdzie ja "plułem" na *wszystkie* niepracujące żony?

Nigdzie. Zmyśliłam sobie. Cały ten wątek to imaginacja.
Weź już przestań, to robi mi się słabo od Twojego braku odpowiedzialności za
własne opinie.

> Jeśli się nie dogadamy (a może tak być) to ciułamy dalej.

Co wobec tego, w dokładnie takiej samej sytuacji małżeństwa komunistycznego,
zabrania ciułania dalej wspólnych pieniędzy tak, by starczyło i na jedno i
na drugie?

>>> Nie koniec, nie kropka i reszta nie jest bez znaczenia.

>> Boże mój drogi. "Reszta [czyli pozostałe opcje związków] jest bez
>> znaczenia". Tam był kontekst, który raczyłeś pominąć.

> "Reszta" to w tym przypadku wpływ czynników nie związanych z prawem na
> związek małżeński.

Naprawdę TY wiesz lepiej, co JA chciałam napisać?
Wiem już, że potrafisz zadziwić swoim yntelektem z Bożej łaski, ale nie
wiedziałam, że czytasz przy tym w cudzych myślach. Przy czym nawet jeśli, to
nie wychodzi Ci to za bardzo, bo nie
trafiłeś.

>>>> [W małżeństwach intercyzowych również można być gnojem w świetle
>>>> prawa, nie wziąłeś tego pod uwagę?

>>> Można, ale to akurat nie ma nic to rzeczy

>> A niby dlaczego akurat tu nie ma to nic do rzeczy?

> Bo "gnojem" można być zawsze i wszędzie.

I dlatego "bycie gnojem" w małżeństwach intercyzowych nie ma w tej dyskusji
nic do rzeczy, a "bycie gnojem" w małżeństwach komunistycznych ma? Cóż za
pokrętna logika.

>> Jeśli komuś podoba się kolor czerwony, to trzeba być klasycznym
>> idiotą, żeby mu powiedzieć "ale wiesz - kolor czerwony nie zawsze
>> jest ładny".

> Masz bardzo dziwne skłonności nazywania "idiotą" człowieka, którego
> zachowań nie potrafisz zrozumieć.

A możesz odnieść się do meritum?

>> Jest bezduszny, małostkowy, materialistyczny i egoistyczny. Czy to
>> uczciwość? Być może. W pewnym sensie.
>> Dla mnie to jednak uczciwość wymuszona - wysokością zarobków i
>> prawnym podziałem majątku. A nie mająca podstaw w miłości i
>> wzajemnym zaufaniu.

> Już pisałem wielokrotnie, że prawnej intercyzy być nie musi. Może być
> właśnie intercyza oparta na "wzajemnym zaufaniu".

Ale co z tego, że może? Co to zmienia w takim układzie? Czemu ma służyć ten
argument?

>> Nie poruszam się w innych obszarach,

> Nie, z pewnością się nie poruszasz w innych obszarach, zwłaszcza w
> obszarach "miłości i wzajemnego zaufania", które widać parę linijek
> wyżej.

Aha i Ty podobno nie wyrywasz zdań z kontekstu okraszając ich bezsensownymi
komentarzami? :-/

>> Skoro można być pijawką w świetle prawa, to albo prawo jest źle
>> skonstruowane, albo się tą pijawką nie jest.
>> Nie ma innej możliwości.

> Bzdura, bzdura i jeszcze raz bzdura.
> Żadne prawo cywilizowanego państwa nie zmusza obywateli do tego, żeby:
> głodnych nakarmić, smutnych pocieszyć, nagich przyodziać itp.

A co to ma do rzeczy? Co Ty w ogóle za kurioza teraz wymyślasz?
I w jakim celu?

> dlaczego. I zapewniam, że nie ma takiego prawa, które mogłoby
> wyeliminować "pijawki", "gnoje", "świnie", itp. (to zresztą bardzo
> subiektywne określenia).

Czyli wg Ciebie osoba, która nie karmi głodnych, nie pociesza smutnych, nie
przyodziewa nagich jest pijawką, gnojem i świnią w świetle prawa? Dobrze się
czujesz?

>>>>> I jeszcze raz
>>>>> przypominam, że nie jesteśmy na grupie pl.soc.prawo, tylko
>>>>> pl.soc.rodzina, a nazwa do czegoś zobowiązuje

>>>> ROTFL :D

>>> Nie wiem co tu jest takie śmieszne.

>> Nie dziwię się.
>> Inaczej nie napisałbyś czegoś równie głupiego.

> Jeśli dla Ciebie dyskusja o rodzinie jest jedynie rodzajem dyskusji o
> prawie to faktycznie możesz się z siebie pośmiać.

Nie, to Ty sugerujesz, bym poruszała tu tylko aspekty rodzinne, ponieważ
nazwa w pl.soc.rodzina do czegoś zobowiązuje.
I z tego właśnie turlałam się po podłodze.

> ograniczanie małżeństwa i zasad w nim panujących jedynie do obowiązującego
> prawa jest bez sensu.

To nie zawieraj małżeństwa albo zmień prawo/kraj.

>>> Układ, który ma jasno określone zasady w sytuacji kiedy nie może
>>> dojść do kompromisu

>> A jakież to zasady jasno określają, co zrobić w sytuacji, gdy nie
>> można dojść do porozumienia, ile dzieci będziecie mieli, jak dacie
>> im na imię i na jaki kolor pomalujecie łazienkę?

> To może zamiast mi zarzucać, że piszę nie na temat sama się zastanów
> czy rozmawiasz o finansach czy o d...e Maryni.

No i w ten sposób koncertowo wyłożyłeś na prostym zagadnieniu rozwiązywania
konfliktów w małżeństwach.
Wątek jest jak najbardziej o finansach. Jednakże napisałam Ci już, że
umiejętność rozwiązywania problemów spornych zależy od ludzi, a nie rodzaju
problemów czy modelu związku. Jeśli Wy potraficie zadowalająco dla obu stron
rozwiązać konflikt dotyczący imion dla dzieci, to przyjmij, że tacy sami
ludzie, jak Wy, lecz żyjący w małżeństwie komunistycznym, nie będą mieli
problemów z rozwiązaniem konfliktu dotyczącego pieniędzy. Bo też będą
potrafili się dogadać.

--
PozdrawiaM

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


179. Data: 2005-09-02 20:27:23

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: Joanna Gacka <j...@u...com-mediakropkapl> szukaj wiadomości tego autora

T.N. napisał(a):
>
> Ty chyba to czytałaś będąc "pod wpływem", bo innego wytłumaczenia dla
> bredni, które tu wypisujesz znaleźć nie mogę. Gdzie tam jest napisane
> o oddawaniu swoich pieniędzy żonie, albo w ogóle o jakichś ustaleniach
> finansowych? Tak się składa, że zazwyczaj jest to sprawa ustaleń
> między dwojgiem dorosłych ludzi i nie wiem co do tego miałby mieć USC,
> albo przysięga małżeńska. Ale zapewne znajdą się tacy jak Agnieszka,
> która wszystko zitnerpretuje na swoją modłę. Aż ręcę opadają...
>

No i nie wytrzymałam... weź sobie do łapki KRO i poczytaj a potem bzdury
wypisuj... Tam owe prawa i obowiązki są dość ładnie jasno i przejrzyście
(jak na język prawniczy) wyłożone.

JG

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


180. Data: 2005-09-04 23:22:38

Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY
Od: "agi-(-fghfgh-)" <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

T.N. napisał(a):

> Ale co to ma wspólnego z szowinizmem, który został mi zarzucony?

Duzo. Jesli cudza prace okreslasz 'pozal sie Boze wkladem' - to bardzo
obrazuje Twoj stosunek do osob wykonujacych taka prace. Biorac pod uwage
kontekst Waszej rozmowy z Nixe oraz co poniektóre uwagi dotyczace
kobiet, które tutaj publicznie wyraziles - masz dosc ciekawy stosunek do
samych kobiet, ich roli w zwiazku jak i ich pracy niezawodowej. Takie
pogardliwe podejscie cechuje wlasnie szowinistów.
pzdr
agi

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 ... 10 ... 17 . [ 18 ] . 19


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

krytyka na kuchenych stolach
Mąż maminsynek i podli teściowie
"stare dzieci" w nowych zwiazkach
Nienawidzę własnych rodziców.
Nienawidzę własnych rodziców.

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.

zobacz wszyskie »