« poprzedni wątek | następny wątek » |
71. Data: 2005-08-28 12:40:39
Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MYGosia Plitnik napisał(a):
> Moj Drogi, 'patafian" to moje okreslenie i bez sensu dostało sie za nie
> Agnieszce.
"Dostało się ?"
Coście się tak uparły (Agnieszko i Gosiu), że to było powiedzenie do
Agnieszki.
Czy Waszym zdaniem powinienem był założyć nowy wątek i napisać:
Gosia powiedziała tak, a Agnieszka tak, w wątku o messageid ...
Jakaś drazliwa grupa :D
--
Koniec dyskusji nie oznacza, że przyznałem
Ci rację. ;-)
W adresie e-mail zamień wodę na tlen.
GG: 4494911 Tlen: stern75
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
72. Data: 2005-08-28 12:40:44
Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY"MarcinS" <s...@w...pl> wrote in message
news:des6f1$n5b$1@atlantis.news.tpi.pl...
> I mocno przewrotnie ciekawi mnie, czy gdyby T.N. był kobietą, potępienie
> byłoby równie wielkie. ;)
zadna kobieta nie pisala tego typu tekstow ;)))
iwon(k)a
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
73. Data: 2005-08-28 12:47:59
Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY"MarcinS" <s...@w...pl> wrote in message
news:desbc4$bmc$1@atlantis.news.tpi.pl...
> Coście się tak uparły (Agnieszko i Gosiu), że to było powiedzenie do
> Agnieszki.
> Czy Waszym zdaniem powinienem był założyć nowy wątek i napisać:
> Gosia powiedziała tak, a Agnieszka tak, w wątku o messageid ...
generalnie w czasie dyskusji na grupie dyskusyjnej, jesli podpinasz sie
pod czyjac wypowiedz, wskazuje to na to, iz tej to osobie odpowiadasz.
jesli uzywasz argumentow uzytych przez osobe inna niz ta, do ktorej cos
piszesz, to warto by bylo zaznaczyc kto to napisal. jesli cos chesz
powiedziec
ogolnie, to poszperaj w postach do ktorego najlepiej pasuja Twoje
wynurzenia, bo na jakiejs podstwie to wysnules. jesli masz zamiar cos
napisac
na zasadzie "wyskoczyl jak Filip z konopii" to rzeczywiscie zaloz nowy
watek.
> Jakaś drazliwa grupa :D
jak kazda inna. trzeba sie tylko stosowac do pewnych regul.
a nie wjezdzac pod prad w ulice jednokierunkowa, i dziwic sie, ze wszyscy
trabia na Ciebie.
iwon(k)a
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
74. Data: 2005-08-28 13:25:53
Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MYIwon(k)a napisał(a):
> "MarcinS" <s...@w...pl> wrote in message
> news:des6f1$n5b$1@atlantis.news.tpi.pl...
>
>> I mocno przewrotnie ciekawi mnie, czy gdyby T.N. był kobietą,
>> potępienie byłoby równie wielkie. ;)
>
>
> zadna kobieta nie pisala tego typu tekstow ;)))
ubierają to w inne słowa, bardziej zawoalowane.
W stylu: "ja biedna on drań, co robić"
ms
ps. nie mówię, że wszystkie :)
--
Koniec dyskusji nie oznacza, że przyznałem
Ci rację. ;-)
W adresie e-mail zamień wodę na tlen.
GG: 4494911 Tlen: stern75
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
75. Data: 2005-08-28 13:36:07
Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY"MarcinS" <s...@w...pl> wrote in message
news:dese1b$d4g$1@nemesis.news.tpi.pl...
>> zadna kobieta nie pisala tego typu tekstow ;)))
>
> ubierają to w inne słowa, bardziej zawoalowane.
>
> W stylu: "ja biedna on drań, co robić"
no cos Ty. w tym przypadku przeciez, nie bylaby biedna ;))))
iwon(k)a
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
76. Data: 2005-08-28 13:41:51
Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MYIwon(k)a napisał(a):
> no cos Ty. w tym przypadku przeciez, nie bylaby biedna ;))))
ok, więc pytanie brzmi:
"Ten drań chce mi wszystko zabrać" ;)
--
Koniec dyskusji nie oznacza, że przyznałem
Ci rację. ;-)
W adresie e-mail zamień wodę na tlen.
GG: 4494911 Tlen: stern75
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
77. Data: 2005-08-28 13:42:19
Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MY"MarcinS" <s...@w...pl> wrote in message
news:deseup$mu7$2@atlantis.news.tpi.pl...
> Iwon(k)a napisał(a):
>
>> no cos Ty. w tym przypadku przeciez, nie bylaby biedna ;))))
>
> ok, więc pytanie brzmi:
> "Ten drań chce mi wszystko zabrać" ;)
ale to nie jest pytanie ;)
iwon(k)a
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
78. Data: 2005-08-28 15:46:24
Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MYW artykule <des57q$ksd$1@news.mm.pl> Nixe napisal(a):
> Owszem, ale z tego, co pisze wynika, że wspólne decyzje mogą mieć miejsce
> tylko w "jego" modelu rodziny.
> W modelu, który nazywa komunistycznym, nie ma rzekomo możliwości
> podejmowania wspólnych decyzji i dochodzenia do kompromisu.
Proszę przytoczyć odpowiedni cytat, bo nie przypominam sobie, żebym
gdziekolwiek i kiedykolwiek napisał, że w innych modelach rodziny nie
mogą mieć miejsca wspólne decyzje. Pisałem jedynie, że nie zawsze i
nie w każdym przypadku możliwe jest osiągnięcie kompromisu i
"wspólnej" decyzji. "Nie zawsze" to nie to samo co "nigdy".
T.N.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
79. Data: 2005-08-28 17:21:48
Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MYW artykule <deqsc1$1b8a$1@news.mm.pl> Nixe napisal(a):
> A co się staje z pieniędzmi, które zostają po śmierci samotnego człowieka,
> który nie ma żadnej rodziny i nie spisał testamentu?
Nie wiem co się dzieje z takimi pieniędzmi i prawdę mówiąc wcale mnie
to nie interesuje. Dla mnie mogłyby nawet zostać zjedzone.
>> Już napisałem, że to sprawa umowy między ludźmi. I nie porównuj
>> tych rzeczy, bo czym innym jest świadome ugotowanie obiadu dla męża i
>> reszty rodziny, a co innego potajemne sprzedawanie nawet "wspólnego"
>> majątku.
>
> Jakie do @#$%&* sprzedawanie wspólnego majątku???
> O czym Ty człowieku piszesz?
Chyba powinnaś zacząć pić sklerosan albo coś podobnego skoro pamięć
zawodzi już po kilkunastu godzinach. Pisałaś o sprzedawaniu koszuli
faceta (czyli wspólnego majątku) i kupowaniu za to cukierków. To nic
innego jak potajemne sprzedawanie wspólnego majątku przez jedną ze
stron. I nie jestem pewien czy do końca zgodne z prawem.
>> Taa... A korespondencja? Rozumiem, że mąż bez uprzedzienia i Twojej
>> zgody może otworzyć zaadresowany do Ciebie list przeczytać i zrobić z
>> nim co mu się tylko podoba (np. spalić). Przecież to "wspólne".
>
> No comment. Jeśli nie rozumiesz różnic między tymi pojęciam
Różnic? Przecież Ty nie widzisz żadnych różnic... I próbujesz
nachalnie wmówić, że własność wspólna to zawsze własność wspólna.
Podałem sensowny kontrprzykład to nabrałaś wody w usta. I wcale się
temu nie dziwię.
> A kto gdziekolwiek pisał o potajemnym sprzedawaniu współwłasności? Oprócz
> Ciebie oczywiście.
Pisałaś o sprzedaniu koszuli i zakupie cukierków, jak mniemam
potajemnie, bo padło określenie: tylko się nie zdziw.
> Możesz mi przytoczyć odpowiedni cytat?
Mogę, ale tego nie zrobię. Poszukaj swoich wypowiedzi o bluzce i
cukierkach.
> Ale gdybym pożyczyła jej samochód, a ona go nie oddała, to każdy sąd
> nakazałby jej zwrócić mi auto.
> Natomiast męża, składającego skargę do sądu, że żona korzysta bez pozwolenia
> z jego telewizora skierowano by na badania psychiatryczne.
Raz piszesz o kradzieży, a drugi raz o korzystaniu, zdecyduj się na coś.
> I nie dlatego, że
> 99.99% mężów łaskawie pozwala, więc jest to niepisana reguła, lecz dlatego,
> że o wspólnocie majątkowej stanowi prawo.
Prawną wspólnotę majątkową można zlikwidować. Przypominam to po raz
kolejny.
>>> Byłby to debilizm, jakich mało.
>> Nie.
> Co nie? Nie jest debilizmiem, że żona nie miałaby prawa korzystać z rzeczy,
> które kupił jej mąż w ciągu trwania małżeństwa?
"Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni". Nie Tobie potępiać zasady jakie
panują w innych związkach. Żyjemy w wolnym państwie i nazywanie
czyjejś dobrowolnej i zgodnej z prawem decyzji "debilizmem" bardzo źle
o Tobie świadczy. Zakładam oczywiście, że obie strony w pełni
świadomie i bez żadnego przymusu zgodziłyby się na taki układ. To być
może byłaby "egzotyka", ale jeszcze raz podkreślam, że nazywanie
czegokolwiek zgodnego z prawem "debilizmem" świadczy jedynie o
rynsztokowym charakterze wypowiedzi. I na takim poziomie "udowadniania"
co jest "debilizmem" dyskutował nie będę.
>> Zresztą jest mnóstwo ludzi, którzy żyją ze sobą bez ślubu i
>> jakoś nie widzą w tym tego Twojego "debilizmu".
> Kluczowe w tym wszystkim jest słowo "ślub".
Nie. Moim zdaniem (do którego mam pełne prawo) ślub nie jest tu żadnym
"słowem kluczowym". Moja teoria w tej sprawie jest taka, że udany
związek powinien być w dużej mierze odporny na warunki zewnętrzne.
Innymi słowy ci sami ludzie którzy tworzą udane i szczęśliwe
małżenstwo w Polsce powinni je stworzyć (małżeństwo albo jakikolwiek
związek w ogóle) również na Florydzie, w Australii, Japonii i każdym
innym kraju, który nie stosuje terroru i przemocy wobec swoich
obywateli. Przepisy prawne dotyczące zawarcia małżeństwa i dalszego
życia rodzinnego mogą być diametralnie różne (zresztą nigdy nie
możesz być pewna, że te obowiązujące w Polsce będą trwały wiecznie i
czy za 5 lub 10 lat ktoś nie zdecyduje się wykreślić lub zminić kilka
artykułów z tego "Kodeksu"). Uzależnianie życia rodzinnego od tego czy
wzięło się ślub jest absurdem jakich mało.
>> Może po prostu nie są pijawkami.
> Żona, która korzysta z telewizora kupionego przez męża to wg Ciebie
> pijawka??
To już jest nudne, bo ile razy można Ci powtarzać (żebyś w końcu
zrozumiała), że chodzi o przykłady "cięższego kalibru" niż korzystanie
z telewizora czy pralki. I jeszcze jedno - model rodziny jaki
przedstawiam absolutnie nie wyklucza możliwości wspólnego korzystania
z przedmiotów należących do jednego z małżonków, podejmowania
wspólnych decyzji czy kompromisów. Jedynie jest pewnym zabezpieczeniem
na wypadek całkowicie rozbieżnych decyzji i braku możliwości dogadania
się. Tworzy solidną, opartą na uczciwości podstawę, ale nikt nie mówi,
że przy zgodzie obydwu stron nie można jej modyfikować w odniesieniu
do konkretnych przypadków.
>> Tłumaczę to już n-ty raz, ale widzę, że oporna kobieta jesteś, więc
>> napiszę jeszcze raz. To prawda, że tak wygląda sytuacja od strony
>> prawnej, jeśli nie było intercyzy.
>
> I koniec kropka. Reszta jest bez znaczenia.
Bez znaczenia powiadasz? To mogę Ci zagwarantować, że życie małżeńskie
nie ogranicza się wyłącznie do obowiązującego prawa, a w szczególności
samo przestrzeganie prawa nie jest żadnym gwarantem na udany związek.
Twoja ignorancja w tym temacie jest wręcz porażająca. Tak samo w
majestacie prawa można być świnią dla drugiego człowieka i tak samo w
majestacie prawa można storzyć nieszczęśliwe małżeństwo.
Poza tym, co najważniejsze (nawet jeśli rozważywymy sytuację w której
małżenstwo prowadzi finanse w "defaultowy", wspólny sposób) to na
litość Boską - nikt nikogo nie zmusza, żeby wydawał 100% tego co mu
się należy "ze wspólnego gara". I nawet w takiej sytuacji przy zgodzie
i zrozumieniu obu stron można z tego komunizmu zrezygnować. Zapewne w
głowie Ci się to nie mieści, ale gdyby żona zarabiała kilka razy
więcej niż ja to nawet nie śmiałbym domagać się swojej "równej porcji".
I zapewniam, że takich osób jest więcej i nie każdy hołduje Twoim
komunistycznym metodom. Zapewne trudno Ci to zrozumieć, ale ludzie
czasem mają swoje zasady, z których mogą być dumni.
> Defaultem przy zawieraniu małżeństwa jest wspólnota majątkowa i w tym
> obszarze definicji_JA_się poruszam w tej dyskusji.
A ja się NIE poruszam wyłącznie w tym obszarze, bo ten "default" NIE
JEST jedyną możliwością. Nie rozumiem dlaczego udajesz, że tego nie
widzisz i narzucasz wszystkim taki wybór. Powtarzam raz jeszcze: Nie
to nie jest jedyna możliwość.
> Jeśli chcesz dyskutować na temat innych opcji, to nie ma problemu,
Nie można dyskutować oddzielnie o jednej tylko opcji, bo to, która
opcja zostanie wybrana zależy od danego małżeństwa i jest decyzją być
może mającą wpływ na ich dalsze życie. Żeby postawić na swoim za
wszelką cenę udajesz, że czegoś nie ma... Ale to nie jest metoda.
> ale zaznacz to z góry, a nie ciągnij wątku o pijawkach, o
> nieuczciwości, o rozdzielności w momencie, gdy pozostali rozmówcy
> nie rozmawiają o sytuacji, gdy przy zawieraniu związku podpisano
> interyzę.
"Pijawka" to nie jest określenie na kogoś kto łamie prawo. To
oczywiste, że można być pijawką w pełnym majestacie prawa. I tego typu
określenia są uniwersalne, odnoszą się przede wszystkim do charakteru
człowieka, a nie sytuacji prawno-społeczno-politycznej, czyli
danego państwa i czasu, w którym żyjemy.
>> Ale oprócz tej strony prawnej jest
>> jeszcze coś takiego jak wzajemna uczciwość i poszanowanie własności
>> drugiego człowieka (nawet jeśli w świetle prawa jest to własność
>> "wspólna".)
> To samo można powiedzieć o żądaniu alimentów na dziecko od faceta, któremu
> ledwo starcza na życie.
Pewnie można, zwłaszcza kiedy kobieta zarabia kilka tyś. i żąda
alimentów na dzieci od faceta zarabiającego 700 zł. I jeszcze raz
przypominam, że nie jesteśmy na grupie pl.soc.prawo, tylko
pl.soc.rodzina, a nazwa do czegoś zobowiązuje i sprowadzanie życia
rodzinnego jedynie do przestrzegania Kodeksu jest absurdem.
> Uważasz, że to brak honoru, nieuczciwość, brak empatii i co tam jeszcze?
> Choć prawo mówi co innego?
Prawo może mówić najróżniejsze rzeczy. W niektórych krajach islamskich
np. prawo mówi o całkowitym wręcz posłuszeństwie kobiety wobec jej
męża. Nawiasem mówiąc mogłaś równie dobrze się właśnie tam urodzić, bo
nikt nie wybiera sobie miejsca, w którym przychodzi na świat. Ciekawe
czy wtedy też byś pisała takie peany na cześć przestrzegania prawa...
Ja nigdzie nie mówię, że należy łamać obowiązujące w Polsce prawo, ani
też nikogo do tego nie zachęcam, ale prawo nie zawsze jest idealne.
Nie można traktować tego jako wartości absolutnej.
> To jedno, a drugie jest takie, że możesz sobie swoje bajki o nieuczciwości i
> braku poszanowania partnera wsadzić wiadomo gdzie, w momencie, gdy oboje
> ludzi całkowicie się na taki układ zgadza.
Owszem. Ale zauważ również, że Ty możesz bajki o "wspólnym garze" i
wydzielaniu jednakowych porcji wsadzić również w odpowiednie miejsce,
jeśli dwoje ludzi całkowicie zgadza się na inny układ. I powiem to
jeszcze raz, że ten "default" uwspólniający wszystko wcale nie
wyklucza układu trochę bardziej odrębnego, jeśli obie strony są
przekonane, że tego właśnie chcą i że tak będzie najuczciwiej. Ja taki
właśnie układ proponuję i mam do tego pełne prawo, tak jak do tego,
żeby twierdzić, ze pan X, będzie lepszym prezydentem od pana Y.
>> I nie zdziw się, ale są jeszcze tacy ludzie, którzy [...] nie korzystają z
>> przedmiotów zakupionych
>> przez współmałżonka bez jego wiedzy.
>
> Really? Są żony, które dzwonią do mężów codziennie rano i pytają, czy mogą
> ugotować obiad w_jego_garnkach i umyć się w wodzie, za którą_on_płaci? I czy
> wolno im wyprać jego gacie w_jego_pralce i_jego_proszku? Naprawdę są takie?
Masz niesamowity dar (a może raczej przekleństwo) szukania problemów
tam gdzie ich nie ma. Ustalenie takiego układu może się odbyć raz i
zostać zawarte na czas nieokreślony. Co więcej można przyjąć, że
niektóre rzeczy mogą być ustalane "defaultowo", więc nie widzę tu
sytuacji, o których piszesz. Ta rozdzielność majątkowa (bez względu na
to czy jest ustanowiona prawnie, czy też jest wynikiem obustronnego
przekonania małżonków o słuszności takiej idei) ma chronić przede
wszystkim od poważnych nadużyć, które niestety czasem się zdarzają, a
nie przed drobiazgami życia codziennego, z którymi większość małżeństw
nie ma większych problemów.
> Jak na razie, to bardziej przeraża mnie to, co Ty sobą reprezentujesz -
> chorobliwy lęk o to, by ktoś - kochany, bliski, zaufany, poślubiony na dobre
> i na złe - przypadkiem nie skorzystał z Twoich pieniędzy :-/
Ale wcale nie musi tak być. Rozdzielność majątkowa stanowić może tylko
pewną podstawę, którą można w zależności od okoliczności i przy
obustronnej zgodzie modyfikować w odniesieniu do konkretnych
przypadków. Ludzie którzy podpisali intercyzę tak samo mogą zastosować
metodę "wspólnego gara", kompromisów, bądź czegokolwiek innego.
Zabronisz im? Będą mieli jednak jakąś regułę w przypadku rozbieżnych
zdań. Bez awantur, bez kłótni, bez wypominania, bez wzajemnych
pretensji.
T.N.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
80. Data: 2005-08-28 18:22:58
Temat: Re: dylemat - alimenty/komornik/rodzinne i MYW artykule <r...@4...com>
Agnieszka Krysiak napisal(a):
> Agnieszka (która akurat uważa, że w małżeństwie pieniądz jest jedynie
> fajnym dodatkiem, a nie jego sednem)
O! I pod tym mogę się podpisać obiema rękami.
"Fajny dodatek" na który apetyt mają zazwyczaj jednocześnie mąż i żona.
T.N.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |