Strona główna Grupy pl.soc.rodzina jak?

Grupy

Szukaj w grupach

 

jak?

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 44


« poprzedni wątek następny wątek »

31. Data: 2004-04-21 08:06:09

Temat: Re: jak?
Od: "Specyjal" <s...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


"kolorowa" <v...@a...pl> wrote in message
news:c63fn8$ldu$1@news.onet.pl...
> Boisz się żartów?;)
> Rozumiem, jesteś mężczyzną, więc;) uważasz że to kobieta powinna się
> dostosować . Ja na ten przykład jestem kobietą...

;-) Zalezy od sytuacji...

> Sadzisz, że grupa zbiorowym wysiłkiem będzie w stanie odczytać myśli
jej
> męża;)?

NIe ale tym bardziej nikt nie odpowie na pytanie jak go skłonić do
rozmów, jesli wiadomo tylko tyle że wczesniej ona gadała a teraz chce
żeby on też pogadał.

> A o kim mają głównie myśleć? Cokolwiek się robi, robi się to dla
siebie.
> Żeby człowiek stanął na rzęsach i 10 razy złożył się w scyzoryk - i
tak nie
> wyjdzie poza samego siebie. Oni mogą się jedynie na siebie otworzyć.

To sprawa już definicji czy np. pieści się kogoś dla własnej czy
jego/jej przyjemności. Ja uważam że ludzie mają zdolność
nieegoistycznego dbania o innych, w końcu wszyscy sa częścią natury
dbającej o wszystkie istoty.

Ale
> jeśli on
> się zamyka? Ty mówisz jej: siedzieć, domyślać się, co jest w środku
i czekać
> aż się otworzy.

Nie to nie tak, że siedzieć i czekać ale umiejętnie - aktywnie
słuchać,
umiejętnie milczeć, obserwować, czytać poradniki typu "Mężczyźni są z
Marsa...".

> A jeśli się nie otworzy, bo jemu jest dobrze tak, jak jest?

7 lat tak żyli, i podobało się obojgu. Dlaczego mu z tym dobrze? A
może krzyczy bo czuje że ona nie chce go zrozumieć, tylko zadaje
pytania?

> Wciąż pozostając w sferze domysłów.

Zadawanie pytań i obserwacja coś jednak daje. Ludzie się przecież
otwierają nawet po latach milczenia. Bojąc się "pozostawania w świecie
domysłów" niczego się nie zrobi i nie rozwiąże.
Odejście to ostateczność a nie sposób do automatycznego stosowania gdy
coś nie wychodzi. Skąd od razu taka propozycja?

Podejżewam, że facet pomyślałby, że latami utrzymywał, słuchał a nie
dostał w zamian zrozumienia.

> Bardzo dziękuję - ten przykład to świetna ilustracja. Ja piszę:
problemem
> Tapty jest niechęć męża do rozmawiania. Ty czytasz: problemem jest
mąż.

Na boku to skoro myslimy głównie o sobie to problemy powinno się
widzieć głównie w swoich działaniach a nie w cudzych?

"Spotkasz takich ludzi jakim sam jesteś".

Ale faktycznie wyszedł mój męski ;) sposób podejścia.

> Jesli mąż Tapty w podobny sposób odbiera jej słowa i czyta gdzieś
między
> wierszami, że ona problem widzi przede wszystkim w nim - to wcale
mnie nie
> dziwi,
> że on albo przed tym ucieka albo się wścieka.

Jak będziesz mówić do Hiszpana to żeby zrozumiał trzeba po hiszpańsku,
jesli do Marsjanina to po marsjańsku.








› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


32. Data: 2004-04-21 10:55:39

Temat: Re: jak?
Od: "kolorowa" <v...@a...pl> szukaj wiadomości tego autora


"Specyjal" napisał
>
> "kolorowa" <v...@a...pl> wrote in message
> news:c63fn8$ldu$1@news.onet.pl...
> > A o kim mają głównie myśleć? Cokolwiek się robi, robi się to dla
> siebie.
> > Żeby człowiek stanął na rzęsach i 10 razy złożył się w scyzoryk - i
> tak nie
> > wyjdzie poza samego siebie. Oni mogą się jedynie na siebie otworzyć.
>
> Ja uważam że ludzie mają zdolność
> nieegoistycznego dbania o innych, w końcu wszyscy sa częścią natury
> dbającej o wszystkie istoty.

Twierdzę, że nie mają takiej zdolności. Jeśli człowiek coś robi - to z
powodu korzyści, które jego zdaniem przeważają nad kosztami. A natura robi
inaczej? Dba o wszystkie istoty, bo są jej częścią;) A czego się człowiek w
życiu uczy? Tego, że jest połączony z innymi i dlatego na tych innych mu
zależy. Ale poza swoje "ja" nie wychodzi. Próby wychodzenia na siłę,
udawanie, że się jest lepszym niż się jest, że się jest kimś innym -
paradoksalnie powoduje stanie w miejscu i nie pozwala się uczyć. No i można
poczuć się wtedy lepszym;) Kółeczko się zamknęło - znowu okazało się, że
robi się to dla własnej korzyści;)

> 7 lat tak żyli, i podobało się obojgu.

Nie jestem tego pewna. Ona nie narzekała, bo przynajmniej mogła sobie
pogadać. On zaczął krzyczeć - być może jemu też nie podobało się jak zyli,
tylko z innego powodu: nie chciał być wypytywany.

Dlaczego mu z tym dobrze? A
> może krzyczy bo czuje że ona nie chce go zrozumieć, tylko zadaje
> pytania?

Piersi mi opadają... Pytania to przecież sprawa kluczowa. Jak ona ma go
zrozumieć - telepatycznie?
Mam teraz przed oczami wątek o kwiatkach od TŻ.

> > Wciąż pozostając w sferze domysłów.
>
> Zadawanie pytań i obserwacja coś jednak daje. Ludzie się przecież
> otwierają nawet po latach milczenia. Bojąc się "pozostawania w świecie
> domysłów" niczego się nie zrobi i nie rozwiąże.

IMO pozostając w świecie domysłów ciężko coś rozwiązać. Sądzę, że łatwiej
dobrać parę skarpetek w oświetlonym pokoju niż w ciemnym po omacku.

> Odejście to ostateczność a nie sposób do automatycznego stosowania gdy
> coś nie wychodzi. Skąd od razu taka propozycja?

A ktoś ją wysunął?

> Podejżewam, że facet pomyślałby, że latami utrzymywał, słuchał a nie
> dostał w zamian zrozumienia.

A ja pomyślałabym, że facet, który nie chce mówić, czego oczekuje, a
równocześnie oczekuje zrozumienia - jest narcyzem.

> "Spotkasz takich ludzi jakim sam jesteś".

Powiedz to ofierze gwałtu.

> Jak będziesz mówić do Hiszpana to żeby zrozumiał trzeba po hiszpańsku,
> jesli do Marsjanina to po marsjańsku.

To wystarczy, żeby zamówić coś w restauracji. Do zrozumienia potrzebna jest
znajomość mentalności, kultury, zwyczajów i tego typu drobiazgów. Żeby
chociażby przypadkiem nie strzelić gafy i nie założyć różowej sukienki z
napisem "I love you";)

Małgośka

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


33. Data: 2004-04-21 10:57:17

Temat: Re: jak?
Od: "kolorowa" <v...@a...pl> szukaj wiadomości tego autora


"FeLicja" napisała
> Gosia, czy ja cos przeoczylam? Gdzie tapta pisala, ze oni _sa_
malzenstwem?

Wiesz, rzeczywiście. To tylko moje założenie. Przeprszam zainteresowanych i
dziękuję za zwrócenie uwagi:)

Małgośka

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


34. Data: 2004-04-21 13:34:22

Temat: Re: jak?
Od: "FeLicja" <insearch4myselfNOSPAM@hotmail_NO.comMENT> szukaj wiadomości tego autora

kolorowa wrote:
> Wiesz, rzeczywiście. To tylko moje założenie. Przeprszam
> zainteresowanych i dziękuję za zwrócenie uwagi:)

E tam, nie przepraszaj, ja wpierw tez zalozylam, ze oni sa malzenstwem ;-)
Kasia


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


35. Data: 2004-04-21 17:48:06

Temat: Re: jak?
Od: tapta <t...@W...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik FeLicja napisał:
> kolorowa wrote:
>
>>Wiesz, rzeczywiście. To tylko moje założenie. Przeprszam
>>zainteresowanych i dziękuję za zwrócenie uwagi:)
>
>
> E tam, nie przepraszaj, ja wpierw tez zalozylam, ze oni sa malzenstwem ;-)

Miałyście rację, jesteśmy małżeństwem. Dziękuję wszystkim za dyskusję i
wszelkie uwagi. Myślę, że damy radę i będzie dobrze, jak nam się
pozazwiązkowe sprawy uregulują :) O odejściu nie ma mowy, kochamy się i,
choć nie czytamy i nie planujemy czytać poradników, poradzimy sobie -
każdy związek ma stresy i problemy. Nasze też jakoś rozwiążemy.

--
pzdr tapta
GG:4082847
"Filologia to zbrodnia."

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


36. Data: 2004-04-21 17:57:55

Temat: Re: jak?
Od: "FeLicja" <insearch4myselfNOSPAM@hotmail_NO.comMENT> szukaj wiadomości tego autora

tapta wrote:
> Miałyście rację, jesteśmy małżeństwem.

W dzisiejszych czasach zwiazek nie musi od razu oznaczac malzenstwa, wiec
czekalam na Twoje slowa ;-)

> Myślę, że damy radę i będzie dobrze, jak nam się
> pozazwiązkowe sprawy uregulują :)

Zycze powodzenia :-)

> O odejściu nie ma mowy, kochamy się

To dobrze, ze tak na to patrzycie. To juz duzo daje.

> i, choć nie czytamy i nie planujemy czytać poradników,

A z ciekawosci spytam - dlaczego nie chcialabys siegnac po pomoc w
poradniku? Przeciez nie trzeba wszystko brac doslownie, a czasami jakas
mysl, jakies spostrzezenie pozwoli szybciej "polatac dziury" niz liczenie na
cuda. Ja ogladam duzo programow, gdzie mowa jest o problemach malzenskich,
spojrzenia na sprawe z punktu widzenia mezczyzny, kobiety tez, czytam rozne
takie ciekawostki, by wiedziec jak objawia sie niebezpieczenstwo i moc je
szybko wylapac. Moze gdybym wczesniej tak patrzyla jak teraz nie doszloby
do kryzysu do jakiego doszlo, moze bylby tylko przeblysk niezadowolenia.
Patrze tez na zwiazki wokol i widze jak kobiety popelniaja duzo bledow,
chociaz faceci tez nie sa bez winy. Nie wiem, ale ja kiedy zdalam sie na
sama siebie to o maly wlos a stracilabym rodzine...

> poradzimy
> sobie - każdy związek ma stresy i problemy. Nasze też jakoś
> rozwiążemy.

No pewnie. A w razie czego to macie jeszcze grupe do pomocy ;-)
pozdrawiam i zycze powodzenia :-)
Kasia


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


37. Data: 2004-04-21 22:10:12

Temat: Re: jak?
Od: "Specyjal" <s...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


"kolorowa" <v...@a...pl> wrote in message
news:c65jrp$opk$1@news.onet.pl...

> Twierdzę, że nie mają takiej zdolności. Jeśli człowiek coś robi - to
z
> powodu korzyści, które jego zdaniem przeważają nad kosztami.

DBanie o korzyści jest normalne.
Natomiast jakoś tak się składa, że działania rozwijające osobowość,
zwłaszcza te mistyczne są związane z zapomnieniem o sobie i właśnie z
tym "wyjściem na zewnątrz". Wcześniej trzeba oczywiście przejść etap
ustalania granic wobec innych.

Zupełnie inne jest uczucie gdy pomagam komuś myśląc o korzyściach z
tego a zupełnie inne robiąc to "dla idei".

A natura robi
> inaczej? Dba o wszystkie istoty, bo są jej częścią;) A czego się
człowiek w
> życiu uczy? Tego, że jest połączony z innymi i dlatego na tych
innych mu
> zależy.

A może co poniektórzy uczą się jeszcze, że są nie tylko połączeni ale
jednocześnie są częścią wiekszego "organizmu" o który warto
dbać -czyli dbać nie tylko o tą "swoją" część? [Albo inaczej -cała
natura jest "swoja"]

> Ale poza swoje "ja" nie wychodzi.

No i tu się nie zgadzamy.

> Próby wychodzenia na siłę,
> udawanie, że się jest lepszym niż się jest, że się jest kimś innym -
> paradoksalnie powoduje stanie w miejscu i nie pozwala się uczyć.
> No i można
> poczuć się wtedy lepszym;)

Nie chodzi o "wychodzenie na siłę" czy "udawanie lepszego". Dbanie o
innych powinno być niewymuszonym odruchem ale nie da się do tego dojść
jeśli człowiek nie zapewnił sobie włąsnych granic, bezpieczeństwa.

NIe chodzi o to by poczuć sie lepszym (dlaczego przyszłlo akurat to na
myśl?) ale żeby poczuć dobrze, a i to nie, bo dążąc do lepszego
"poczucia" łatwo popaść w nałogi..


> > 7 lat tak żyli, i podobało się obojgu.
>
> Nie jestem tego pewna. Ona nie narzekała, bo przynajmniej mogła
sobie
> pogadać. On zaczął krzyczeć - być może jemu też nie podobało się jak
zyli,
> tylko z innego powodu: nie chciał być wypytywany.

Gdyby im naprawdę nie odpowiadało to nie trzymaliby sie razem na siłę
7 lat.


> Dlaczego mu z tym dobrze? A
> > może krzyczy bo czuje że ona nie chce go zrozumieć, tylko zadaje
> > pytania?
>
> Piersi mi opadają... Pytania to przecież sprawa kluczowa. Jak ona ma
go
> zrozumieć - telepatycznie?

A były dziarsko naprężone do przodu? ,-)

- Kochanie a co dzis było w pracy? A co mówił Wiesiek? A dlaczego taki
smutny jesteś? A co już ci się nie podobam? A może masz kochankę? A
wiesz, że Hanka ma kochanka?
- Daj mi cholera jasna spokój!

Pewnie tak "rozmowa" tutaj nie wygląda ale przykład ilustruje, że
można zadawać pytania nie oczekując odpowiedzi. Samo zadawanie pytań
nie oznacza autentycznego zainteresowania. Może oznaczać np. chęć
zwrócenia na siebie uwagi.


> IMO pozostając w świecie domysłów ciężko coś rozwiązać. Sądzę, że
łatwiej
> dobrać parę skarpetek w oświetlonym pokoju niż w ciemnym po omacku.

Sęk w tym, że aby pokój został oświetlony musi być wczesniej ciemny.

NIe można zacząć od rozwiązania problemu i właściwego trafienia.
Najpierw są domysły, które się poźniej weryfikuje. Rozwiązanie -
wyjaśnienie problemu jest na końcu (po domysłach) nie początku.

> > Odejście to ostateczność a nie sposób do automatycznego stosowania
gdy
> > coś nie wychodzi. Skąd od razu taka propozycja?
>
> A ktoś ją wysunął?

Jakoś tak mi się wydawało, że ktoś to zasugerował ale faktycznie -nie.

> > Podejżewam, że facet pomyślałby, że latami utrzymywał, słuchał a
nie
> > dostał w zamian zrozumienia.
>
> A ja pomyślałabym, że facet, który nie chce mówić, czego oczekuje, a
> równocześnie oczekuje zrozumienia - jest narcyzem.

Skoro wsyzstcy jestesmy egoistami to kto jest narcyzem?

> > "Spotkasz takich ludzi jakim sam jesteś".
>
> Powiedz to ofierze gwałtu.

Jesteś zapewne już dużą i inteligentną dziewczynką, więc chyba
domyślasz się, że chodzi o stałych partnerów, przyjaciół i związki z
nimi a nie sytuacje ekstremalne.
W mowie potocznej funkcjonuje pewne uogólnienie, bo definiowanie
wszystkiego jest bez sensu.

> > Jak będziesz mówić do Hiszpana to żeby zrozumiał trzeba po
hiszpańsku,
> > jesli do Marsjanina to po marsjańsku.
>
> To wystarczy, żeby zamówić coś w restauracji. [Na Marsie?] Do
zrozumienia potrzebna jest
> znajomość mentalności, kultury, zwyczajów i tego typu drobiazgów.
Żeby
> chociażby przypadkiem nie strzelić gafy i nie założyć różowej
sukienki z
> napisem "I love you";)

OK. czyli w tym punkcie się zgadzamy.

Pozdrawiam
Tomek




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


38. Data: 2004-04-22 17:16:39

Temat: Re: jak?
Od: "kolorowa" <v...@a...pl> szukaj wiadomości tego autora


"Specyjal" napisał
> Natomiast jakoś tak się składa, że działania rozwijające osobowość,
> zwłaszcza te mistyczne są związane z zapomnieniem o sobie i właśnie z
> tym "wyjściem na zewnątrz". Wcześniej trzeba oczywiście przejść etap
> ustalania granic wobec innych.
>
> Zupełnie inne jest uczucie gdy pomagam komuś myśląc o korzyściach z
> tego a zupełnie inne robiąc to "dla idei".

Przecież robienie czegoś dla idei daje oczywistą korzyść: satysfakcję. To,
że się zapomina o sobie - to złudzenie. Przecież, kiedy robisz coś dla
innych - nie przestajesz czuć. Czujesz zadowolenie, radość czy co tam
jeszcze. To są bardzo przyjemne uczucia. A te mistyczne to już w ogóle:)
Jeśli robię coś dla idei, robię to, żeby być w zgodzie ze sobą. Z której
strony by nie patrzył, robię to dla siebie.

> Nie chodzi o "wychodzenie na siłę" czy "udawanie lepszego". Dbanie o
> innych powinno być niewymuszonym odruchem ale nie da się do tego dojść
> jeśli człowiek nie zapewnił sobie włąsnych granic, bezpieczeństwa.
>
> NIe chodzi o to by poczuć sie lepszym (dlaczego przyszłlo akurat to na
> myśl?) ale żeby poczuć dobrze, a i to nie, bo dążąc do lepszego
> "poczucia" łatwo popaść w nałogi..

Jeżeli ktoś nie czuje potrzeby, żeby robić coś "dla idei", a robi to, bo tak
się powinno robić - to jego celem będzie nie - robienie, ale to, żeby nie
był gorszy (bo przecież ktoś, kto nie robi tego, co się robić powinno, jest
w jakiś sposób wybrakowany, nie jest idealny. Jak to zrobi, do ideału będzie
mu bliżej, więc będzie lepszy niż gdyby tego nie zrobił) Jeśli w dodatku
robienie czegoś dla innych powinno być odruchem niewymuszonym, to żeby
spełnić te warunki człowiek musiałby wyprzeć się części siebie: swoich
potrzeb, swoich prawdziwych uczuć, swoich prawdziwych myśli.

> A były dziarsko naprężone do przodu? ,-)

W pozycji "na baczność". Nie wytrzymały tego napięcia;) Pewnie potrzebny
będzie jakiś masaż relaksujący...

> Samo zadawanie pytań
> nie oznacza autentycznego zainteresowania. Może oznaczać np. chęć
> zwrócenia na siebie uwagi.

Tak jest.

> > IMO pozostając w świecie domysłów ciężko coś rozwiązać. Sądzę, że
> łatwiej
> > dobrać parę skarpetek w oświetlonym pokoju niż w ciemnym po omacku.
>
> Sęk w tym, że aby pokój został oświetlony musi być wczesniej ciemny.
>
> NIe można zacząć od rozwiązania problemu i właściwego trafienia.
> Najpierw są domysły, które się poźniej weryfikuje. Rozwiązanie -
> wyjaśnienie problemu jest na końcu (po domysłach) nie początku.

Co nie można, jak nie można - można od razu zapalić światło, zamiast się
bawić po ciemku. Nie mówię, ze nie lubię się bawić. Ale niekoniecznie ze
skarpetkami;)

> Skoro wsyzstcy jestesmy egoistami to kto jest narcyzem?

Narcyzem jest egoista zapatrzony wyłącznie w siebie. To ktoś, kto uważa, że
to, co ON myśli, sądzi, czuje i czego potrzebuje, powinno być dla INNYCH
oczywiste i najważniejsze.

> Jesteś zapewne już dużą i inteligentną dziewczynką, więc chyba
> domyślasz się, że chodzi o stałych partnerów, przyjaciół i związki z
> nimi a nie sytuacje ekstremalne.

Nie jestem ani dużą, ani dziewczynką. O inteligencję nie będę się spierać.
Domyślanie się natomiast nie ma nic wspólnego z żadną z tych cech. Jest
jedynie pochodną podobnego toku myślenia. Jeśli więc wymagasz ode mnie
domyślności, mogę pomyśleć, że jesteś narcyzem;)
No dobra, skoro chodzi o stałych prtnerów, trochę zmodyfikuję swoją
wypowiedź: powiedz to kobiecie systematycznie gwałconej przez męża.

> OK. czyli w tym punkcie się zgadzamy.

Coś mi mówi, ze nie tylko;)

Małgośka

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


39. Data: 2004-04-23 07:22:52

Temat: Re: jak?
Od: "Specyjal" <s...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


"kolorowa" <v...@a...pl> wrote in message
news:c68uhf$4bf$1@news.onet.pl...

Co to jest "ja"?
Co jest poza "ja"?
Czy działając dla siebie przy pomocy np. pomagania innym działa się
już tylko dla siebie? Też przecież dla innych. Sprawa spojrzenia, czy
jest to rozszerzenie czy zapomnienie o sobie.

"Ja" to ciało, myśli.
"Ja" jest częścią społeczeństwa (jego myśłi, kultury). Czy w takim
razie "ja" to nie są już też ci inni? NIe wspominając "ja" jako części
wszechświata.

> > Zupełnie inne jest uczucie gdy pomagam komuś myśląc o korzyściach
z
> > tego a zupełnie inne robiąc to "dla idei".
>
> Przecież robienie czegoś dla idei daje oczywistą korzyść:
satysfakcję. To,
> że się zapomina o sobie - to złudzenie.

Jeśli drugiego widzi się jako część siebie (pomijając stany
'chorobowe') to jest to wyjście na zewnątrz? Rzecz definicji.
Gdyby to było tylko złudzenie to uczucia były by takie same jak przy
mysleniu "robię to dla siebie".

> Jeśli robię coś dla idei, robię to, żeby być w zgodzie ze sobą. Z
której
> strony by nie patrzył, robię to dla siebie.

W zgodzie z sobą trzeba być :)
Według mnie nie chodzi o to żeby to superego pochwaliło nas (co bywa
przyjemne) ale o to, że "ja" rozszerza się na innych. Można to nazwać
działaniem dla siebie ale ten opis nie oddaje chyba dobrze tego stanu.
Jeśli "ja" to powiedzmy (bo jak zdefiniować człowieka) moje ciało,
moje myśli, to działanie dla innego "ciała" jest wyjściem na zewnątrz.
Te przyjemne uczucia nie pojawią się gdy zacznie się od myślenia o
własnej przyjemności, są raczej "nagrodą" za myślenie o tych innych.

Weźmy na przykład miłosne uniesienie. Przyjemność partnerki własciwie
może być zbędna. Są chyba ;) takie formy seksu gdy nie myśli się o
sobie. Nagroda superego - działanie "dla idei" nie ma tu raczej
zastosowania, chociaż oczywiście często w seksie te normy moralne
grają swoja rolę.

> Jeżeli ktoś nie czuje potrzeby, żeby robić coś "dla idei", a robi
to, bo tak
> się powinno robić - to jego celem będzie nie - robienie, ale to,
żeby nie
> był gorszy (bo przecież ktoś, kto nie robi tego, co się robić
powinno, jest
> w jakiś sposób wybrakowany, nie jest idealny. Jak to zrobi, do
ideału będzie
> mu bliżej, więc będzie lepszy niż gdyby tego nie zrobił)

Jesli dobrze zrozumiałem: te
działanie "dla idei" to jedno a "wyjście poza siebie" to co innego.

> Jeśli w dodatku
> robienie czegoś dla innych powinno być odruchem niewymuszonym, to
żeby
> spełnić te warunki człowiek musiałby wyprzeć się części siebie:
swoich
> potrzeb, swoich prawdziwych uczuć, swoich prawdziwych myśli.

Dlaczego np. ludzie ratujący dzieci z pożaru robią to "odruchowo"?
Pozbyć się części osobistych pragnień ale nie w sposób
niszczący człowieka. Na ile po łebkach znam opisy mistycyzmu to
pozbycie się osobistych pragnień "dobrze robi".

> > A były dziarsko naprężone do przodu? ,-)
>
> W pozycji "na baczność". Nie wytrzymały tego napięcia;) Pewnie
potrzebny
> będzie jakiś masaż relaksujący...

Aż ciekaw jestem co tam się w domu działo ,-) A ja własnie
zacząłem wracać do masazu Kum Nye...

> > Sęk w tym, że aby pokój został oświetlony musi być wczesniej
ciemny.
> Co nie można, jak nie można - można od razu zapalić światło, zamiast
się
> bawić po ciemku. Nie mówię, ze nie lubię się bawić. Ale
niekoniecznie ze
> skarpetkami;)

Przed "od razu zapaleniem światła" pokój jest przez chwilę ciemny ;)

> > Skoro wsyzstcy jestesmy egoistami to kto jest narcyzem?
>
> Narcyzem jest egoista zapatrzony wyłącznie w siebie.

A kiedy ktoś nie patrzy na siebie to przecież nie może mysleć o sobie?
Czy
w takim razie można "wyjść na zewnątrz"?

To ktoś, kto uważa, że
> to, co ON myśli, sądzi, czuje i czego potrzebuje, powinno być dla
INNYCH
> oczywiste i najważniejsze.

OK. Czy ten kto tak nie robi nie wychodzi chociaz trochę na zewnątrz?
Żeby czuć, myśleć że inni mają swoje oczywistości, trzeba chyba trochę
być tym innym.

> > Jesteś zapewne już dużą i inteligentną dziewczynką, więc chyba
> > domyślasz się, że chodzi o stałych partnerów, przyjaciół i związki
z
> > nimi a nie sytuacje ekstremalne.


> No dobra, skoro chodzi o stałych prtnerów, trochę zmodyfikuję swoją
> wypowiedź: powiedz to kobiecie systematycznie gwałconej przez męża.

Dobierają się tak jak alkoholik i koalkoholik. Dwa bieguny jednej
sfery.

> > OK. czyli w tym punkcie się zgadzamy.
>
> Coś mi mówi, ze nie tylko;)

Aż ciekaw jestem w czym jeszcze...

Tomek


ps. Robi się NTG.




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


40. Data: 2004-04-28 19:28:29

Temat: Re: jak?
Od: "kolorowa" <v...@a...pl> szukaj wiadomości tego autora


"Specyjal" napisał

> Co to jest "ja"?

Wszystko, co jest dla mnie ważne.

> Co jest poza "ja"?

Nie wiem, bo to nieważne;)

> Czy działając dla siebie przy pomocy np. pomagania innym działa się
> już tylko dla siebie? Też przecież dla innych. Sprawa spojrzenia, czy
> jest to rozszerzenie czy zapomnienie o sobie.

Nie napisałam, że nie działamy dla innych. IMO działamy głównie dla siebie.
Dobra: ja działam głównie dla siebie. Oglądałam i rozbierałam ten problem na
wszystkie strony. Z której strony bym nie spojrzała - to ja podejmuję
decyzję. Taką, która wg MNIE będzie najlepsza. Ona wcale nie musi być
najlepsza, dla tego kogoś, komu coś ofiarowuję. Ja ją podejmuję, bo wtedy
poczuję się najlepiej.

> "Ja" to ciało, myśli.
> "Ja" jest częścią społeczeństwa (jego myśłi, kultury). Czy w takim
> razie "ja" to nie są już też ci inni?

Są. Ale "ja" zawsze jest w centrum. Nie wierzysz? Spróbuj wyjść poza własne
"ja":)

> Jeśli drugiego widzi się jako część siebie (pomijając stany
> 'chorobowe') to jest to wyjście na zewnątrz? Rzecz definicji.
> Gdyby to było tylko złudzenie to uczucia były by takie same jak przy
> mysleniu "robię to dla siebie".

Nie muszą być takie same. Przecież jeśli robisz dla siebie dwie różne
rzeczy, to te uczucia też często bywają różne. Poza tym robienie czegoś dla
siebie bywa postrzegane jako skrajny egoizm, coś złego. Wtedy pojawia się
poczucie winy.

> W zgodzie z sobą trzeba być :)
> Według mnie nie chodzi o to żeby to superego pochwaliło nas (co bywa
> przyjemne) ale o to, że "ja" rozszerza się na innych. Można to nazwać
> działaniem dla siebie ale ten opis nie oddaje chyba dobrze tego stanu.
> Jeśli "ja" to powiedzmy (bo jak zdefiniować człowieka) moje ciało,
> moje myśli, to działanie dla innego "ciała" jest wyjściem na zewnątrz.
> Te przyjemne uczucia nie pojawią się gdy zacznie się od myślenia o
> własnej przyjemności, są raczej "nagrodą" za myślenie o tych innych.

IMO właśnie tak się pojawiły - od myślenia o własnej przyjemności. Jeśli
wychodzi się od tego, że powinno się coś robić dla innych, to "nagrodą"
będzie myślenie dobrze o sobie. I to właśnie będzie celem działania:
myślenie o sobie dobrze.

> Weźmy na przykład miłosne uniesienie. Przyjemność partnerki własciwie
> może być zbędna. Są chyba ;) takie formy seksu gdy nie myśli się o
> sobie. Nagroda superego - działanie "dla idei" nie ma tu raczej
> zastosowania, chociaż oczywiście często w seksie te normy moralne
> grają swoja rolę.

Z życia partnerki: nie lubię, kiedy partner koncentruje się na mojej
przyjemności zamiast na swojej.

> Dlaczego np. ludzie ratujący dzieci z pożaru robią to "odruchowo"?
> Pozbyć się części osobistych pragnień ale nie w sposób
> niszczący człowieka. Na ile po łebkach znam opisy mistycyzmu to
> pozbycie się osobistych pragnień "dobrze robi".

IMO pozbycie się osobistych pragnień to efekt - nie metoda.

> > > A były dziarsko naprężone do przodu? ,-)
> >
> > W pozycji "na baczność". Nie wytrzymały tego napięcia;) Pewnie
> potrzebny
> > będzie jakiś masaż relaksujący...
>
> Aż ciekaw jestem co tam się w domu działo ,-) A ja własnie
> zacząłem wracać do masazu Kum Nye...

Mnie jest obojętne, jak się nazywa - byle by nie był wyłącznie mentalny.

> > No dobra, skoro chodzi o stałych prtnerów, trochę zmodyfikuję swoją
> > wypowiedź: powiedz to kobiecie systematycznie gwałconej przez męża.
>
> Dobierają się tak jak alkoholik i koalkoholik. Dwa bieguny jednej
> sfery.

To, że się dobierają nie znaczy, że są tacy sami. Tacy sami to mogą być
ewentualnie ci z równika;)

> > > OK. czyli w tym punkcie się zgadzamy.
> >
> > Coś mi mówi, ze nie tylko;)
>
> Aż ciekaw jestem w czym jeszcze...

Pewnie w ścieżkach rowerowych

Małgośka

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 ... 3 . [ 4 ] . 5


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

[OG] bobasek.com-sklep internetowy
Czy nasze małżeństwo ma szansę?
Re: [albertan] rola kobiety w rodzinie
Re: [albertan] rola kobiety w rodzinie
Re: [albertan] kobiety

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.

zobacz wszyskie »