Data: 2004-02-22 21:26:19
Temat: Re: jak odroznic psychoterapeute od przyjaciela :) dłuuuuższe
Od: "Aneta" <a...@g...SKASUJ-TO.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Von Braun to dobry psychoterapeuta. W tym miejscu chcę mu podziękować za
gruntowną wiedzę, rzeczowość i twarde trzymanie się linii konkretów, ale
niezwykle trudno byłoby o nim powiedzieć: przyjaciel. Odstręcza chłodem
profesjonalizmu i oglądem przypadku, za którym przecież zawsze stoi żywy
człowiek. W jego języku naszpikowanym fachową terminologią pobrzmiewa ton
wyniosłości dla tych, ktorzy nie potrafią. Na pewno nie jest to świadome, a
wynika z braku pochylenia głowy przed pacjentem, czytaj niedorozwoju empatii.
Grzeczny, kulturalny, lecz piekielnie zimny, profesjonalista w każdym calu,
lecz nikt bliski, nikt komu chciałoby się podać rękę. Najlepiej mu wsunąć w
kieszeń białego fartucha parę złoty, uczciwie na nie zapracował, i jak
najszybciej znikać.
Znałam tez terapeutę stosującego kontrowersyjne metody, spychającego mnie w
stukrotnie gorsze stany niż ten, z którym się u niego zjawiłam. Od początku
do końca był żywym człowiekiem; pełnym złośliwości, pogardy, szyderstwa, ale
także sympatii, życzliwości, uśmiechu. Wyzwolił we mnie wachlarz uczuć od
_kocham_ do _nienawidzę_. Chciałabym wierzyć, że nie jesteśmy jeszcze u celu,
bo to znaczy rozstanie. To boli. Wiem, że terapeuta nie może zbytnio
przywiązywać się do podopiecznego. Byłby to błąd w sztuce, a przecież bym
chciała, choć jestem świadoma, że nie ma prawa bytu tak nierealistyczne
marzenie. Z mojej strony byłaby to próba wymuszenia. Akurat... Na tym typie
cokolwiek wymusić to niepodobieństwo. Ciągle słyszę jego śmiech i żarty,
takze ze mnie, posuniete do granic absurdu. Czuję jego ciepło, mądrość i
opiekę. Nie musiałam prosić, sam wiedział, kiedy NAPRAWDĘ potrzebuję
wsparcia. Zawsze był wtedy tak blisko, że starczyło wyciagnąć rękę, a ta
stykała się z jego, krzepką a łagodną.
Dręczy mnie przemożne uczucie obdarowania go czymś najbardziej cennym,
najgłębiej osobistym. Wiem, że wdzieczność, to ostatnia rzecz, na której mu
zależy. Chciałabym to zrobić dla siebie. Mam poczucie niespłaconego długu.
Niby wiem, jak to zrobić, ale to jeszcze nie to. To ma być... Nie wiem.
O nim właśnie myślę RZYJACIEJ, jakiego nigdy wcześniej w życiu nie spotkałam.
Zrobił dla mnie więcej niż ktokolwiek inny, nie oczekując zgoła nic w zamian.
Powie: odejdź! Nie będzie wyboru. Obrócę się na pięcie, zarzucę plecaczek.
Jakaś część jego będzie zawsze we mnie żyła.
Bóg mi świadkiem...tak bardzo się boję...tak bardzo bym nie chciała...nie
jestem wszak żebrakiem. Uniosę.
Stał się dla mnie KIMŚ nie do zastąpienia. Po prostu PRZYJACIEL.
A.
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|