Data: 2009-04-02 22:09:21
Temat: Re: kaspar hauser
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Thu, 02 Apr 2009 21:16:01 +0200, medea napisał(a):
> (...)
> Nie robiłam jej wykładów, jak Twoja córka, ale spytałam z zaskoczeniem
> (autentycznym) "pozwalasz jej kraść?".
>
> Od tamtego czasu nasze stosunki ziębły z dnia na dzień. Teraz są
> właściwie zerowe, nie licząc przypadkowych spotkań.
Co do wykładów: różne sa reakcje - Ty wyraziłaś swoje stanowisko pytaniem;
skutek w sumie jest, ale nie masz pewności, czy prócz "zeźlenia się"
pojawiło się u niej jakieś wnioskowanie, a na pewno byś tego chciała dla
jej dobra czy w ogóle dla dobra sprawy.
Ja przeważnie (bo nie zawsze - o tym za chwilę) mówię wprost, co sądzę o
danym zjawisku. Może to i nie najlepszy sposób ze względu na jego
bezpośredniość oraz obawe zaliczenia w łeb umownym kamieniem, ale...
wychodzę z założenia, że skoro ktoś SAM, spontanicznie, zglasza się do mnie
ze sprawą, to oczekuje mojej reakcji.
Nauczony w swoim środowisku, że reakcja zwykle jest pozytywna, mechanicznie
zakłada taką samą z mojej strony. Muszę mu zatem (ba - jest to moim
obowiązkiem) pokazać, że określone zjawisko, popierane w jego grupie, w
innej (mojej) jest piętnowane, więc niech pomysli, skad ta rozbieżność.
Ponadto drugi powód: mówiąc mi o kradzieży (np) dana osoba w domysle
spodziewa się poparcia z mojej strony i tylko do wypowiedzenia tego właśnie
poparcia daje mi prawo. A ja, jako wolny człowiek, musze jej pokazać, że
ona jako drugi wolny człowiek musi się liczyć z tym, że pociągając za
niteczkę dostaje niekoniecznie to, czego oczekuje.
Ale - czasem trzeba, jak Ty, poprzestać na pytaniu: tzn kiedy ta osoba,
zawiadamiając o sprawie, MYŚLI nad tym, co uczyniła i widać, że ma ciężki
problem. Też należy wtedy wyrazić swą opinię, nie można bowiem utwierdzać
jej w (trwajacych wewnątrz) pertraktacjach z sumieniem, że może jednak nie
postapiła tak źle. Człowiek zasze chce siebie wytłumaczyć przed samym sobą:
ano musiałem, nie miałem wyjścia, zgłupiałem, to tylko ten raz...
Kiedy pewna kobieta z naszej dalszej rodziny w rozmowie na tematy "babskie"
zastrzeliła mnie wiadomością (nie spodziewałam się, że aż do takich
zwierzeń dojdzie), że swego czasu usunęła ciążę, a ten zły mąż nawet jej
nie odwiózł na zabieg, ja nie mogłam jej niczego innego powiedzieć niż
tylko spytac: "Ale dlaczego? musiałaś?"
I to wystarczyło, aby nasze stosunki stały się żadne. Ja doskonale wiem, że
ona ma z tym problem, a lekkość w mówieniu o tym, co zrobiła, jest pozorna.
Ale ona szukała we mnie poparcia, była pewna, że odpowiem coś w rodzaju
"Nie martw się, ja też to zrobiłam. jestesmy takie biedne obie".
Nie mogłam jej powiedzieć wprost "no daj spokój, popełniłaś morderstwo,
twój mąż cię nie odwiózł, bo na pewno był przeciwny temu, a niby co - miał
cię związac? A ja sama nigdy nie zabiłam swojego dziecka".
Jej wystarczyło moje pytanie. Jest inteligentną kobietą i wie, że nie
musiała. Zwłaszcza i przede wszystkim w małżeństwie. Znam jej
uwarunkowania: jedynym było, że "nie teraz, może potem".
Podsumowując - należy reagować, nalezy zawsze robić to zgodnie ze swoim
sumieniem, a już sposób zależy od sytuacji, na pewno. Jeśli się nie
reaguje, wytwarza się powszechny syndrom zagubienia, ujednolicenia wartości
- przestaje reagowac ktokolwiek na cokolwiek. Dlatego też np musi się
znaleźć zawsze ktoś, kto ostro zareaguje na obrazę urzędu Prezydenta
Państwa. Żeby ten syndrom okresowo osłabiać. Inaczej wszyscy byśmy kradli,
zabijali i obrzucali g... urzędników państwowych. Musi byc przynajmniej
odświeżany, jeśli już nie wymagany sztywno, jakiś podstawowy zarys
waściwych norm.
|