Data: 2001-07-05 18:34:20
Temat: Re: kobieta a stabilizacja materialna
Od: "emilia" <e...@g...com.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik <f...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:7584.00000004.3b2f5fb5@newsgate.onet.pl...
> > i boisz sie, ze jakas kobieta wezmie Ci te pieniazki, na ktore tak
ciezko
> > bedziesz pracowal??? To jakas fobia! Czy Ty wgole wierzysz w milosc??? Z
> > takim podejsciem to odrzucisz od siebie kazda kobiete, nawet ta ktora
> > pokocha Ciebie, a nie Twoje cenne pieniazki!!!!!!!!
> >
> Po pierwsze pieniążków jeszcze nie mam a już mnie jakaś rzuciła
(podejrzewam,
> że właśnie z powodu ich braku, a raczej z powodu tego, iż moja pozycja
> społeczna jest niższa, co zostało wytłumaczone wcześniej)
Daj spokój! Jej rezygnacja z waszego związku, z Ciebie, to po prostu brak
miłości. Jestem z facetem, który jest gorzej ode mnie wykształcony, nie ma
pieniędzy, za to posiada jeszcze problemy rodzinne. Nie są to dla mnie
okoliczności komfortowe, nie jestem Matką Teresą i nie odczuwam satysfakcji
w związku z tym, że ja - "panienka z dobrego domu" pomagam komuś z nizin
społecznych, komuś z problemami. Mój ukochany jest za to osobą, z którą
świetnie się czuję, jest kimś, z kim jestem naprawdę blisko, która jest moim
najlepszym przyjacielem, wsparciem i towarzyszem. Uwielbiam po prostu być
razem z nim - martwić się i cieszyć się razem.
Jeśli chodzi o finanse i wizję wspólnej przyszłości widzianą pod tym kątem,
wspólnie założyliśmy firmę, która co prawda dopiero się rozwija, ale już
daje pewien komfort materialny. Obecnie On w wielu sprawach mnie wyręcza,
bym mogła w miarę spokojnie skończyć studia i nie narzeka przy tym, że
zaharowuje się na śmierć, chociaż pracuje naprawdę ciężko. Są momenty
trudne, jest sporo stresu, bo obydwoje musimy godzić wiele rzeczy, ale
wspólna praca bardzo nas cieszy i jest źródłem dużej satysfakcji. Jesteśmy
razem od pięciu lat, wiele razy było trudno, czasem nawet źle. Zastanawiałam
się wtedy (i On też), czy warto tak wiele od siebie i od drugiej osoby
wymagać, tak ciężko pracować, czy nie zrezygnować ze względu na różnice,
które nas dzielą i brak wizji stabilizacji. Mogłam mieć komfort finansowy i
zostać żoną innego człowieka będąc beztroską studentką na jego utrzymaniu,
ale tego nie wybrałam. Bo to nie byłabym ja. Sprzedałabym siebie i swoje
prawdziwe uczucie. Nie myślałam nawet o tym na poważnie, bo na myśl o
"skorzystaniu" z tej oferty matrymonialnej cierpła mi skóra.
Dlatego jestem zdania, że prawdziwa miłość daje człowiekowi tyle siły, że
jest on w stanie dawać z siebie wszystko (chcąc nie chcąc - banał) i
pracować na wspólne szczęście bez poczucia straty, przegranej, rezygnacji z
siebie.
Pozdrawiam, :)
Emilia
|