Data: 2005-04-26 10:29:57
Temat: Re: niekochany [dosc dlugie]
Od: "proxy" <p...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Hmm, tak zastanawiajac sie nad Twoja sytuacja nasunelo mi sie pare
refleksji,
ktorymi chcialbym sie podzielic. Glownie chodzi mi o malzenstwo, jak budowac
i na czym opierac. Opisze moze na swojej sytuacji, to moze latwiej bedzie
ci zrozumiec i zastanowic sie co robic, czy Twoj obarczony wieloma
nalecialosciami
zwiazek ma dalej sens.
Otoz ja ozenilem sie z kobieta, kolezanka z jednego roku. Laczyly nas
wspolne przeszle
doswiadczenia, wspolnie spedzany czas, itp. Sporo tez bylo roznic, sporo
bylo
sytuacji niejasnych, itd. Mysle, ze powinnismy zostac przyjaciolmi a nie
starac sie
tworzyc wspolnego zycia bo nie moglo byc ono oparte na czyms czego nie bylo.
W kazdym razie zylismy w malzenstwie kilka lat, klocac sie, nie bylo
porozumienia
w waznych sprawach, np. posiadaniu dzieci czy nawet wydatkowaniu wspolnych
pieniedzy. Po pewnym czasie, wlasnie w wyniku zmiany pracy a raczej podjecia
nowych prac przez nas po studiach, w roznych miejscach, otoczylismy sie
nowymi znajomymi
i przebywalismy ze soba coraz mniejsza ilosc czasu. Duze znaczenie tez mialy
cechy
charakterologiczne, mysle ze bardziej niewyrobione u mnie akurat. Po pewnym
czasie przyszedl kryzys ktory polegal na tym ze postanowilismy sie rozstac.
Ja dopiero
po latach zaczalem widziec brak sensu takeigo zycia, wczesniej, przyznam sie
ze nie mialem
porownan. W tym momencie zona bardzi sie zmienila w stosunku do mnie. Czyli
postawienie
sprawy jasno spowodowalo ze sam model maleznstwa sie zmienil. Bylo tak przez
spora
ilosc miesiecy. Ale, ale zona dalej spedzala czas z kolezankami, nie mowiac
mi co robiac.
Nie bylo miedzy nami zaufania w tym sensie, ze kazdy mogl robic co chcial a
nie na tym chyba
do konca polega idea malzenstwa. Przynajmnie sie nie klocilismy ale
podstawowe pytanie
ktore sobie zadawalem bylo takie: do czego to dalej doporwadzi, jaka bedzie
nasza przyszlosc?
Czy takei zycie gdzie spelnienia uczuciowego bede musial szukac poza domem
bedzie mialo sens.
W koncu opowiedzialem sobie na to ze nie. Rozmawialismy o tym. Jednak sporo
nas wiazalo.
Kilka lat wspolnego zycia, nasze rodziny (nad czym bardzo ubolewam), wspolne
wspomnienia
z okresu studiow. W koncu podjelismy decyzje o rostaniu. Jednak musielismy
dalej mieszkac
razem do czasu zakonczenia roku szkolnego gdyz zona prowadzila klase. W tym
momencie nasze stosunki byly takie, ze praktycznie kazdy robil co chcial. Ja
zobaczylem tez
ze moge poznac kogos milego, czy innnego ale jakiegos romansu nie
nawiazalem.
Po definitywnym rostaniu, zamieszkalismy oddzielnie (zona wrocila do swojego
domu). W tym
czasie probowalem kogos poznac ale w sumie troche na sile. W koncu przyszedl
moment kiedy postanowilem
zerwac wszelkie przeszle kontakty. Skonczyc z przeszloscia i nie robic nic
na sile. Co ciekawe
wlasnie w tym momencie poznalem swoja obecna zone. Musze powiedziec ze nie
bylo latwo
gdyz bylem obarczony wieloma przezyciami (jak to po wojnie) i wiele rzeczy
stracilo dla mnie znaczenie.
Wychodzilem z tego przez pare lat, jak nie wychodze do tej pory. Zaczalem
sie uczyc zycia od nowa,
tym trudniej ze stracilem wiele zasad ktore wczesniej wyznawalem w ktorych
musialem sie wyrzec
zrywajac zawarte malzenstwo, ktorego instytuacja, forma, bylu dla mnie
bardzo wazne. Jednak
w czasie keidy podejmowalem decyzje bralem pod uwage takie argumenty: jak ma
wygladac
rodzina, czy celem mojego zycia jest posiadanie dzieci, czy nie (a przede
wszystki tej checi
brakowalo) i itd. Czyli co bedzie jak dalej bedziemy ciagnac to co jest.
Chyba sie przestraszylem
w koncu i samotnosci i skutkow tego. Co moge jeszcze dodac? Skutki tego
czuje do dzis.
W rozmaitej formie a minelo gdzies 6-7 lat. Ale swojej decyzji nie zaluje.
Uwazam ze byla sluszna
i tamten zwiazek w tej formie nie rokowal na przyszlosc. W perspektywnie
bowiem mialem cale
swoje przyszle zycie. Wczesnie jakos sie nad tym nie zastanawialem. Wina
lezala po obu stronach.
W wielu kwestiach byla moja, w wielu zony. Ale na podstawie calego swoje
doswiadczenia, nie widzialem
juz szansy zycia tak na przyszlosc. Moze wlasnie wtedy zobaczylem ze zycie
moze wygladac inaczej.
Ze relacje miedzy dwojgiem ludzi moga byc inne. Niestety nie udalo sie
wykrzesac z siebie sily
czy chceci do naprawy tego co bylo. Bo wlasnie wydaje mi sie ze od poczatku
brakowalo tego czegos.
Bylym marzenia, pragnienia ale czlowiek sam siebie oszukiwal ze kocha.
Pragnenie milosci jest czasem
tak silne ze zaslepia. Bardzo zaslepia. A od poczatku bylo w pewien sposob
ponizanie drugiej osoby,
wykorzystwanie, itd.
proxy
|