Strona główna Grupy pl.soc.rodzina odejścia?

Grupy

Szukaj w grupach

 

odejścia?

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 48


« poprzedni wątek następny wątek »

11. Data: 2004-10-12 10:18:25

Temat: Re: odejścia?
Od: "idiom" <i...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "ulast" <u...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:ckgacs$fd9$1@nemesis.news.tpi.pl...
>
> Sokratesie, ja się rozklejam że szczęścia, że pomimo wszystko...nadal
jestem
> z moi mężem i to najszczęśliwsza na świecie (z bobaskiem w brzuszku :-)
>


Uuuuu... Gratulacje i pozdrowienia dla bobaska :)

Monika


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


12. Data: 2004-10-12 10:46:56

Temat: Re: odejścia?
Od: "proxy11" <p...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Gratuluję odwagi i odpowiedzialności.

proxy


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


13. Data: 2004-10-12 11:28:00

Temat: Re: odejścia?
Od: "Sokrates" <d...@p...fm> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Jacek" <j...@w...pl> napisał w wiadomości
news:ckg0i1$bn3$1@news.onet.pl...

> Kiedy ja postanowiłem odejśc moja żona zachowała się jak nigdy dotąd,
> była mądra, konsekwetna dobra i otyczyła mnie tak wielką aurą miłości,
> dała mi wolność mówienia i robienia tego co chcę
> i powiedziała: "i tak będę Cię kochała"
>
> Długo jej nie wierzyłem, że naprawdę coś się zmienilo,myślałem że to tylko
> chwila.
> Ale zmiana jest trwała w niej i we mnie. Kocham ją i jestem naprawdę
> szczęśliwy, że wybrałem
> tak wspaniałą kobiętę z którą udało nam się przetrwać tak olbrzmi kryzys.
>
> Warto walczyć wiem to na pewno.

Widzisz, ja jestem w podobnej sytuacji, tyle, że u nas role sie odwróciły i
piszesz, że warto walczyć. A co ja mam zrobić. Jak ja mam walczyć, walczyć
bardziej skutecznie. Jak pokazać żonie, jak jej uswiadomić, co teraz mam
robić, by ona zaczęła myśleć tak, jak Ty o swojej żonie obecnie. Wszystko
się zmienia, my sami również. Dlaczego zakladać, że dalsze zmiany mogą iśc
tylko na gorsze. Czy fakt, że poznało się człowieka bardziej dla nas
odpowiedniego, w którym się zakochalo musi przekreślać małżonka. Prawdę
powiedziawszy, we mnie dokonuje się tyle pozytywnych zmian w tak krótkim
czasie, że niby dlaczego nasze małżeństwo ma się rozpaść. To co jest w końcu
najważniejsze w życiu? Dlaczego normy spoleczne, prawne, moralne i religijne
narzucają nam małżeństwo. Mam znajomą, która przez wiele lat swojego
małżeństwa była bita, gwałcona i zdradzana przez męża. Dorobili sie przy tym
trójki dzieci. Dwa lata temu wreszcie uwolniła się od niego, ma nowego męża,
czuje się szczęśliwa i jednocześnie roniła przede mną morze łez, że to jej
obecne małżeństwo i tak jest niepełne i nie może wybaczyć tamtemu brutalowi,
że jej tego pozbawił. Dziwne??
Sokrates


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


14. Data: 2004-10-12 11:57:55

Temat: Re: odejścia?
Od: "Aska" <a...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


> Widzisz, ja jestem w podobnej sytuacji, tyle, że u nas role sie odwróciły i
> piszesz, że warto walczyć. A co ja mam zrobić. Jak ja mam walczyć, walczyć
> bardziej skutecznie. Jak pokazać żonie, jak jej uswiadomić, co teraz mam
> robić, by ona zaczęła myśleć tak, jak Ty o swojej żonie obecnie. Wszystko
> się zmienia, my sami również. Dlaczego zakladać, że dalsze zmiany mogą iśc
> tylko na gorsze. Czy fakt, że poznało się człowieka bardziej dla nas
> odpowiedniego, w którym się zakochalo musi przekreślać małżonka.


kochać drugiego człowiek ato także pozwolić mu odejść .....a w zyciu tak to
już jest że "wszystko" dane jest nam na chwile.Walcz ale tylko wtedy jesli ona
chce zebyś walczył i chce ratować wasze małzenstwo.Pamietaj ze malzenstwo to
dwoje ludzi - nie tylko Ty jeden ale tez i ona i jeśli jej potrzeby są inne,
nie trzymaj się kurczowo utopii.A jesli nie wszytsko miedzy wami stracone to
walczcie ale RAZEM!


Prawdę
> powiedziawszy, we mnie dokonuje się tyle pozytywnych zmian w tak krótkim
> czasie, że niby dlaczego nasze małżeństwo ma się rozpaść. To co jest w końcu
> najważniejsze w życiu?


a dlaczego druga osoba ma tkwic w małzeństwie jesli jej serce wyrywa się gdzie
inadziej?? wiesz stworzyłeś klatkę z kt rajski ptak dlugo nie wytrzymał i
wyrwał się z tej klatki. Teraz tylko od niej alezy czy zechce wrócić
do "klatki". TYlko wiesz jesli rajski ptak poczuje smak wolnosci już nigdy nie
będzie szczęśliwy w nawet najpiękniejszej złotej klatce


Dlaczego normy spoleczne, prawne, moralne i religijne
> narzucają nam małżeństwo. Mam znajomą, która przez wiele lat swojego
> małżeństwa była bita, gwałcona i zdradzana przez męża. Dorobili sie przy tym
> trójki dzieci. Dwa lata temu wreszcie uwolniła się od niego, ma nowego męża,
> czuje się szczęśliwa i jednocześnie roniła przede mną morze łez, że to jej
> obecne małżeństwo i tak jest niepełne i nie może wybaczyć tamtemu brutalowi,
> że jej tego pozbawił. Dziwne??


nie patrz przez pryzmat znajomych ! patrz jakie było jest i będzie ( o ile
zostaniecie razem ) Twoje małzeństwo

pozdr
Aska

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


15. Data: 2004-10-12 12:26:02

Temat: Re: odejścia?
Od: MiT <m...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia 2004-10-12 11:46, Użytkownik Sokrates napisał:

> To podaj mi rękę i popłaczmy sobie razem, będzie raźniej.
> Kurna, czemu mam tak mało poczucia, że na prawdę nie zasługuję na
> odrzucenie. To jest straszny ból.

Nie wiem czy to co powiem przyniesie Ci ulge, ale nikt kto dal drugiej
osobie choc odrobine siebie nie zasluguje na odrzucenie. Ale niestety sa
tacy ktorzy na to nie zwazaja.
A propos bolu. Wiem ze to banalnie brzmi, ale za tydzien bedzie latwiej.
Za dwa tygodnie, moze miesiac bedziesz cigle wracal myslami ale uda Ci
sie w wielu systacjach normalnie funkcjonowac. Przynajmniej w moim
wypadku to dziala. Przechodze rozstanie, po oddaniu calego siebie.
Masa lez. Koncern tytoniowy zwiekszyl znaczaco swe zyski. Pilnuje sie
tylko zeby nie dac zarobic tym od spirytusu.

> Wielokrotnie teraz rozmyślałem, że jeśli moja miłość, że jeśli ja sam nie
> jestem tym kimś, z którym czułaby się szczęśliwie, i na kogoś takiego
> wreszczcie natrafiła, to sam odejdę, bo pragnę jej szczęścia, ale nie mogę,
> kurwa mać nie mogę podjąc tej decyzji za nią. Chciałem, ale nie mogę.

Wiesz co. Chyba tak mysla tzw. porzadni faceci. Pragna szczescia kobiety
nawet gdy ona rani. Podobno sa jeszcze na tym swiecie. Znam kilku takich
ktorzy sie poswiecili dla swoich kobiet i wczesniej czy pozniej zostali
wyrolowani. Tak finansowo tez. Ale mnie najbardziej boli to ze zostalem
wyrolowany uczuciowo.

> Egoista psia krew czy co?

Egoistom w zyciu jest latwiej. Ja nie umiem sie tego nauczyc, takiego
totalnego egoizmu. Zawsze zylem dla kogos na tym swiecie. I potrzebuje
tego. Ale jesli bedziesz mogl sie nauczyc odrobiny egoizmu - mysle ze
bedzie Ci latwiej. Nie mysle o takim egoizmie zeby ranic innych. Mysle o
takim zeby robic cos dla siebie. Ja zaczalem robic to na co do tej pory
nie mialem czasu. Pomaga. Nie daje ulgi w 100% ale pomaga.
Poza tym wyrwalem sie na kilka dni ze srodowiska w ktorym mieszkam.
Pojechalem po objazd po znajomych.

> Gdzie są te wszystkie chusteczki.
W kiosku ruchu :) - odrobina glupiego humoru wyrywa spod lez cien usmiechu.

Pozdrawiam

MiT

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


16. Data: 2004-10-12 12:54:10

Temat: Re: odejścia?
Od: puchaty <p...@b...pl> szukaj wiadomości tego autora

Niestety nie mam nic do powiedzenia w bieżącym temacie, zatem podzielę się
z Tobą MiT, spowodowaną tym faktem frustracją:

>>>Egoistom w zyciu jest latwiej.
>> A może, po prostu, najpierw trzeba się nauczyć kochać siebie samego, zanim
>> zacznie się kochać innych?
> Nie zgadzam sie z takim podejsciem.

Dlatego cierpisz.

puchaty

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


17. Data: 2004-10-12 12:54:37

Temat: Re: odejścia?
Od: MiT <m...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia 2004-10-12 15:29, Użytkownik proxy11 napisał:

> Użytkownik "MiT" <m...@o...pl> napisał w wiadomości
> news:ckgib1$t8o$1@news.onet.pl...
>
>>Egoistom w zyciu jest latwiej.
>
>
> A może, po prostu, najpierw trzeba się nauczyć kochać siebie samego, zanim
> zacznie się kochać innych?

Nie zgadzam sie z takim podejsciem. Czlowiek zakochany w sobie nie
dostrzega tego co robi zle. Wiec moze latwo ranic innych. Poza tym czy
ktos kto kocha siebie, jest zdolny do prawdziwej milosci. Do kochania
drugiej osoby, do poswiecen i itp. Nie sadze.

MiT

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


18. Data: 2004-10-12 13:02:11

Temat: Re: odejścia?
Od: "idiom" <i...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "MiT" <m...@o...pl> napisał w wiadomości
news:ckgk0p$6g0$1@news.onet.pl...
> Nie zgadzam sie z takim podejsciem. Czlowiek zakochany w sobie nie
> dostrzega tego co robi zle. Wiec moze latwo ranic innych. Poza tym czy
> ktos kto kocha siebie, jest zdolny do prawdziwej milosci. Do kochania
> drugiej osoby, do poswiecen i itp. Nie sadze.


A ja zgadzam się z proxym. Dopiero akceptacja siebie i pokochanie siebie
umożliwia bycie równorzędnym partnerem w związku z inną osobą. I nie mowa o
zakochaniu w sobie tylko o kochaniu siebie.

Jeśli ktoś nie kocha siebie (osobę, którą najłatwiej zaakceptować) jak może
być zdolny do kochania kogokolwiek? To IMHO tak, jakby ktoś chciał się
nauczyć biegać, nie nauczywszy się chodzić.

Miłość to nie tylko poświęcanie się. To umiejętność dawania, ale również -
brania.

Monika


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


19. Data: 2004-10-12 13:28:25

Temat: Re: odejścia?
Od: MiT <m...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia 2004-10-12 15:02, Użytkownik idiom napisał:

> Użytkownik "MiT" <m...@o...pl> napisał w wiadomości
> news:ckgk0p$6g0$1@news.onet.pl...
>
>>Nie zgadzam sie z takim podejsciem. Czlowiek zakochany w sobie nie
>>dostrzega tego co robi zle. Wiec moze latwo ranic innych. Poza tym czy
>>ktos kto kocha siebie, jest zdolny do prawdziwej milosci. Do kochania
>>drugiej osoby, do poswiecen i itp. Nie sadze.
>
>
>
> A ja zgadzam się z proxym. Dopiero akceptacja siebie i pokochanie siebie
> umożliwia bycie równorzędnym partnerem w związku z inną osobą. I nie mowa o
> zakochaniu w sobie tylko o kochaniu siebie.

Akcetacja tak. Ale wedlug mnie to cos zupelnie innego niz pokochanie
siebie. Dla mnie to dwa rozne podejscia.
Akceptuje siebie takim jaki jestem, bo wiem ze nie jestem zlym
czlowiekiem. Ale widze tez moje pewne wady, ktore moga przeszkadzac
ludziom mnie otaczajacym. Gdybym mial siebie pokochac to przymknalbym na
nie oczy. Nie walcze z moimi wadami w jakis drastyczny sposob, ale
jednoczesnie staram sie poprawiac. Nie robie tego po to zeby sie
poswiecic dla otoczenia. Ale i dla samego siebie. Zeby mi sie latwiej
rozmawialo, zylo czy pracowalo z ludzmi.
Moze upraszczam ale dla mnie kochanie siebie i zakochanie sie w sobie to
to samo.

> Jeśli ktoś nie kocha siebie (osobę, którą najłatwiej zaakceptować) jak może
> być zdolny do kochania kogokolwiek? To IMHO tak, jakby ktoś chciał się
> nauczyć biegać, nie nauczywszy się chodzić.

Dla mnie kochanie siebie i kochanie kogos to dwa inne "sporty" skoro juz
dotknelismy biegania. Porownam do dziedziny mi blizszej. Kochanie siebie
to tak jak wyscigi na torze (poznajesz tor robiac na nim kolejne
okrazenia i jest on przewidywalny, wiesz godzie zrobic redukcje,
odkrecic czy ile mozesz zejsc na kolano, mimo deszczy, zwiru, czy plam
oleju, poza tym zawsze mozesz zjechac do boksu na dokrecenie sroby). A
tor sobie pozamiatac.
Kochanie kogos to tak jak wyscigi off road - albo raczej wyprawa
off-road (kupujesz mape, bierzesz zapas czasci, maksymalnie sie
przygotowujesz i wyruszasz w trase do Wladywostoku. Na syberie docierasz
po 2 miesiacach i zdarza sie cos czego nie mogles przeidziec - np.
powodz). Po prostu druga osoba jest bardziej nieprzewidywalna i kochajac
nalezy ja zaakceptowac. Tak jak chcac pokonac droge off-road nalezy
zakceptowac ja taka jaka jest.
"Kocha sie nie za cos a mimo wszystko" - to gdzies uslyszalem i to
wedlug mnie jest prawda.

> Miłość to nie tylko poświęcanie się. To umiejętność dawania, ale również -
> brania.

Z tym sie zgadzam.

pozdrawiam.
MiT

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


20. Data: 2004-10-12 13:29:16

Temat: Re: odejścia?
Od: "proxy11" <p...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "MiT" <m...@o...pl> napisał w wiadomości
news:ckgib1$t8o$1@news.onet.pl...
>
> Egoistom w zyciu jest latwiej.

A może, po prostu, najpierw trzeba się nauczyć kochać siebie samego, zanim
zacznie się kochać innych?

proxy


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 . [ 2 ] . 3 ... 5


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Co dziedziczymy?...
Ojcostwo po Sokratesowemu.[też długie]
Pomóżcie naszemu staremu znajomemu - kłopoty małżeńskie:( [bardzo długie]
Dwie szale jednej wagi
nuda na grupie cz.2

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.

zobacz wszyskie »