| « poprzedni wątek | następny wątek » |
61. Data: 2005-07-29 18:39:02
Temat: Re: osiedlowe dzieciaki"Nixe" <n...@f...peel> wrote in message news:dcdpe8$20jo$1@news.mm.pl...
> To po co właściwie używasz argumentu, że uciekanie to nie asertywność?
> Przecież nikt tu tak nigdy nie twierdził.
w ktoryms z postow ktos wspoamnial o asertywnosci.
>
>>> No popatrz. A co niby zrobiły te osiedlowe dzieci? Przecież nie
>>> uciekły, lecz powiedziały dziewczynce, że nie chcą się z nią bawić i
>>> wyjaśniły dlaczego. Czyli zgodnie z tym, co napisałaś wyżej
>>> zachowały się asertywnie, a więc za co je winić?
>
>> one unikaja tej dziewczynki, nie chca sie z nia w ogole bawic a nie np
>> bawic sie tylko w berka.
>
> Sorki, ale mieszasz. Sama przed chwilą napisałaś, że jeśli się nie chce
> się słuchać czyichś zwierzeń (bawić się z kimś),
sorki ale mieszasz :)
sluchac czyichs zwerzen to bawic sie _w berka_ ( a nie bawic sie
w ogle co jest rownoznaczne z rozmowa)
to należy mu o tym powiedzieć,
> a nie uciekać. Te dzieci nie uciekły bez słowa, nie chowały się, lecz
> wprost powiedziały dziewczynce prawdę. I nigdzie nie jest powiedziane, że
> jej unikają, że uciekają przed nią, itp. Nie wiem, skąd takie wnioski
> przyszły Ci do głowy.
nie pisze iz te dzieci uciekaja, ale Basia uciekala z kolezankami.
>
>> to jest tak jak Basia z kompanami unikaly
>> tejze dziewczyny, a nie iz rozmawialy z nia, ale nie na "te" tematy.
>
> A gdzie wyczytałaś, że Basia i koleżanki w ogóle z nią nie rozmawiały?
" (....)wbrew naszym ostrzeżeniom
zadając się z facetem który absolutnie nie był (...)
chyba na migi tego jej nie przekazywali?
iwon(k)a
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
62. Data: 2005-07-29 21:14:38
Temat: Re: osiedlowe dzieciakiW wiadomości <news:dcdskl$26t$1@news.onet.pl>
Iwon(k)a <i...@p...onet.pl> pisze:
> LOL! jesli by byla, to co wtedy? pisalabys inaczej??? (co to wogole ma
> do rzeczy???)
Ma to do rzeczy, że Polska to nie USA i wiele rzeczy ma inne definicje.
U nas tatuś może myć swoją córkę. W niektórych stanach jest to nie do
pomyślenia.
Być może czym innym jest mobbing w USA, a czym innym w Polsce.
Tak samo, jak rzecz ma się z molestowaniem seksualnym i jego definicją.
>> Ale jeśli się upierasz, to możesz się nawet osobiście uznać za
>> mobbowaną przeze mnie i moich znajomych, ponieważ nawet gdybyś mnie
>> usilnie błagała i szantażowała emocjonalnie, to nie zaproszę Cię na
>> zamknięte
>> spotkanie u mnie w domu :-PP
> i znow nie widzisz roznicy miedzy "zamknietym przyjeciem w domu"
Zatem przyjmijmy, że robię tę imprezę w parku, jeśli tak bardzo upierasz
się, że podwórko jest synonimem grupy społecznej, a nie jedynie miejscem
spotkania :->
>>> jesli uwazasz, iz ludzie, ktorzy popadaja w depresje bo nie znalezli
>>> akceptacji, sa winni sobie sami, albo winni sa ich rodzice bo nie
>>> nauczyli ich asertywnosci,
>> A kto wg Ciebie jest temu winien?
> w przypadku dziecka, ktore jest ofiara takiego zachowania, winnym
> wciaz uznaje sie agresora.
I tym_agresorem_(btw - zajrzyj sobie do definicji tego słowa) miałyby niby
być owe dzieci z osiedla?
Ja wiem, że koniecznie chciałabyś zrobić z nich wrednych sadystów, ale Twoje
porównania stają się co najmniej przesadzone.
>> Każdy odpowiada sam za swoje uczucia.
>> Jeśli mój kolega z pracy popełni samobójstwo, ponieważ go nie kocham
>> i nigdy to nie nastąpi, to czy JA będę temu winna?
> a KTO CI kaze go kochac?
Nikt, więc tym bardziej nie rozumiem, dlaczego Ty każesz dzieciom lubić
dziewczynkę.
I czynisz ich winnymi za jej poczucie żalu i smutku, a być może i depresję.
> niekiedy pewne sytuacje przestastaja reakcje obronne jednostki i
> spirala sie nakreca.
No i co z tego, że się tak brzydko spytam?
Czy ktoś ma się pociąć z powodu tego, że inna osoba nie potrafi dać sobie
rady ze swoimi uczuciami?
> to tak jak bys napisala, iz Kazia jest sobie
> winna, ze jest chora, bo
> sobie nie poradzila z wirusem.
?? Nie rozumiem tego porównania.
Ja nie twierdzę, że ktoś jest winny, bo nie potrafi radzić sobie z
uczuciami.
Ja twierdzę jedynie, że w nim (a nie w kimś innym) tkwi przyczyna takiego
stanu rzeczy.
Wina nie ma tu nic do rzeczy.
> a obiciazanie wina ta osobe, czy tez
> rodzicow ,
> napawa mnie zdumieniem.
??? A tego to już w ogóle nie rozumiem. Co chciałaś przez to powiedzieć?
> mam tylko nadzieje, iz wynika to z niewiedzy na temat
> zjawiska "bullying".
Zapoznałam się już ze znaczeniem tego słowa i pozostaję przy swoim zdaniu,
że każdy ma prawo wybierać sobie znajomych wg własnych odczuć, odmawiać
kontaktów z nielubianymi ludźmi, nie zgadzać się na wpędzanie w poczucie
winy i nigdy coś takiego nie będzie bullyingiem. Nikt nie ma żadnego prawa
kierować moimi wyborami odnośnie znajomych i przyjaciół. Jeśli dla Ciebie
jest to bullying, to wychodzi na to, że nieźle już Was w tej Hameryce
przeflancowali, skoro człowiek może być oskarżony o tak poważne wykroczenie,
tylko dlatego, że nie ma ochoty na towarzystwo nielubianej przez niego
osoby.
> jesli dziecko nie ma na publicznym podworku, szkole, kafeterii itp
> alternatywnych zrodel przyjazni a zjawisko jest i widac, iz sie nie zmieni
> staje sie
> to wlasnie powaznym problemem.
Wtedy być może owszem, ale takie sytuacje należą do rzadkości.
Niewielki odsetek ludzi mieszka na totalnych pustkowiach.
> oczywiscie, ale pewna osoba nie moze nagle zjawic sie we wszystkich
> zakatkach swiata celem poszukania sobie kolegi.
Jak wyżej.
>> Dlatego jestem zdania, że przyczyn tego staniu rzeczy należy szukac
>> przede wszystkim w sobie, a nie zwalać odpowiedzialności na innych.
> czy ktos tu mowi o zwalaniu odpowiedzialnosci???
"w przypadku dziecka, ktore jest ofiara takiego zachowania, winnym wciaz
uznaje sie agresora"
Wybacz, ale nie ja to napisałam.
--
PozdrawiaM
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
63. Data: 2005-07-29 21:21:08
Temat: Re: osiedlowe dzieciakiW wiadomości <news:dcdt43$2vm$1@news.onet.pl>
Iwon(k)a <i...@p...onet.pl> pisze:
> w ktoryms z postow ktos wspoamnial o asertywnosci.
Ale nie w kontekście maila Basi.
> sluchac czyichs zwerzen to bawic sie _w berka_ ( a nie bawic sie
> w ogle co jest rownoznaczne z rozmowa)
Wybacz, ale to jedynie Twoje podziały i kryteria. Dla mnie zabawa, to
zabawa. Dziewczynka nie powiedziała "Pobawcie się ze mną w berka, jeśli nie
chcecie się pobawić w dom". Ona oczekiwała przyjęcia do zabawy jako takiej,
a nie zabawy w konkretną rzecz, tak, jak koleżanka Basi oczekiwała
generalnie bardziej zażyłych kontaktów, a nie jednej konkretnej rozmowy o
swoim chłopaku.
> nie pisze iz te dzieci uciekaja, ale Basia uciekala z kolezankami.
Ale sugerowałaś, że jej unikają, tak jak Basia unikała koleżanki i uciekała
przed nią.
>>> to jest tak jak Basia z kompanami unikaly
>>> tejze dziewczyny, a nie iz rozmawialy z nia, ale nie na "te" tematy.
>> A gdzie wyczytałaś, że Basia i koleżanki w ogóle z nią nie
>> rozmawiały?
> " (....)wbrew naszym ostrzeżeniom
> zadając się z facetem który absolutnie nie był (...)
> chyba na migi tego jej nie przekazywali?
No właśnie nie, więc nadal nie rozumiem, gdzie wyczytałaś, że Basia i jej
koleżanki w ogóle NIE rozmawiały z tą dziewczyną?
--
PozdrawiaM
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
64. Data: 2005-07-30 11:44:54
Temat: Re: osiedlowe dzieciaki"Nixe" <n...@f...peel> wrote in message news:dce682$d13$1@news.mm.pl...
> Ma to do rzeczy, że Polska to nie USA i wiele rzeczy ma inne definicje.
> U nas tatuś może myć swoją córkę. W niektórych stanach jest to nie do
> pomyślenia.
> Być może czym innym jest mobbing w USA, a czym innym w Polsce.
> Tak samo, jak rzecz ma się z molestowaniem seksualnym i jego definicją.
to wszystko prawda ale co ma definicja do naszych rozwazan?
tzn jesli cos nie jest objete definicjia, to nie jest to problemem?
>> i znow nie widzisz roznicy miedzy "zamknietym przyjeciem w domu"
>
> Zatem przyjmijmy, że robię tę imprezę w parku, jeśli tak bardzo upierasz
> się, że podwórko jest synonimem grupy społecznej, a nie jedynie miejscem
> spotkania :->
i jesli mnie nie znasz i zaczniesz mi odmawiac mimo to para razy, i za
kazdym razem
mnie nie zauwazac to powiem to co napisalam tej mamie.
zeby juz zamknac ten temat: uwazam, iz w wieku podworkowym nie ma
jeszcze miejsca na hermetyczne przyjaznie. jest kolezenstwo, dzieci sie
mieszaja, i jesli nie ma konkretnej przyczyny do nielubienia (dziecko np
jest agresywne, niemile itp) to izolowanie jednego tylko dziecka jest tylko
i wylacznie podyktowane negatywna podstawa u takich dzieci. dzieci
potrafia nielubic dziecka bo ma okulary- i uwazam, iz rola doroslego
jest wytlumaczenie takiemu dziecku, iz jest to zle zachowanie. i zla
argumentacja. "bo jej nie lubie"nie bedzie dla mnei argumentem, zeby
to dziecko zostawic w spokoju. naucze dziecko, iz powinno sie bawic ze
wszystkimi
na podworku. dlatego argumenty jakie podaja dzieci, ktore ostatecznie
streszczaja sie na "bo jej nie lubie" nie sa dla mnie argumentem
pozwalajacym na
powiedznieu jak Ty 'to ok coreczko, masz prawo do takiego uczucia, nie baw
sie".
bo imo wychowa sie wlasnie egoiste, homofoba, rasiste itp jesli ta
dziewczynka
nawet prosi usilnie i dzieci nie lubi aslabszej psychicznie osoby, to TYM
Bardziej
uczylabym swoje dziecko, zeby wlaczyla to dziecko do zabawy. ajesli ta
slabsza
dziewczynka byalaby moja corka to powiedzialabym to co napisalam. "bo nie
lubie"
dlatego, ze ona prosi i nie ma godnosci (tak jakos to napisalas) jest wrecz
argumentem dla mnie dla nauczenia dziecka, iz slabszemu nalezy pomoc.
dac szanse, i probe.
>
>>>> jesli uwazasz, iz ludzie, ktorzy popadaja w depresje bo nie znalezli
>>>> akceptacji, sa winni sobie sami, albo winni sa ich rodzice bo nie
>>>> nauczyli ich asertywnosci,
>
>>> A kto wg Ciebie jest temu winien?
>
>> w przypadku dziecka, ktore jest ofiara takiego zachowania, winnym
>> wciaz uznaje sie agresora.
>
> I tym_agresorem_(btw - zajrzyj sobie do definicji tego słowa)
zajrzyj sobie ty, (tez i do sownika j.angielskiego)
miałyby niby
> być owe dzieci z osiedla?
tak.
> Ja wiem, że koniecznie chciałabyś zrobić z nich wrednych sadystów, ale
> Twoje porównania stają się co najmniej przesadzone.
jesli komus agresor kojarzy sie tylko z potworem i tyranem to
rzeczywiscie mozna tak to nazwac.
>
>>> Każdy odpowiada sam za swoje uczucia.
>>> Jeśli mój kolega z pracy popełni samobójstwo, ponieważ go nie kocham
>>> i nigdy to nie nastąpi, to czy JA będę temu winna?
>
>> a KTO CI kaze go kochac?
>
> Nikt, więc tym bardziej nie rozumiem, dlaczego Ty każesz dzieciom lubić
> dziewczynkę.
a gdzie ja napisalam, zeby te dzieci ja lubily?
> I czynisz ich winnymi za jej poczucie żalu i smutku, a być może i
> depresję.
a i owszem. a wlasciwie ich rodzicow, ktorzy zapewne jak Ty uwazaja
iz "kids will be kids" i nalezy ich zostawic w spokoju. ale chyba juz
wyjasnilam
wyzej co o tym mysle.
>
>> niekiedy pewne sytuacje przestastaja reakcje obronne jednostki i
>> spirala sie nakreca.
>
> No i co z tego, że się tak brzydko spytam?
wiem, ze dla Ciebie nic. masz to po prostu za przeproszeniem gdzies.
i tego uczysz jak widze swoje dzieci.
> Czy ktoś ma się pociąć z powodu tego, że inna osoba nie potrafi dać sobie
> rady ze swoimi uczuciami?
czy ty potrafisz wymyslic jakis przyklad mniej przesadzony?
czy potrzebujesz takowe na cele dyskusji? :>
>
>> to tak jak bys napisala, iz Kazia jest sobie
>> winna, ze jest chora, bo
>> sobie nie poradzila z wirusem.
>
> ?? Nie rozumiem tego porównania.
> Ja nie twierdzę, że ktoś jest winny, bo nie potrafi radzić sobie z
> uczuciami.
> Ja twierdzę jedynie, że w nim (a nie w kimś innym) tkwi przyczyna takiego
> stanu rzeczy.
wlasnie o to chodzi, iz nie tkwi. dzieci odzucaja dzieci z powodow
okularow na nosie, albo rudych wlosow na glowie- i to jest ta przyczyna?
no tkwi ona w tym osobniku, ale ......wlasnie,ale.....:/
> Wina nie ma tu nic do rzeczy.
sama uzylas tego slowa.
>
>> a obiciazanie wina ta osobe, czy tez
>> rodzicow ,
>> napawa mnie zdumieniem.
>
> ??? A tego to już w ogóle nie rozumiem. Co chciałaś przez to powiedzieć?
ze mnie dziwi Twoja argumentacja. choc juz coraz mniej.....
>
>> mam tylko nadzieje, iz wynika to z niewiedzy na temat
>> zjawiska "bullying".
>
> Zapoznałam się już ze znaczeniem tego słowa i pozostaję przy swoim zdaniu,
ok. to chyba nie ma o czym dyskutowac. moze dlatego w Polsce
"odmiency" maja ciezko.
to by bylo na tyle. ide do pracy ;)
pozdrawiam
iwon(k)a
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
65. Data: 2005-07-30 22:33:29
Temat: Re: osiedlowe dzieciaki"Nixe" <n...@f...peel> wrote in message news:dce6k8$me6$1@news.mm.pl...
>W wiadomości <news:dcdt43$2vm$1@news.onet.pl>
> Iwon(k)a <i...@p...onet.pl> pisze:
>
>> w ktoryms z postow ktos wspoamnial o asertywnosci.
>
> Ale nie w kontekście maila Basi.
mozliwe.
>
>> sluchac czyichs zwerzen to bawic sie _w berka_ ( a nie bawic sie
>> w ogle co jest rownoznaczne z rozmowa)
>
> Wybacz, ale to jedynie Twoje podziały i kryteria. Dla mnie zabawa, to
> zabawa.
to co mam teraz napisac "wybacz ale...."?
Dziewczynka nie powiedziała "Pobawcie się ze mną w berka, jeśli nie
> chcecie się pobawić w dom". Ona oczekiwała przyjęcia do zabawy jako
> takiej, a nie zabawy w konkretną rzecz, tak, jak koleżanka Basi oczekiwała
> generalnie bardziej zażyłych kontaktów, a nie jednej konkretnej rozmowy o
> swoim chłopaku.
i dzieci nie przyjely jej w ogole. jak juz napisalam rano, argumentacja
"bo jej nie lubie" bez istotnej przyczyny nielubienia nie jest dla mnie
wystarczjaca argumentacja. Bo czy "iz nie umie angielskiego" jest
powodem do nielubienia? dla mnie nie. i nie chcialabym, zeby
moja corka kogos nie lubila bo nie umie angielskiego, a teraz skoro juz
dziecko umie angielski, dalej jej nie lubia. piszesz, iz moze dlatego, ze
nie
ma godnosci i sie prosi, i to jest powod do nielubienia?? dla mnie nie.
i nie chcialabym, zeby moja corka nie lubiala kogos z powodu czyjesc
slabosci
psychicznej, czy fizycznej. ja wiem, ze sa sumpatie i antypatie, ale trzeba
pomyslec na
przyczyna. imo dzieci trzeba uczyc tego. Uczyc kolezenskosci, to nie
przychodzi
samo. I generalnie o to mi chodzi.
iwon(k)a
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
66. Data: 2005-07-30 22:41:04
Temat: Re: osiedlowe dzieciakiW wiadomości <news:dcfp7h$m6c$1@news.onet.pl>
Iwon(k)a <i...@p...onet.pl> pisze:
> to wszystko prawda ale co ma definicja do naszych rozwazan?
Ma to, że Ty opierasz się w tej dyskusji na "swojej" definicji i twierdzisz
A, a ja opieram na "mojej" i twierdzę B.
I w ten sposób prawdopodobnie nigdy się nie dogadamy.
> tzn jesli cos nie jest objete definicjia, to nie jest to problemem?
A kto tak powiedział?
Ale dla Ciebie mobbingiem czy bullyingiem jest już zjawisko nieprzyjęcia
danej osoby do zamkniętej grupy, a dla mnie mobbingiem jest
dopiero_aktywne_nękanie tej osoby.
> i jesli mnie nie znasz i zaczniesz mi odmawiac mimo to para razy, i za
> kazdym razem mnie nie zauwazac to powiem to co napisalam tej mamie.
Czyli co konkretnie, bo wiele w tym wątku napisałaś, a nie będę zgadywać.
> zeby juz zamknac ten temat: uwazam, iz w wieku podworkowym nie ma
> jeszcze miejsca na hermetyczne przyjaznie.
No widzisz, a ja jestem zupełnie innego zdania, bo mam córkę w takim właśnie
wieku i widzę dokładnie, jak to wygląda.
> jest kolezenstwo, dzieci
> sie mieszaja, i jesli nie ma konkretnej przyczyny do nielubienia
> (dziecko np jest agresywne, niemile itp) to izolowanie jednego tylko
> dziecka jest tylko i wylacznie podyktowane negatywna podstawa u
> takich dzieci.
Widzę, że zataczamy koło, bo znów piszesz o braku konkretnej przyczyny do
nielubienia, choć nie masz ani pojęcia, czy taka przyczyna istnieje (bo skąd
możesz to wiedzieć), ani nie masz prawa oceniać tych przyczyn, tak, jak Twój
mąż zapewne nie ocenia powodów, dla których nie lubisz jakiegoś jego
znajomego (przykład z głowy).
> dzieci potrafia nielubic dziecka bo ma okulary- i
> uwazam, iz rola doroslego jest wytlumaczenie takiemu dziecku, iz jest to
> zle zachowanie. i zla
> argumentacja.
Owszem, ale czy taka sytuacja miała tu miejsce?
Dlaczego próbujesz na siłę udowodnić, że te dzieci NA PEWNO kierują się złą
argumentacją?
Skąd możesz to wiedzieć?
A może po prostu nie mają zaufania do nowej osoby i poprzez to nie mają (być
może tylko na jakiś czas) ochoty na zabawę z nią. A ten brak zaufania
nazywają "nielubieniem", bo nie potrafią go inaczej określić. A Ty widzisz w
nich jedynie małe wredoty.
> "bo jej nie lubie"nie bedzie dla mnei argumentem, zeby
> to dziecko zostawic w spokoju.
A dla mnie jest to argumentem i po takim wyznaniu zostawiłabym moje dziecko
w spokoju nie mędząc mu nad głową, że może jednak powinno się pobawić, bo
może Zosia jest jednak fajna, a mojemu dziecku tylko się wydaje. Uważam moje
dzieci za mądre i wyważone osoby (jak na swój wiek) i zasadniczo widzę, że
nigdy się w swoich wyborach partnerów do zabaw nie myliły.
Interweniowałabym stanowczo jedynie w momencie, gdy nielubienie
przeradziłoby się w agresję, w próby znęcania się, dokuczania, wyśmiewania
itp.
> naucze dziecko, iz powinno sie bawic ze wszystkimi na podworku.
Zgroza. To przykre, że nie dajesz swojemu dziecku szansy na samodzielną
ocenę znajomości.
Czy uczyłabyś, że powinno się bawić nawet z Kaziem, który wyśmiewa Twoją
córkę za jej plecami?
Albo z Małgosią, która jest wprawdzie miła, ale niszczy zabawki?
Albo z Olą, która płacze za każdym razem, gdy coś jest nie tak, jak ona
chce?
> dlatego argumenty jakie podaja dzieci, ktore ostatecznie
> streszczaja sie na "bo jej nie lubie" nie sa dla mnie argumentem
> pozwalajacym na powiedznieu jak Ty 'to ok coreczko, masz prawo do takiego
> uczucia,
> nie baw sie".
> bo imo wychowa sie wlasnie egoiste, homofoba, rasiste itp
Wg tego, co napisałaś, to należy lubić wszystkich ludzi, których się zna,
ponieważ inaczej zyska się miano egoisty, homofoba i rasisy. Nonsens,
jakiego dawno nie czytałam.
Wiesz, ja nie lubię Gidyńskiej i Mipsa. Nie lubię i już. Nie pasują mi, nie
odbieramy na tych samych falach, nie mam ochoty na kontakty z nimi. Ba! Nie
wiem nawet, czy miałabym ochotę mówić im "Dzień dobry". Czy w związku z tym
jestem egoistką i homofobem? A może rasistką? I uważasz, że moje przyczyny
nielubienia, choć nie potrafię ich do końca określić, są bezsensowne? Że nie
mam prawa do swoich uczuć? I że zasadniczo to powinnam lubić te panienki i
szczebiotać do nich wesoło na pru, bo inaczej będę ... [patrz wyżej]? Że
gdybym teraz miała 6 lat, to moja mama miałaby prawo kazać mi bawić się z
nimi na podwórku, bo moje argumenty "nie lubię ich" byłby dla niej (DLA
NIEJ!, bo ja się przecież nie liczę) niewystarczające?
> jesli ta dziewczynka
> nawet prosi usilnie i dzieci nie lubi aslabszej psychicznie osoby, to
> TYM Bardziej uczylabym swoje dziecko, zeby wlaczyla to dziecko do zabawy.
Nawet jeśli by jej nie lubiła właśnie z takiego powodu?
Autentycznie nie rozumiem przyczyn, dla których "łamałabyś" własne dziecko
dyskredytując jego odczucia, w imię zaspokojenia potrzeb i odczuć obcej
dziewczynki.
> ajesli ta slabsza dziewczynka byalaby moja corka to powiedzialabym to co
> napisalam.
Czyli co konkretnie, bo znów nie wiem.
> zajrzyj sobie ty, (tez i do sownika j.angielskiego)
Ale my tu po polskiemu rozmawiamy, więc nie wiem, po co i właściwie czego
mam szukać w słowniku języka angielskiego.
>> miałyby niby być owe dzieci z osiedla?
> tak.
Ups.
Dobrze się aby zastanowiłaś nad znaczeniem tego słowa?
http://swo.pwn.pl/haslo.php?id=454
>> Ja wiem, że koniecznie chciałabyś zrobić z nich wrednych sadystów,
>> ale Twoje porównania stają się co najmniej przesadzone.
> jesli komus agresor kojarzy sie tylko z potworem i tyranem to
> rzeczywiscie mozna tak to nazwac.
Nie, mnie się agresor jednoznacznie i od zawsze kojarzy tylko i wyłącznie z
napastnikiem.
Gdzie Ty widzisz w tych dzieciach takie zachowania, to ja już naprawdę nie
wiem.
>> Nikt, więc tym bardziej nie rozumiem, dlaczego Ty każesz dzieciom
>> lubić dziewczynkę.
> a gdzie ja napisalam, zeby te dzieci ja lubily?
Och nigdzie :-/
Tylko, że nie wiem dlaczego z jednej strony zaprzeczasz, jakoby dzieci
miałby lubić tę dziewczynkę, a z drugiej uważasz, że "argumenty jakie podaja
dzieci, ktore ostatecznie streszczaja sie na "bo jej nie lubie" nie sa dla
mnie argumentem pozwalajacym na powiedznieu jak Ty 'to ok coreczko, masz
prawo do takiego uczucia, nie baw sie". bo imo wychowa sie wlasnie egoiste,
homofoba, rasiste itp"
"Trochę" się to kupy nie trzyma.
>> I czynisz ich winnymi za jej poczucie żalu i smutku, a być może i
>> depresję.
> a i owszem. a wlasciwie ich rodzicow
Ciekawa jestem, jak Ty czułabyś się jako rodzicielka, którą jakaś
przewrażliwona mamusia uznała winną za depresję jej córki, z którą za żadne
skarby świata nie ma ochoty spotykać się Twoja córka, bo ma ku temu swoje
powody. Ale rozumiem, że w ramach robienia dobrze bliźniemu swemu, po prostu
skłoniłabyś córkę do kontaktów z nielubianą koleżanką, by przypadkiem nikt
nie oskarżył jej o egoizm czy wręcz rasism (jeśli dziewczynka byłaby np.
Murzynką)
>>> niekiedy pewne sytuacje przestastaja reakcje obronne jednostki i
>>> spirala sie nakreca.
>> No i co z tego, że się tak brzydko spytam?
> wiem, ze dla Ciebie nic. masz to po prostu za przeproszeniem gdzies.
Ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie.
> i tego uczysz jak widze swoje dzieci.
Uczę swoje dzieci, by były odpowiedzialne za swoje odczucia, by w
nieprawidłowych relacjach m-dzy ludźmi szukały błędów przede wszystkim u
siebie, a dopiero potem nie u innych, by nie zmuszały się do kontaktów z
osobami, z którymi tych kontaktów mieć nie chcą, by nie dawały sobą
manipulowac i wpędzać w poczucie winy przez emocjonalnie
upośledzone/niedojrzałe osoby.
>> Czy ktoś ma się pociąć z powodu tego, że inna osoba nie potrafi dać
>> sobie rady ze swoimi uczuciami?
> czy ty potrafisz wymyslic jakis przyklad mniej przesadzony?
A co tu jest przesadzonego?
Czyżbyś określenie "pociąć się" odczytała dosłownie? :-/
>> ?? Nie rozumiem tego porównania.
>> Ja nie twierdzę, że ktoś jest winny, bo nie potrafi radzić sobie z
>> uczuciami.
>> Ja twierdzę jedynie, że w nim (a nie w kimś innym) tkwi przyczyna
>> takiego stanu rzeczy.
> wlasnie o to chodzi, iz nie tkwi.
Właśnie o to chodzi, że tkwi, bo inaczej nie byłoby problemu.
Jak piszesz niżej - dzieci wyśmiewają się z innych z powodu okularów czy
rudych włosów.
Jedno dziecko nic sobie z tego nie robi, nie przejmuje się, albo razem z
innymi śmieje się ze swoich włosób i okularów. Bo jest silne emocjonalne
albo tak zostało wychowane albo to i śmo. A inne będzie rozpaczać, tracić
dech, wpadać w czarną rozpacz. Bo ma słabą konstrukcję psychiczną albo tak
zostało wychowane albo to i śmo.
To, jak reaguje dane dziecko, zależy przecież od niego samego, a nie od
innych ludzi, o Pana Boga czy ekspedientki ze sklepu mięsnego. I to właśnie
miałam na myśli, że przyczyna (ale nie wina!) tkwi w nim samym.
>> Wina nie ma tu nic do rzeczy.
> sama uzylas tego slowa.
Gdzie?
Dla przypomnienia - napisałam:
"Ja nie twierdzę, że ktoś jest winny, bo nie potrafi radzić sobie z
uczuciami. Ja twierdzę jedynie, że w nim (a nie w kimś innym) tkwi przyczyna
takiego stanu rzeczy."
> ze mnie dziwi Twoja argumentacja.
A mnie Twoja bawi. Trudno - taki lajf.
> ok. to chyba nie ma o czym dyskutowac. moze dlatego w Polsce
> "odmiency" maja ciezko.
A co ma piernik do wiatraka?
Wiesz, ja jestem do granic zdumiona (a raczej przerażona) Twoją przesączoną
amerykańską propagandą argumentacją. Czy u Was już nie można kogoś
najzwyczajniej w świecie nie lubić bez obaw, że zostanie się oskarżonym o
rasizm, o nękanie "odmieńca", o mobbing? To jest straszne. Ba! To jest
więcej niż straszne.
--
PozdrawiaM
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
67. Data: 2005-07-30 23:27:01
Temat: Re: osiedlowe dzieciakiW wiadomości <news:dcgv7k$no8$1@news.onet.pl>
Iwon(k)a <i...@p...onet.pl> pisze:
Nixe:
>> Dziewczynka nie powiedziała "Pobawcie się ze mną w berka, jeśli nie
>> chcecie się pobawić w dom". Ona oczekiwała przyjęcia do zabawy jako
>> takiej, a nie zabawy w konkretną rzecz, tak, jak koleżanka Basi
>> oczekiwała generalnie bardziej zażyłych kontaktów, a nie jednej
>> konkretnej rozmowy o swoim chłopaku.
> i dzieci nie przyjely jej w ogole.
Dokładnie.
Tak jak Basia i koleżanki "odmówiły" bardziej zażyłych kontaktów z
dziewczyną.
> jak juz napisalam rano,
> argumentacja "bo jej nie lubie" bez istotnej przyczyny nielubienia
> nie jest dla mnie wystarczjaca argumentacja. Bo czy "iz nie umie
> angielskiego" jest powodem do nielubienia?
Przecież one nie powiedziały, że nie lubią jej, bo nie zna angielskiego.
Powiedziały jedynie, na początku, że nie będą się z nią bawić, bo nie mogą
się z nią dogadać. A potem, że nie będą się bawić, bo jej nie lubią. Ale
powodów nielubienia nie podały.
> piszesz, iz moze dlatego, ze nie
> ma godnosci i sie prosi, i to jest powod do nielubienia??
Nigdzie czegoś takiego nie napisałam.
Ale mniejsza z tym. Uważam, że to może być powód do nielubienia.
Ja też nie lubię osób tego typu. Mam do tego prawo i bynajmniej nie wynika
to z mojego złego charakteru.
> dla mnie nie. i nie chcialabym, zeby moja corka nie lubiala kogos z powodu
> czyjesc
> slabosci psychicznej,
Ale to jest Twój problem, że tego nie chcesz. Twoja córka ma prawo czuć się
niekomfortowo w towarzystwie takich osób (tak, jak Ty być może czujesz się
niekomfortowo w towarzystwie osób zarozumiałych, gadatliwych czy
chwalipiętów) i zasadniczo nic Ci do tego. A kierując na siłę jej uczuciami
(sympatii i antypatii), po prostu ją krzywdzisz.
[BTW - czy wiesz kto jest najczęściej ofiarami pedofilów? Dziewczynki,
którym wmawiano, że ich odczucia są irracjonalne, głupie, bezsesowne i że
starsi wiedzą lepiej. Te, których odczucia szanowano i nie próbowano nimi
manipulować, są bardziej asertywne, pewne siebie i rzadko kiedy dają się
wrobić w takie historie.]
> czy fizycznej. ja wiem, ze sa sumpatie i antypatie, ale
> trzeba pomyslec na przyczyna.
Owszem, w skrajnych przypadkach trzeba, ale i tak ostateczna decyzja powinna
należeć do dziecka.
Chyba temu nie zaprzeczysz. Nie wyobrażam sobie bowiem, w jaki sposób rodzic
miałby egzekwować swoje racje.
> imo dzieci trzeba uczyc tego. Uczyc kolezenskosci, to nie
> przychodzi samo.
Jak najbardziej, ale nie na siłę i nie z każdym. Żadne dziecko nie ma
takiego obowiązku, jeśli samo nie podejmie takiej decyzji. I nijak nie
świadczy to o jego złym charakterze i wredocie.
--
PozdrawiaM
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
68. Data: 2005-07-30 23:59:25
Temat: Re: osiedlowe dzieciaki"Nixe" <n...@f...peel> wrote in message news:dcgvm0$von$1@news.mm.pl...
>W wiadomości <news:dcfp7h$m6c$1@news.onet.pl>
> Iwon(k)a <i...@p...onet.pl> pisze:
>
>> to wszystko prawda ale co ma definicja do naszych rozwazan?
>
> Ma to, że Ty opierasz się w tej dyskusji na "swojej" definicji i
> twierdzisz A, a ja opieram na "mojej" i twierdzę B.
> I w ten sposób prawdopodobnie nigdy się nie dogadamy.
myslalam, ze jest to podyktowane common sens a nie sztywna definicja.
>
>> tzn jesli cos nie jest objete definicjia, to nie jest to problemem?
>
> A kto tak powiedział?
pytam sie tylko.
> Ale dla Ciebie mobbingiem czy bullyingiem jest już zjawisko nieprzyjęcia
> danej osoby do zamkniętej grupy, a dla mnie mobbingiem jest
> dopiero_aktywne_nękanie tej osoby.
co masz na mysli mowiac "aktywne"? czy izolowanie kogos na podworku
nie jest "aktywne"?
>
>> i jesli mnie nie znasz i zaczniesz mi odmawiac mimo to para razy, i za
>> kazdym razem mnie nie zauwazac to powiem to co napisalam tej mamie.
>
> Czyli co konkretnie, bo wiele w tym wątku napisałaś, a nie będę zgadywać.
mamie napisalam tylko raz:)
ale niech Ci bedzie :"iz dzieci sa niedobre".
>
>> zeby juz zamknac ten temat: uwazam, iz w wieku podworkowym nie ma
>> jeszcze miejsca na hermetyczne przyjaznie.
>
> No widzisz, a ja jestem zupełnie innego zdania, bo mam córkę w takim
> właśnie wieku i widzę dokładnie, jak to wygląda.
moja za to urodzila sie od razu 15 latka :>
>
>> jest kolezenstwo, dzieci
>> sie mieszaja, i jesli nie ma konkretnej przyczyny do nielubienia
>> (dziecko np jest agresywne, niemile itp) to izolowanie jednego tylko
>> dziecka jest tylko i wylacznie podyktowane negatywna podstawa u
>> takich dzieci.
>
> Widzę, że zataczamy koło, bo znów piszesz o braku konkretnej przyczyny do
> nielubienia, choć nie masz ani pojęcia, czy taka przyczyna istnieje (bo
> skąd możesz to wiedzieć), ani nie masz prawa oceniać tych przyczyn, tak,
> jak Twój mąż zapewne nie ocenia powodów, dla których nie lubisz jakiegoś
> jego znajomego (przykład z głowy).
Ty natomiast argument "bo nie lubie" uznajesz za wystarczajacy.
Dla mnie nie jest to argument, zeby uznac, iz dzieci moga spokojnie nie
bawic sie z ta dziewczynka.
>
>> dzieci potrafia nielubic dziecka bo ma okulary- i
>> uwazam, iz rola doroslego jest wytlumaczenie takiemu dziecku, iz jest to
>> zle zachowanie. i zla
>> argumentacja.
>
> Owszem, ale czy taka sytuacja miała tu miejsce?
> Dlaczego próbujesz na siłę udowodnić, że te dzieci NA PEWNO kierują się
> złą argumentacją?
> Skąd możesz to wiedzieć?
nie wiem. tak samo jak Ty nie wiesz czy wlasnie tak nie ma.
> A może po prostu nie mają zaufania do nowej osoby i poprzez to nie mają
> (być może tylko na jakiś czas) ochoty na zabawę z nią. A ten brak zaufania
> nazywają "nielubieniem", bo nie potrafią go inaczej określić. A Ty widzisz
> w nich jedynie małe wredoty.
a moze tak wlasnie jest jak ja widze. Ty wciaz przekonujesz mi, ze tak nie
jest choc
sama tez tego nie wiesz. (Szczerze to ta dziewczynka nie jawi mi sie jako
osoba, ktoa
obiektywnie lubic nie mozna. )
>
>> "bo jej nie lubie"nie bedzie dla mnei argumentem, zeby
>> to dziecko zostawic w spokoju.
>
> A dla mnie jest to argumentem i po takim wyznaniu zostawiłabym moje
> dziecko w spokoju nie mędząc mu nad głową, że może jednak powinno się
> pobawić, bo może Zosia jest jednak fajna, a mojemu dziecku tylko się
> wydaje.
otoz to, i tym sie roznimy. Bo moze okazac sie, ze corka nie lubi Zosi, bo
ta nie umie polskiego, bo ma rude wlosy, bo prosi o zabawe.itp
Uważam moje
> dzieci za mądre i wyważone osoby (jak na swój wiek) i zasadniczo widzę, że
> nigdy się w swoich wyborach partnerów do zabaw nie myliły.
sorki, ale nie bede tego komentowac, bo nie chcialabym Cie czy Twoich
dzieci urazic. w kazdym badz razie w zasadzie nie "mam wiecej pytan"
w tej kwestii.
> Interweniowałabym stanowczo jedynie w momencie, gdy nielubienie
> przeradziłoby się w agresję, w próby znęcania się, dokuczania, wyśmiewania
> itp.
teraz widze co dla Ciebie oznacza slowo "aktywne" . No coz, pociesze sie
tylko, iz
istnieja tacy,ktorzy izolacje (wykluczenie) widza rowniez w kategoriach
nadyzucia wzgledem innej osoby.
>
>> naucze dziecko, iz powinno sie bawic ze wszystkimi na podworku.
>
> Zgroza. To przykre, że nie dajesz swojemu dziecku szansy na samodzielną
> ocenę znajomości.
daje, jak najbardziej. jednak nie pozwole zeby kogos nielubilo bo
ten np ma okluary, jest rudy, jest czarny czy nie umie angielskiego.
> Czy uczyłabyś, że powinno się bawić nawet z Kaziem, który wyśmiewa Twoją
> córkę za jej plecami?
czy czytalas co ja napisalam? pisalam o dziecku, ktorego obiektywnie
nie ma powodu nielubic.
> Albo z Małgosią, która jest wprawdzie miła, ale niszczy zabawki?
iw.
> Albo z Olą, która płacze za każdym razem, gdy coś jest nie tak, jak ona
> chce?
tutaj bym wytlumaczyla corce dlaczego Ola tak placze.
> Wg tego, co napisałaś, to należy lubić wszystkich ludzi, których się zna,
> ponieważ inaczej zyska się miano egoisty, homofoba i rasisy. Nonsens,
> jakiego dawno nie czytałam.
nonsensowne jest tylko Twoje myslenie i wyciaganie wnioskow.
> Wiesz, ja nie lubię Gidyńskiej i Mipsa. Nie lubię i już. Nie pasują mi,
> nie odbieramy na tych samych falach, nie mam ochoty na kontakty z nimi.
> Ba! Nie wiem nawet, czy miałabym ochotę mówić im "Dzień dobry". Czy w
> związku z tym jestem egoistką i homofobem?
a wiesz chociaz co znaczy to slowo? (bo watpie)
A może rasistką?
a wiesz chociaz co znaczy to slow (bo watpie)
> I uważasz, że moje przyczyny nielubienia, choć nie potrafię ich do końca
> określić, są bezsensowne?
czy gdzies uzylam tego slowa?
Że nie
> mam prawa do swoich uczuć?
czy komus zabraniam tego. masz prawo tak czuc, ale jak sie zachowasz zlezy
od Ciebie.
>I że zasadniczo to powinnam lubić te panienki i szczebiotać do nich wesoło
>na pru, bo inaczej będę ... [patrz wyżej]?
znow podobny argument jak z miloscia do samobojcy...ech.
Że
> gdybym teraz miała 6 lat, to moja mama miałaby prawo kazać mi bawić się z
> nimi na podwórku, bo moje argumenty "nie lubię ich" byłby dla niej (DLA
> NIEJ!, bo ja się przecież nie liczę) niewystarczające?
wydawalo mi sie, iz kazdy rodzic wychowuje swoje dzieci, i wychowuje tak
jak WEDLUG NIEGO dziecko powinno byc wychowane. widze, ze jest to jednak
nie tak powszechna wiedza, czy nawet zjawisko. oops. pomylilam sie.
>
>> jesli ta dziewczynka
>> nawet prosi usilnie i dzieci nie lubi aslabszej psychicznie osoby, to
>> TYM Bardziej uczylabym swoje dziecko, zeby wlaczyla to dziecko do zabawy.
>
> Nawet jeśli by jej nie lubiła właśnie z takiego powodu?
dokladnie. nie wiem jak Twoje dzieci, ale moja jesli sie jej powiedzialo, iz
temu dziecku jest przykro a zachowuje sie tak z powodu jej slabosci, nieco
zastanowila by sie nad swoim zachowaniem.
> Autentycznie nie rozumiem przyczyn, dla których "łamałabyś" własne dziecko
> dyskredytując jego odczucia, w imię zaspokojenia potrzeb i odczuć obcej
> dziewczynki.
czy wylumaczenie, iz jesli Zosia ma okulary nie jest powodem do
nielubienia
jest dla Ciebie lamaniem dziecka, to ja wybacz, ale ja sie z tym nie
zgadzam.
to nie jest dyskretytowanie uczuc dziecka. to jest wychowanie dziecka.
nie kaze jej lubic tej dziewczynki, ale nie chce zeby jej nie akceptowala
z tego powodu i nie mogla sie z tego powodu z nia pobawic.
>> zajrzyj sobie ty, (tez i do sownika j.angielskiego)
>
> Ale my tu po polskiemu rozmawiamy, więc nie wiem, po co i właściwie czego
> mam szukać w słowniku języka angielskiego.
byla to zluzja do twojej arguentacji w beldnie jedynym zrozumieniu slowa
exlude.
>
>>> miałyby niby być owe dzieci z osiedla?
>
>> tak.
>
> Ups.
> Dobrze się aby zastanowiłaś nad znaczeniem tego słowa?
> http://swo.pwn.pl/haslo.php?id=454
oczywiscie. czy znow agresor dla ciebie to tylko taki co uzywa piesci?
>
>>> Ja wiem, że koniecznie chciałabyś zrobić z nich wrednych sadystów,
>>> ale Twoje porównania stają się co najmniej przesadzone.
>
>> jesli komus agresor kojarzy sie tylko z potworem i tyranem to
>> rzeczywiscie mozna tak to nazwac.
>
> Nie, mnie się agresor jednoznacznie i od zawsze kojarzy tylko i wyłącznie
> z napastnikiem.
> Gdzie Ty widzisz w tych dzieciach takie zachowania, to ja już naprawdę nie
> wiem.
a juz nie istnieje emocjonalne naduzycie?
>
>>> Nikt, więc tym bardziej nie rozumiem, dlaczego Ty każesz dzieciom
>>> lubić dziewczynkę.
>
>> a gdzie ja napisalam, zeby te dzieci ja lubily?
>
> Och nigdzie :-/
> Tylko, że nie wiem dlaczego z jednej strony zaprzeczasz, jakoby dzieci
> miałby lubić tę dziewczynkę, a z drugiej uważasz, że "argumenty jakie
> podaja dzieci, ktore ostatecznie streszczaja sie na "bo jej nie lubie" nie
> sa dla mnie argumentem pozwalajacym na powiedznieu jak Ty 'to ok coreczko,
> masz prawo do takiego uczucia, nie baw sie". bo imo wychowa sie wlasnie
> egoiste, homofoba, rasiste itp"
> "Trochę" się to kupy nie trzyma.
na pewno, bo jesli dla Ciebie, "nie lubie" zawsze pozwala na stwierdzenie
"ok coreczko, to sie nie baw, skoro tak uwazasz" to i owszem.
Namowienie dziecka do zabawy i wytlumaczenie, iz np ta dzieczynka niedawno
przyjechala z dalekiego kraju i dlatego nie umie magielskiego, ale pobaw sie
z nia bo moze jakos sie dogadacie i bedziecie sie fajnie bawic, od razu
oznacza
musisz ja lubiec to wtedy owszem, kupy sie to nie bedzie trzymac.
>
>>> I czynisz ich winnymi za jej poczucie żalu i smutku, a być może i
>>> depresję.
>
>> a i owszem. a wlasciwie ich rodzicow
>
> Ciekawa jestem, jak Ty czułabyś się jako rodzicielka, którą jakaś
> przewrażliwona mamusia uznała winną za depresję jej córki, z którą za
> żadne skarby świata nie ma ochoty spotykać się Twoja córka, bo ma ku temu
> swoje powody.
znow tworzysz argumenty na potrzeby dyskusji? A gdyby moja corka, swoim
zachowaniem spowodowaloa depresje u innego dziecka, to rzeczywiscie
przejelabym sie tym. Czy ta druga mama, chorego dziecka, bylaby
przewrazliwona,
zapewne, ja bym tez byla w obliczu tej choroby u wlasnego dziecka.
na pewno chcialabym sie dowiedziec, dlaczego moja corka spotkac sie nie
chciala. to na pewno.
Ale rozumiem, że w ramach robienia dobrze bliźniemu swemu, po prostu
> skłoniłabyś córkę do kontaktów z nielubianą koleżanką, by przypadkiem nikt
> nie oskarżył jej o egoizm czy wręcz rasism (jeśli dziewczynka byłaby np.
> Murzynką)
powiedz mi czy ja gdzies pisalam, iz cos robie na pokaz, zeby cos
ktos przypadkiem nie powiedzial? czemu mi takie rzeczy teraz zarzucasz?
przeciez argumentu rasizm nie uzylam w tym kontekscie.
Rozumiem, iz chcesz ironizowac, i jakos sie wyzlosiliwiac, ale powiedz mi -
po co?
Tak strasznie Ci przeszkadza, iz nie che zeby moja corka nielubila kogos za
kolor skory, wyznanie, okulary na nosie, itp itd i zeby byla otwarta na
drugich, i starala sie ich poznac zanim oceni "po okladce"?
>> i tego uczysz jak widze swoje dzieci.
>
> Uczę swoje dzieci, by były odpowiedzialne za swoje odczucia,
co przez to rozumiesz?
by w
> nieprawidłowych relacjach m-dzy ludźmi szukały błędów przede wszystkim u
> siebie,
jak ich masz zamiar tego nauczyc, skoro argument "bo nie lubie" jest d;a
ciebie wystarczajacy? sa przeciez jeszcze male, i wielu rzeczy nie
rozumieja, a nie dowiesz sie, dlaczego kogos nie lubia, bo przeciez
tego wiedziec nawet nie chcesz.
>a dopiero potem nie u innych, by nie zmuszały się do kontaktów z osobami, z
>którymi tych kontaktów mieć nie chcą,
i nie wazne z jakich przyczyn?
>by nie dawały sobą manipulowac i wpędzać w poczucie winy przez emocjonalnie
>upośledzone/niedojrzałe osoby.
tu chyba bedzie odwrotnie....
>
>>> Czy ktoś ma się pociąć z powodu tego, że inna osoba nie potrafi dać
>>> sobie rady ze swoimi uczuciami?
>
>> czy ty potrafisz wymyslic jakis przyklad mniej przesadzony?
>
> A co tu jest przesadzonego?
> Czyżbyś określenie "pociąć się" odczytała dosłownie? :-/
odczytalam w sensie "radykalnie" zareagowac. a to jest "przesadzone".
nie sadzisz?
>
>>> ?? Nie rozumiem tego porównania.
>>> Ja nie twierdzę, że ktoś jest winny, bo nie potrafi radzić sobie z
>>> uczuciami.
>>> Ja twierdzę jedynie, że w nim (a nie w kimś innym) tkwi przyczyna
>>> takiego stanu rzeczy.
>
>> wlasnie o to chodzi, iz nie tkwi.
>
> Właśnie o to chodzi, że tkwi, bo inaczej nie byłoby problemu.
> Jak piszesz niżej - dzieci wyśmiewają się z innych z powodu okularów czy
> rudych włosów.
> Jedno dziecko nic sobie z tego nie robi, nie przejmuje się, albo razem z
> innymi śmieje się ze swoich włosób i okularów. Bo jest silne emocjonalne
> albo tak zostało wychowane albo to i śmo. A inne będzie rozpaczać, tracić
> dech, wpadać w czarną rozpacz. Bo ma słabą konstrukcję psychiczną albo tak
> zostało wychowane albo to i śmo.
zadza sie. ofiara bullingu tez podpada w pewien profil emocjonalny.
i nad tym tez powinni dani rodzice popracowac. jednak agresorom nie wolno
pozwalac na takie typu zachowania. nie wolno tego tolerowac.
> To, jak reaguje dane dziecko, zależy przecież od niego samego, a nie od
> innych ludzi, o Pana Boga czy ekspedientki ze sklepu mięsnego. I to
> właśnie miałam na myśli, że przyczyna (ale nie wina!) tkwi w nim samym.
>
>>> Wina nie ma tu nic do rzeczy.
>
>> sama uzylas tego slowa.
>
> Gdzie?
> Dla przypomnienia - napisałam:
> "Ja nie twierdzę, że ktoś jest winny, bo nie potrafi radzić sobie z
> uczuciami. Ja twierdzę jedynie, że w nim (a nie w kimś innym) tkwi
> przyczyna takiego stanu rzeczy."
owszem, potem jednak slowo to sie jakos pojawilo.
>
>> ze mnie dziwi Twoja argumentacja.
>
> A mnie Twoja bawi. Trudno - taki lajf.
no coz. widac nalezysz do rodzicow takich malych "agresorow".
taki lajf. placze Zosia w kacie bo moja corka nie hce sie bawic, taki lajf,
niech wezmiesie w garsc. taki lajf.
>
>> ok. to chyba nie ma o czym dyskutowac. moze dlatego w Polsce
>> "odmiency" maja ciezko.
>
> A co ma piernik do wiatraka?
Ma duzo jak widac. To ty mi wyskakujesz z argumentacja definicji polskich,
plus jak widze Ameryka (bo tak sie pisze to slowo) jest dla Ciebie jakims
dziwolagiem spolecznym.
> Wiesz, ja jestem do granic zdumiona (a raczej przerażona) Twoją
> przesączoną amerykańską propagandą argumentacją.
Nie wiem jak wyglada "amerykanska propaganda". taka sama uzywalam w Poslce
bedac i wychowujac dziecko zyjac w Polsce. Dopiero tutaj dowiedzialam sie,
iz
ten problem ma jakas nazwe, i calkiem powaznie do tego sie
podchodzi.
Czy u Was już nie można kogoś
> najzwyczajniej w świecie nie lubić bez obaw, że zostanie się oskarżonym o
> rasizm, o nękanie "odmieńca", o mobbing? To jest straszne. Ba! To jest
> więcej niż straszne.
To nie wiedzialam, ze nielubienie kogos bo ma czarna skore, czy ze
jest lesbijka, jest takie normalnie niestraszne .......
iwon(k)a
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
69. Data: 2005-07-31 00:09:13
Temat: Re: osiedlowe dzieciaki"Nixe" <n...@f...peel> wrote in message news:dch2c6$2ahb$1@news.mm.pl...
> Dokładnie.
> Tak jak Basia i koleżanki "odmówiły" bardziej zażyłych kontaktów z
> dziewczyną.
pobawienie sie nie jest dla mnie jednoznaczne z zayzylymi kontaktami.
> Przecież one nie powiedziały, że nie lubią jej, bo nie zna angielskiego.
> Powiedziały jedynie, na początku, że nie będą się z nią bawić, bo nie mogą
> się z nią dogadać. A potem, że nie będą się bawić, bo jej nie lubią. Ale
> powodów nielubienia nie podały.
i wlasnie ja jako mama wolalabym te powody znac.
>
>> piszesz, iz moze dlatego, ze nie
>> ma godnosci i sie prosi, i to jest powod do nielubienia??
>
> Nigdzie czegoś takiego nie napisałam.
> Ale mniejsza z tym. Uważam, że to może być powód do nielubienia.
> Ja też nie lubię osób tego typu. Mam do tego prawo i bynajmniej nie wynika
> to z mojego złego charakteru.
a moim zdaniem wynika. bo mozna nie lubic tego typu zachwania, ale
czy od razu ma to byc jednoznaczne z nielubieniem tej osoby?
>
>> dla mnie nie. i nie chcialabym, zeby moja corka nie lubiala kogos z
>> powodu czyjesc
>> slabosci psychicznej,
>
> Ale to jest Twój problem, że tego nie chcesz. Twoja córka ma prawo czuć
> się niekomfortowo w towarzystwie takich osób (tak, jak Ty być może czujesz
> się niekomfortowo w towarzystwie osób zarozumiałych, gadatliwych czy
> chwalipiętów) i zasadniczo nic Ci do tego. A kierując na siłę jej
> uczuciami (sympatii i antypatii), po prostu ją krzywdzisz.
ja mam odmienne zdanie. mozna nielubic tego typu zachowania, ale nie
nielubic te osoby.
> [BTW - czy wiesz kto jest najczęściej ofiarami pedofilów? Dziewczynki,
> którym wmawiano, że ich odczucia są irracjonalne, głupie, bezsesowne i że
> starsi wiedzą lepiej. Te, których odczucia szanowano i nie próbowano nimi
> manipulować, są bardziej asertywne, pewne siebie i rzadko kiedy dają się
> wrobić w takie historie.]
czy ktos komus wmawia to co ty teraz wypisujesz?
>
>> czy fizycznej. ja wiem, ze sa sumpatie i antypatie, ale
>> trzeba pomyslec na przyczyna.
>
> Owszem, w skrajnych przypadkach trzeba, ale i tak ostateczna decyzja
> powinna należeć do dziecka.
> Chyba temu nie zaprzeczysz. Nie wyobrażam sobie bowiem, w jaki sposób
> rodzic miałby egzekwować swoje racje.
mysle, ze dziecko, ktore jest wychowywane w atmosferze o ktorej pisze,
zadeyduje
samo pozytywnie.
>
>> imo dzieci trzeba uczyc tego. Uczyc kolezenskosci, to nie
>> przychodzi samo.
>
> Jak najbardziej, ale nie na siłę i nie z każdym. Żadne dziecko nie ma
> takiego obowiązku, jeśli samo nie podejmie takiej decyzji. I nijak nie
> świadczy to o jego złym charakterze i wredocie.
jesli mama nie ingeruje w decyzjie dziecka podyktowne
argumentem "bo nie lubie" to takie dziecko nie jest w ogole uczne
kolezenskosci.
iwon(k)a
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
70. Data: 2005-07-31 20:47:31
Temat: Re: osiedlowe dzieciakiW wiadomości <news:dch48p$7p$1@news.onet.pl>
Iwon(k)a <i...@p...onet.pl> pisze:
> myslalam, ze jest to podyktowane common sens a nie sztywna definicja.
W dyskusji wolę opierać się na faktycznym znaczeniu tego słowa (a więc
definicji), aniżeli na tym, jak je rozumieją poszczególni ludzie.
>> Ale dla Ciebie mobbingiem czy bullyingiem jest już zjawisko
>> nieprzyjęcia danej osoby do zamkniętej grupy, a dla mnie mobbingiem
>> jest dopiero_aktywne_nękanie tej osoby.
> co masz na mysli mowiac "aktywne"?
Przede wszystkim celowe_szukanie_ofiary do tego, by móc się na niej wyżyć
(na różne sposoby). Tu nie ma takiej sytuacji.
>>> i jesli mnie nie znasz i zaczniesz mi odmawiac mimo to para razy, i
>>> za kazdym razem mnie nie zauwazac to powiem to co napisalam tej
>>> mamie.
>> Czyli co konkretnie, bo wiele w tym wątku napisałaś, a nie będę
>> zgadywać.
> mamie napisalam tylko raz:)
> ale niech Ci bedzie :"iz dzieci sa niedobre".
Czyli jeśli Cię nie znam, jesteś dla mnie osobą, którą widzę po raz
pierwszy, Ty usiłujesz kilkakrotnie wprosić się na zamkniętą imprezę z moimi
przyjaciółmi w parku, a ja za każdym razem Ci odmawiam i mam gdzieś, że
stoisz 5 metrów dalej z nosem spuszczonym na kwintę i przyglądasz się nam,
to powiesz mi, że ja i moi przyjaciele jesteśmy niedobrzy, tak?
ROTFL miesiąca Iwon(k)o!
> Dla mnie nie jest to argument, zeby uznac, iz dzieci moga spokojnie
> nie bawic sie z ta dziewczynka.
Wróć do przykładu z mężem i jego znajomym i postaw się w sytuacji żony,
której mężowi nie wystarcza argument "nie lubię Twojego kolegi i nie chcę by
jechał z nami na wakacje". Chciałabyś, by na siłę przekonywał Cię, że może
nie nie masz podstaw do tego, by go nie lubić?
>> Dlaczego próbujesz na siłę udowodnić, że te dzieci NA PEWNO kierują
>> się złą argumentacją?
>> Skąd możesz to wiedzieć?
> nie wiem. tak samo jak Ty nie wiesz czy wlasnie tak nie ma.
Nie wiem, ale zazwyczaj w ocenie takich sytuacji defaultowo przyjmuję, iż
ludzie nie kierują się złą wolą.
Oskarżyć kogoś nie mając żadnych dowodów jest bardzo łatwo. Dlatego nie
oskarżam, jeśli podstaw nie mam.
>> A może po prostu nie mają zaufania do nowej osoby i poprzez to nie
>> mają (być może tylko na jakiś czas) ochoty na zabawę z nią. A ten
>> brak zaufania nazywają "nielubieniem", bo nie potrafią go inaczej
>> określić. A Ty widzisz w nich jedynie małe wredoty.
> a moze tak wlasnie jest jak ja widze.
Może, ale patrz wyżej.
Widzisz - pięknie piszesz o tym, jak uczysz swoją córkę tego, by nie
oceniała ludzi "po okładce".
Jednak to, co napisałaś o tych dzieciach, choć nie masz nawet najmniejszych
podstaw, by je oceniać, stoi w sprzeczności z tymi naukami. Dzieci nie
znasz, a już wydałaś na nie wyrok.
> (Szczerze to ta dziewczynka nie jawi mi sie jako osoba, ktoa
> obiektywnie lubic nie mozna. )
Nie ma czegoś takiego jak "obiektywne lubienie". Jeśli nie zdajesz sobie z
tego sprawy, to faktycznie nie dziwię się Twojej argumentacji w tej
dyskusji.
> otoz to, i tym sie roznimy. Bo moze okazac sie, ze corka nie lubi
> Zosi, bo ta nie umie polskiego, bo ma rude wlosy, bo prosi o
> zabawe.itp
No dobrze, ale co by Ci to dało, jeśli dowiedziałabyś się jakie są
przyczyny?
Kazałabyś córce polubić tę Zosię? Kazałabyś bawić się z nią? W imię czego?
Zaczynam odnosić wrażenie, że myli Ci się brak sympatii do kogoś z brakiem
tolerancji, a te dwie rzeczy nie mają ze sobą nic wspólnego. I o ile ja brak
tolerancji do odmienności staram się tępić w zarodku, bo za duże jest
ryzyko, że przerodzi się to w jakąś aktywną formę dyskryminacji, to sam fakt
nielubienia kogoś absolutnie mi nie przeszkadza. Można nie lubić kogoś za
jego gadatliwość i unikać kontaktów z taką osobą, a jednocześnie tolerować,
że gada jak najęty i zacisnąć zęby, gdy jesteśmy na jego towarzystwo skazani
(bo np. szef wysłał nas na delegację i śpimy w tym samym pokoju).
>> Uważam moje
>> dzieci za mądre i wyważone osoby (jak na swój wiek) i zasadniczo
>> widzę, że nigdy się w swoich wyborach partnerów do zabaw nie myliły.
> sorki, ale nie bede tego komentowac, bo nie chcialabym Cie czy Twoich
> dzieci urazic.
A czym miałabyś mnie urazić?
> teraz widze co dla Ciebie oznacza slowo "aktywne" . No coz, pociesze
> sie tylko, iz istnieja tacy,ktorzy izolacje (wykluczenie) widza rowniez w
> kategoriach nadyzucia wzgledem innej osoby.
Ale nie w opisywanej w tym wątku sytuacji.
>> Zgroza. To przykre, że nie dajesz swojemu dziecku szansy na
>> samodzielną ocenę znajomości.
> daje, jak najbardziej. jednak nie pozwole zeby kogos nielubilo bo
> ten np ma okluary, jest rudy, jest czarny czy nie umie angielskiego.
A więc jednak nie dajesz szans i tylko tak Ci się wydaje.
Co to znaczy "nie pozwolę, by kogoś nie lubiło"? W jaki sposób to
egzekwujesz?
W jaki sposób nakazujesz mu, by zaczęło lubić to dziecko?
>> Czy uczyłabyś, że powinno się bawić nawet z Kaziem, który wyśmiewa
>> Twoją córkę za jej plecami?
> czy czytalas co ja napisalam? pisalam o dziecku, ktorego obiektywnie
> nie ma powodu nielubic.
Nie ma czegoś takiego, jak "obiektywne lubienie" lub "obiektywne
nielubienie".
To jedno. A drugie jest takie, że przecież uczysz dziecka, że nie ocenia się
ludzi po okładce. Może Kazio jest przeuroczym, sympatycznym chłopcem ze
specyficznym poczuciem humoru, który nie odpowiada tylko i wyłącznie Twojej
córce.
>> Albo z Olą, która płacze za każdym razem, gdy coś jest nie tak, jak
>> ona chce?
> tutaj bym wytlumaczyla corce dlaczego Ola tak placze.
No i co z tego, że byś wytłumaczyła? Dzieciom nie podoba się to, że Ola
stosuje wobec nich szantaż emocjonalny i wpada w ryk, gdy tylko coś jest nie
po jej myśli. Nie lubią jej przez to i tyle. Nie chcą się z nią bawić. Nadal
będziesz uprawiać pranie mózgu córce, bo osobiście uważasz, że Oli nie
należy izolować?
>> Wg tego, co napisałaś, to należy lubić wszystkich ludzi, których się
>> zna, ponieważ inaczej zyska się miano egoisty, homofoba i rasisy.
>> Nonsens, jakiego dawno nie czytałam.
> nonsensowne jest tylko Twoje myslenie i wyciaganie wnioskow.
Wyciągam wnioski na tyle trafne, na ile pozwala Twoja pisanina.
>> Wiesz, ja nie lubię Gidyńskiej i Mipsa. Nie lubię i już. Nie pasują
>> mi, nie odbieramy na tych samych falach, nie mam ochoty na kontakty
>> z nimi. Ba! Nie wiem nawet, czy miałabym ochotę mówić im "Dzień
>> dobry". Czy w związku z tym jestem egoistką i homofobem?
> a wiesz chociaz co znaczy to slowo? (bo watpie)
A możesz mi odpowiedzieć na pytanie?
[tak, wiem, co oznacza słowo egoista i homofob]
>> A może rasistką?
> a wiesz chociaz co znaczy to slow (bo watpie)
Jak wyżej. To raczej ja wątpię, czy znasz znaczenie słowa "rasizm", skoro
próbujesz oskarżać o to kogoś, kto jedynie nie czuje sympatii do danej
osoby.
Zapoznaj się też ze słowami: dyskryminacja i brak tolerancji, bo mam
wrażenie, że myli Ci się to wszystko ze zwykłą antypatią.
>> I uważasz, że moje przyczyny nielubienia, choć nie potrafię ich do
>> końca określić, są bezsensowne?
> czy gdzies uzylam tego slowa?
Nie pamiętam. Piszę ogólnie o Twoim nastawieniu do owych przyczyn.
>> Że nie mam prawa do swoich uczuć?
> czy komus zabraniam tego.
Owszem.
"jednak nie pozwole zeby kogos nielubilo bo ..."
Skoro nie pozwolisz, to znaczy, że zabraniasz.
No chyba, że znów coś innego miałaś na myśli.
> masz prawo tak czuc, ale jak sie zachowasz zlezy od Ciebie.
To po grzyba Ci wiedza, dlaczego Twoja córka kogoś nie lubi, skoro i tak nie
masz potem żadnego wpływu na jej zachowanie.
>> gdybym teraz miała 6 lat, to moja mama miałaby prawo kazać mi bawić
>> się z nimi na podwórku, bo moje argumenty "nie lubię ich" byłby dla
>> niej (DLA NIEJ!, bo ja się przecież nie liczę) niewystarczające?
> wydawalo mi sie, iz kazdy rodzic wychowuje swoje dzieci, i wychowuje
> tak jak WEDLUG NIEGO dziecko powinno byc wychowane.
1.) A czy możesz jasno odpowiedzieć na moje pytanie?
2.) Dziecko wychowuje się wg własnych reguł, ale to nie znaczy, że należy
prać mu mózg, że należy dyskredytować jego uczucia, że należy w imię dziwnie
pojętych zasad współżycia między ludźmi kazać robić mu coś wbrew jego
odczuciom. Jeśli tego nie rozumiesz, to się nie dogadamy. Sorry.
>>> jesli ta dziewczynka
>>> nawet prosi usilnie i dzieci nie lubi aslabszej psychicznie osoby,
>>> to TYM Bardziej uczylabym swoje dziecko, zeby wlaczyla to dziecko
>>> do zabawy.
>> Nawet jeśli by jej nie lubiła właśnie z takiego powodu?
> dokladnie.
No comment.
> nie wiem jak Twoje dzieci, ale moja jesli sie jej
> powiedzialo, iz temu dziecku jest przykro a zachowuje sie tak z
> powodu jej slabosci, nieco zastanowila by sie nad swoim zachowaniem.
A gdyby się zastanowiła i po przemyśleniach doszła do wniosku, że jednak
naprawdę jej to przeszkadza, że męczy się obecnością tej dziewczynki, że ona
ją nudzi, drażni, że bawiąc się z nią odczuwa dyskomfort psychiczny, że jest
w stanie pogadać z nią o dupie Maryni, ale nie będzie się z nią bawiła na
siłę, to co? Nadal trułabyś jej dupę, żeby się jednak zastanowiła nad swoim
postępowaniem, bo dziewczynce będzie przykro? Czy myślisz, że gdyby córa dla
świętego spokoju zacisnęła zęby i poszła pograć w gumę z tym dzieckiem, to
wszystko byłoby ok? Że dziewczynka nie wyczułaby niechęci i tego, że zabawa
odbywa się w sztucznej atmosferze?
>> Autentycznie nie rozumiem przyczyn, dla których "łamałabyś" własne
>> dziecko dyskredytując jego odczucia, w imię zaspokojenia potrzeb i
>> odczuć obcej dziewczynki.
> czy wylumaczenie, iz jesli Zosia ma okulary nie jest powodem do
> nielubienia jest dla Ciebie lamaniem dziecka
Poniekąd. Łamaniem dziecka jest kazać mu bawić się z nielubianą osobą
twierdząc, że nie ma żadnego powodu, by tej osoby nie lubić. Jako łamanie
rozumiem zaburzenie w dziecku wiary we własne odczucia.
> nie kaze jej lubic tej dziewczynki, ale nie chce zeby jej nie
> akceptowala z tego powodu i nie mogla sie z tego powodu z nia pobawic.
Nie każę jej lubić, ale "jednak nie pozwole zeby kogos nielubilo" (by
Iwon(k)a).
Bez komentarza. Nie widzisz w tym sprzeczności?
>> Dobrze się aby zastanowiłaś nad znaczeniem tego słowa?
>> http://swo.pwn.pl/haslo.php?id=454
> oczywiscie. czy znow agresor dla ciebie to tylko taki co uzywa piesci?
A gdzie w tej definicji widzisz wyrażenie "taki, co używa pięści"?
A może nie rozumiesz też słowa "napastnik"?
http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=34572
>> Nie, mnie się agresor jednoznacznie i od zawsze kojarzy tylko i
>> wyłącznie z napastnikiem.
>> Gdzie Ty widzisz w tych dzieciach takie zachowania, to ja już
>> naprawdę nie wiem.
> a juz nie istnieje emocjonalne naduzycie?
IMHO nie (nie ma takich dowodów w poście mamy) i powtarzam to od samego
początku dyskusji.
BTW - pisałaś, że są agresorami, więc wykaż, że faktycznie wykazują takie
cechy.
> Namowienie dziecka do zabawy i wytlumaczenie, iz np ta dzieczynka
> niedawno przyjechala z dalekiego kraju i dlatego nie umie
> magielskiego, ale pobaw sie z nia bo moze jakos sie dogadacie i
> bedziecie sie fajnie bawic, od razu oznacza musisz ja lubiec to wtedy
> owszem, kupy sie to nie bedzie
> trzymac.
A gdyby odpowiedź Twojej córki brzmiała:
"Ja wiem mamo, że ona przyjechała z innego kraju i nie zna języka, ale ja
nie chcę się z nią teraz bawić. Nie lubię jej, nie podoba mi się, jest jakaś
dziwna i proszę, nie zmuszaj mnie mamo do zabawy z nią"
to co byś zrobiła? Nadal naciskała?
>> Ciekawa jestem, jak Ty czułabyś się jako rodzicielka, którą jakaś
>> przewrażliwona mamusia uznała winną za depresję jej córki, z którą za
>> żadne skarby świata nie ma ochoty spotykać się Twoja córka, bo ma ku
>> temu swoje powody.
> znow tworzysz argumenty na potrzeby dyskusji?
Wiesz, dyskusja z założenia polega na tworzeniu argumentów :->
> A gdyby moja corka,
> swoim zachowaniem spowodowaloa depresje u innego dziecka, to
> rzeczywiscie przejelabym sie tym.
Odnieś się do_tego_konkretnego przykładu, jeśli możesz.
>> Ale rozumiem, że w ramach robienia dobrze bliźniemu swemu, po prostu
>> skłoniłabyś córkę do kontaktów z nielubianą koleżanką, by
>> przypadkiem nikt nie oskarżył jej o egoizm czy wręcz rasism (jeśli
>> dziewczynka byłaby np. Murzynką)
> powiedz mi czy ja gdzies pisalam, iz cos robie na pokaz, zeby cos
> ktos przypadkiem nie powiedzial?
A w którym miejscu napisałam, że robisz coś na pokaz?
I mam prośbę - skup się na konkretnym pytaniu, zamiast na zupełnie
nieistotnych szczegółach.
> przeciez argumentu rasizm nie uzylam w tym kontekscie.
A w jakim? Może dla przypomnienia przytoczę Twoją wypowiedź:
"argumenty jakie podaja dzieci, ktore ostatecznie streszczaja sie na "bo jej
nie lubie" nie sa dla mnie argumentem pozwalajacym na powiedznieu jak Ty 'to
ok coreczko, masz prawo do takiego uczucia, nie baw
sie" bo imo wychowa sie wlasnie egoiste, homofoba, rasiste"
Wnioski są jasne - jeśli wg Ciebie mówię dziecku "ok, masz prawo do takiego
uczucia, nie musisz utrzymywać kontaktów z Zosią" to znaczy, że wychowuję je
na egoistę, homofoba i rasistę. Dlatego pytam ponownie - czy Ty skłoniłabyś
nastoletnią córkę do kontaktów z nielubianą koleżanką, by przypadkiem jakaś
Iwon(k)a II z juznetu nie oskarżyła jej o egoizm czy wręcz rasism.
> Tak strasznie Ci przeszkadza, iz nie che zeby moja corka nielubila
> kogos za kolor skory, wyznanie, okulary na nosie, itp itd i zeby byla
> otwarta na drugich, i starala sie ich poznac zanim oceni "po okladce"?
Nie przeszkadza mi to. Nawet mnie to nie obchodzi, bo to Twoje dziecko.
Mam jednak prawo do wyrażenia swojej opinii, którą Ty możesz mieć głęboko w
nosie.
>>> i tego uczysz jak widze swoje dzieci.
>> Uczę swoje dzieci, by były odpowiedzialne za swoje odczucia,
> co przez to rozumiesz?
Że jeśli jest im przykro i źle, że Zosia z Kasią nie chcą się z nimi bawić,
to jest to tylko i wyłącznie ich (moich dzieci) problem, z którym mogą
przyjść do mnie, do taty, do babci, wyżalić się i porozmawiać o tym.
Zwalanie odpowiedzialności na Zosię i Kasię, a co za tym idzie, sugerowanie,
że uprawiają bullying i co więcej pójście do ich rodziców "po prośbie" a co
gorsza z pretensjami, jest dla mnie nie do pomyślenia. Uczę dzieci radzić
sobie z własnymi problemami bez takich zabiegów.
>> by w nieprawidłowych relacjach m-dzy ludźmi szukały błędów przede
>> wszystkim u siebie,
> jak ich masz zamiar tego nauczyc,
Normalnie - poprzez przykład i rozmowy. Jeśli dziecko żali się, że Zosia
powiedziała, że go nie lubi i nie będzie się z nim bawić, to sugeruję, by
zastanowiło się, dlaczego tak jest (może Zosię uderzyło, może przezwało itp
i stąd taka reakcja), a nie szukam od razu winy w samej Zosi.
> skoro argument "bo nie lubie" jest
> d;a ciebie wystarczajacy? sa przeciez jeszcze male, i wielu rzeczy nie
> rozumieja, a nie dowiesz sie, dlaczego kogos nie lubia, bo przeciez
> tego wiedziec nawet nie chcesz.
Ale ja zupełnie nie o tym pisałam.
>> by nie zmuszały się do kontaktów z
>> osobami, z którymi tych kontaktów mieć nie chcą,
> i nie wazne z jakich przyczyn?
Nieważne. Ufam moim dzieciom (już pisałam, że niejednokrotnie przekonałam
się, że to ich wybory i decyzje [a nie nasze, rodzicielskie] okazywały się
trafne, jeśli chodzi o dobór partnerów na koleżanki i kolegów) i jeśli nie
dzieje się w moim mniemaniu coś faktycznie złego, to nie wnikam w przyczyny
antypatii. Oczywiście rozmawiam o tym z czystej ciekawości albo gdy dziecko
samo chce się wygadać. Ale niczego nie sugeruję, nie nakazuję i nie piorę
mózgu.
>> by nie dawały sobą manipulowac i wpędzać w poczucie winy przez
>> emocjonalnie upośledzone/niedojrzałe osoby.
> tu chyba bedzie odwrotnie....
Co będzie odwrotnie?
>>> ze mnie dziwi Twoja argumentacja.
>> A mnie Twoja bawi. Trudno - taki lajf.
> no coz. widac nalezysz do rodzicow takich malych "agresorow".
> taki lajf. placze Zosia w kacie bo moja corka nie hce sie bawic, taki
> lajf,
Dokładnie. I nijak nie oznacza to, że moje dzieci są w tej sytuacji
agresorami, a jeśli chcesz wymyślać podobne bzdury to uprzedź mnie
odpowiednio wcześnie, bo nie będę trudziła się z odpowiedzią na Twoje maile.
> niech wezmiesie w garsc. taki lajf.
Jak najbardziej. Właśnie tego uczę swoje dzieciaki w sytuacjach, gdy ktoś
nie ma ochoty na ich towarzystwo. Co nijak nie oznacza [gdybyś miała
sięprzyczepić], że dyskredytuję ich uczucie żalu i przykrości. Tyle tylko,
ze tkwienie w poczuciu rozżalenia i szukanie winny w innych do niczego nie
prowadzi. Może jedynie do frustracji i depresji.
Tego samego uczono także mnie i zapewniam Cię, że bardzo dobrze na tym
wychodzę w życiu. Nie mam problemów z brakiem akceptacji ze strony różnych
osób - po prostu mam w nosie to, że ktoś mnie nie lubi i idę dalej przez
życie szukając innego towarzystwa. A może właśnie przez to, że nie pcham się
tam, gdzie wyraźnie mnie nie chcą, paradoksalnie jestem lubianą osobą.
> Ma duzo jak widac. To ty mi wyskakujesz z argumentacja definicji
> polskich, plus jak widze Ameryka (bo tak sie pisze to slowo) jest dla
> Ciebie jakims dziwolagiem spolecznym.
Przepraszam, ale ja nadal nie wiem, co ma piernik do wiatraka?
Jacy odmieńcy mają w Polsce ciężko i co ma do tego fakt, że ludzie mają
prawo do swoich antypatii?
> To nie wiedzialam, ze nielubienie kogos bo ma czarna skore, czy ze
> jest lesbijka, jest takie normalnie niestraszne .......
Jest normalne i naturalne.
Natomiast niepokojący jest brak tolerancji dla tych osób, tyle tylko, że nie
o braku tolerancji tutaj rozmawiamy, a o braku akceptacji innego człowieka.
Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że między tymi pojęciami jest
przepaść.
--
PozdrawiaM
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |