Data: 2006-11-24 21:53:39
Temat: Re: po klinice
Od: "Maja" <j...@i...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Flyer napisał(a):
> Maja; <1...@j...googlegroups.c
om> :
>
> >
> > Flyer napisał(a):
>
> > > Prosty przykład - na dworze jest powiedzmy 10 stopni C - ile osób
> > > wyjdzie w koszulce, pomimo odczucia zimna i będzie sobie stało pół
> > > godziny? I czy sądzisz, że do takiego ćwiczenia potrzebny jest
> > > terapeuta?
> >
> > Zaczynasz popadać w skarajności ( jeśli chodzi o przykłady).:)
>
I kto w ogóle zastosuje taki "test"? ( Bo nie jest to przecież rodzaj
terapii :)). Napewno żaden lekarz lub poważny terapeuta tego nie
zastosuje. Kolejne pytanie: czemu miałby służyć ten test u osób
chorych? Bo dla zdrowych mógłby okazać się niezłą zabawą.:)
Tyle, że nie o "zdrowych" rozmawiamy. Chorym by nie pomógł, bo
większość z nich nie byłaby w stanie go wykonać.
> Nie, to mz. bardzo dobry przykład - takie zadanie, zmuszenie się [a przy
> okazji nabycie pewnych cech osobowości] może wykonać prawie każda osoba
> - zapytaj prawie każdą osobę, czy go wykona. Zauważ, że w tym przypadku
> nie pojawia się np. lęk społeczny, więc jest to "zabawa" wzmacniająca
> wolę przy braku elementów lękowych.
Tak jak wspomniałam. To świetne w przypadku osób zdrowych.:)
Ale w przypadku osób cierpiących np.na agorafobię - zadanie nie do
wykonia. Zresztą wiele osób z zaburzeniami lękowymi (różnego typu
- przecież jest ich masa) będzie miało z tym problem.
Poza tym, wydaje mi się, że nie ma to nic wspólnego z praktyką. W
środowisku specjalistów-praktyków, w którym się obracam, uznanych
w całym kraju, jak również za granicą za autorytety w dziedzinie
psychiatrii i psychologii, potraktowane byłoby niepoważnie. Jako
teoretyk bądź naukowiec masz jednak prawo wspominać o tego rodzaju
"testach", analizować ich efekty, dowodzić ich zasadności.
To, co powyżej przytoczyłeś mogłoby służyć jako test naukowy,
ale w żadnym wypadku nie jako sposób terapii. Nie stanowi równiez
żadnego dowodu na to, że wzmacnia wolę u osób chorych, ani że nie
wywołuje lęku. U osób zdrowych może być świetną zabawą, ale w
przypadku osób chorych/z pewnymi zaburzeniami natury psychicznej
napewno nie będzie tak potraktowane, co więcej, może pogłębić
zły stan i zaburzenia lękowe.
> Można oczywiście inaczej sformułować
> takie zadanie, tak jak zrobił to pewien lekarz leczący [chyba?] osobę
> chorą na depresję - skoncentrować pacjenta na wyraźnym celu [inna
> sprawa, czy ten cel akurat ma duże znaczenie dla pacjenta, czy to raczej
> umiejętne sprzedanie tematu pacjentowi przez lekarza] - lekarz zalecił
> pacjentowi kupowanie książek S.Kinga w księgarni [którego to autora
> pacjent "podobno" ;) lubił] - ponieważ S.King jest bardzo płodnym
> pisarzem, więc ćwiczenie mogło trwać bardzo długo bez wzmacniania.
Wydaje mi się, że mylisz depresję z "dołkiem". Pacjent CHORY na
depresję, w "kulminacyjnym punkcie" choroby takiego zadania nie byłby
w stanie wykonać, a żaden poważny lekarz czegoś takiego by mu nie
zaproponował. Dopiero w fazie "podleczonej" depresji cel ma ogromne
znaczenie dla pacjenta. W fazie zaostrzenia pacjent "nie ma celu, nie
ma sensu", i każdy dobry lekarz wie, że nie ma prawa niczego
wymagać. To co potrafi robić rodzina/przyjaciele w rzekomo dobrej
wierze (namawianie do zajęcia się czymś, wzięcia w garść itp)
jest "gwoździem do trumny" (już o tym wspominałam). Żaden lekarz
nie będzie od pacjenta wymagał rzeczy niemożliwych. A w pewnej fazie
choroby tak jest - życie jest "nie do pokonania", a co dopiero
wykonywanie zadań. Dobry specjalista to rozumie i zawsze będzie
wiedział, kiedy może zacząć próbować aktywizować pacjenta. Nie
może to mieć miejsca za wcześnie, aczkolwiek w późniejszej fazie
leczenia ma ogromne znaczenie.
> > Mówimy przecież o ludziach, którzy naprawdę potrzebują pomocy. Nie
> > wierzysz, że istnieją tacy ludzie?
>
> Wierzę, ale z własnej praktyki z takimi osobami wiem też, że czasami nie
> potrafią z tej pomocy skorzystać - albo inaczej - pomoc, która w
> zamierzeniu ma być elementem długofalowego oddziaływania jest
> wykorzystywana doraźnie dla poprawy nastroju - osoba, która prosi o
> poradę w pewnym momencie przestaje interesować się treścią porad, a
> staje się ich "konsumentem".
> Flyer
Tutaj zaczynasz "wsiadać" na pacjentów:). A i nie wierzysz w
umiejetności lekarzy. Pacjent, który naprawdę potrzebuje pomocy, a
do tego jest człowiekiem myślącym, zdaje sobie zazwyczaj sprawę z
tego, że tu nie tyle chodzi o pomoc doraźną, ile o długofalową
terapię. Powątpiewasz w inteligencję pacjenta?:) Owszem, są
pacjenci nieodpowiedzialni, którzy terapię przerywają, i tak
naprawdę nie wierzą w jej efekty. Są tacy. I to jest dramat.
Ale tu znowu jest "miejsce do popisu" dla lekarza/terapeuty, który,
jeżeli jest fachowcem z prawdziwego zdarzenia, to uświadomi, lub
przynajmniej zrobi wszystko by uświadomić pacjentowi, że
leczenie/terapia/pomoc nie jest kwestią doraźną. (Cały czas mam na
myśli przypadki poważnych zaburzeń natury emocjonalnej, psychicznej,
bądź wręcz zaburzenia psychotyczne. W przypadku tych ostatnich nie
ma mowy o zaniechaniu bądź nie wdrożeniu leczenia).
Podsumowując: dobry specjalista + odpowiedzialny pacjent = sukces
Pozdrawiam :)
Maja
|