« poprzedni wątek | następny wątek » |
51. Data: 2002-05-16 17:30:27
Temat: Re: pracująca/ niepracująca mamaUżytkownik "krys" <k...@p...onet.pl> napisał
> Wiesz co? Ty lepiej nie planuj nic odnośnie dzieci;-). Jeszcze może się
> okazać,że te plany funta kłaków nie są warte. Jak urodził się mój młodszy,
> tozaplanowałam sobie, że karmić piersią go będę do 6. miesiąca,
Może jednak pozwolisz, że jednak będę sama sobie "planowała" życie ;-)
To, że Ty nie potrafiłaś być konsekwentna i że zmianiłaś swoje założenie
wcale nie znaczy, że ja jestem taka sama. Na dzień dzisiejszy - moje plany
są takie - jak się spełnią to może (?) je zweryfikuję ;-)))
> Lepiej się nie zarzekaj, bo głupio Ci będzie,
> jak się okaże, że MOLNARKA to gugająca mama;-))
Gugać będę na pewno :-) Ale na pewno nie w momencie jak ktoś mówi do mnie
coś ważnego bo to uważam za niekulturalne.
Pozdrówka
MOLNARka ( z bardzo dokładnymi planami na życie powoli i konsekwentnie je
realizująca)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
52. Data: 2002-05-17 21:36:53
Temat: Re: pracująca/ niepracująca mama"Katarzyna Kulpa" napisała
> : > chcialoby sie czasem otrzymac jakas swiatla rade od doswiadczonej
> : > rodzicielki, a tu jedyna odpowiedzia jest brak zrozumienia, niestety.
> : No to Cię pocieszę (albo i nie :-), że pomimo tego, że moja mama pracuje
> : do teraz, to ja też nigdy żadnych tego typu rad od niej nie dostałam. Od
> : ojca także.
> bo moze ich nie potrzebowalas ani nie prosilas o nie? :)
Szczerze mówiąc faktycznie nie prosiłam. W ogóle o tym nie myślałam, bo i z
jakiego powodu? Nie bardzo wiem, w jaki sposób moja mama miałaby mi dawać
rady odnośnie mojej pracy zawodowej? Podobnie było ze studiami. Moja mama nie
kończyła studiów, ojciec owszem, ale od żadnego z nich nie oczekiwałam
żadnych rad itp w tym zakresie. Po prostu robiłam swoje ;-)
> z mojego punktu widzenia wyglada to tak: w robocie codziennie spotykam
> kilkadziesiat osob, z czego regularnie kontaktuje sie z ok. 20. jak sobie
> wyobraze, co zmieniloby sie, gdybym pracowac przestala - widze wokol siebie
> pustke, zamiast tego roznorodnego tlumu. i kilku przyjaciol, ale z nimi
> kontaktuje sie i teraz.
No bo widzisz, Ty patrzysz na tę sytuację ze swojej perspektywy. I w sumie
Cię rozumiem. Ale powtarzam - praca, gdzie codziennie spotyka się
kilkadziesiąt osób naprawdę nie musi być regułą. Ja z ulgą poszłam na
zwolnienie w ciąży, a potem na macierzyński, bo w końcu mogłam spotykać masy
ludzi, a nie w kółko 2, lub w porywach 3 kobiety z problemami głównie
menopauzalnymi.
> ale sa przeciez osoby, ktore nie pracuja z wyboru, a w/w dzialalnosciami
> sie nie zajmuja, bo im na przyklad szkoda kasy, a do pracy mimo to nie ida,
> bo np. uwazaja, ze to mezczyzna ma utrzymywac rodzine, albo ze miejsce
> kobiety jest przy dzieciach, albo im sie nie chce etc.
Ale to już jest ich problem (i w efekcie ich dzieci), nie uważasz? Ja pisałam
o możliwościach, a nie o tym, czy wszyscy je wykorzystają i w jaki sposób.
> : > no i z wielu innych powodow zapewne.
> : A jakich jeszcze na przykład?
> na przyklad z lenistwa albo z braku potrzeby.
To samo, co wyżej. Jeśli kobieta nie czuje potrzeby jakiegoś samorozwoju (w
wielkim skrócie), to jest to tylko i wyłącznie jej problem.
> tak, mialam na mysli prace zawodowa, ktora jest baaaardzo rozna od tej
> domowej (o czym wyczerpujaco napisala Jola Pers). a drugi rodzic - nie bez
> kozery pisalam o "wzorcu kobiety pracujacej". drugi rodzic jest dobrym
> wzorcem, ale dla syna. a jam corka :)
Czy mam przez to rozumieć, że matka chłopca(ów) może spokojnie pozostać z
nimi w domu, a matka dziewczynki(ek) powinna pracować?? A jeśli ja CHCĘ
przekazać mojej córce właśnie taki model życia, który ja i mój mąż
akceptujemy? Czyli model: mama w domu, tata pracuje?
> : Moja strata - dzieci pójdą się wyżalić do ojca :-)
> : A tak poważnie - nie wiem, co będę robić za kilka lat. Teraz moje dzieci
> : są relatywnie małe (1 i 4 lata), a ja nie czuję AŻ takiej potrzeby
> : spełniania się zawodowo. Ale nic nigdy nie wiadomo ... Wiem jednak, że do
> : pracy pójdę, bo tego będę chciała (albo będę zmuszona przez życie), a nie
> : dlatego, że ktoś tam kiedyś powiedział (słusznie czy nie), że to jest
> : dobre dla dziiecka.
> dobre dla dziecka jest rowniez miec szczesliwa i spelniona zyciowo mame,
> wiec ze wszech miar popieram powyzsze. zauwaz jednak, ze to samo mozna
> zastosowac w druga strone: nie nalezy "siedziec w domu" dlatego, ze "ktos
> tam kiedys powiedzial, ze to dobre dla dziecka", bo mozna znalezc powody,
> dla ktorych to wcale nie musi byc takie dobre.
Zgadzam się w 159% :-) I nawet napisałam to w poście do "Tweety".
> ja np. widze, ze czegos mi zabraklo z powodu nieaktywnosci zawodowej mojej
> mamy.
Mi zabrakło z zupełnie przeciwnego powodu. Ale przecież obie jakoś żyjemy :-)
--
Pozdrawiam
Maja
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
53. Data: 2002-05-17 21:37:54
Temat: Re: pracująca/ niepracująca mama"Katarzyna Kulpa" napisała
> oprocz w/w przekazywania wartosci zwiazanych z praca zawodowa, mialam takze
> na mysli przekazanie wzorca pod tytulem "kobieta, ktora pracuje zawodowo".
> w moim domu rodzinnym panowal model: chlop utrzymuje, a baba w domu z
> dzieckiem. a tak juz jest, ze dziecko na pewnym etapie rozwoju identyfikuje
> sie i czerpie wzorce od rodzica, ktory jest tej samej plci.
Nie do końca, o czym pisałam już Joli. Ty, pomimo, że miałaś mamę w domu nie
przejęłaś jej wzorca, ja nie przejęłam wzorca matki pracującej. Ergo - to nie
jest takie proste i jednoznaczne, to przejmowanie modelu, czy wzorca. IMHO -
dziedziczy się go wtedy, gdy się sprawdza. Jeśli się nie sprawdza - odrzuca
się go. Tak mi się przynajmniej wydaje.
> wydaje mi sie, ze trudniej bylo zostac "kobieta, ktora pracuje zawodowo"
> mnie, niz kolezankom - corkom pracujacych kobiet, dla ktorych taka rola i
> ten wybor byly moze nie tyle oczywiste czy pozadane, co po prostu mozliwe,
> zwyczajne, akceptowane.
No nie wiem. Być może, trudno mi cokolwiek powiedzieć. Mi nie było trudno
zostać z dziećmi, choć w domu rodzinnym pracowało się na całego. Dlaczego ma
być trudno w drugą stronę?
> ja do dzis mam wrazenie, ze dla mojej mamy moja praca jest czyms w rodzaju
> dziwnej fanaberii :-)
Podobnie odbiera moją sytuację moja teściowa (tzn. fakt, że zamiast harować,
"siedzę" z dziećmi w domu). Moja mama też czasem podpytuje mnie, kiedy w
końcu wracam do pracy, a jak mowię przekornie, że może nigdy, to tylko oczy
otwiera szeroko. Ale jakoś w żaden sposób nie czuję się przez to
niezrozumiana, potępiana, nie czuję, że jest mi trudniej zaakceptować tę moją
sytuację, wczuć się w rolę inną, niż ta, która rzekomo była mi przez
pracującą matkę podświadomie wszczepiona. Dlatego myślę, że w drugą stronę
też powinno być równie łatwo. IMHO.
--
Pozdrawiam
Maja
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
54. Data: 2002-05-18 01:24:45
Temat: Re: pracująca/ niepracująca mamaNapisała Perełka moja, Maja Krężel <o...@p...onet.pl>, odpisuję
zatem co następuje:
[Maja w innym poście o tym, że modele przejmuje się wówczas, gdy
są dobre, nie zaś - gdy tak żyli rodzice]
A tutaj:
KK: drugi rodzic jest dobrym wzorcem, ale dla syna. a jam corka :)
MK: Czy mam przez to rozumieć, że matka chłopca(ów) może spokojnie
pozostać z
nimi w domu, a matka dziewczynki(ek) powinna pracować??
~~~~~~~~~~ (i o to mi chodzi:)
MK: A jeśli ja CHCĘ przekazać mojej córce właśnie taki model
życia, który ja i mój mąż akceptujemy? Czyli model: mama w domu,
tata pracuje?
~~~~~~~~~~
Nie mam zamiaru uczestniczyć w tej dyskusji (nie mam poglądu i
właśnie mi się wyrabia :->), ale jak to w końcu jest, Maju?
Twierdzisz raz, że nie ma schematu dziedziczenia wzorca, a potem
chcesz, żeby dziecko po Tobie TWÓJ jednak odziedziczyło? :-)
Czyli sama stosujesz to, co wytykasz jako błędne założenie: że
Tobą również kieruje to dziwne 'bo to będzie dobre dla dziecka'?
Bo - gdyby nie było to wg Ciebie dobre dla dziecka - nie
stosowałabyś wzorca i nie miała nadziei, że dziecko ów wzorzec
odziedziczy (dziedziczenie <=> dobry schemat)...
Ech... nie wiem, czy wytrzymam taką (albo większą jeszcze)
zawiłość logiki w dalszej dyskusji :-)))) Ale pozdrawiam gorąco
:-)
didziak :-)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
55. Data: 2002-05-18 08:27:38
Temat: Re: pracująca/ niepracująca mama"didziak" napisał
> [Maja w innym poście o tym, że modele przejmuje się wówczas, gdy
> są dobre, nie zaś - gdy tak żyli rodzice]
A gdzie tu widzisz sprzeczność?? Model przejmuje się tylko, gdy jest dobry.
To fakt. Ale rodzice mogą żyć dobrze (wtedy model się przejmuje), albo źle
(wtedy się nie przejmuje). Co kto uważa za dobre, to oczywiście pojęcie
bardzo subiektywne. Nie ma czegoś takiego jak
"model_idealny_absolutnie_i_najlepszy_ dla_ każdego"
> Twierdzisz raz, że nie ma schematu dziedziczenia wzorca, a potem
> chcesz, żeby dziecko po Tobie TWÓJ jednak odziedziczyło? :-)
Mała podpowiedź - czy to że ja czegoś chcę (odziedziczenia modelu) oznacza,
że to istnieje zawsze (dziedziczenie modelu), że to jakaś reguła? Rodzice
często chcą, by dzieci robiły to, co im się każe, a one, z reguły buntują się
przeciwko temu. Czy jeden fakt zaprzecza drugiemu? Nie! To są fakty
niezależne od siebie. Rodzice chcą i mają nadzieję na spełnienie ich
"chcenia" - jeden fakt. Dzieci buntują się przeciwko temu (zazwyczaj, czyli
nie zawsze) - drugi fakt. Może być też trzeci, równoległy do drugiego, fakt,
gdy dziecko się nie zbuntuje. Ale także niezależny od poprzednich faktów.
Gdzie tu brak logiki? Podobnie jest z tymi schematami rodzinnymi, co
wyjaśniam w dalszej części.
> Czyli sama stosujesz to, co wytykasz jako błędne założenie: że
> Tobą również kieruje to dziwne 'bo to będzie dobre dla dziecka'?
A kim to nie kieruje? Chyba każdym. Tyle tylko, że to, co z tym "dobrem"
zrobi dziecko zależy od wielu czynników. Bo jak powtarzam - nie ma "dobra
obiektywnego". To, co ja uważam za sens życia może być dla mojego dziecka
bzdurą i wybierze coś innego. Ale może być też tak, że podzieli moje zdanie i
przejmie mój wzorzec.
> Bo - gdyby nie było to wg Ciebie dobre dla dziecka - nie
> stosowałabyś wzorca i nie miała nadziei, że dziecko ów wzorzec
> odziedziczy (dziedziczenie <=> dobry schemat)...
Już wyjaśniam wszystko. Cały czas podtrzymuję zdanie, że modele rodzinne i
inne schematy nie dziedziczą się tak prosto i przejrzyście, jak kolor oczu
czy charakter. I wpływa na to wiele czynników. Założeniem rodziców z reguły
(co oczywiście nie znaczy ZAWSZE) bywa to, by wpoić dzieciom taki model, jaki
sami reprezentują i jaki uważają za dobry. Ale to, co dzieci z tym z zrobią
to już jest inna broszka. Moja mama zapewne zawsze dążyła do tego, bym
grzecznie pokończyła wszystkie szkoły i poszła do pracy. Dziecko mogło być,
ale gdzieś tam po drodze, najlepiej, gdyby urodziła je i wychowała np. babcia
albo ciocia, a ja odebrała je około 18-tych urodzin. Broń Boże dwójki dzieci,
a już troje to "po prostu brak mi słów, co Ty robisz ze swoim życiem" ;-)
Taki model rodziny jej odpowiadał i taki chciała mi przekazać. Nie mam jej
tego za złe, nie mam żadnych pretensji - to normalna kolej rzeczy. Ale ja mam
i miałam swój rozum, po prostu widziałam wiele niedociągnięć w tym modelu,
który reprezentowali moi rodzice (pisałam o tym w innym poście). Uważałam i
uważam, że nie sprawdził się do końca. Dlatego nie chciałam go powtarzać.
Wolałam spróbować czegoś innego, zupełnie odmiennego. I robię to. I jak na
razie, uważam, że jest to dobre dla nas wszystkich. I nie tylko ja tak uważam
(także mąż). Czy moje dzieci pochwalą ten model? Nie mam ZIELONEGO pojęcia!
Ale to chyba jasne, logiczne, że skoro ja uważam, że jest to dobre, to
chciałabym, by przejęły taką postawę życiową. Tyle tylko, ze to nie znaczy,
że będę je do tego zmuszać, czy namawiać. One same zobaczą, wyciągną wnioski
i podejmą odpowiednią decyzję. I być może moja córa za kilkanaście lat powie,
że ona chce się poświęcić pracy naukowej i nie ma mowy o męzu, rodzince,
dzieciach, bo rzyga tym wszystkim po tym, co zaobserwowała w domu ;-) Ale
może będzie tak, że urodzi szóstkę dzieci i podziękuje mi za to, że pokazałam
jej kiedyś dobre strony macierzyństwa.
Czy któreś z tych wyjść jest lepsze lub gorsze? IMHO nie. Dlatego nie wiem
czemu ktoś tam się martwi, że ja, nie pracując, nie przekażę dziecku wzorców
matki pracującej (gdzieś w tej dyskusji było to poruszone)? A dlaczego akurat
TAKIE wzorce mam przekazywać? Czy są one jedyne i słuszne?
> Ech... nie wiem, czy wytrzymam taką (albo większą jeszcze)
> zawiłość logiki w dalszej dyskusji :-))))
Logika wypowiedzi jest jak najbardziej, tylko trzeba ją zauważyć :-)
Mam nadzieję, że trochę jaśniej to teraz wygląda. Jeśli nie - proszę o dalsze
pytania - postaram się wyjaśnić.
--
Pozdrawiam najgoręcej, jak potrafię :-)
Maja
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
56. Data: 2002-05-18 12:28:18
Temat: Re: pracująca/ niepracująca mama
Użytkownik "Maja Krężel" <o...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:aboant$84q$1@news.tpi.pl...
> "Martuszka" napisała
>
> A ja ZAWSZE zazdrościłam dzieciom, które nie musiały siedzieć w świetlicy,
> gdy przychodziły do domu, miały gotowy ciepły obiad i nie musiały
wsłuchiwać
> się w ciszę betonowych ścian do godziny 17:00.
A wiesz, ze mi to jakoś nigdy nie przyszło do głowy (gdy byłam dzieckiem),
że dzieci pracujących mam siedzą na świetlicy czy same w domu....... Moja
mama nie pracowała, byłam po szkole w domu i chyba wydawało mi się, że cała
rzeczywistość jest taka. Natomiast pamiętam, że strasznie chciałam chodzić
do przedszkola, bo mi się samej na podwórku nudziło, wszystkie koleżanki z
okolicy chodziły, a ja zostawałam sama.
A teraz kilka moich wywodów na temat pracujących/niepracujących mam. Myślę,
że Maja wybaczy, iż podpięłam się pod nią, ale tak jakoś chciałam napisać
hurtem.
Gdybym miała wybór finansowy, mieszkaniowy (mieszkamy w domu nauczyciela) to
chętnie posiedziałabym w domu, tyle interesujących rzeczy byłoby do
zrobienia, na pewno bym się nie nudziła. Ja i tak jestem w dobrej sytuacji
bo idę na kilka godzin dziennie do pracy, mam wolne wakacje, święta itp. w
sumie dużo czasu mogę dziecku poświęcić. Jest jeszcze jeden fakt, który
powoduje, że jestem za tym, by kobieta chodziła do pracy (chociaż w
dzisiejszych czasach łatwo go podważyć argumentem o polisie czy czymś
podobnym). Podam na własnym przykładzie. Jak wspomniałam pracował u nas
tylko tata, mama nie posiadała żadnego wykształcenia, po wojnie ukończyła
tylko 7 klas podstawówki, bo takie warunki w tych czasach na wsiach zabitych
dechami istniały. Żyli w ten sposób prawie 25 lat, tata w pracy mama
zajmowała się domem i nami. Nagle w przeciągu trzech miesięcy poważna
choroba i niespodziewana śmierć 48 letniego człowieka. Zostaliśmy sami, ja
miałam niespełna 18 lat, brat już na swoim. Mama bez pracy i już wtedy w 85
roku kobieta po 40 bez wykształcenia z problemami zdrowotnymi nie miała
szans na pracę. Ostatecznie dostała rentę po tacie, ale są to tak niewielkie
pieniądze, że z roku na rok wiedzie jej się coraz gorzej. Gdyby wcześniej
miała pracę jakąkolwiek, dziś miałaby swoją emeryturę, przez poprzednie lata
pensję pewnie wyższą od renty. Tak więc myślę, że czasem dobrze jeśli
kobieta ma za sobą zaplecze finansowe w postaci pracy na wypadek gdyby
została sama.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
57. Data: 2002-05-18 12:45:37
Temat: Re: pracująca/ niepracująca mamaOsoba znana jako MOLNARka zapodała:
> Może jednak pozwolisz, że jednak będę sama sobie "planowała" życie ;-)
Przepraszam, że ośmieliłam się odezwać;-)
>
> To, że Ty nie potrafiłaś być konsekwentna i że zmianiłaś swoje założenie
> wcale nie znaczy, że ja jestem taka sama.
Jasne, a powiedzenie, że tylko krowa nie zmienia poglądów znasz? To nie
brak konsekwencji spowodował zmianę planów, tylko samo życie, a raczej
ewolucja systemu wartości.
Pozdrawiam:
Justyna
"Lepiej grzeszyć, i potem żałować,
niż żałować, że się nie grzeszyło"
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
58. Data: 2002-05-18 20:08:34
Temat: Re: pracująca/ niepracująca mama"Elżbieta" napisała
> Natomiast pamiętam, że strasznie chciałam chodzić
> do przedszkola, bo mi się samej na podwórku nudziło, wszystkie koleżanki z
> okolicy chodziły, a ja zostawałam sama.
Dlatego ja, pomimo, że jestem w domu, od ponad roku posyłam Martynkę do
takiego "półprzedszkola" (dwa razy w tygodniu), a od września idzie na cały
etat do normalnego :-) Już przebiera nogami z radości.
> Jest jeszcze jeden fakt, który
> powoduje, że jestem za tym, by kobieta chodziła do pracy (chociaż w
> dzisiejszych czasach łatwo go podważyć argumentem o polisie czy czymś
> podobnym).
Ten argument przemawia do mnie najbardziej ze wszystkich i dlatego nie
zapieram się nogami i rękami, że nigdy do pracy nie wrócę :-) Tyle tylko, że
cała dyskusja dotyczyła tego, jakie korzyści przynosi_dziecku_ (nie kobiecie)
siedzenie mamy w domu lub dla odmiany jej praca.
[Odpoczęłaś już po "wakacjach"? :-))]
--
Pozdrawiam
Maja
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
59. Data: 2002-05-19 12:35:04
Temat: Re: pracująca/ niepracująca mama
Użytkownik "Maja Krężel" <o...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:ac7ev8$rd6$1@news.tpi.pl...
> "Elżbieta" napisała
>
> Tyle tylko, że
> cała dyskusja dotyczyła tego, jakie korzyści przynosi_dziecku_ (nie
kobiecie)
> siedzenie mamy w domu lub dla odmiany jej praca.
>
Wiem, nawet chciałam usunąć ten post (wydawało mi się, że go wywaliłam z
hamstera), ale jak widać poszło...
mea culpa
co do "wakacji" to mi chyba nadmorskie powietrze zaszkodziło, bo mnie gardło
strasznie boli :(
--
Elżbieta
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
60. Data: 2002-05-20 07:49:40
Temat: Re: pracująca/ niepracująca mamaUżytkownik "krys" <k...@p...onet.pl> napisał
> Jasne, a powiedzenie, że tylko krowa nie zmienia poglądów znasz? To nie
> brak konsekwencji spowodował zmianę planów, tylko samo życie, a raczej
> ewolucja systemu wartości.
To prawda ... z tą krową ;-)))
Ale to, że znam to powiedzenie i idące za tym konsekwencje nie może
oznaczać, że przestanę planować.
Najpierw robię pierwotne założenia (na podstawie danych, które mam) i ich
staram sie trzymać. A później (ewentualnie) zmienamim ja (choć muszę
przyznać, że niezmiernie rzadko).
Więc już teraz mam "plan" ile czasu będę z dzieckiem w domu ... a co będzie
............. zobaczymy ;-)
Pozdrówka
MOLNARka
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |