Data: 2004-06-20 05:01:01
Temat: Re: siła przyzwyczajenia
Od: "Gucio" <g...@b...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Natalia" <k...@p...do_not_type_it.onet.pl> napisał w
wiadomości news:cb12uu$p23$1@news.onet.pl...
> albo mniej.... ;)
Tak, porównywałem np. do tego, że w naszej szkole jedna pani po 30 latach
pracy mówiła nam, że dostaje 1000 zł. Z tego co wiem lekarz w szpitalu ma
coś koło tego.
> w prywatnych szkołach jęz. ang. nauczyciel zarabia nawet nieźle, do tego
> może pracować też w innych miejscach, bo ma na to czas
No wiesz, gościu, do którego jeżdzę na kursy przygotowawcze na medycynę
bierze 70 zł za lekcję, a mam go 2 x w tygodniu + 1 x w tygodniu fizykę, a
takich osób to oni mają kilkanaście, więc trochę zaraibają :) I on też jest
lekarzem, tylko że już profesorem. Więć ma prawo zarabiać, ale musiał się
odpowiednio długo uczyć :) I nie starczyło mu już czasy na kobiety.
> wow, masz odważne plany ;) podziwiam
Na Twoim przykładzie widać, że najpierw można mieć plany, a potem może się
ich odechcieć :)
Nie, poprostu chciałbym uczyć. A że szkoła podstawowa to dla mnie za mało,
szkoła średnia, to za małe pieniądze, to najbardziej odpowiadałaby mi szkoła
wyższa.
Nie wiem, czy będę miał ku temu zdolności :)
Ale ogólnie zawsze lubiłem ludziom pomagać w nauce, tłumaczyć coś,
odpowiadać na pytania.
A wiesz dlaczego?
Po podwyższało to moje własne poczucie wartości - kolejna gierka :)
> tak, to jaką gierkę prowadzimy, bo ja nie wiem
> serio, ;)
Oboje prowadzimy gierkę pt. "Pokaż mi, że jestem wartościową osobą", tylko
wydaje mi się, że ja prowadziłem to, do czasu, gdy się otwarcie przyznałem,
chyba trochę mniej oficjalnie niż Ty. Może dlatego, że ja zacząłem nad tym
panować (ale nie uciekam od tego :))), a wnioskuję, że Ty sobie dopiero
uświadomiłaś, że to robisz :)
> jakiś bezpośredni powód?
Bezpośredni żaden. Trochę matura. Trochę rodzice. Trochę moja dziewczyna.
Trochę koledzy. Trochę psująca się komórka, czasem odmawiający posłuszeństwa
aparat, to że nic nie ma w telewizji i że dvd mi nie działa. Wszystko po
trochu :-)) Bez konkretnego powodu. I to nie był impuls! To nie było - o,
zabiję się. Ja po prostu o tym długo myślałem.
> lepiej niż gdzie? na ziemi było aż tak źle?
Właśnie, że nie było aż tak źle. Jakbyś spojrzała z zewnątrz, to na pewno
było wiele osób, które mi zazdrościły - mam fajną dziewczynę, dobre wyniki w
nauce, nie brakuje mi na nic pieniędzy, świetnie dogaduję się z rodzicami,
mam perspektywy życiowe, możliwości, chęci, jakieś tam układy w szkole,
znajomości itp. itd.
Widzisz, idea chęci popełnienia samobójstwa nie jest widać taka prosta.
Pierwsze co moja mama powiedziała, gdy przyjechała do nas moja dziewczyna z
ojcem w tym w stanie, to czy ona nie jest w ciąży i czy dlatego tego nie
zrobiliśby. A my, że nie.
> a jak z rodziną?
Właśnie dosyć dobrze. Poza ogólnym zacofaniem moich rodziców w pewnych
sprawach (np. nie wiem, po co korzystam z modemu, zamiast mieć stałe łącze
:))) to oni naprawdę są i byli ok.
> długo o tym myślałeś?
Kilka lat, w tym na kilka miesięcy przed tą sytuacją dosyć intensywnie.
> czyli lubiłeś o tym mysleć
Bardzo. Wcześniej płakałem w nocy. Myślałem - później będzie lepiej.
Przestawałem płakać. Późńiej już nawet nie płakałem. Zdążyłem o tym
pomyśleć, już było lepiej. Najgorsze było właśnie to - ja później w ogóle
nie płakowałem, moje napięcie nie znajdowało nigdzie ujścia.
> kurcze, wybacz dociekliwość, ale ja tych rzeczy nigdy nie zrozumiem
Ja pewnie też bym wcześniej kiedyś nie zrozumiał :)
A teraz mam ochotę rozumieć je zawodowo, w przyszłości :)
> a co twój psychiatra na to?
A co miał powiedzieć, nie byłem ani pierwszym, ani ostatnim takim
przypadkiem w jej karierze. Wypominała mi tylko sprawę rodziców, że im by to
przykrość straszną sprawiło itp. Była o tyle zła, że przez bardzo długi czas
leczyła moją mamę na bezsenność. I udało się poczynić spore postępy. Od tego
dnia wszystko wróciło. Całe leczenie poszło na nic. Chociaż teraz mama już
dobrze śpi, ale w sumie od tego wtorku minęły już ponad 4 miesiące.
> z wakacji się wraca!!
Ja wróciłem :)
> (niestety), ale za rok są następne! :))
A ja mam pojechać na następne? :-)
> nie, dziękuję, ble...
I tak się zastanawiam, czy tego też nie leczyć, bo czasem z tym już
przesadzam. Ogólnie moje paluchy bardzo brzydko wyglądają.
A kiedyś bardzo lubiłem zdrapywać strupy.
> to dobrze czy źle?
Chyba źle, bo powinienem tego żałować, mówić, jaki ja byłem głupi itp.
> jak sądzisz, skoro znasz się na na "grach psychologicznych", czemu tak
jest?
Ja się nei znam na grach psychologicznych.
Ale może mi się wydawać, że oni mają ten sam problem co ja, tyle tylko, że
oni prawdopodobnie najpierw myślą o tym, że będą o tym opowiadać, potem
dokonują samookaleczenie i opowiadają, a ja najpierw dokonałem próby, która
była tak zaplanowana, że miała się skończyć powodzeniem, a dopiero po niej
stwierdziłem, że lubię o tym mówić.
> tzn o nowy wątek ci chodzi?
> a nie pisałbyś tego żeby się właśnie "pochwalić"?
Sądzę, że właśnie po to. Ale też, aby usłyszeć opinie, odpowiadać na
pytanie...czuć się ważnym?
> czemu uważasz, że jest się czym chwalić?
Bo może kogoś to interesuje - ja bym chciał np. porozmawiać z innym
samobójcą. Być może znaleźć kogoś podobnego do mnie.
Gdy o swoimi zboczeniu pisałem kiedyś wcześniej na psychologię, seks, urodę,
to szukałem opinii na ten temat i co ludzie myślą o takim ubieraniu się itp.
Jednocześnie szukałem osób, którym się to podoba - pań, które podniecają
męskie tyłki w dżinsach, jak i panów, którzy lubią też się tak ubierać.
Dopiero nie dawno znalazłem kilka podobnych mi osób - za pośrednictwem
anonsów na www.innastrona.pl (portal dla homoseksualistów, jakbyś nie
wiedziała :))) a potem wszedłem na alt.pl.homoseksualizm i tam prowadzę
wątek na ten temat i widzę, że tacy ludzie są.
> to cię jakoś wyróżnia, wzbogaca? ;)
Wzbogaca - w jakiś sposób. Z samobójstwem czasem może być jak ze
szczepionką - infekujesz...ale przeżywasz i chcesz żyć dalej.
Wiesz, to chyba jak z narkomanią - najpierw ktoś ćpa, a potem chce pomagać
innym. I chyba też chciałbym pomóc innym, którzy mają ten sam problem.
Poleciłbym im udanie się do psychologa, rozmowę z przyjacielem, znalezienie
przyczyny problemu / konfliktu. Nawet ostatnio gdzieś komuś radziłem, komuś,
kto widać było, że zapadł w depresję. I mi to sprawiało przyjemność.
> (wybacz, może głupie pytania, ale się nie znam, nie pojmuję samobójstwa)
Ale ja bardzo chętnie odpowiem, bo jak wiesz, lubię odpowiadać na pytania.
Chyba jeszcze z nikim nie byłem tak szczery, jak z tą Tobą w kilku ostatnich
wersach :)
> a teraz też tak myślisz? piszesz to w czasie teraźniejszym, czy przeszłym?
Przeszłym. Już tak nie myślę. Teraz chcę żyć. Mam ambicję, mam plany.
Co prawda - od 4 miesięcy biorę leki podnoszące nastrój, chodzę do
psychologa i psychiatry - i wierzę, że to mi pomogło.
I bardzo jestem zły na dziewczynę, gdy mówi, że to był najpiękniejszy dzień
w jej życiu. Ona jest widać mniej wyleczona niż ja, a ona spędziła 10 dni w
szpitalu psychiatrycznym, jednak potem jej leczenie było bardzo
powierzchowne.
> taa... net jest generalnie zły dla zagubionych
Zły? Ci zagubieni mogą nawiązywać nowe znajomości, dzięki niemu :)
> jak długo już "jesteś poza tym"?
To było 10 lutego. Tak więc walentynki spędziliśmy osobno - ja tutaj, ona w
szpitalu. Ale podesłaliśmy sobie lisciki przez jej ojca. Bo sami nie
mogliśmy się odwiedzać, nawet pewnego dnia dostałem zakaz dzwonienia na
oddział, ale został on zaraz cofnięty, bo ktoś się po prostu pomylił - moja
pani psychiatra kieruje oddziałem żeńskim szpitala, w którym była moja
dziewczyna.
> może spytaj swojego psychiatrę jak to jest, czy nie ma przeciwwskazań
> formalnych byś został psychiatrą? żeby była jasność ;)
Mogę zapytać. W ciągu najbliższych kilkunastu dni będę się z nią widział, bo
kazałami przyjść.
> ale to przejściowe, do "naprawienia"?
Wierzę, że tak. Na początku nie pamiętałem, co się zdarzyło dzisiaj,
wczoraj - ale po tych tabletkach trzymało mnie kilka dni. Jedne z nich mają
czas utrzymywania się we krwi ok. 9 dni, tamte nie wiem, ale są bardzo mocne
i przymulające.
> no właśnie, jak ona reagowała na twoje "przejścia"
> "przygody" itd? :)
Ale ona to robiła razem ze mną i reagowała o wiele lepiej, niż ja :) Tzn.
chyba bardziej jej się to podobało (później). Mam wrażenie, że zrobiła to na
pokaz, żeby zwrócić uwagę rodziców, bo z nimi ma największe problemy. Co
gorsza, nie udało się, rodzice są na nią źli, zamiast doszukiwać się w sobie
błędów, sugerują, że to było moja wina (a ona miała próby samobójcze zanim
mnie w ogóle poznała), no i obrazili się na moich rodziców choćby za to, że
mama załatwiła mojej dziewczynie najlepszy oddział psychiatryczny w regionie
(czyt. "Wpakowała ją do szpitala"). Przypominam, że procedura jest taka -
samobójcy muszą iść do szpitala psychiatrycnego po takiej próbie i
odsiedzieć tam swoje (zazwyczaj kilka dnia na oddziale zamkniętym, ok. 2
tygodnie na sanatoryjnym [czyt. hotelu ;))].
> ja WIEM, że się uda kiedyś ;)
Ha! I się bardzo cieszę, że wiesz, że Ci się uda i że jesteś w stanie się
nawet postawić komuś, kto w to wątpi :-)))
> czyli jakby on pomaga ci poznać siebie?
Chyba tak. W każdym razie zauważyłem, że psychologia to bardzo trudna
sztuka. Wcześniej myślalem, że rozmowa z psychologiem, to jak rozmowa z
przyjaciółką, tylko że ta przyjaciółka lepiej zna psychikę człowieka - tak
wyglądały moje wcześniejsze kontakty z psychologiem. Tutaj widzę bardziej
zmyślną taktykę.
> na scenie to akurat jeśli ktoś "gra", to jest wszystko oki, hehe, jesli
gra
> nieumiejętnie i nie dość prawdziwie, to po prostu szkoda dla
przedstawienia,
> i tyle
A nie sprawia Ci przykrości, że zapłaciłaś za film/sztukę, w której aktor
nie umie grać...
> jeśli ktoś "gra" w życiu, to jego sprawa, ale nie ułatwia sobie życia w
ten
> sposób, imho ;)
...czy bardziej denerwuje Cię, że ktoś nie akceptuje siebie i udaje kogoś
innego?
> albo jeśli coś miało być śmieszne, a publiczność się nie śmieje ;)
Ostatnio ćwiczę pewną sztuczkę psychologiczną związaną ze śmiechem. Nie
wypróbuję jej na Tobie, bo to by trzeba zrobić na żywo. Albo spróbuję, a Ty
mi opiszesz swoją reakcję.
[widzimy się, ja np. wchodzę do pokoju i zwracam się do Ciebie; ewentualnie
dzieje się to w czasie rozmowy, ale ja zmieniam temat]
Ha, ha, ha!...eeeej, opowiem Ci taki dowcip, że się zaraz posrasz....ha, ha!
[twoja reakcja?]
Wchodzi facet do baru i mówi:
[napad śmiechu z mojej strony]
- czy jest cola?
- nie jest tylko pepsi.
- aha
[patrzę na twoją reakcję, zwracam się do ciebie]
I co, jaki z tego morał?
[ty pewnie nie wiesz, o co chodzi]
No nic, że w tej windzie były schody, ale to nie ma znaczenia, bo i tak
zębów nie myję.
[intensywnie się śmieję, oczekując po Tobie tego samego]
Cel doświadczenia: sprawdzenie (udowodnienie?) czy musimy słyszeć coś
śmiesznego, aby się z tego śmiać.
Sprawdzałem na koledze i parokrotnie śmiał się z takich sucharów.
A jak było u Ciebie?
Na żywo pewnie lepiej by to wyszło, bo wiele zależy od intonacji mówiącego i
grze aktorskiej (tzn. śmiechu, spojrzeniu itp.) opowiadającego dowcip. Musi
on być tak do niego przekonany, żeby rozśmieszyc kogoś innego.
Co ciekawe - kolega się smiał tak, jakby to był normalny dowcip, tzn. wtedy,
kiedy usłyszał puentę. Oczywiście, nie opowiedziałem mu tego samego, bo ideą
tego typu dowcipów jest to, że wymyśla się je na poczekaniu.
Dobra, bo ja tu pieprzę ;-)))
Udało mi się, czy nie?
> BTW, znasz może serial ALF?
Z widzenia tak, ale nigdy dużo go nie oglądałem, a na pewno nie znam na
pamięć :)
> > Grałaś na instrumencie? Czy mówisz o teatrze? :)
> śpiewałam (instrumentem - mój głos)
Hmm, no a kiedy na grupie pojawi się odpowiednia empetrójka? :-)
> nie, oświeć mnie... ;)
Nie pamiętam, ale pewnie "powiedz mi, że jestem wartościowym człowiekiem" :)
> > Zakładając, że naprawdę tak twierdzisz, to można, ale obojemy wiemy, że
> > piszesz to w innym celu,
> jakim?
"Powiedz, że to nieprawda i pokaż mi, że lubisz to, co mówię i powiedz, że
wcale nie pieprzę, tylko mam świętą rację"
Tzn. nie zupełnie, bo tam chodziło o coś innego.
> 100 lat życzę!! już ci śpiewam sto lat... ... ... nie słyszysz? ;)
Tja, głośniki basowe nie wyrabiają ;-))
> piękny wiek, zdrowia, szczęścia życzę
Moje ostatnie "...naście" :)
> zostania mądrym doktorem i dogadania z dziewczyną ;)
Ojej, dziękuję Ci bardzo. Może to zakazane, ale z chęcia odwdzięczę się
przyjacielskim pocałunkiem w policzek
[jak przesadziłem to proszę o uderzenie mnie w twarz]
Gucio
|