« poprzedni wątek | następny wątek » |
51. Data: 2008-05-14 10:05:00
Temat: Re: uwagi w szkolea...@p...onet.pl napisał(a):
> Proponowałam nauczycielce, że skoro ten brak ołówków, fioletowych
> kredek, linijek, czy czegokolwiek jest takim problemem, to przyniosę
> pudło różnych pomocy do szkoły, i niech wszystkie dzieci korzystają.
> Wszak na pewno nie tylko moje czegoś zapomina. Stwierdziła, że do
> zbędne.
>
> Normalnie nie wiem, czy moje dziecko jest aż tak problematyczne, czy
> to nauczycielka ma problem.
>
Po tym, co wyżej napisałaś, wnioskuję, że to nauczycielka ma problem.
Tylko nie wiem, jak się dowiedzieć jaki to problem. Może spróbować
porozmawiać z pedagogiem szkolnym, u nas to zdaje egzamin.
--
Pozdrawiam
Justyna
GG 6756000
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
52. Data: 2008-05-14 10:08:34
Temat: Re: uwagi w szkolea...@p...onet.pl napisał(a):
> zresztą - uwagi, które dostaje, dotyczą nie tylko "zapominania".
> np. "proszę powiedzieć dziecku, że ma przepisywać zadania z tablicy, a
> nie rozwiązywać samemu".
Po takij uwadze to ja bym sie przeszła na spotkanie do pani. I
delikatnie jej przypomniała, KTO jest od tego, żeby powiedzieć dziecku,
że ma przepisać z tablicy. W końcu Ty do niej chyba nie piszesz,
że "proszę powiedzieć dziecku, żeby umyło zęby po śniadaniu"? Nie
jesteś w szkole i nie masz wpływu na to, co się dzieje na lekcji!
>
> "ŹLE!" i przekreślone całe zadanie, składające się z kilku przykładów,
> kiedy tylko jeden przykład był zrobiony nieprawidłowo.
>
> I zdziwienie nauczycielki, kiedy chłopak "z opinią" rozwiązał test tak
> dobrze, że znalazł się w grupie najlepszych uczniów. Komentarz
> nauczycielki "Nie wiem jak to się stało".
> Łapska mi opadły.
Może zmień mu klasę?
--
Pozdrawiam
Justyna
GG 6756000
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
53. Data: 2008-05-14 10:18:01
Temat: Re: uwagi w szkoleLolalny Lemur napisał(a):
> krys pisze:
>
>> Lemur, czy Ty aby nie przesadzasz? W końcu to dziecko ma rodziców,
>> którzy powinni zadbać o to, żeby taki zapominalski dzieciak miał na
>> jutro porządnie spakowana teczkę, zatemperowane kredki i odrobione
>> lekcje. Nie przerzucaj tego obowiązku na nauczyciela.
>
> Nie znasz możliwości naprawdę zapominalskich dzieci.
Naprawdę? Oj Lemur, Lemur...
> Tobie może się
> wydawać, że wszystko ok (sprawdziłaś czy wszytko zrobione i spakowane(
> a w szkole wychodzi zonk, bo dziecko zapomniało, mało tego zapomniało
> na amen - zaraz po tym jak pani powiedziała. A nie zanotowało, bo
> trzeba było szybko wyjść z klasy. To jest wersja lajt. Zapewniam Cię,
> że 7 lat temu nie miałam pojęcia jak wiele istnieje mozliwości
> zapominania.
Ja to miałam dwa lata temu, nawet teraz zdarza mi się podrzucać do
szkoły farby, czy blok. Ale nasza pani od nauczania zintegrowanego też
znała te mozliwości, dlatego po 1. - dawała dzieciakom czas na
przyniesienie, w zerówce to im nawet osobiście zapisywała co i na
kiedy. A po 2. ślicznie nauczyła ich dzielić się i pomagać koledze. Po
3. miała na biurku zestaw awaryjnych olowków, kredek, flamastrów
nożyczek i innych niepotrzebnych rzeczy.
>
>> A jeśli chcesz
>> dla dziecka pracy indywidualnej, to chyba trzeba je posłać do szkoły
>> prywatnej, albo zatrudnić guwernantkę.
>
> Tu nie jest potrzebna praca indywidualna tylko pomoc nauczyciela w
> określeniu tego co jest potrzebne żeby dziecku pomóc. W zwyczajnej
> szkole.
No, ale jak nauczyciel określa, a dziecko nie przynosi ołówka, to co on
może? Zresztą, po uzupełnieniu Asmiry, to ja myślę, że problemem nie
jest ołówek, tylko nauczycielka.
> Nie, nie, nie. Na lekcji nie trzeba stosować metod. Nie bardziej niż w
> stosunku do innych dzieci. Po lekcji trzeba (moje ma na przykład
> zeszyt do którego sam musi wpisywać co zadane/do przyniesienia, ale
> podpisać po lekcji ma to nauczyciel - żeby nie było to był pomysł jego
> polonistki) i w domu.
No, ale istnieją nauczyciele, którzy nie zniżą się do wypowiedzenie
jednego zdania więcej po lekcji na przykład - "do domu zabierzcie
ćwiczenia i zeszyty, podręcznik i gramatyka może zostać w klasie", zeby
dzieciaki nie dźwigały niepotrzebnie. Ta z Twojego przykładu do nich
nie należy, i oby więcej takich.
--
Pozdrawiam
Justyna
GG 6756000
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
54. Data: 2008-05-14 10:34:37
Temat: Re: uwagi w szkolekrys pisze:
>>> Lemur, czy Ty aby nie przesadzasz? W końcu to dziecko ma rodziców,
>>> którzy powinni zadbać o to, żeby taki zapominalski dzieciak miał na
>>> jutro porządnie spakowana teczkę, zatemperowane kredki i odrobione
>>> lekcje. Nie przerzucaj tego obowiązku na nauczyciela.
>> Nie znasz możliwości naprawdę zapominalskich dzieci.
>
> Naprawdę? Oj Lemur, Lemur...
Jeśli mnie pytasz, czy nie przesadzam to naprawdę.
> Ja to miałam dwa lata temu, nawet teraz zdarza mi się podrzucać do
> szkoły farby, czy blok.
A ja mam od siedmiu lat circa. Dzień w dzień. Podrzucanie to pryszcz,
gorzej jak praca nie zrobiona, albo zapomniawszy o sprawdzianie. I to
nie raz na dwa miesiące.
A> le nasza pani od nauczania zintegrowanego też
> znała te mozliwości, dlatego po 1. - dawała dzieciakom czas na
> przyniesienie, w zerówce to im nawet osobiście zapisywała co i na
> kiedy. A po 2. ślicznie nauczyła ich dzielić się i pomagać koledze. Po
> 3. miała na biurku zestaw awaryjnych olowków, kredek, flamastrów
> nożyczek i innych niepotrzebnych rzeczy.
Czadowa pani. Już ją lubię. I właśnie o to mi chodzi cały czas - pomagać
a nie dołować.
>>> A jeśli chcesz
>>> dla dziecka pracy indywidualnej, to chyba trzeba je posłać do szkoły
>>> prywatnej, albo zatrudnić guwernantkę.
>> Tu nie jest potrzebna praca indywidualna tylko pomoc nauczyciela w
>> określeniu tego co jest potrzebne żeby dziecku pomóc. W zwyczajnej
>> szkole.
>
> No, ale jak nauczyciel określa, a dziecko nie przynosi ołówka, to co on
> może?
Hm? Nie rozumiem. Ja piszę o potrzebach w kontekście metod pracy z
dzieckiem. Poza szkołą ale we współpracy ze szkołą. I nie mam na myśli
wkładania ołówka dziecku do teczki ;)
Zresztą, po uzupełnieniu Asmiry, to ja myślę, że problemem nie
> jest ołówek, tylko nauczycielka.
>
>> Nie, nie, nie. Na lekcji nie trzeba stosować metod. Nie bardziej niż w
>> stosunku do innych dzieci. Po lekcji trzeba (moje ma na przykład
>> zeszyt do którego sam musi wpisywać co zadane/do przyniesienia, ale
>> podpisać po lekcji ma to nauczyciel - żeby nie było to był pomysł jego
>> polonistki) i w domu.
>
> No, ale istnieją nauczyciele, którzy nie zniżą się do wypowiedzenie
> jednego zdania więcej po lekcji na przykład - "do domu zabierzcie
> ćwiczenia i zeszyty, podręcznik i gramatyka może zostać w klasie", zeby
> dzieciaki nie dźwigały niepotrzebnie. Ta z Twojego przykładu do nich
> nie należy, i oby więcej takich.
Chodzi mi o to, że w takim wypadku JA poprosiłabym o rozmowę z
nauczycielką w obecności dyrektora (przełożony!) i pedagoga szkolnego
lub psychologa z poradni (ktoś mądry). Szczerze mówiąc w naszym
przypadku wychowawcy nie przyszłaby do głowy taka forma pomocy, jaką
zastosowaliśmy. Pomogła polonistka. A co do takich "pań" to ja mam
(niestety jak do tej pory niezawodną - piszę niestety, bo nie lubię być
chamem i burakiem) metodę nawrzeszczenia (tylko konkretnie, z
argumentami, za to bardzo głośno z naciskiem na to, że nauczyciel
zawiódł moje zaufanie i pokładane w nim nadzieje i absolutnie bez
podważania kwalifikacji). W ostateczności oczywiście.
LL
--
http://pl.youtube.com/watch?v=hkqqMPPg2VI
*Lemury porozumiewaja sie za pomoca roznych dzwiekow
- niektore przypominaja odglosy wielorybow i policyjna
syrene, inne, jak u lemura wari, smiech szalenca.*
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
55. Data: 2008-05-14 10:45:38
Temat: Re: uwagi w szkoleLolalny Lemur napisał(a):
> krys pisze:
>
>>>> Lemur, czy Ty aby nie przesadzasz? W końcu to dziecko ma rodziców,
>>>> którzy powinni zadbać o to, żeby taki zapominalski dzieciak miał na
>>>> jutro porządnie spakowana teczkę, zatemperowane kredki i odrobione
>>>> lekcje. Nie przerzucaj tego obowiązku na nauczyciela.
>>> Nie znasz możliwości naprawdę zapominalskich dzieci.
>>
>> Naprawdę? Oj Lemur, Lemur...
>
> Jeśli mnie pytasz, czy nie przesadzam to naprawdę.
Nie, pytam Cię skąd wiesz, jakie ja znam możliwości ;-)
>
>> Ja to miałam dwa lata temu, nawet teraz zdarza mi się podrzucać do
>> szkoły farby, czy blok.
>
> A ja mam od siedmiu lat circa. Dzień w dzień. Podrzucanie to pryszcz,
> gorzej jak praca nie zrobiona, albo zapomniawszy o sprawdzianie. I to
> nie raz na dwa miesiące.
A, też się zdarza. Ale ja zapodałam kajecik do zapisywania. Tudzież
uprzedziłam o konsekwencjach w postaci złych ocen, które potem trzeba
poprawić, jak się chce mieć dobrą ocenę na koniec. Nie będę przecież
niańczyć dziecka do osiemnastki.
>
> A> le nasza pani od nauczania zintegrowanego też
>> znała te mozliwości, dlatego po 1. - dawała dzieciakom czas na
>> przyniesienie, w zerówce to im nawet osobiście zapisywała co i na
>> kiedy. A po 2. ślicznie nauczyła ich dzielić się i pomagać koledze.
>> Po 3. miała na biurku zestaw awaryjnych olowków, kredek, flamastrów
>> nożyczek i innych niepotrzebnych rzeczy.
>
> Czadowa pani. Już ją lubię. I właśnie o to mi chodzi cały czas -
> pomagać a nie dołować.
Niestety, już przekazana młodszym pokoleniom. Chyba jedyna, do której
nie miałam zastrzeżeń;-)
>> No, ale jak nauczyciel określa, a dziecko nie przynosi ołówka, to co
>> on może?
>
> Hm? Nie rozumiem. Ja piszę o potrzebach w kontekście metod pracy z
> dzieckiem. Poza szkołą ale we współpracy ze szkołą. I nie mam na myśli
> wkładania ołówka dziecku do teczki ;)
No, ta pani to chyba współpracować nie chce i ma inne cele, więc nie ma
o czym dyskutować.
> Chodzi mi o to, że w takim wypadku JA poprosiłabym o rozmowę z
> nauczycielką w obecności dyrektora (przełożony!) i pedagoga szkolnego
> lub psychologa z poradni (ktoś mądry).
Najpierw w przypadku "ataku bezpośredniego" to ja rozmawiam z
nauczycielem. Jak sprawa nie daje się rozwiązać, na najniższym
szczeblu, to tak, jak piszesz. Na sam koniec można "porozmawiać
ręcznie" ( ale to tylko jeden egzemplarz kwalifikuje się do tej
instancji).
> Szczerze mówiąc w naszym
> przypadku wychowawcy nie przyszłaby do głowy taka forma pomocy, jaką
> zastosowaliśmy. Pomogła polonistka. A co do takich "pań" to ja mam
> (niestety jak do tej pory niezawodną - piszę niestety, bo nie lubię
> być chamem i burakiem) metodę nawrzeszczenia (tylko konkretnie, z
> argumentami, za to bardzo głośno z naciskiem na to, że nauczyciel
> zawiódł moje zaufanie i pokładane w nim nadzieje i absolutnie bez
> podważania kwalifikacji). W ostateczności oczywiście.
Ja nie nawrzeszczam. Ja idę i zimno przedstawiam swoje racje. Słucham
argumentów obrony, przedstawiam propozycje rozwiązania i zostawiam
rozmówcę w przekonaniu, że sprawa nie może pozostać nie rozwiązana. bo
pójdę wyżej. Rzadko bywam w szkole dzięki temu ;-).
--
Pozdrawiam
Justyna
GG 6756000
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
56. Data: 2008-05-14 11:16:54
Temat: Re: uwagi w szkolekrys pisze:
>>> Naprawdę? Oj Lemur, Lemur...
>> Jeśli mnie pytasz, czy nie przesadzam to naprawdę.
>
> Nie, pytam Cię skąd wiesz, jakie ja znam możliwości ;-)
Inaczej: zapytałaś mnie czy aby nie przesadzam, w końcu to dziecko ma
rodziców. Stąd mój wniosek, że nie znasz możliwości dziecka _naprawdę_
zapominalskiego - gdy stajesz na głowie a i tak zawsze coś zostanie
zapomniane.
>> A ja mam od siedmiu lat circa. Dzień w dzień. Podrzucanie to pryszcz,
>> gorzej jak praca nie zrobiona, albo zapomniawszy o sprawdzianie. I to
>> nie raz na dwa miesiące.
>
> Ale ja zapodałam kajecik do zapisywania.
Ooo, ja też. Nawet kilka. Bo jednego to ciagle zapominało się ze szkoły
zabrać. A wpisów i tak brakowało.
> Tudzież
> uprzedziłam o konsekwencjach w postaci złych ocen, które potem trzeba
> poprawić, jak się chce mieć dobrą ocenę na koniec.
Zakładasz, że będzie myślało przyszłościowo. U mnie nieskuteczne.
> Nie będę przecież
> niańczyć dziecka do osiemnastki.
Ja mam nadzieję też nie.
>>> No, ale jak nauczyciel określa, a dziecko nie przynosi ołówka, to co
>>> on może?
>> Hm? Nie rozumiem. Ja piszę o potrzebach w kontekście metod pracy z
>> dzieckiem. Poza szkołą ale we współpracy ze szkołą. I nie mam na myśli
>> wkładania ołówka dziecku do teczki ;)
>
> No, ta pani to chyba współpracować nie chce i ma inne cele, więc nie ma
> o czym dyskutować.
To trzeba panią do współpracy zmusić. Łaski nie robi.
>> Chodzi mi o to, że w takim wypadku JA poprosiłabym o rozmowę z
>> nauczycielką w obecności dyrektora (przełożony!) i pedagoga szkolnego
>> lub psychologa z poradni (ktoś mądry).
>
> Najpierw w przypadku "ataku bezpośredniego" to ja rozmawiam z
> nauczycielem. Jak sprawa nie daje się rozwiązać, na najniższym
> szczeblu, to tak, jak piszesz. Na sam koniec można "porozmawiać
> ręcznie" ( ale to tylko jeden egzemplarz kwalifikuje się do tej
> instancji).
No dokładnie. Ręcznie nie, ale można postraszyć. Mówiono mi, że
straszenie kuratorem jest nieskuteczne, bo kurator ma inne sprawy, ale z
doświadczenia wiem, że skutkuje. Miło podeprzeć się w takim wypadku
konkretnym kuratorem (z nazwiska) plus na przykład ZNP.
> Ja nie nawrzeszczam. Ja idę i zimno przedstawiam swoje racje.
O, ja też tak robię. Jak nie skutkuje to wrzeszczę.
> Słucham
> argumentów obrony,
Gorzej jak druga strona twierdzi, że Twoje dziecko (cytuję) "okazuje
pychę, bierze odwet na kolegach z klasy i nosi szalik na korytarzu" oraz
nie mówi dzień dobry kiedy pani przechodzi z tyłu. Trudno dyskutować z
takimi argumentami.
> przedstawiam propozycje rozwiązania i zostawiam
> rozmówcę w przekonaniu, że sprawa nie może pozostać nie rozwiązana. bo
> pójdę wyżej. Rzadko bywam w szkole dzięki temu ;-).
Ja też. Boją się mnie wzywać ;). Żartuję oczywiście. Chyba ;P
LL
--
http://pl.youtube.com/watch?v=hkqqMPPg2VI
*Lemury porozumiewaja sie za pomoca roznych dzwiekow
- niektore przypominaja odglosy wielorybow i policyjna
syrene, inne, jak u lemura wari, smiech szalenca.*
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
57. Data: 2008-05-14 11:27:50
Temat: Re: uwagi w szkoleUżytkownik "Lolalny Lemur" <shure1@nospam_o2.pl> napisał w wiadomości
news:g0ei44$4op$1@nemesis.news.neostrada.pl...
>
>> Tudzież
>> uprzedziłam o konsekwencjach w postaci złych ocen, które potem trzeba
>> poprawić, jak się chce mieć dobrą ocenę na koniec.
>
> Zakładasz, że będzie myślało przyszłościowo. U mnie nieskuteczne.
Zawsze może myśleć przeszłościowo: no sorki dziecko, ale dopóki nie
poprawisz tych pał za nieodrobione lekcje to masz szlaban. U mnie skuteczne.
A jakie ups dziecko zaliczyło, jak się okazało, że takie poprawianie
zaległych prac domowych to owszem, w podstawówce przechodziło, ale w
gimnazjum to się juz nikt nie cacka, pała jest pała i koniec... A matka
wredna zołza dołożyła swoje "ale to już nie mój problem tylko twój". No ale
nie od dziś wiadomo, że ja to wyrodna matka jestem, w życiu pingwina by mi
do głowy nie przyszło biegać z czymkolwiek do szkoły, bo się dziecku
zapomniało, usprawiedliwiać cokolwiek, bo dziecko nie pomyślało (albo co
gorsza pomyślało, że dorosłość to same prawa, bez obowiązków i
konsekwencji...)
Agnieszka
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
58. Data: 2008-05-14 11:40:24
Temat: Re: uwagi w szkoleAgnieszka pisze:
>>> Tudzież
>>> uprzedziłam o konsekwencjach w postaci złych ocen, które potem trzeba
>>> poprawić, jak się chce mieć dobrą ocenę na koniec.
>>
>> Zakładasz, że będzie myślało przyszłościowo. U mnie nieskuteczne.
>
> Zawsze może myśleć przeszłościowo: no sorki dziecko, ale dopóki nie
> poprawisz tych pał za nieodrobione lekcje to masz szlaban. U mnie
> skuteczne.
Albo nie doczytałaś albo nie rozumiesz. Wyobrażasz sobie _ciągły_
szlaban? Nie, nie pisz mi, że w końcu poskutkuje, bo z doświadczenia
wiem, że nie. I owszem - będzie smutno, łzy i w ogóle, ale nazajutrz i
tak zapomni. I tak w nieskończoność.
Od razu wyjaśnię, że taktykę mniej więcej już mamy przyjętą, więc nie
czekam na rady. Jeśli taktyka okaże się nieskuteczna wtedy się odezwę na
grupę (może ;P)
> No ale nie od dziś wiadomo, że ja to wyrodna matka
> jestem, w życiu pingwina by mi do głowy nie przyszło biegać z
> czymkolwiek do szkoły, bo się dziecku zapomniało, usprawiedliwiać
> cokolwiek, bo dziecko nie pomyślało (albo co gorsza pomyślało, że
> dorosłość to same prawa, bez obowiązków i konsekwencji...)
Biegac też raczej nie biegam, nawet gdybym chciała to nie ma mnie w domu
w porze bieganiowej. Nie usprawiedliwiam, bo nie pomyślało. Pomagam
rozwiązać problem. Nie rozwiązuję za.
LL
--
http://pl.youtube.com/watch?v=hkqqMPPg2VI
*Lemury porozumiewaja sie za pomoca roznych dzwiekow
- niektore przypominaja odglosy wielorybow i policyjna
syrene, inne, jak u lemura wari, smiech szalenca.*
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
59. Data: 2008-05-14 12:19:56
Temat: Re: uwagi w szkoleUżytkownik "Lolalny Lemur" <shure1@nospam_o2.pl> napisał w wiadomości
news:g0ej5s$b5h$1@atlantis.news.neostrada.pl...
> Agnieszka pisze:
>
>>>> Tudzież
>>>> uprzedziłam o konsekwencjach w postaci złych ocen, które potem trzeba
>>>> poprawić, jak się chce mieć dobrą ocenę na koniec.
>>>
>>> Zakładasz, że będzie myślało przyszłościowo. U mnie nieskuteczne.
>>
>> Zawsze może myśleć przeszłościowo: no sorki dziecko, ale dopóki nie
>> poprawisz tych pał za nieodrobione lekcje to masz szlaban. U mnie
>> skuteczne.
>
> Albo nie doczytałaś albo nie rozumiesz. Wyobrażasz sobie _ciągły_ szlaban?
> Nie, nie pisz mi, że w końcu poskutkuje, bo z doświadczenia wiem, że nie.
O rany, że też Ty wszystko musisz brać bezpośrednio do siebie. Dzielę się
tylko doświadczeniem, jak to działa u nas, może komuś się przyda a może nie.
Ty sobie wypracowałaś metodę z zeszytem i tyż dobrze. Naprawdę nie wszystko,
co tu się pisze, pisze się z założeniem dowalenia LL. Wyluzuj.
Agnieszka
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
60. Data: 2008-05-14 12:24:35
Temat: Re: uwagi w szkoleLolalny Lemur napisał(a):
> krys pisze:
>>> Nie znasz możliwości naprawdę zapominalskich dzieci.
>>
>> Naprawdę? Oj Lemur, Lemur...
>
> Jeśli mnie pytasz, czy nie przesadzam to naprawdę.
>.Nie, pytam Cię skąd wiesz, jakie ja znam możliwości ;-)
> Inaczej: zapytałaś mnie czy aby nie przesadzam, w końcu to dziecko ma
> rodziców.
Tak, a na to Ty mi odpowiedziałaś, że nie znam możliwości
zapominalskiego. Potem ja zapytałam, czy aby jesteś pewna, co ja wiem o
zapominalskich, czyli skąd ten wniosek. Ale zostawmy to.
>> Ale ja zapodałam kajecik do zapisywania.
>
> Ooo, ja też. Nawet kilka. Bo jednego to ciagle zapominało się ze
> szkoły zabrać. A wpisów i tak brakowało.
Trudno, w takim razie szukałabym innego sposobu. Z dzieckiem. I
pozwoliłabym się poparzyć tym "zapomniałam".
>
>> Tudzież
>> uprzedziłam o konsekwencjach w postaci złych ocen, które potem trzeba
>> poprawić, jak się chce mieć dobrą ocenę na koniec.
>
> Zakładasz, że będzie myślało przyszłościowo. U mnie nieskuteczne.
Dzieci są różne. Ale to nie oznacza, ze JA mam mysleć za nie o jego
obowiązkach.
>> No, ta pani to chyba współpracować nie chce i ma inne cele, więc nie
>> ma o czym dyskutować.
>
> To trzeba panią do współpracy zmusić. Łaski nie robi.
Czasami lepiej dziecko przenieść. A pani zrobić dobrze przy tej okazji.
Bo jak pani jest naprawdę głupia ( zdarza się, niestety), to z tego
zmuszania więcej smrodu niż korzyści może być.
>
> No dokładnie. Ręcznie nie, ale można postraszyć.
Jak nie, jak tak ;-). Jak ja załatwiałam sprawę Młodego, to
zapowiedziałam pani pedagog po cichu, że jeśli normalnym torem sprawa
nie będzie załatwiona, to tatusiowie słusznej postury gotowi są złożyć
problematycznemu panu życzenia (zdrowia, bo będzie potrzebne i dużo
kasy, bo dentysta kosztuje). Na co pani pedagog, o dziwo, rzekła,
ze "wie pani, do niektórych to tylko takie argumenty przemawiają". Ale
sprawę załatwiono z marszu, więc wyższe instancje nie były potrzebne
(aczkolwiek monitoring trwa)
> Mówiono mi, że
> straszenie kuratorem jest nieskuteczne, bo kurator ma inne sprawy, ale
> z doświadczenia wiem, że skutkuje. Miło podeprzeć się w takim wypadku
> konkretnym kuratorem (z nazwiska) plus na przykład ZNP.
ZNP? Stare przysłowie pszczół mówi, że kruk krukowi oka nie wykole.
>
>> Ja nie nawrzeszczam. Ja idę i zimno przedstawiam swoje racje.
>
> O, ja też tak robię. Jak nie skutkuje to wrzeszczę.
Jeszcze mi się nie zdarzyło.
>
>> Słucham
>> argumentów obrony,
>
> Gorzej jak druga strona twierdzi, że Twoje dziecko (cytuję) "okazuje
> pychę, bierze odwet na kolegach z klasy i nosi szalik na korytarzu"
> oraz nie mówi dzień dobry kiedy pani przechodzi z tyłu. Trudno
> dyskutować z takimi argumentami.
To się je przyjmuje do wiadomości. Wyjaśnia w domu z dzieckiem. I
ewentualnie idzie drugi raz wyjaśniać sprawę z nauczycielką.
Ale ja to mam grzeczne dzieci, i w takich sprawach mnie nie wzywano.
> Ja też. Boją się mnie wzywać ;). Żartuję oczywiście. Chyba ;P
Mnie się naprawdę boja wzywać;-) Znają mnie z tego, że nie owijam w
bawełnę i nie odpuszczam, kiedy mam rację. I z tego, ze niełatwo
zapedzić mnie w kozi rób i przestraszyć, to wolą wzywać mniej asertywne
mamusie;-)
--
Pozdrawiam
Justyna
GG 6756000
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |