Data: 2002-11-15 08:40:27
Temat: Re: wyleczenie sie z nerwicy
Od: "majlo" <m...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik Wieslaw <w...@i...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:aqtfs2$3085$...@n...ipartners.pl...
> Czesc!
>
> Czy komus z Was udalo sie calkowicie wyleczyc z nerwicy?
> Czy te choroba na zawsze pozostawia jakis slad w psychice uniemozliwiajacy
> funkcjonowanie jak sprzed okresu choroby?
>
> Pozdrawiam
>
> Wieslaw
/// sorki za lekki chaos wypowiedzi :-)
jasne ,że pozostawia ślad ...ale wg mnie to raczej pozytyne bo juz nigdy nie
wpedze sie w taki stan
a gdybyś miał wrócić do funkcjonowania z przed okresu choroby to cała
terapia na darmo
ja nigdy nie chciałbym ,wrócić to wcześniejszego okresu swojego życia ,który
wtedy uważałem za świetny bo
patrząc na to z dzisiejszej perspektywy przeraża mnie jak byłem ślepy na
świat, siebie i całe życie wogóle.
To co pozostało z nerwicy , najgorszych objawów dziś napędza mnie do ciągle
nowego , nie pozwala stworzyć sobie miniaturowego światka jak kiedyś i
zamknąć się w nim , gdy poczuję że jest bezpieczny . Niejednokrotnie jeszcze
po tym "wyobrażonym" sobie wyleczeniu , wrócą nie wiadomo skąd objawy . To
może zniechęcać , lecz to chyba normalne.
Mozna powiedziec ,że mnie też się udało o tyle ,że najpierw nie mogłem
wychodzić z domu , potem z miasta , a teraz podróżuje sam lub z innymi po
całej europie i jest spokojnie . Okazało się ,że to nie miejsca i wyjazdy są
tutaj ważne lecz ja sam .One stały się tylko tłem dla mnie ...
A ty (czytając twój poprzedni post ) odnosisz sukcesy . Mnie też wydawało
się w bardzo podobnych sytuacjach do twojej ,że to nic , lecz dzięki temu
ciągle chciałem coś więcej i nie przestawałem pracować nad sobą , kroczek po
kroczku. Najważniejsze dla mnie było zmienić w sobie wyobrażenie o swoim
wyzdrowieniu . Bo tak naprawdę nie wiemy co będzie , jak będziemy juz zdrowi
i ta niepewność , wymyślone oczekiwania nas męczą , denerwują .
Przestałem więc chodzić po coś konkretnego na terapię , a zaczałem patrzyć
na siebie , co się ze mną dziej , jak zmieniam się. To był chyba początek ,
ale on nastąpił dopiero po dwóch latach. A rok temu (nie myślałem ,że
kiedykolwiek do tego dojdzie) powiedziałem terapeucie ,że już nie jest mi do
niczego potrzebny .
P.S.
A teraz powiem ci jeszcze tylko jak ja na początku zacząłem radzić sobie z
wyjazdami .
Zacząłem opowiadać o tym ludziom z którymi gdzieś jechałem , jak się czuję .
O tym że się boję , że to dziwne uczucie , i że np. się cieszę że jadę z nim
. Czasem ciekwaszym mówiłem , że niekiedy się trzęsę , mam drgawki ze
strachu lecz to mija . W większości i tak tego nie rozumieli a ja czułem się
przez to coraz lepiej. Najważniejsze było jednak dla mnie to że byli to
zwykli ludzi , nie żadni tam przyjaciele , wiedzący o chorobie , tylko
przcietni kumple z ulicy . Czasem w pociągu prosiłem kogoś , by pozwolił mi
usiąśc bo źle się czuję. Zważając na to ,że jestem dużym , wysportowanym
facetem wyglądało to trochę dziwnie . Mówiłem po prostu ,że boję się jeździć
pociągami i tyle.
To było dawno , na początku ,lecz właśnie ten sposób "obnażania " się okazał
się pomocny w dalszej terapii. Najpierw musiałem po prostu przestać bać się
,że inni "zobaczą" jak jestem chory , choćby po to by wreszcie zacząć samemu
chodzić do lekarza ........
życzę powrotu do zdrowia
i jeżeli przejdziesz przez wszystkie doły zwycięsko (a będzie ich pewnie
jeszcze niemało)
doświadczysz życia jakiego istnienia wcześniej nie podejrzewałeś
lęki pozostaną , lecz nie będziesz musiał się ich juz bać ..........
|