Data: 2009-07-01 15:29:52
Temat: Re: zapłacę ci jak nie zajdziesz w ciążę
Od: tren R <t...@n...sieciowy>
Pokaż wszystkie nagłówki
michał pisze:
> Użytkownik "tren R" napisał w wiadomości:
>
>>>>> ...>>> ja bym powiedział, że słowa to forma, w która opakowane jest
>>>>> to samo
>>>>>>>> od lat. wystarczy słuchać tego co między słowami i nie ma
>>>>>>>> kłopotu z opakowaniem.
>
>>>>>>> Gdyby tak było, nie mielibyśmy żadnych granic, żeby bezpośrednio
>>>>>>> w pełni porozumiewać się z nacjami świata.
>>>>>>> Niestety prawda jest taka: Dopóki nie poznasz języka rozmówcy,
>>>>>>> nie poznasz samego rozmówcy.
>
>>>>>> zdaje się, że ty mówisz o formalnym dogadywaniu się takiego np
>>>>>> ruska z chińczykiem czy szweda z francuzem. faktycznie, żeby się
>>>>>> dogadać, trzeba co nieco liznąć.
>>>>>> ale w gruncie rzeczy, nie musisz znać języka takiego szweda, żeby
>>>>>> wiedzieć, że zapewne chce być kochany czy akurat ma ochotę
>>>>>> pobzykać. to jest to o czym ja mówię - potrzeby ludzkie są takie
>>>>>> same. a już na pewno w jednym obszarze kulturowym.
>>>>>> więc nie muszę znać slangu jakiejkolwiek subkultury, żeby
>>>>>> wiedzieć, co tam jednemu z drugim w duszy gra.
>
>>>>> Zgadzam się co do potrzeb. Różnice kulturowe są jednak w obyczaju.
>>>>> Obyczaj wyznacza granice między wolno - nie wolno; wypada nie
>>>>> wypada, do przyjęcia - nie do przyjęcia. Kultura języka należy do
>>>>> zwyczaju, a nie do potrzeb.
>>>>> Ta kultura języka musi mieć swoje miejsce.
>>>>> Ojciec do syna powie: "Na razie ucz się, później będzie czas na
>>>>> amory!" A kumpel w tej samej kwestii poinstruuje: "Dzieciaku, tyle
>>>>> okazji i
>>>>> jeszcze nie moczyłeś flaka?".
>>>>> No chyba jest różnica zasadnicza?
>
>>>> ale przecież przede wszystkim jest różnica w znaczeniu tych dwóch
>>>> komunikatów. mylisz dwie kwestie.
>>>> rozmawiamy tu o tym, że słowo to jest forma, a potrzeby ludzkie to
>>>> treść.
>
>>> Moim zdaniem to byłoby zbyt proste. Wystarczyłby wtedy mały
>>> kieszonkowy słowniczek szkolny czy podwórkowy. Ale obyczaj
>>> charakterystyczny dla subkultury jest czymś więcej niż tylko
>>> znaczenie słów. Ważne jest, co jest do przyjęcia, a co nie.
>>> Ojciec (zakładam, że przeciętnie zdrowy na umyśle) nigdy do syna tak
>>> nie powie, jak kolega. A jedna i druga odpowiedź może paść na takie
>>> samo w gruncie rzeczy pytanie zawierające ważną potrzebę. Tak to
>>> rozumiem i o tym mówię, kiedy zalecam wnikanie w świat "przyszłości
>>> narodu".
>
>> może tak dosłownie nie powie, ale z kolei postawa, którą zaprezentował
>> "twój" ojciec jest jakoś daleka od wsłuchiwania się. poza tym, ciekawy
>> jestem - dlaczego ma tak nie mówić? jak kolega?
>
> Gdybym coś takiego usłyszał z ust ojca, to bym się mocno zdziwił. Ale
> nie chodzi o to. Pytanie jest takie: Jakie jest prawdopodobieństwo, że
> ojciec wie, iż jego syn (czy też córka) odczuwa w tym przypadku presję
> środowiska na brak inicjacji.
prawdopodobieństwo bliskie 1. taka oczywista oczywistość. oczywiście w
różnych środowiskach ta presja jest mniejsza bądź większa, ale chłopaki
zawsze pozostają chłopakami.
of kors - ojciec, który "coś tam" klei.
> Poza tym nie trzymajmy się tego jednego przykładu i nie rozkładajmy go
> na czynniki pierwsze, bo to nie dotyczy tylko erotyki i seksu, ale wielu
> innych aktywności życiowych młodego człowieka. Choćby w kręgu młodych
> pseudokibiców sportowych, co jest dość poważnym problemem społecznym.
wiec nie dawaj kolejnego przykładu, bo to znowu niepotrzebnie nam
skonkretyzuje dyskurs.
> Ciekaw jestem na przykład, jaki procent rodziców nie ma zielonego
> pojęcia, że syn bierze udział w ustawkach chociażby. Oficjalna wersja,
> że syn przechodził spokojnie obok stadionu i ktoś go przewrócił (stąd
> siniaki i złamana ręka) musi rodzicom wystarczyć. Notabene dziewczyny
> swoje ustawki też mają i nazywaję je w swoim slangu "avanti". Generalnie
> chodzi o pewien hermetyzm subkulturowy.
ciekawe jaki procent uczestników ustawek i avanti ma rodziców, z którymi
łączą ich bliskie, dobre relacje.
>>>> gdyby ojciec powiedział: synu, nauka to potęgi klucz, ale odbądź
>>>> kilka stosunków seksualnych, zanim twoim koleżankom dziurki nie
>>>> zardzewieją, to byłby to komunikat zbieżny z komunikatem funfla. i
>>>> mimo że powiedziany inną grypserą, trafiłby tam, gdzie powinien,
>>>> czyli do serca i umysłu.
>
>>> Do syna w podstawówce tak nie powie, a funfel tak.
>
>> funfel w podstawówce mu powie o moczeniu flaka i tylu okazjach?
>> intresting miałeś podstawówkę.
>
> Po prostu się czepiasz tego przykładu, zamiast merytorycznie rozmawiać
> na temat różnic kulturowych. :)
to ty rozmawiasz zupełnie o czymś innym. nic dziwnego, że nie kumasz
młodszego pokolenia. wsłuchaj się trochę staruszku :)
>>>> a co do niezbędności szkoły, jestem tu rozdarty :)
>>>> w jej wymiarze obecnym, skłaniam się do śmiałej hipotezy, że
>>>> koedukacja to złoooo :)
>
>>> Ja chodziłem do męskiej podstawówki. To była dopiero drama! :)
>
>> serio?!
>> to zajebiście miałeś. zwłaszcza w młodszych rocznikach koedukacja to
>> złoo!
>
> Słusznie, bo dziewczyny są gupie i nie znają się na piłce nożnej.
widzisz, to nawet dość celny przykład. inny tok uczenia się, inne
potrzeby inne oczekiwania inne zdolności - to wszystko świadczy za
potrzebą rozdzielenia pci.
--
http://www.lastfm.pl/music/Tu+i+Teraz/16+Minut
|