Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Teatr psycho-selekcji [pres]

Grupy

Szukaj w grupach

 

Teatr psycho-selekcji [pres]

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2005-11-01 21:24:44

Temat: Teatr psycho-selekcji [pres]
Od: "Sky" <s...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Teatr XXI wieku w szpitalu psychaitrycznym


Roman Pawłowski 01-11-2005

Finał Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego "Dialog" we Wrocławiu.
Chwytający za gardło spektakl Christopha Marthalera w szpitalu
psychiatrycznym obnażył wciąż żywą ideę doskonalenia człowieka poprzez
selekcję

Na spektakl do Lubiąża jechałem pełen wątpliwości. Czy jeszcze nas obchodzą
rozliczenia z historią nazizmu w Austrii? Po co Marthaler zabiera
publiczność do szpitala psychiatrycznego, czy nie ma już innych miejsc do
wystawiania spektali? Czy tragedia chorych psychicznie dzieci zamordowanych
przez nazistowskich lekarzy da się w ogóle pokazać w teatrze? I wreszcie czy
sprzedawanie cudzej śmierci w formie widowiska jest dopuszczalne?

Te same pytania musiała zadawać sobie Krystyna Meissner, dyrektor
wrocławskiego festiwalu Dialog, kiedy zapraszała Christopha Marthalera do
Polski. Pochodzący ze Szwajcarii reżyser wielokrotnie dotykał bolesnych
tematów: w "Murx der Europaer" wyciągał Niemcom z NRD ich
nazistowsko-komunistyczną przeszłość, w "Specjalistach" drwił z nowej klasy
eurokratów, w "Śmierci Dantona" pokazywał fiasko rewolucji 1968 roku. Ale
chyba nigdy nie był tak blisko autentycznej tragedii jak w "Ostrzeżeniu
przed przyszłością". Spektakl wystawiony pierwotnie w wiedeńskim szpitalu
psychiatrycznym Am Steinhof nawiązuje do realizowanego tam podczas II wojny
światowej programu uśmiercania chorych psychicznie pacjentów. Sprawa nie
została po wojnie rozliczona, nazistowscy lekarze kontynuowali praktykę, a
mózgi ofiar nadal służyły do badań.

Szpital bez pacjentów

Pokazane na zakończenie Dialogu przedstawienie rozwiało jednak wszystkie
wątpliwości i przyćmiło cały festiwal. To nie tylko oskarżenie systemu
nazistowskiego, który ludzi zmienił w surowiec. To również ostrzeżenie przed
nieludzkimi mechanizmami, które mogą odrodzić się dzisiaj, kiedy powracają
pomysły na doskonalenie człowieka, tym razem za pomocą ingerencji w kod
genetyczny.

Spektakl opiera się na pomyśle połączenia instalacji z happeningiem.
Najpierw widzowie zwiedzają jeden z nieużywanych od lat pawilonów, w którym
zaaranżowano wystawę o wiedeńskim szpitalu. Są tu stare, poczerniałe zabawki
zrobione przez pacjentów Am Steinhof jeszcze przed wojną, instrukcje
podawania leków i pocztówki z widokiem Alp. Nie ma tylko jednego: pacjentów.
Niepotrzebne łóżka zrzucono byle jak w magazynie.

Następna część rozgrywa się w secesyjnej sali widowiskowej szpitala.
Widzowie siedzą przy długich stołach przykrytych białymi obrusami. W kącie
cicho przygrywa orkiestra składająca się z dziwnych, katatonicznych ludzi w
znoszonych ubraniach i niemodnych rogowych okularach. Ich występ nie
przypomina przedstawienia, to raczej przyjęcie choinkowe skrzyżowane z
wieczorkiem promocyjnej sprzedaży. Z tym że przedmiotem promocji nie są
garnki, lecz eutanazja.

Promocja eutanazji

Autorka scenariusza Stephanie Carp potraktowała nazistowskie zbrodnie
przeciw psychicznie chorym jako punkt wyjścia do dyskusji o zagrożeniach,
jakie niesie współczesna genetyka. Pseudonaukowe teorie rasowe z czasów
nazizmu połączyła z dzisiejszym żargonem ekonomistów i genetyków. Powstały w
ten sposób fikcyjne pogadanki na temat zalet eutanazji, które aktorzy
wygłaszają z mównicy udekorowanej austriackimi barwami (przypadkiem są
biało-czerwone, takie same jak polskie).

Logika argumentacji jest przerażająca. Już po kwadransie wykładów,
przerywanych występami szpitalnej orkiestry, można dojść do wniosku, że
rzeczywiście utrzymywanie starców, genetycznie upośledzonych i nieuleczalnie
chorych jest zbyt kosztowne dla społeczeństwa, należy więc się ich pozbyć.
Otrzeźwienie przychodzi w momencie, gdy odkrywamy, że chodzi o nas samych.
To dla nas przygotowano ten pokaz, to my mamy podpisać zgodę na dobrowolną
eutanazję po 60. roku życia. Odpowiednie kwestionariusze można wypełnić w
przerwie na zapleczu.

Najbardziej wstrząsający jest całkowity brak przemocy: nikt nikogo do
niczego nie zmusza, nikt specjalnie się nie wysila. Wykładowcy czytają
przemówienia z kartek, muzykom nawet nie chce się grać - zamiast dąć w
trąbki i puzony, naśladują głosem ich brzmienie. Obsługa jest fatalna: na
stołach stoją brudne filiżanki z resztkami kawy i puste termosy, gruba
kelnerka tylko udaje, że je uzupełnia. Nikt się nie stara, bo wiadomo, że i
tak się zgodzimy. Któż by się oparł sile ekonomicznej argumentacji.

Ostrzeżenie przed przyszłością?

Ale dopiero trzecia część chwyta za gardło. Marthaler zderza w niej suchą
księgowość śmierci z boską muzyką Mahlera. Najpierw jeden z aktorów mówi
monolog złożony z autentycznych zeznań doktora Grossa, żyjącego do dziś
uczestnika akcji eutanazji. Przeplatają je wspomnienia jednego z pacjentów,
któremu udało się ujść z życiem. Konfrontacja kata i ofiary jest
przerażająca: jako lekarz aktor dowodzi, że dla dzieci śmierć była
wyzwoleniem, sekundę później jako pacjent mówi o śmiertelnym lęku, który nie
opuścił go do dziś.

Kiedy otwiera się kurtyna, słychać pierwsze takty "Pieśni o dziecięcej
śmierci" Gustawa Mahlera skomponowanych do trenów niemieckiego poety
Friedricha Rückerta. Gra je pianista w upiornej masce klowna. Aktorzy
wracają na scenę, tym razem w karnawałowych maskach z dziecięcymi twarzami.
Ci starcy o twarzach dziesięcioletnich chłopców i dziewcząt próbują bawić
się i tańczyć, głośno przy tym tupią i dają publiczności ukryte znaki. Raz
po raz któreś z nich pada w ataku epilepsji. Pozostałe odciągają na bok
ciało jak zbędny przedmiot i wracają do zabawy. Gra się toczy do chwili, aż
nie umilknie muzyka Mahlera.

"Chcieliśmy tym dzieciom przywrócić godność i pamięć, których zostały
pozbawione" - mówił Marthaler podczas spotkania z wrocławską publicznością.
Udało się więcej - spektakl z Wiednia obnaża wciąż żywą ideę doskonalenia
człowieka poprzez selekcję. Pokazuje, że pod pięknymi hasłami poprawiania
gatunku ludzkiego ukrywa się pozbawiony sumienia ekonomiczny rachunek zysków
i strat, w którym człowiek bezproduktywny jest tylko niepotrzebnym
obciążeniem. To może być nie tylko upośledzone dziecko, ale także pozbawiony
pracy i środków do życia starzec czy bezrobotny. Postacie w tym
przedstawieniu nie przypadkiem wyglądają na stałych klientów opieki
społecznej.

Od rozliczeń z XX-wiecznym totalitaryzmem Marthaler prowadzi nas w ten
sposób do zagrożeń nowego wieku. To teatr przyszłości, tym groźniejszy, że
wizja, którą pokazuje, zaczyna się spełniać na naszych oczach.

"Ostrzeżenie przed przyszłością", scenariusz: Stefanie Carp, Marcus
Hinterhäuser, reżyseria: Christoph Marthaler, scenografia: Duri Bischoff,
produkcja: Wiener Festwochen, pokazy 30 i 31 października w Wojewódzkim
Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Lubiążu.

http://serwisy.gazeta.pl/kultura/1,34169,2994871.htm
l?nltxx=1721533&nltdt=2005-11-01-18-35

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

O smierci
Toksyczny związek ??
Pani Grażyna Rutkowska
Re: Jawne oszustwo Robaka
Soy Marta,, aqui te pongo lo ke me pediste. F9VF

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?

zobacz wszyskie »