| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2010-04-12 02:05:20
Temat: Tylko dla inteligencji...analogia?W dzień imienin pani Zofii Nałkowskiej zawsze nawiedzały jej
mieszkanie na Marszałkowskiej, nie opodal Placu Unii Lubelskiej, całe
tłumy gości. W roku 1935 na ten dzień świętej Zofii / a może na któryś
z sąsiednich dni/ ludu nawaliło się co niemiara--pułkownicy,
generałowie, ministrowie, redaktorzy, pisarze, posłowie, malarstwo,
teatr--ledwie można było się przecisnąć.
Przyjęcie dochodziło do swego apogeum, gdy nagle...coś się stało. Nie
mogłem uchwycić w pierwszej chwili na czym polegała nagła, a tak
wyrażna, zmiana, naokoło mnie, przy bufecie, ludzie rozmawiali z
kieliszkami, talerzykami w dłoni--a jednak w ogólnym szumie i gwarze
nastąpiło jakby załamanie.
Naraz widzę, że z salonu wychodzi któraś z pisarek--może Szelburg
Zarębina, może Malcer Rutkowska--zapłakana. Łzy ściekały jej po
policzkach. Co to było? Czyżby ją kto obraził?
Gdy wtem jeszcze dwie kobiety wychodzą głośno szlochając, a za nimi
kilku mężczyzn z wyrazem twarzy dramatycznym. I naokoło cisza zaczeła
wypierać hałasy przyjęcia. Znów kilka osób ruszyło do wyjścia,
nakładano pośpiesznie okrycia. Na koniec zrozumiałem; Piłsudzki. Już
od kilku dni wiadomo było, że stan jego jest bardzo niepokojący...
Teraz już wszyscy wychodzili, żegnano się po cichu, pośpiesznie...a że
Belweder był niedaleko, goście pani Zofii biegli w tamtą stronę. Ja
też z Adolfem Rudnickim i kilkoma innymi. Zaledwie dwa czy trzy
samochody stały przed pałacem, a na ulicy przed bramą wiazdową tylko
garstka ludzi i wyczekiwała--wiadomość jeszcze nie obiegła miasta, my
należeliśmy do najwcześniej poinformowanych. Biały front pałacu,
doskonale widoczny w świetle latarń, był tajemniczy i cichy...Naraz
szum Cadillaców jął wieżdżać na dziedziniec--to był rząd z premierem
Składkowskim na czele, po raz ostatni meldujący się u Marszałka.
W dzisiejszej burzliwej epoce każdy przeżył sporo momentów
historycznych--ja także. Jakby nie było asystowałem przy końcu
pierwszej wojny światowej, wskrzeszeniu Polski, bitwie warszawskiej,
zamachu majowym itd...ale zawsze w takich chwilach doświadczałem
czegoś, jak buntu przeciw historii, nie mogąc pogodzić się z faktem,
że jestem niczym, słomką miotaną wiatrami i że wszystko dokonywuje się
poza mną. Przypisać to trzeba zapewne memu zażartemu indywidualizmowi,
na który nic poradzić nie mogę, bo z nim się urodziłem i z nim pomrę.
Skłamałbym twierdząc, że śmierć Marszałka nie wstrząsneła mną głęboko--
umierał z nim pewien okres naszego bytowania, kraj pozbawiony jego
twardej ręki wkraczał w Nieznane, najeżone groźbami...Ale widok tej
śmietanki polskiej inteligencji, skupionej o to przed Belwederem jak
garść kuropatw, kornej, drżącej, przerażonej,przygwożdżonej, jakby to
nie człowiek umarł, a nadczłowiek, zirytował mnie równie
niespodziewanie, co gwałtownie. Niechby tak to przeżywali wojskowi,
urzędnicy, zwykli obywatele...ale intelektualiści, filozofowie,
artyści?...Gdzież była ich siła, dojrzałość, czyżby nie byli ani
odrobinę mocniej osadzeni w sobie, niż tamci, podwładni, czyż i oni
oczekiwali, że ktoś będzie się nimi opiekował i przewodził im--że ktoś
wyższy i potężniejszy będzie doglądał maszyny, w której oni byli
niczym więcej jak tylko kółkami?
Spojrzałem ze złością na blade oblicza kilku kolegów pisarzy i
powiedziałem głośno, przed siebie;-- Jakie ładne samochody . Łatwo
sobie wyobrazić efekt...Najżyczliwsi tłumaczyli innym, mniej
życzliwym, że jestem trochę wariat, a trochę aktor,że to poza,
zgrywanie się na cynizm i brak taktu. A przecież ja nie byłem wtedy
takim wariatem i może nawet Piłsudski nie poczuł się na katafalku tak
obrażony moją niesubordynacją...on, który wprawdzie lubił posłuch, ale
przecież cenił godność, wolność i dumę w Polaku......
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
| « poprzedni wątek | następny wątek » |