| « poprzedni wątek | następny wątek » |
651. Data: 2011-02-17 15:40:28
Temat: Re: Ojcom marnotrawnym na Walentynki-`@'-
Użytkownik "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> napisał
>>> I powiem Ci, że jestem w kropce.
>>> Bo napisałeś tu o rozdźwięku pomiędzy "sercem" i "rozumem".
----------------------------------------------------
------------
>>> I tego nie rozbieriosz.
>>> Chyba każdy zalicza to regularnie.
>>> Mogłabym się mądrzyć, oczywiście. Ale byłoby to całkowicie pozbawione sensu.
>> Jak to ?
>> To nie warto dochodzić prawdy ?
> Wiesz co? Może warto, może nie...
> Sam piszesz, że: głupie dziewczyny.... mają lepiej :-))))
Nigdzie tak nie napisałem, chyba że coś źle
tłumaczę, no wiesz, dopiero się uczę angolskiego :o/
> Tu ocieramy się o coś, czego serdecznie nie lubię. Tzn. robienie porządków "u
> kogoś".
> Biorę CBka i każdego z nas "as is" (jak to pisze vB) i to w sumie jest jedyne
> akceptowalne (moim zdaniem) podejście.
Zgoda, ja w sumie też tak robię,
a poza tym przecież się w sumie nie znamy.
> CB pisze coś o sobie i też, po prostu przyjmuję, że tak ma. Przecież nie będę
> wciskać mu, że powinien mieć inaczej....
Zgoda, też do tego doszedłem,
że subiektywna prawda jest w sumie najbardziej prawdziwa,
a w każdym razie ta mnie najbardziej ciekawi.
Prawa tej Starej Rury Natury jakie są,
każdy widzi.
> Każdy z nas (łącznie ze mną) należący do tej niewielkie grupki kombinuje jak
> koń pod górkę. I czy oczekujemy oceny? Chyba... nie. Czy oczekujemy jakichś
> "hintów", czegoś co pchnie nas dalej, wiedzy, otwartych przez kogoś innego
> drzwi? Może, ale to chyba nie jest takie proste.
> Mnie ciągnie tu obecność osób, które szukają.
> Czasami mam ochotę po prostu usiąść i poczytać, na co też wpadliście.
Taak, ja ostatnio na nic nie mogę wpaść... :o/
A jednak wpadłem na tę grupę,
no i na parę fajnych osób...
:o)
> I w ogóle to zmęczona jestem, bo miałam lekko ciężki dzień, więc.. zmykam.
> MK
zdar
juda.~
Ps. A tak w ogóle to razem się fajniej szuka,
nawet igły w stogu siana, a moze zwłaszcza igły:)
tak mi się zdaje...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
652. Data: 2011-02-17 15:44:34
Temat: Re: Ojcom marnotrawnym na WalentynkiOn 17 Lut, 16:18, "~ _|)"
> Uzytkownik "Hanka" <c...@g...com> napisal
> >> To co, jednak plyniemy do Batumi ?
> > Jassne :)
> Jak to ?
> A kiedy, jesli mozna wiedziec ?
W sierpniu.
Uwielbiam ogladac na wodzie meteoryty
z Delty Akwarydy oraz Perseidy.
> >> Taak, tak sie wlasnie zastanawiam,
> >> czy to aby nie jest najlepszy sens zycia z mozliwych...
> > Ale ze co?
> > Ze: nie wiedziec?
>
> No wiesz, bo gdyby sie dowiedziec,
> ale tak naprawde, ze to w sumie bzdura
> ta cala swiadomosc w kosmosie, to co by zostalo ?
To, co zostanie :)
Garstka popiolu.
Powiemy rodzince, zeby nas wysypala pod jakies
drzewo, albo kwiatek, przynajmniej bedzie z nas
pozytek w formie nawozu.
Cos nie tak?
Wolisz robaczki?
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
653. Data: 2011-02-17 15:46:48
Temat: Re: Ojcom marnotrawnym na Walentynki
Hanka napisał(a):
> On 17 Lut, 14:38, "cbnet" <c...@n...pl> wrote:
> > Użytkownik "Hanka" <c...@g...com> napisał
> > > dla mnie - NIC nie usprawiedliwia przemocy
> > > fizycznej wzgledem teoretycznie najblizszej osoby.
> >
> > BTW przeczytaj komentarze do tej notki:
> > http://media.wp.pl/kat,1022943,wid,13130568,wiadomos
c.html
>
> Dzieki.
>
> Natura to jednak kawal dziwki jest.
> A my wszyscy, podlegli jej od urodzenia
> az po ostatnie tchnienie.
>
> I ktos tu kiedys cos o wolnej woli gadal.
>
> Trzeba sie straszliwie upieprzyc, by ogarnac,
> opanowac, choc w czesci, mechanizmy
> zadawane nam odgornie do wykonania.
>
> A i tak, w zasadzie, nie wiem, czy warto.
> No, naprawde nie wiem.
Ludzie zdeterminowani nie widzą że dokonują wyborów, są oderwani od
rzeczywistości. Odryw od rzeczywistości jest tu widoczny w tym,- że
nie dostrzegasz że to ludzie kształtują naturę, tym jak na nią patrzą
i gdy ludzie chcą wojen, projekcja natury jest- najsilniejszy wygra bo
tak chce natura- gdy ludzie są empatyczni i pokojowi- natura jest
moralna, dlatego pomagamy. Wszyscy jakoś dziwnie uzależnieni od ''
natura'' nikt nie chce widzieć siebie, a tym samym że my kształtujemy
obraz natury i nawet jak ten obraz był drapieżny, to jedni się
usprawiedliwial ,a bo natura brutalna, a drudzy nieśli pomoc,
dokonywali wyborów i to jakby '' wbrew naturze'' . Oderwaniec myśli że
okulary które mu założono są jego oczami, nie ma samoświadomości tego
że widzimy tym co wiemy, a dużo nie wiemy. Jesteś Hanka jak pies, bo
psy mają świadomość ale nie mają samoświadomości.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
654. Data: 2011-02-17 15:48:33
Temat: Re: Ojcom marnotrawnym na Walentynki-`@'-
Uzytkownik "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> napisal
>> No wiesz, bo gdyby sie dowiedziec,
>> ale tak naprawde, ze to w sumie bzdura
>> ta cala swiadomosc w kosmosie, to co by zostalo ?
>>
>
> Strach Judo.
> Zostal by nam strach.
> I panika.
> MK
Kto wie, w koncu bylem dwa razy w zakladzie,
ale trzeci raz bym juz naprawde nie chcial, powaznie.
Raz bylem Antychrystem, potem Terminatorem :)
no to co mi jeszcze zostalo ? :o/
zdar
juda.~
Ps. Edyta by chciala...
http://www.youtube.com/watch?v=kfLB77VQoNI
A ja bym chyba chcial umrzec ze smiechu - ha, ha!
Chociaz nie wiem, no nie jestem jeszcze zdecydowany...
:o/
Fajnie bylo Cie poznac...
"Nice to meet you" chyba nie oddaje tego,
co czuje..., no wiesz, sie dopiero ucze angolskiego.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
655. Data: 2011-02-17 15:50:48
Temat: Re: Ojcom marnotrawnym na Walentynki-``@'-
Uzytkownik "Hanka" <c...@g...com> napisal
>> > A moje watpliwosci w temacie biora sie stad, ze
>> > a' priori jestesmy zalezni od ww praw, wiec czy
>> > aby na pewno istnieje jakikolwiek fragment nas,
>> > _calkowicie niezalezny_.
>>
>> Niezle pytanko.
>> Stawiam na jakas baje...
>> Byle z happy end'em.~
>
> Oj nie wiem, czy uda nam sie wyluskac
> z tego wszystkiego jakis happy end.
> Chyba, ze sobie go sami skonstruujemy ;)
Myslisz moze o niesmiertelnosci ?
Choc czasem..., co ?
Bo ja tak...
_|)) -`@'-
~~~~~~~~~~~~~~~~~
http://www.youtube.com/watch?v=CIxl2iIYadI
zdar
juda.~
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
656. Data: 2011-02-17 15:52:46
Temat: Re: Ojcom marnotrawnym na Walentynki-`@'-
Uzytkownik "Hanka" <c...@g...com> napisal
>> No dobra, to ostatnie pytanie.
>> A co bys zrobila, gdyby Cie jacys goscie z wiezy
>> chcieli zmusic do wyladowania w zupelnej mgle ? :o/
>
> Mnie, zmusic?
> Hmm :)
Sama widzisz, trza sie od Ruskich odtentegowac,
bo to sa w sumie szczególy. A poza tym, nawet gdyby byli winni
zaniedban wiekszych od naszych, to co to zmienia ?
zdar
juda.~
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
657. Data: 2011-02-17 15:54:53
Temat: Re: Ojcom marnotrawnym na WalentynkiW dniu 2011-02-17 15:20, zażółcony pisze:
> Oki. Tak myślałem, że związek zaczął się w sposób bardzo przypadkowy
> i mało świadomy, gdzie ludzie kompletnie się nie znali,
Rozumiem, że inne związki zaczynają się zupełnie nieprzypadkowo,
całkowicie świadomie i startują z poziomu " my już od piaskownicy"? :)
Hint-> zapach, MHC i inne takie biologiczne bzdury :)
> a jedna ze stron dodatkowo nie znała siebie :)
Tu się zgodzę. Nawet bardzo.
>> dziedzinie domowo-dzieciowej niczego (do pewnego momentu! kluczowego,
>> bo odtąd przestałam spełniać małżeńskie obowiązki) nie mogłam mu
>> zarzucić, to "życiowo" coraz bardziej mnie rozczarowywał. Przekonałam
>> się, że ma
> A tu widzę jakąś rysę. Bo co jest bardziej 'życiowego', niż
> domowo-dzieciowe, kiedy już dziecko jest ?
No wiesz... gadanie o dzieciach, kupach i zupach to ja miałam w pracy
(sama kobitki). Z mężem jednak chciałabym przeżywać coś więcej niż tylko
uniesienia przy półmisku (i tym drugim, w czym mamy jedną specjalistkę
na grupie;)).
>> zupełnie inny sposób patrzenia na ten świat.
> .... no cóż, to się zdarza ... :)
>> Ja się zmieniałam, dojrzewałam, zaczęłam się w końcu dusić. Ile można
>> oglądać
>> telewizję, nie wychodzić nigdzie (tyle mojego, co spacer z dzieckiem)
>> i spędzać ze sobą każdą chwilę - oprócz pracy.
> I tu znów widzę odpowiedzialność po Twojej stronie - co facet winien, że
> Ty nie możesz się z domu wyrwać ?
> Powiedzmy sobie szczerze - 'porzuciłaś go'
Powiedz mi, czy Ty z żoną wychodzisz "na miasto"?
On ze mną nie chciał wychodzić nawet na spacer. Imidż mu rzekomo psułam :>
>> W końcu znalazł się ktoś, dla kogo nie byłam "może ze szkołami, ale
>> (życiowo) głupia". Potem ktoś inny, kto się mną zachwycił... Moje
>> otrzepywanie się ze skorupy trwało kilka lat... właściwie trwa nadal
>> :) Naprawdę "kimś" poczułam się, gdy moja strona z opowiadaniami
>> osiągnęła 80.000 odsłon ;) A to był dopiero początek odkrywania w
>> sobie kobiety :)
> Hmmm ... No dobra, a co z tymi facetami, którzy się Tobą po drodze
> zachwycili ? Czy te zachwyty rónież nie okazały się iluzoryczne i mało
> warte?
> Czy ich wartość polegała jedynie na tym, że pozwalały Ci przekraczać
> kolejne
> głębokie własne kompleksy - ale nic nie wnosiły w Twoją zdolność do
> tworzenia trwałych, szczęśliwych związków ? Wydaje mi się, że związki,
> jakby nie patrzyć, nie opierają się o "zachwyty".
Nie tylko.
"Jest ktoś kto mnie kocha takim, jakim jestem.
Kocha i akceptuje, choć nieobca jej pokusa by mnie zmienić.
Próbowała...Przegrała...
Choć wciąż wygrywa..."
(zdaje się, że naruszam kopirajt, ale chyba będzie mi to wybaczone)
>> Do tego trzeba dodać rodzinę (moją), naciskającą na ślub, kiedy już
>> byłam w ciąży... i wiele innych czynników. Spłycając - klasyczny
>> mezalians. I mam świadomość, że też go w jakiś sposób zawiodłam. M.
>> in. przestałam być potulną szarą myszą, wdzięczną za każdy okruch z
>> pańskiego stołu i poszłam swoja drogą. Pewnie się tego nie spodziewał,
> Mezalians mezaliansem, ale wydaje mi się, że teraz odrobinę spłyciłaś jego
> stosunek do Ciebie, jego oczekiwania. Ludzie w związkach generalnie pragną
> troski. Bycie potulną myszą to była gra zastępcza, którą z musu oboje
> graliście, a która była zbudowana na Twoich kompleksach - i zapewne na czymś
> komplementarnym po jego stronie.
Bardzo możliwe. Zatroszczony był :) Ale kiedy pozycja "właściciela"
została zachwiana (być może ten właściciel też miał skazę na ego albo
potrzebował "gwarancji" stałości), jego kolega z pracy oberwał (ustnie)
za to, że rozmawia ze mną przez telefon!
Za to wcześniej, pocałunek z innym kolegą zupełnie nie zrobił na nim
wrażenia - bo był mnie pewien i było wiadomo, że na pocałunku się
skończy. Reszta chłopaków, wszyscy młodsi, za to była zszokowana z lekka.
Może i masz rację... w pewnej chwili, świadomie "wysmyknęłam" mu się z
rąk... Ale miałam powody - patrz piętro niżej.
> Ten związek miał imho wszelkie cechy układu lekarz-pacjent.
> Pacjent został uleczony, wyszedł ze swojej roli i związek wymagał
> przedefiniowania.
> Pozostaje pytanie: czy jesteś pewna, że lekarz nie był zdolny do
> przeformułowania swojej roli na jakąś dojrzalszą ?
> Jest możliwe, że nie był. Że wręcz starał się wepchnąć Cię z powrotem
> w rolę pacjenta. Jego poprzedni związek, klimaty z alimentami - wydaje
> się, że to rzeczywiście było nie do przekroczenia.
Wiesz, z jednej strony wiem, że ją kochał (zdarzyło mu się na początku
mówić do mnie jej imieniem), a to ona (z tego, co wiem) go pogoniła, nie
bacząc na pozycję panny z bachorem na jakiejś wiosce. Z drugiej - ja
zdawałam sobie sprawę w co się pakuję, gdyby przypadkiem nam nie wyszło.
I okazało się, że schemat się sprawdził w 100%, więc w zasadzie można by
spytać, czego ja chcę, skoro "wiedziałam", że tak będzie.
Ale! po tym, czego się dowiedziałam od córki (tu odsyłam do archiwum) na
temat jego zachowania, ogarnął mnie wstręt. Kiedyś przychodziłam do
niego do łazienki, gdy palił, bo pięć minut osobno było nie do
zniesienia ;) Potem obrzydło mi wszystko, jego zapach, jego dotyk, nie
mówiąc o seksie... Nie bardzo sobie wyobrażałam dalsze życie z kimś,
kogo nie byłam w stanie znieść. Moja znajomość z kim innym w tym
momencie to był ważny, ale jednak poboczny wątek. Ja już po prostu
odcięłam się mentalnie i fizycznie, nie mogąc tak naprawdę wyjaśnić mu
dlaczego.
> Czegoś mi tu jednak brakuje ... jakiegoś POZYTYWNEGO podsumowania
> tamtego wczesnego okresu i zamknięcia Twojej relacji z tamtym młodym
> facetem,
> z którym przecież masz dziecko. Aż tak fatalny był w tym mówieniu
> 'życiowo głupia' ?
Zakładając, że dziecko mówiło prawdę, miłe złego początki, a koniec był
naprawdę żałosny. W każdym razie mocno zaciemnił postrzeganie całej reszty.
>> bo do pewnego momentu akceptowałam wszystko, co robił, wpatrzona w
>> niego jak w obrazek. O wyroku i nachodzącym mnie (on był wtedy w
>> pracy) z tej okazji kuratorze też się nikomu nie pochwaliłam. Może
>> gdybym w pewnej chwili przestała go kryć, nie doszłoby do ślubu i kto
>> wie, być może znacznie wcześniejsze rozstanie nie przebiegłoby w tak
>> wybuchowy i pozostawiający traumy sposób. No cóż, za głupotę i
>> naiwność płaci się wysoką cenę.
> Rozumiem, że to krycie oznaczało Twoje ukrywanie detali przed Twoimi
> rodzicami (którzy parli na ślub ?).
> Ech, gierki, gierki ...
Tak. Postawili ultimatum, ale teraz, po latach jestem pewna, że jakoś by
przeżyli, gdybyśmy się postawili i dalej żyli "nielegalnie".
> ja to widzę tak, że Twoi rodzice też tu nieźle 'napaskudzili',
> poczynając od tego,
> skąd u Ciebie takie kompleksy i 'życiowa głupota' :)
To prawda. Nie przypominam sobie, żeby ojciec kiedykolwiek widział we
mnie kobietę. Ale też ja zawsze byłam "kanciasta" i chłopakowata
(pytanie, co skutkiem, co przyczyną). Nie miałam potrzeby czarowania
świata swoim seksapilem, bo jakoś go przez wiele lat u siebie nie
czułam. Takie wieczne dziecko, zatrzymane w jakiejś fazie rozwoju :)
--
Pozdrawiam - Aicha
http://wroclawdailyphoto.blogspot.com/
Jak nie pisać po angielsku
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
658. Data: 2011-02-17 15:57:14
Temat: Re: Ojcom marnotrawnym na Walentynki-`@'-
Uzytkownik "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> napisal
>> Ps. Tak czy tak, jestesmy chyba bardzo
>> blisko Batumi -`@'- nie uwazasz, co, Siostra ?
>> :o)
>
> Batumi to dla Ciebie Ziemia Obiecana?
Obiecana, jak obiecana,
ale ze wysniona, to prawie pewne :o)
:o/
> Dla mnie to niewielka Wyspa Klasztorna (naprzeciwko Korczuli), gdzie, po
> przybiciu jachtu, z lasu wychodza ciekawskie daniele.
> MK
A gdzie ta "Korczula" ?
juda.~
Ps. A czy na tej wyspie sa jakies tygrysy ?
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
659. Data: 2011-02-17 15:58:47
Temat: Re: Ojcom marnotrawnym na Walentynki-@'-
Uzytkownik "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> napisal
>
> Uzytkownik "Hanka" <c...@g...com> napisal
>>> > czy
>>> > aby na pewno istnieje jakikolwiek fragment nas,
>>> > _calkowicie niezalezny_.
>>>
>>> Mysle, ze tak Hanko.
>>> I to widac po "trendzie" w naszym rozwoju i rozwoju naszego zycia.
>>> Tzn. albo rozwija sie w kierunku dobra, albo zla. Przy tych samych zasobach.
>>> Co Ty na to?
>>
>> Ok, na potrzeby dyskusji przystaje na Twoje
>> ujecie sprawy.
>> Ale mam pytanie:
>> Czy _istotnie_ tylko od naszych wyborow,
>> od naszej wolnej woli, zalezy, czy idziemy
>> w kierunku dobra, czy zla?
>>
>> (przyjmuje dobro i zlo jako pojecia ogolne)
>>
>
>
> Mysle, ze w ogólnym rozrachunku: tak.
> Choc zdarza nam sie niezle zamotac po drodze (pomylic, nie dac rady /tu masz
> swoje wplywy zewnetrzne i wewnetrzne/, napaskudzic "bo tak" /tu tez masz
> wplywy/).
>
> Zakladam, ze sie uczymy.
> MK
Ale po co, siostry kochane, ale wlasciwie po co... ?
zdar
juda.~
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
660. Data: 2011-02-17 16:03:05
Temat: Re: Ojcom marnotrawnym na Walentynki-`@'-
Uzytkownik "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> napisal
> Choc przyznam Ci tu racje.
> Jak czasami obserwowalam, w oparciu o jakie przeslanki podejmowalam kluczowe
> dla mojego zycia decyzje, to powiem Ci, ze mi rece opadaly :-)))))
> MK
Wiesz, ze mnie tez ?
:o)
I wtedy wlasnie doszedlem do tego,
ze starzy ludzie dobrze radzili, by waznych decyzji
nie podejmowac w stresie, bo w stresie sie nie mysli rozumem...
Ech, zyzn...
Ale po co mi teraz ta wiedza na starosc...
:o/
zdar
juda.!
Ps. Ten kredyt tez bralem w ciezkim stresie,
a teraz mam jeszcze ciezszy... :o/
Stres nie jest dobrym doradca...
No ale jak sie go pozbyc z domu ?
A z tej planety ? :o/
No wlasnie.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |