Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Zachowac jadro

Grupy

Szukaj w grupach

 

Zachowac jadro

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2002-06-19 19:34:31

Temat: Zachowac jadro
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka) szukaj wiadomości tego autora

On Wed, 19 Jun 2002 18:21:44 GMT, Pyzol wrote:

>Pisalam ci daaaaawno temu, ze uwazam, iz zdecydowana wiekszosc Polakow
>wychowala sie w depresjogennych warunkach i stad takie a nie inne skutki.
>Komunistyczny rezym k a r a l samodzielne myslenie, ludzie - swiadomie
>badz nie - caly czas kontrolowali sie. A nie tylko siebie, bo i innych.
>Oczywiscie, nie tylko Polska przeszla podobne udreki - kazda kultura, ktora
>doznala dyktatury siegajacej az po ludzkie dusze ma podobne symptomy.
>
>Czlowiekowi samodzielnosc myslenia potrzeba jest jak powietrze: wlasnie do
>zmierzania sie z zyciem, do osiagania celow. Jednym z nich jest umiejetnosc
>radzenia sobie z klopotami, adekwatna na nie reakcja. Innym - umiejetnosc
>postawienia sobie osiagalnego celu, z cala radoscia zmudnego zdobywania go
>i - wreszcie - sukcesu! Kiedy CALY zespol samodzielnosci zostal
>przytlumiony, musialo to spowodowac szerokie zmiany psychiczne a i nie
>tylko. Spoleczenstwa i jednostki.
>
>Dzis Polacy sa w sytuacji wsiadajacego na wyscigowke, podczas kiedy nigdy
>nie jezdzili na rowerze. ( podkreslam - mowie "Polacy" ale cechy te odnalezc
>mozna we wszystkich spolecznosciach, ktore przeszly zniewolenie na poziomie
>jaki praktykowala komuna). Dodam jeszcze, ze mowie takze o sobie.
>

Popatrz, jak myslimy podobnie.:-)

ZACHOWAĆ "JĄDRO"



Na jednej z internetowych grup dyskusyjnych padło
kontrowersyjne określenie: "homo sovieticus". Czy jest ono dla
nas, Polaków urodzonych, wychowanych i żyjących w
socjalistycznym systemie czymś zgoła nieuzasadnionym albo też
może obraźliwym? Na ile każdy z nas opierał się reżimowi,
pozostał, niezłomnym, pozostał sobą, uratował tkwiące w nim
"twarde jądro", a na ile, chcąc nie chcąc, ulegał narzuconym
realiom i choć nie dał się do końca zeszmacić i ugiąć, był
poprzez przymus życia w popieprzonym świecie w jakiś sposób
skrzywiony, "skażony?

Czy w każdym z nas jest kawał "homo sovieticusa"?
Osobiście , myślę, że niestety, tak. Chociaż z drugiej strony,
pozostaje w nas mimo wszystko to "twarde jądro". Takie "jądro,
czyli wstręt do oportunizmu, zachowanie wierności samemu sobie,
trzymanie się wartości, które uznało się za priorytetowe -
wbrew i na przekór! To bardzo piękna sprawa. Wydaje mi się
ponadto, że w czasach komunistycznego nacisku to nasze "jądro"
zostało poddane trudnej próbie. Jedni je porzucali, ciągnąc
profity z przyzwolenia na manipulację swoją osobą, inni stawali
się jeszcze bardziej w swoim oporze zatwardziali. Wszyscy
jednak byliśmy aż po uszy zanurzeni w tym systemie i świętą
rację miał jeden z rozmówców mówiąc, że realia tamtego życia
bombardowały nas zewsząd i w jakimś sensie skażały.

Myślę nawet, że czym silniejszy był opór, tym większy
nacisk ze strony reżimu. Jesteś "nie po linii" (czytaj:
partyjnej), nie damy ci mieszkania, talonu na samochód,
zagranicznego stypendium, itd. Trudna próba dla "jądra". Żeby
móc przeżyć, nie wchodząc jednocześnie w ich grę, zmuszani
byliśmy do lawirowania, uciekania się do łapówkarstwa albo
jakże popularnego w tym czasie tak zwanego kombinowania.

Prawie nic nie działo się zwyczajnie i po prostu, jak w
każdym innym - "normalnym" kraju. Byłeś "nie po linii",
dostałeś guzik, nie mieszkanie i zmuszony byłeś wynajmować je
od kogoś, kto nielegalnie posiadał aż dwa albo i trzy. Chciałeś
kawałek żyłowatej cielęciny dla dziecka, przywoływałeś babę,
która nielegalnie ukatrupiła swojego cielaka. Potrzebowałeś
szybkiej interwencji fachowca do jakiegoś zepsutego sprzętu,
wbrew sobie, dawałeś mu w łapę, bo inaczej, skubany, jeśli był
tylko przywołany "z urzędu" odwalił ci taką chałturę, że po
kilku godzinach niby naprawiony sprzęt znów wysiadał i
znajdywałeś się w punkcie wyjścia.

Jak często w tamtych latach słyszało się takie wyrażenia:
to się da załatwić, skombinuję ci tę część, znam takiego
jednego, co ci to zrobi i nie zdziera zbyt dużo... Nie kupić,
tylko skombinować, nie wezwać do wykonania usługi, tylko
"załatwić człowieka", przed pójściem do urzędu, szukać
znajomości, układów... I to był ten "skażony pył", którym,
chcąc nie chcąc, byliśmy przysypywani.

To jakby pestkę porzucił na pustyni, lata mijają,
przesypuje ją piasek. Ile potrzeba pomyślnego wiatru, by tę
pestkę odkryć na nowo, by zrzuciła z siebie przygniatający ją
ciężar? To trwa długo, zobaczyłam to na sobie. Emigrowałam, nie
tylko w ucieczce przed ekonomiczną bryndzą, ale także w
poszukiwaniu demokracji, wolności, do którego rwało się moje
"jądro". Mówić bez strachu, otwarcie, co myślisz, pisać bez
ryzyka obrzynającej cenzury, zachowywać się i żyć, jak
odpowiada tobie, a nie jakimś głupkom z góry, którzy w razie
czego wezwą cię na tak zwany dywanik, być ocenianym w pracy za
profesjonalizm, motywację, a nie za układy czy przynależność do
gloryfikowanej albo nie podobającej się akurat partii.

Emigrując, znalazłam się w wolnym, demokratycznym kraju.
Tak przynajmniej wtedy myślałam. I co się okazuje? Trzeba było
długich lat, bym uprzytomniła sobie naprawdę, czym właściwie
jest ta demokracja i wolność. Przez pierwsze lata nawet jej nie
dostrzegałam, nie umiałabym, przyparta do muru, zdefiniować na
czym konkretnie tak naprawdę ona polega. Trzeba było kolejnych
lat, bym tę wolność faktycznie doceniła i znowu wiele czasu,
bym z tej wolności nauczyła się korzystać. Po prostu nią żyć.
Może jestem jakaś wyjątkowo pod tym względem toporna, w każdym
razie piasek podporządkowania, bycia manipulowanym, duchowego
zniewolenia tym narzuconym mi w kraju tak długim trzymaniem za
pysk obsypywał się ze mnie stopniowo i bardzo powoli. Nie było
to, jak sobie wyobrażałam wyjeżdżając z Polski, gwałtowne i
natychmiastowe zachłyśnięcie się tą legendarną wśród rodaków w
kraju pełną "zachodnią" wolnością.

Za to teraz, posmakowawszy tej wolności, potrafię ją nie
tylko docenić, ale i wykorzystać w potrzebie. Czym biję na
głowę moich francuskich kolegów. Myślę, że dla Francuzów
wolność jest już czymś tak naturalnym, czymś, co im się należy,
że ją wręcz banalizują, czyli w jakimś sensie sami sobie ją
ograniczają. Dam przykład.

Pisałam już o tym, że nasz ośrodek dla ludzi upośledzonych
i chorych psychicznie wskutek złego zarządzania czy też wręcz
machlojek finansowych charytatywnego towarzystwa dysponującego
dotąd naszym budżetem znalazł się w bardzo poważnych
tarapatach. Jak zachowują się Francuzi, mając od bardzo dawna
tę wolność i demokrację w sytuacji, gdy ewidentna nieuczciwość
innych, krzywda ich podopiecznych, naruszanie ich własnych praw
aż się proszą, by stanąć zdecydowanie okoniem, by ewidentnej
niesprawiedliwości dać w mordę?

Francuziki walczą, ale co to za walka? Oni po prostu
walczyć nie potrafią. Bablają w kółko o swoich obawach,
niezadowoleniu, nie znajdując konkretnych rozwiązań. Piszą
niezliczone tzw. otwarte listy, które pozostają bez
najmniejszego oddźwięku. Manifestując, czy strajkując, stoją na
przykład jak stado bezwolnych baranów w zimnie i na deszczu
przed salą, w której konferują jacyś wyżej postawieni bufoni,
którzy bez nich decydują o ich pracy, ich losie i przyszłości
ludzi kalekich, za których dotąd tylko oni byli odpowiedzialni.

Jest to próba walki, bo nie walka. Taka legalna, grzeczna,
papierkowa. Nie ma w nich żadnej desperacji, tak
charakterystycznej dla walczących chociażby w sierpniu 81 roku
Polaków, nie potrafią się zdobyć na żaden bardziej
zdeterminowany protest czy akt. Dla mnie wygląda to wszystko
jak dziecinna zabawa: "wywołuję wojnę". Są to pozory walki.
Walka nieporadna i nieskuteczna! A oni nie zdają sobie nawet
sprawy, że przegrywają, że oddają cwaniaczkom swoją wolność i
prawa.

Początkowo się ze mnie trochę podśmiewali, gdy próbowałam
ich podbuntować do bardziej zdecydowanego, ostrzejszego oporu.
Gdy jednak zadziałały moje pomysły - nie sterczmy jak te głupki
na deszczu, jest nas pokaźna, zbita czereda, forsujmy drzwi i
wchodźmy na salę, gdzie jakieś pretensjonalne dupki podejmują
decyzje w naszym imieniu, gdy trzeba było Polki gadającej po
francusku z silnym akcentem, by zdobyła się na odwagę i na
wypełnionej po brzegi sali, huknęła, nie czekając na mikrofon,
bezpardonowym, jasno postawionym pytaniem - kto kradł?! - teraz
patrzą na mnie chyba z niedowierzaniem, może i z podziwem. Skąd
ty się taka wzięłaś?! - pytają. A ja mam chęć im odpowiedzieć -
naprawdę docenisz wolność i będziesz zębami jej bronić, gdy ją
przedtem utracisz, a szczęśliwą koleją losu uda ci się ją z
powrotem odzyskać. Jak w moim przypadku. :-)




Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka







--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

czat
Studia Psych.-Ped. Pomocy Rodzinie i Dziecku
Przełamywanie barier
Czy bagno uszlachetnia
Tu i teraz (bylo: wzglednosci...)

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?

zobacz wszyskie »