| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2003-02-16 08:59:21
Temat: ala masz tą legendęwysyłam to , to sie rozbuduje!
W nocy jednak Podzamcze staje się widownią dziwnych wydarzeń, których bohaterem jest
ogromny, czarny pies. Pies ten, znacznie
większy od jakiegokolwiek zwykłego wilczura czy nawet bernardyna, ciągnie zawsze za
sobą długi na trzy metry, brzęczący na
wybojach łańcuch i niezmiennie zmierza ku zamkowym murom. Że nie jest to zwykłe
zwierze świadczy fakt, że opowieści o owym
psie przekazywane są w Podzamczu z pokolenia na pokolenie. Widywali owo tajemnicze
stworzenie ojcowie i dziadkowie obecnych
gospodarzy, przed pierwszą, a nawet przed rosyjsko-japońską wojną. Widywali go
dzisiejsi staruszkowie, gdy jako chłopcy
jeszcze chodzili nocami pasać konie na dworskiej koniczynie. Wspominali oni, że nocą
żaden koń nie ośmielił się przejść
zamkowej bramy, choć rozciągający się za nią zewnętrzny dziedziniec to kilka morgów
znakomitej, soczystej trawy.
Relację o ogrodzienieckim Czarnym Psie przekazał nam jeden z miejscowych rolników.
- Było to chyba w roku 1963, w sobotę 25 lipca, bośmy się następnego dnia na odpust
do Giebła wybierali. Chcieliśmy wspólnie
z sąsiadem wygnać krowy na pastwisko już nocą, żeby z samego rana móc pójść na
odpust. Była już chyba jedenasta wieczorem,
może nawet później, tyle że jasno było, bo księżyc wyraźnie świecił. Najpierw
poszliśmy do mojej obory (moja chałupa bliżej
zamku stoi) i wówczas, nim weszliśmy we wrota, zobaczyłem ogromnego czarnego psa.
Strachliwy nie jestem i psów się nie boję,
ale jak zobaczyłem, że ten diabeł ciągnie za sobą łańcuch i biegnie do zamku, to
zaraz zacząłem uciekać. Sąsiad też uciekał.
Tej nocy jużeśmy tam nie wrócili i krów na pastwisko nie wygnali.
Odszukaliśmy drugiego świadka owych wydarzeń, który w całej rozciągłości potwierdził
opowieść, z tą różnicą, że jego zdaniem
było wtedy później, prawie dochodziła północ (opowiada, że gdy znalazł się w domu
było dobrze po północy), a także, że pies
ukazał się gdy już otworzyli drzwi obory i że najpierw zatrzymał się, a dopiero potem
pobiegł uliczką w górę.
Obaj nasi rozmówcy nie kontaktowali się ze sobą przed naszą indagacją, a więc
wykluczyć można jakiekolwiek celowe zmyślanie.
Zresztą o Czarnym Psie mówią także i inni mieszkańcy Podzamcza. Wspominają oni
wydarzenie, które na wszystkich wywarło
niemałe wrażenie. Otóż pewnej nocy do ogrodzienieckiego zamku przyjechało "taksówką"
(czyli samochodem osobowym) jakieś
towarzystwo z miasta - dwóch panów i jedna pani. O dwunastej w nocy ludzie
mieszkający najbliżej murów usłyszeli dobiegający
z tamtej strony krzyk kobiecy, po czym ujrzano, jak mężczyźni wynosili do samochodu
zemdloną swą towarzyszkę. Od tej pory
nikt na zamek nocą się nie zapuszczał.
Zreasumujmy tedy suche fakty: Czarnego Psa ogrodzienieckiego widziało zbyt wiele
osób, by można tu mówić o jakiejkolwiek
próbie świadomego wprowadzania rozmówców w błąd. Pies ten, w niezmienionej postaci,
pojawia się od co najmniej
kilkudziesięciu lat (taki w każdym razie okres obejmują pewne relacje), a zatem -
zważywszy, że psy żyją najwyżej kilkanaście
lat - nie może tu wchodzić w grę błąkanie się w tej okolicy jakiegoś bezpańskiego
zwierzęcia. Symptomatyczne są ponadto
relacje o zachowaniu się koni wypasanych na dworskiej koniczynie (historię o nocnych
odwiedzinach zamku pomijamy tu, jako nie
w pełni sprawdzoną, nie udało nam się bowiem odszukać uczestników owej wyprawy).
Słowem, wyjaśnienia tajemniczego zjawiska
poszukiwać trzeba w historii ogrodzienieckiego zamczyska, a także w literaturze
poświęconej manifestacjom sił
nadprzyrodzonych.
Pierwsi znani historii posiadacze Ogrodzieńca to potężny w średniowiecznej Polsce ród
Włodków. W 1414 roku Baltazar Włodek
piszący się już z Ogrodzieńca posłował w imieniu Jagiełły do Krzyżaków. Inny Włodek
ogrodzieniecki poległ w bitwie pod
Chojnicami. W 1470 roku ród ten podupadł i za sumę ośmiu tysięcy florenów auri puri
Ogrodzieniec wraz z dwoma miastami i
kilkoma wsiami sprzedany został bogatym mieszczanom krakowskim, Ibramowi i Piotrowi
Salomonowiczom, a potomkowie ich w roku
1523 sprzedali zamek jednemu z najbogatszych ludzi ówczesnej Polski, świeżo
uszlachconemu bankierowi królewskiemu,
burgrabiemu zamku wawelskiego, Janowi Bonerowi.
Jego synowiec piszący się już Seweryn Boner na Ogrodzieńcu i Kamieńcu pan i dziedzic,
wzniósł tu wspaniałą renesansową
rezydencję, która przepychem zaćmić miała wszystko, co do tej pory w Polsce zbudowano
i w ten sposób dodać blasku nie
pokrytemu jeszcze patyną wieków klejnotowi rodowemu. Ruiny tego właśnie pałacu
oglądać dziś możemy wśród skalnych ostańców.
Rezydencja Bonerów nie była zamkiem warownym. Liczne mury, bramy i baszty pełniły
jedynie funkcję dekoracyjną w okresie, gdy
na polach bitew coraz większego znaczenia nabierały muszkiety i artyleria. Tak czy
inaczej, ogrodzieniecka rezydencja Bonerów
wzbudzała powszechny podziw. Cesarz Ferdynand I nadał właścicielom państewka
ogrodzieniecko-zamienieckiego nieznany wówczas
tytuł barona.
Nowy baron Seweryn Boner, nie miał jednak męskiego potomka, któremu mógłby przekazać
tytuł i dobra. Jako wiano jedynej jego
córki Zofii, Ogrodzieniec przeszedł w ręce wojewody lubelskiego Jana Firleja herbu
Lewart. W ręku Firlejów pozostawał
Ogrodzieniec przez lat ponad sto. W roku 1669 Mikołaj Firlej odstąpił Ogrodzieniec
wraz z kilkoma wsiami i górami srebrnymi
Olkuszowi przyległymi, za 267 tysięcy złotych polskich, kasztelanowi krakowskiemu
Stanisławowi Warszyckiemu.
Zatrzymajmy się chwilę nad tą postacią. W siedemnastowiecznych źródłach historycznych
Stanisław Warszycki wymieniany jest
często. Pan ogromnej fortuny, pierwszy dostojnik Rzeczypospolitej, nigdy nie poddał
się Szwedom, od początku do końca
"potopu" stojąc wiernie u boku Jana Kazimierza. Wraz z księdzem Kordeckim bronił
Częstochowy, a jego rodowe gniazdo Danków,
to jeden z niewielu skrawków Polski, na którym nigdy nie stanęła noga żołnierza
Karola Gustawa.
Ponadto słynął Warszycki jako zapobiegliwy gospodarz, , sprowadzający do swych włości
cudzoziemskich rzemieślników, dbający
wielce o rozwój rzemiosła i rękodzieła. Słowem, gdyby zawierzyć oficjalnej
historiografii - postać świetlana. A jednak, tu i
ówdzie współcześni wspominają, że charakteru był nielekkiego, a dla poddanych nie był
bynajmniej ojcem.
W okolicy Dankowa, jego rodowej siedziby, z uporem krąży legenda, że ów obronny dwór,
którego zdobyć nie mogli Szwedzi,
wzniesiony został z potu i krwi poddanych. Również krew i łzy skrapiały każdy talar
legendarnych bogactw, które później jako
wiano córki Warszyckiego, Barbary, dostały się w ręce Męcińskiego i zdeponowane
zostały właśnie w Ogrodzieńcu. O skarbach
tych przez wiele lat krążyły niezwykłe wręcz legendy, jednak większość ich, jak się
wydaje, przewieziona została w końcu
XVIII stulecia do klasztoru na Jasnej Górze.
Na zewnętrznym dziedzińcu ogrodzienieckiego zamku zachowała się grota zwana
"męczarnią Warszyckiego". To w tej właśnie grocie
pan kasztelan osobiście nadzorował torturowanie opornych poddanych. Sprzeciwu zresztą
nie znosił z żadnej strony i pewnego
dnia kazał na oczach całej służby wychłostać na dziedzińcu zamkowym swą żonę. Sam z
lubością ponoć wsłuchiwał się w jęki
nieszczęśliwej. Uporczywa jest także szeroko rozpowszechniona zarówno w okolicach
Dankowa jak i Ogrodzieńca legenda, że
Warszycki nie umarł śmiercią naturalną, lecz za życia porwany został przez diabły do
piekieł.
Zastanówmy się zatem, czy fakty te - zestawione ze sobą - nie stanowią ciągu
przyczynowo - skutkowego? Znany z wybuchowego
charakteru i wsławiony okrucieństwami wobec poddanych pan i czarny, ciągnący za sobą
długi łańcuch pies? Grasse w swej
Bibliotheca Magica et Pneumathica (Leipzig 1843) stwierdza, że na terenie Szwabii i
Turyngii znane były wypadki, kiedy to
osoby słynące za życia z okrucieństwa, po śmierci przemieniały się w zwierzęta,
najczęściej właśnie w psy. Czyżby zatem
zagadka Czarnego Psa z Ogrodzieńca w ten sposób mogła być wytłumaczona?
Po bodaj dziesięć lat trwających pracach konserwatorskich, ruiny zamku w Ogrodzieńcu
zostały w roku 1973 uroczyście
udostępnione zwiedzającym, w postaci tzw. trwałej ruiny. Działacze PTTK z Zawiercia
planują stworzenie w zamku małego muzeum.
Być może Czarny Pies, który wypłoszony pracami budowlanymi przez ostatnie lata nie
pojawiał się tutaj, znów w najbliższym
czasie rozpocznie swoje conocne wędrówki.
Zainteresowanych informujemy, że podobno pojawiał się na polach przyległych do murów
zamku między godziną 22.30 a 24.
W Podzamczu warto obejrzeć zabytkowe chaty i barokową kaplicę, w Ogrodzieńcu -
barokowy kościół z 1787 roku o rokokowym
wystroju wnętrza oraz obmurowane źródła Czarnej Przemszy.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2003-02-16 09:01:12
Temat: Re: ala masz tą legendę - UWAGAUwaga, powyższy text to pomyłka. Miał iść do osoby prywatnej. Przepraszam za nie
uwagę i drobne
zaśmiecenie!.!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |