| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2004-04-20 20:56:41
Temat: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?a może ktoś potrafi? ;)
a tak to niby wszystko jest oki, pełnia szczęscia
zadowolenie, radość itp
i nagle pojawia się jakaś przeszkoda
czy smutek jest nam do czegoś potrzebny?
jakie byłoby życie bez niego? ;))
tak sobie rozmyślam bo mi się ksiązki do poduszki czytać nie chce
pozdrowienia
Natalia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2004-04-20 21:23:12
Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?Natalia:
> a może ktoś potrafi? ;)
Potrafi ktos kto na to zasluguje? ;)
> czy smutek jest nam do czegoś potrzebny?
Kazdemu kto sie smuci - jest... do "czegos". ;)
> jakie byłoby życie bez niego? ;))
Byloby jak pelnia, albo jak dwa Slonca, albo jak dwa Ksiezyce... ;)
> tak sobie rozmyślam bo mi się ksiązki do poduszki czytać nie chce
Od ksiazek czasem dziury w mozgu sie robia i czlowiek staje sie
nieszczesliwy. ;D
--
Czarek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-04-20 23:05:53
Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?
Użytkownik "Natalia" <k...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:c643c2$9pt$1@news.onet.pl...
> a może ktoś potrafi? ;)
> a tak to niby wszystko jest oki, pełnia szczęscia
> zadowolenie, radość itp
> i nagle pojawia się jakaś przeszkoda
> czy smutek jest nam do czegoś potrzebny?
> jakie byłoby życie bez niego? ;))
Hmmm... Ja tak z grubszej rury od razu: w takowym
buddyzmie promuje się pogląd, że nieszczęście wynika
z pewnej kombinacji przywiązań i nieświadomości.
W szczególności ze słabo uświadomionych przywiązań
lub przywiązań, które narosły w wyniku nieświadomości
i są trudne do wykorzenienia.
Np. taka skłonność do traktowania naszych
partnerów życiowych na sposób przypominający
relacje między naszymi rodzicami - jest zazwyczaj
nieuświadomiona dopóki na stałe i na poważnie się
nie zwiążemy i nie powstaną poważne konflikty. Dopóki
nie zostaniemy zmuszeni do głębszej refleksji nad sobą.
Wtedy może nastąpić uświadomienie, ale w dalszym
ciągu jeszcze możemy pozostać wobec siebie "bezradni".
Ciekawą stroną zagadnienia jest fakt, że nasze umysły
mają "fenomenalną" naturalną skłonność do generowania
przywiązań wszędzie tam, gdzie ich wcale nie ma. Czyli
sami sobie stwarzamy ograniczenia z powodu których
potem cierpimy.
Np. jeśli przyjrzeć się rozwojowi małego dziecka (na
bazie doświadczeń z moją dwuletnią córeczką):
takie dziecko wręcz poszukuje "powodów do niezadowolenia".
Będzie forsować każdą granicę, którą się mu postawi
i konsekwentnie będzie wyrażać swoje (czasem "bardzo głębokie")
niezadowolenie z powodu "nie, moja droga". Ma więc naturalną
skłonność do poszukiwania granic w otaczającym świecie
i dodatkowo, co bardzo ciekawe, pomimo dużej przestrzeni,
jaką otrzymuje w ramach tych granic, osobowość jest na tyle
ekspansywna, że obrazowo rzecz ujmując, istotnie znacząca jej część
przylega na stałe do "miejsc granicznych". Innymi słowy: ego lubi budować
siebie na bazie widzialnych granic. Angażuje ogromną masę energii
na to, by przyczaić się na punktach granicznych i je stale monitorować.
A punkty graniczne mają to do siebie, że są dynamiczne. To punkty
niestabilne, to jeden wielki front. Front życia i śmierci, chciałoby się rzec.
Fron porządku i chaosu. To jest właśnie to miejsce, na bazie
którego akurat bardzo ciężko zbudować coś stabilnego. Będzie to coś,
co trzeba ciągle pilnować, angażować energię, gdzie jesteśmy narażeni
na ponoszenie porażek, niewygody itp. Człowiek dorosły zyskuje tę przewagę,
że uzyskując dojrzałość potrafi lepiej określić swoje granice, ocenić,
które wymagają pilnowania, a które są stabilne same z siebie w dłuższym
czasie (jak często należy aktualizować dane w tych paskudnych urzędach
skarbowych ? :). Potrafi wycofać energię z granic i pozwolić sobie na
większą swobodę wykorzystania przestrzeni, która jest wewnątrz.
Czyli może delektować się uzyskaną przestrzenią, eksploatować
istniejacy w niej potencjał, realizować siebie takim, jakim się widzi.
Problem w tym, że w bardzo wielu wypadkach cecha zachłanności,
ekspansywności pozostaje i dalej ogromna ilość energii jest angażowana
w walkę. Dobrym przykładem mogłyby być niektóre ostatnie dyskusje
na tej grupie, w których pewne osoby widziały cel w angażowaniu
ogromnej energii w to, by kopać wirtualne psy dobierające im się
do wirtualnych nogawek :) ). Bezsprzecznie sytuacja ta z punktu
widzenia "gryzionych" była, jeśli nie cierpieniem, to pewnym
dyskomfortem. A jednak walczyli ! Widzieli w tym sens, widzieli
w tym cel, widzieli w tym sposób na wyrażanie siebie.
To jest pewien paradoks: w pewnym sensie lubimy nasze cierpienie.
Dlatego, że nasze cierpienie w istotny sposób określa naszą
tożsamość. Istnieje ścisły związek między czerpaniem satysfakcji
z poczucia własności siebie samego, a cierpieniem związanym
z utrzymywaniem tej własności. Rzeczywistość ma to do siebie,
że jest nietrwała i "nasza własność" ciągle się zmienia. Musimy więc
ciągle określać ją na nowo, gromadzić rzeczy subiektywnie
wartościowe a odrzucać subiektywnie niedobre. Dokonujemy
podziału ja-reszta świata i angażujemy dużo energii w utrzymanie
tego statusu.
Czasem warto jednak zauważyć, jak dalece iluzoryczny jest ten
podział, jak dalece subiektywny. Jak wiele niepotrzebnych
rzeczy trzymamy jako swoje a których utrzymywanie
jest przyczyną konfliktów z otoczeniem. No bo tak
już mamy: jak jestem "moim ja", to muszą być tego
jakieś konkretne oznaki. Jeśli nie mam już nic, to mam
przynajmniej swoje ciało i swoje myśli. No niestety -
nie mam nawet ciała ... Ciało się starzeje i stopniowo
wymyka naszej kontroli. Generalnie sami sobie ciągle
wymykamy się spod kontroli. Np. w trakcie snu.
"W realu jesteśmy porządni" (w czynach, nie w myślach
i nie samotnie w ubikacji ;).
I co na to poradzić ? :)))
Może da się jakoś wyluzować ? Może da się czerpać
szczęście bez wiązania go z "posiadaniem czegoś", w
szczególności posiadania siebie ? Bez ścisłego przywiązania
do ciała i wrażeń zmysłowych, jakich ono dostarcza ?
Problem jest jednak niełatwy, bo czegoś takiego
nie możemy uzyskać zwykłym "OK. Teraz już wiem.
Od dzisiaj niczego nie posiadam". Niestety ...
Nasz układ nerwowy będący nośnikiem świadomości
ma naturalne, pierwotne, głęboko zakorzenione własności
każące mu z automatu tworzyć podział "ja-reszta świata".
Każda krwinka w naszym ciele ma na sztywno zapisaną
świadomość: "rozpoznaj i zniszcz wroga". Działa
egoistycznie. Jest dwubiegunowość: ból i narkotyczna
przyjemność orgazmu.
Są wiec sprawy, ograniczenia, których nie przeskoczymy
dobrym pomysłem na dalsze życie, nie przeskoczymy ich
zaawansowaną terapią u psychoterapeuty ani nawet
w jakikolwiek inny sposób. Dopóki istnieje ciało, dopóty
istnieją bolesne ograniczenia dla umysłu, który weń
zamieszkuje i który się z nim identyfikuje. To się w
buddyzmie nazywa karma i "ja" - jej właściciel - coś,
czego "nie przeskoczymy". To coś, co musi się wypalić
(no może ...).
Warto jednak podkreślić, że to jednak nie ciało jest
cierpieniem. Karma zaś nie jest czymś "poza nami",
na co nie mamy wpływu. Cierpienie powstaje na styku
ciało-umysł-pojęcie tożsamości. Natomiast przeciętna istota
- czy to ludzka, czy inna - w ogóle nie czyni tego typu
rozróżnień. Dla niej umysł i tożsamość to jedno i w dodatku
na stałe przywiązane do jednego ciała z całą jego krótką przeszłością
i wyobrażeniami o nieskończonej przyszłości. Każdy zamach
na ciało lub subtelniejsze wymiary świadomości jest
odbierany jako zamach na jedynie istniejący, "własny"
wszechświat. Czyli wszystko jest odbierane w kategoriach
osobistych. Mało jest dystansu do tego, co się dzieje w
rzeczywistości, mało jest współczucia do innych istot, mało
jest "obiektywnej" obserwacji.
"Ja" nie znosi pustki: zawsze w pustce znajdzie sobie coś,
co pozwoli mu się określić: "to jestem ja", "a to nie jestem ja".
"To jest moje", a "to nie jest moje". "To jest dla mnie
dobre, a to złe". "To jest fajne, więc bierzemy, a to jest
brzydkie, więc wywalamy i zamykamy drzwi".
Przylgnie do każdego zjawiska i spróbuje ustalić(!) swoją relację.
Ustalić, czyli uczynić niezmienną, rzeczywistą.
Ale - rozpisałem się ... Na razie dość ...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-04-21 09:01:53
Temat: Re: czemu nie mo?na ca3y czas bya szcze?liwym? (was: czemu nie mo?na ca?y czas by? szcz??liwym?)Tue, 20 Apr 2004 22:56:41 +0200, na pl.sci.psychologia, Natalia napisal(a):
> a może ktoś potrafi? ;)
Wiesz, w życiu trzeba odpowiedzieć sobie na jedno _kurewsko_ ważne pytanie:
"co lubię robić?"
a później należy zacząć to robić :)
--
Logan <3 http://www.logan.31337.pl/ [GG: 3507735]
"wyglądasz jak Don Johnson bez głowy" - AgA 2.04.2004
http://www.allegro.pl/show_user_auctions.php?uid=445
976
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-04-21 10:14:23
Temat: Re: czemu nie mo?na ca3y czas bya szcze?liwym? (was: czemu nie mo?na ca?y czas by? szcz??liwym?)
Użytkownik "Logan" <f...@e...pl> napisał w wiadomości
news:1jtjrcsh105w0.18n0wfka87s56.dlg@40tude.net...
> > a może ktoś potrafi? ;)
>
> Wiesz, w życiu trzeba odpowiedzieć sobie na jedno _kurewsko_ ważne
pytanie:
> "co lubię robić?"
>
>
> a później należy zacząć to robić :)
trafiony,
zatopiony ;))
pozdrowienia
Natalia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-04-21 10:25:57
Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?
Użytkownik "cbnet" <c...@n...pl> napisał w wiadomości
news:c6446g$690$1@news.onet.pl...
> Natalia:
> > a może ktoś potrafi? ;)
>
> Potrafi ktos kto na to zasluguje? ;)
o, to na szczęscie trzeba sobie zasłużyć?;)
takie podejście ma trochę plusów
ale chyba więcej minusów
IMHO ;)
> > czy smutek jest nam do czegoś potrzebny?
>
> Kazdemu kto sie smuci - jest... do "czegos". ;)
właśnie nie jestem pewna co do tego
czasem smucimy się zupełnie bez przyczyny
bez żadnego celu, co więcej nasze smucenie się
nie tyle nie jest potrzebne ale nawet przeszkadza
w bieżacych sprawach życia codziennego
gdybyśmy starali się maksymalnie pozbyć smutków
ciekawe jak to by było
przypomniała mi się książka Brave New World
Huxleya, między innymi o społeczeństwie bezproblemowym,
> > tak sobie rozmyślam bo mi się ksiązki do poduszki czytać nie chce
>
> Od ksiazek czasem dziury w mozgu sie robia i czlowiek staje sie
> nieszczesliwy. ;D
tak! to napewno dlatego ;))
przedwczoraj czytałam zabawne opowiadanie o facecie który mieszkał na górze
zrobionej z diamentów
ale nikt nie mógł się o tym dowiedzieć,
bo jego diament wielkości hotelu Ritz stałby się bezwartościowy, zrujnowałby
światową gospodarkę kamieniami szlachetnymi i nie tylko
może stąd te moje pokręcone rozważania?
pozdrowienia
Natalia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-04-21 10:40:30
Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?Natalia:
> właśnie nie jestem pewna co do tego
> czasem smucimy się zupełnie bez przyczyny
> bez żadnego celu, co więcej nasze smucenie się
> nie tyle nie jest potrzebne ale nawet przeszkadza
> w bieżacych sprawach życia codziennego
Mozna zyc Pelnia zycia, a mozna zyc jedynie jakby jego
namiastka.
Gdybym napisal ze smutek to reakcja na sytuacje w ktorej
'pelnie' ustepuje namiastce...
to pewnie nic bys nie skapowala, heh, wiec inaczej: jak
namiastka bardziej 'sie kurczy' to pojawia sie smutek.
W takim [uogolnionym] ujeciu przyczyna smutku wystepuje
zawsze, choc nie zawsze da sie w prosty sposob ja nazwac.
Inna przyczyna smutku moze byc ~poprzygladanie sie Pelni.
> może stąd te moje pokręcone rozważania?
Ty to juz od dawna szukasz rozniastych ~umocowan dla
zadowalania sie namiastkami... chyba. ;)
--
Czarek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-04-21 10:49:09
Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?
Użytkownik "cbnet" <c...@n...pl> napisał w wiadomości
news:c65j2s$j2r$1@news.onet.pl...
> Gdybym napisal ze smutek to reakcja na sytuacje w ktorej
> 'pelnie' ustepuje namiastce...
> to pewnie nic bys nie skapowala,
cóż za trafne spostrzeżenie... ;)
> Ty to juz od dawna szukasz rozniastych ~umocowan dla
> zadowalania sie namiastkami... chyba. ;)
możliwe ;)
może powinnam pilniej przeczytać ten kawałek o buddyźmie wyżej w wątku ;))
pozdrowienia
Natalia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-04-21 10:51:53
Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?
Użytkownik "redart" <r...@o...pl> napisał w wiadomości
news:c64ace$b81$1@news.onet.pl...
> Ale - rozpisałem się ... Na razie dość ...
wow, jestem pod wrażeniem
nie będę ściemniać że wszystko dla mnie jasne ;)
pozdrowienia
Natalia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-04-21 11:24:27
Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?Natalia:
> cóż za trafne spostrzeżenie... ;)
Coz, nie chcialem stawiac Twojej tragicznej koncepcji
z tematu w zbyt niekorzystnym swietle. ;)
--
Czarek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |